Rozdział III
Alya
Wszędzie kolorowo. Czuć było w powietrzu piękną woń kwiatów. Po prawej stronie od wejścia znajdował się szereg małych domków i jeden większy budynek. Zapewne stołówka. Zaś po stronie lewej było biuro campingu i różne atrakcje, takie jak: park linowy, strzelnica, paintball, kręgle i wiele innych. Na wprost od wejścia ciągnęła się długa, wąska, piaskowa droga. Z daleka widać było jezioro. Wokół rosnął dziki las, i zauważyłam kilka klifów kończących się przepaścią nad wodą. Tu było cudownie.
Nauczycielka kazała ustawić się w dwuszeregu. Oczywiście stanęłam za niższą od siebie przyjaciółką. Kazała stać cicho i grzecznie, ponieważ miała nas powitać organizatorka campingu.
Z biura wyszła wysoka kobieta, o ciemnej karnacji. Kasztanowe, kręcone włosy opadały jej na ramiona. Była przeciętną osóbką. Z wyrazu twarzy wydawała się bardzo miła.
- Witam was wszystkich na obozie Camp Gold Summer. Nazywam się Veronica Cooper i będę waszą grupową podczas tych dwóch tygodni. Mówię wam, będziemy się świetnie bawić. Na dzisiaj plan jest taki. Jest godzina 19:00, jako pierwsze zadanie, macie dobrać się w pary. Jest to potrzebne, gdyż musimy was porozdzielać do dwuosobowych domków. Oczywiście dziewczyna z dziewczyną, chłopak z chłopakiem. Potem jak się rozpakujecie, macie wolne do jutra, o 08:00 śniadanie w stołówce. Możecie robić co chcecie i chodzić gdzie chcecie, ale nie w pojedynkę.
Już myślałam, że będzie jeszcze piękniej. Zrezygnowaną miną spojrzałam na Nino, który się wpatrywał na mnie smutnymi oczyma. Kto jak kto, ale ja bardzo chciałam pomieszkać z chłopakiem. I nie! Nie wymyślajcie sobie ubzduranych rzeczy, jakie bym robiła z Nino. Po prostu lubię z nim przesiadywać.
- To ja z Marinette. - powiedziałam do pani Veronici.
- Ja z Adrienem - dodał Nino.
Organizatorka dała nam klucze do domków. Ja z Mari miałam chałupę numer 6, a chłopaki numer 7. Były to dwa ostatnie domki, czyli mieliśmy bardzo blisko do jeziora i do siebie. Bardzo cieszyłam się z tego powodu.
Gdy razem z Marinette weszłyśmy do środka zaniemowiłyśmy. Nie sądziłam, że będzie tu taki luksus. Z zewnątrz chatki wydawały się stare i zaniedbane, a w środku nowoczesny aneks kuchenny, do którego od razu popędziła moja przyjaciółka. Kto jak kto, ale ta to uwielbiała piec. Kuchnia łączyła się z mini salonem. Posiadał wygodną kanapę dla czterech osób i malutki stolik po środku. Pod ścianą znajdowała się szafka RTV, na której stał telewizor FULL HD. Na parterze znajdowała się także łazienka z prysznicem, toaletą i umywalką. I co się okazało, w rogu pomieszczenia schowała się pralka. Narazie zapowiadało się wspaniale. Ruszyłyśmy razem z Mari na górę. Schody prowadziły do jednego, wielkiego pokoju. Na samym środku było podwójne łóżko, a po obu jego stronach szafki nocne. Pod lewą ścianą były szafy na ubrania i inne rzeczy. Po prawej stronie były powieszone obrazy i dwie torby.
Wzięłam jedną, i przeczytałam kartkę, która była przyczepiona do rączki.
-,, Jest to mały upominek, dla każdego z was. To tak na dobry początek wspaniałych przygód na Camp Gold Summer. ". Ale super. - wzięłam drugą torbę i podałam Mari. - Trzymaj, są to upominki dla nas.
Zaczęłyśmy rozpakowywać nasze prezenty. Dostałyśmy obozową koszulkę, koloru złotego. Na samym środku było przyszyte czarne słońce. Nad nim widniała nazwa campingu.
Znaleźłyśmy też bransoletki, także złote z napisem, ale dodatkowo był numer naszego domku. Do torby powrzucano jeszcze kilka cukierków. Były o smaku owocowym, karmelowym i leżało trochę krówek. Marinette wręcz je uwielbiała. Szybko wyjęła jedną i zaczęła ją powoli zjadać.
Akurat w tej chwili odwiedzili nas chłopcy.
- Co tam dziewczyny? Jak wam się podoba nasza nowa stylówa? - przywitał nas Nino, wskazując na ich stroje.
