Rozdział 22
Patrzę na niego w osłupieniu nie mogąc wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Jak to Evan się wyprowadza?
- Czy to żart? - pytam po kilku minutach.
- Niestety nie. Za dwa miesiące, po zakończeniu roku szkolnego.
- Ty ... - mam łzy w oczach. - nie możesz ... Nie możesz mnie zostawić. - zaczynam płakać, a chłopak mnie przytula.
- Spróbuję to odkręcić, zrobie wszystko co w mojej mocy, żeby tu zostać.
Płaczę wtulona w Evana i naprawdę mam w dupie to czy ktoś na nas patrzy. Skoro ma lecieć do Nowego Jorku za dwa miesiące to muszę się nim nacieszyć. Chociaż i tak nie sądzę, że mu na to pozwolę.
****
- Jak to wyjeżdża? - Emily patrzy na mnie w osłupieniu, gdy godzinę po skończeniu lekcji siedzimy na kawie w Starbucksie.
- Cały czas mam nadzieję, że to tylko jakiś nieśmieszny żart. - mówię ze smutkiem w głosie.
- Nie wiem co mam ci powiedzieć. - dziewczyna kręci głową. - Nie wyobrażam sobie, że Cody miałby nagle się wyprowadzić.
- Do mnie też jeszcze to nie dociera. - mówię.
- A za ile leci?
- Dwa miesiące.
- A kiedy wracają Twoi rodzice?
- Jutro. - otwieram szeroko oczy, kompletnie o tym zapomniałam.
- Jutro? A nie za tydzień?
- Postanowili szybciej wylecieć. - uśmiecham się. Bardzo się cieszę, że rodzice z bratem wracają. Bardzo, ale to bardzo się za nimi stęskniłam.
- To super. Ale skoro wracają jutro, to może chodźmy dzisiaj na imprezę to Oliviera? - Emily patrzy na mnie ze złowieszczym uśmiechem na ustach.
- Nie, chyba nie chcę iść. - waham się.
- No weź, przecież wiesz, że Olivier Bolton organizuje najlepsze imprezy w całej szkole.
To prawda, Olivier ma bardzo bogatych rodziców, których nigdy nie ma w domu. Co tydzień są u niego imprezy, na które chodzi cała szkoła. Ja byłam na takiej tylko raz i nie podobała mi się jakoś szczególnie. Nie lubię takiego tłoku. Chociaż dzisiaj chyba potrzebuję trochę alkoholu.
- No dobra. - zgadzam się, a Emily zaczyna klaskać w dłonie jak małe dziecko.
****
- Jak sądzisz, co powinnam ubrać? - pytam przyjaciółki, gdy wspólnie szykujemy się do wyjścia w jej domu.
- Została nam godzina, a ty dalej nie jesteś ubrana? Czekaj, zaraz ci coś znajdę. - odpycha mnie od szafy i zaczyna w niej szperać.
- Ty też nie jesteś ubrana. - zauważam.
- Ale ja przynajmniej mam już przyszykowane rzeczy. - spogląda na mnie znacząco, po czym znów zaczyna szukać dla mnie ubrań.
Siedzę na łożku i spoglądam na swój telefon. Ciekawe czy Evan będzie na tej imprezie. Pewnie tak, zawsze na nie chodzi.
- Mam! - krzyknęła Emily wyciągając z szafy czarną sukienkę. - Będzie idealna. - uśmiecha się triumfalnie i podaje mi sukienkę.
Jest wykonana z bardzo ładnego materiału. Czarna, na cienkich ramiączkach. Będzie mniej więcej do połowy uda.
- Dziękuję. - mówię, po czym idę nakładać makijaż. Nie będę szaleć, ani nakładać na siebie bardzo dużo tapety, ponieważ mam takie szczęście, że nie mam żadnych niedoskonałości na twarzy. Nakładam korektor pod oczy, maluję brwi, daję trochę rozświetlacza i podkreślam oczy maskarą. Z włosami nic nie robię, pozwalam im delikatnie opaść na moje ramiona.
- Wyglądasz zajebiście. - mówi Emily, po czym daje mi czarne szpilki. - Załóż je, idealnie pasują do twojej sukienki.
Emily ma na sobie sukienkę koloru krwistej czerwieni i takie same szpilki jak ja. Jej sukienka jest bez ramiączek. Muszę przyznać, że moja przyjaciółka wyglada cudownie.
- Za jakieś dwadzieścia minut przyjedzie po nas Cody i Harry.
- A Evan? - pytam.
- O nim nic nie wiem. - patrzy na mnie ze współczuciem.
- Okej. - uśmiecham się słabo.
- Ej, nie przejmuj się nim. Dzisiaj mamy się swietnie bawić, tak? - pyta.
Kiwam głową i uśmiecham się pewniej. Emily daje mi szklankę wody i jakiegoś batona.
- Mówiłaś, że jesteś głodna. Wybacz, ale mam tylko to. - chichocze.
- Jest okej, w sumie to już nie chce mi się jeść.
- Masz to zjeść. - grozi mi palcem. - nie po to przeszukałam pół kuchni, żebyś teraz wybrzydzała.
Posłusznie zjadam batonik i wyrzucam papierek do kosza. Z podjazdu słychać dźwięk klaksonu.
- To Cody, chodźmy. - Emily uśmiecha się i ciągnie mnie za rękę.
Zabawę czas zacząć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top