Rozdział 3
Po biologii i dwóch innych lekcjach postanowiliśmy iść z Harrym razem na lunch. Po tym jak pomógł mi z szafką zamiast skupić się na lekcji cały czas rozmawialiśmy. Mamy wiele wspólnych zainteresowań co mnie bardzo cieszy. Nałożyliśmy sobie jedzenie na tackę i usiedliśmy przy dużym stole.
- Dlaczego zaprowadziłeś nas do stolika przeznaczonego dla sześciu osób skoro jesteśmy sami? - pytam. On tylko się uśmiecha. - No słucham.
- Ponieważ zaraz przyjdzie czwórka moich przyjaciół, a ja chciałbym, żebyś ich poznała. Co ty na to? - pyta. Tak naprawdę to bardzo się cieszę, ponieważ jak na razie to w tej szkole znam tylko jego.
- No okej. - uśmiecham się po czym związuje moje długie, czarne włosy w kucyka.
Po pięciu minutach dosiadają się do nas dwie dziewczyny i dwóch chłopaków.
- No hej Harry! - krzyczy drobna blondynka o niebieskich oczach. Chwilę potem zauważa, że siedzę obok. - Cześć nie widziałam cię tu jeszcze. Jesteś nowa? - pyta i uśmiecha się przyjaźnie.
- Tak, jestem Lena. - mówię i staram się ukryć zdenerwowanie.
- Miło mi cię poznać, ja jestem Emily. A to mój chłopak, Cody. - mówi po czym pokazuje przystojnego blondyna o piwnych oczach.
- Cześć. - mówi i uśmiecha się.
- Ja jestem Natalie. - mówi dziewczyna z rudymi, kręconymi włosami i podaję mi rękę.
- Miło mi. - odpowiadam. Patrzę na chłopaka o czarnych włosach i tego samego koloru oczach i czekam aż się przedstawi, ale to nie następuje. Nie patrząc na mnie kiwa lekko głową.
- To jest Evan, milutki co? - śmieje się Emily. - Nie przejmuj się on zawsze jest taki. Evan, mógłbyś być odrobinę milszy, albo chociaż udawać, że nie jesteś dupkiem? - patrzy na niego gniewnie. Ale chłopak nic sobie z tego nie robi i tylko prycha po czym odchodzi od stolika.
- On jest taki dla wszystkich, nikt nie wie czemu. - mówi Natalie i uśmiecha się. - A tak właściwie to skąd jesteś?
- Z Portland. Wczoraj przyjechałam.
- Czemu się przeprowadziłaś? - pyta Cody.
- Bo tata znalazł tu pracę. - mówię. - Szczerze mówiąc to byłam sceptycznie do tego nastawiona, ale spotkałam was. - uśmiecham się. - I teraz ta przeprowadzka już nie wydaje się taka straszna jak wcześniej.
- Ta szkoła jest naprawdę świetna, jest tu masa imprez. - mówi Emily, ale ledwo mogę ją zrozumieć bo wepchała sobie do buzi połowę burgera. - Możesz też zapisać sie do Cheerleaderek jeśli chcesz. Tak się składa, że jutro są zapisy! - nie mogę się nie zaśmiać po tych słowach. Jestem strasznie nieskoordynowana, więc to niemożliwe.
- Nie, to nie dla mnie. A można tu zapisać się na jakieś kółko wokalne, albo coś? - pytam. Po tych słowach twarz Natalie się rozjaśnia.
- Tak! Prowadzi je pani Kate, jest świetna. Ja też miałam się na nie zapisać, więc możemy to zrobić razem, co ty na to?
- Pewnie. - uśmiecham się.
Gdy lunch dobiega końca żegnamy się i każdy idzie na lekcje. Została mi już ostatnia, co bardzo poprawia mi humor. Wchodzę do sali matematycznej i siadam w ostatniej ławce pod oknem. Gdy dzwoni dzwonek nauczyciel zaczyna prowadzić lekcje. Nie mija 10 minut, kiedy drzwi otwierają się, a w nich staje zdyszany niemiły chłopak z lunchu.
- Przepraszam za spóźnienie. - mamrocze pod nosem.
- Och, witaj Evan. Siadaj koło Leny.
O nie. Dlaczego? Dlaczego akurat obok mnie? Jest tu wiele innych wolnych miejsc. Czy ja mam jakiegoś pecha? Chłopak wykrzywia się i siada obok mnie, nawet nie spoglądając w moją stronę.
Po 45 minutach wreszcie dzwoni dzwonek. Evan pakuje się w mgnieniu oka i wypada z sali. Nie wiem co jest z nim nie tak. Przecież niczym mu nie zawiniłam, mógłby być dla mnie milszy. Dlaczego taki uprzejmy i czarujący Harry przyjaźni się z takim nieprzyjemnym chłopakiem? Wychodzę ze szkoły i nie patrząc na boki przechodzę przez ulicę. Jestem w połowie drogi do chodnika, gdy słyszę dźwięk klaksonu samochodowego. Czarne auto jedzie prosto na mnie. Nogi odmawiają mi posłuszeństwa i stoję zamiast uciekać. W ostatniej chwili silne ramiona popychają mnie na chodnik i czyjeś ciało bezwładnie upada na moje. Samochód przejeżdża obok nas, a mój wzrok przykuwają czarne oczy. Te czarne oczy. Evan i ja wstajemy równocześnie. Nie mogąc wydobyć z siebie słowa, tylko na niego patrzę. Po chwili ciszę przerywa jego głos.
- Musisz bardziej uważać, miałaś szczęście, że tędy szedłem. - mówi, po czym odchodzi zostawiając mnie samą w wielkim szoku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top