- Pfff... Też takie mamy. Zaraz ją założę. - pochwaliłam się. Marinette stała do nas tyłem, ponieważ cały czas walczyła z ciągutką.
- Mari, a ty? Też założysz? Fajnie byłoby się tak razem przejść w tych koszulkach. - zapytał Adrien. Ona tylko się odwróciła i szeroko uśmiechnęła. Kiwnęła głową na,, tak,,
- Stało się coś? - spytał Nino.
- Ne, nisz sze ne sztao. - odpowiedziała z trudnością przyjaciółka. Chłopcy się z lekka skrzywili.
- Ona mówi ,, Nie, nic się nie stało". Właśnie teraz walczy z krówką i jak narazie przegrywa. - wytłumaczyłam za przyjaciółkę. Zaczęliśmy się śmiać, a do nas dołączyła Marinette. Zaczęła się krztusić cukierkiem, więc rozpoczęłam akcję ratunkową. Klepałam ją po plecach, ale nie podziało. Śmiała się i płakała w tym samym czasie. Nie mogła już oddychać. Kiedy Adrien zrobił jej tak zwaną łyżkę, cała krówka wyleciała z jej ust prosto na moją twarz.
- O mój boże, Alya, tak strasznie cię przepraszam. - zaczęła błagać mnie o wybaczenie. - Proszę, nie bądź na mnie zła. - podała mi chusteczkę. Zdjełam paćkę z mojej twarzy i przez chwilę wpatrywałam się w zdezorientowaną minę Mari. Zaczęłam się śmiać jeszcze głośniej niż przedtem, a razem ze mną przyjaciele.
Adrien
Szliśmy całą czwórką w jednym rzędzie nad jezioro. Alya trzymała ramię Nino. Na samym środku szła Marinette. Kilka razy niechcący szturchnęliśmy się rękoma, za każdym razem ona przepraszała jąkając się z całą poczerwienianą twarzą. Uważałem, że to słodkie.
Piasek był ciepły i suchy. Postanowiliśmy ściągnąć obuwie i skarpetki i pospacerować wzdłuż wody. Gdy znaleźliśmy wygodne miejsce, usiedliśmy na piachu obok siebie. Było widać już pierwsze gwiazdy na niebie. Chwilę ciszy przerwała Alya.
- Jak myślicie, co będziemy jutro robić?
- Pewnie coś ekstra fajowego. W sumie, na pewno. Tu jest odlotowo. - powiedział Nino.
- Wpadniecie po nas jutro rano?
- Jasne. - odpowiedziałem z przyjacielem.
Zaczęliśmy rozmawiać o różnych sprawach. Np.: co nam się tu najbardziej podoba, jakieś kawały, historyjki i różne takie. Od pewnego momentu nie było słychać śmiechu Mari. Spojrzęliśmy w jej stronę. Zasnęła. Po prostu spała cicho. Uznaliśmy, że czas wracać do domu, ale nie chcieliśmy jej budzić.
- Adrien, zaniesiesz proszę Marinette do łóżka? - zapytała mnie Alya.
- Nie ma problemu.
Naprawdę nie miałem nic przeciwko. To w końcu moja najlepsza przyjaciółka. Dla niej skoczyłbym nawet w ogień.
Pomijając drogę powrotną, wniosłem Mari po schodach i położyłem delikatnie na łóżku.
- Dzięki za pomoc. Sama bym jej nie przyniosła. A teraz możesz wyjść. Muszę ją przebrać w pidżamę. Chyba, że chcesz popatrzeć? - zapytała mulatka, podnosząc jedną brew. Na jej twarzy zawitał pół uśmiech. Zrobiłem się cały czerwony.
- Co? Nie, ja nigdy. Znaczy, nie to, że się jej brzydzę czy coś, ale czuję, że to nie jest dobry pomysł. - odpowiedziałem i zacząłem wychodzić z ich domku.
Gdy znalazłem się na dworzu, przede mną pojawiła się mała, latająca postać.
- Och Adrien. Dlaczego nie zostałeś? Wiem, że bardzo chciałeś. - No nie, dlaczego Plagg zawsze zaczyna takie rozmowy.
- Posłuchaj mnie. Mari to TYLKO przyjaciółka.
- No ale nie mów mi, że nie chciałeś jej zobaczyć w samej bieliźnie.
- Przyznaję, że mnie korciło, ale na szczęście się opamiętałem. Co by pomyślała o mnie Marinette, gdyby się dowiedziała.
- Pewnie tak jak zawsze zaczęłaby się przy tobie jąkać i próbując być na ciebie wściekła, to tak naprawdę nic złego nie potrafiłaby o tobie powiedzieć.
- Zamknij się w końcu Plagg. Chodźmy już spać. Mamy z Nino wstać wcześnie, żeby zajść jeszcze po dziewczyny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top