Rozdział 12

Na wstępie chciałabym bardzo podziękować perfstylesx za wykonanie cudownej okładki! 💞

- Ja ... Muszę iść. - mówię, po czym szybko wstaję z krzesła.

- Co się stało? - pyta zaniepokojona Emily.

- Evan ... On ... - nie mogę nic powiedzieć, a po moich policzkach mimowolnie zaczynają lecieć łzy.

- Lena, zaczynam się niepokoić. - Emily i Harry również wstają.

- Evan miał wypadek i leży w szpitalu nieprzytomny. - szlocham. Blondynka szybko do mnie podchodzi i mocno przytula.

- Wiesz w jakim jest szpitalu? - pyta Harry.

- Tak.

- To idę po Cody'ego i jedziemy.

****

Gdy dojeżdżamy do szpitala szybko wybiegam z samochodu i kieruję się w stronę recepcji.

- Gdzie leży Evan Black? - pytam cała czerwona od płaczu.

- Przepraszam, ale takich informacji mogę udzielać tylko rodzinie i najbliższym.

- Jestem jego dziewczyną. - podnoszę głos. Pielęgniarka mierzy mnie wściekłym spojrzeniem.

- Pokój 114, drugie piętro. - odpowiada oschle i zaczyna pisać coś na komputerze. Wołam przyjaciół, którzy dopiero weszli do budynku i idę do windy. Cała się trzęsę, a Harry to zauważa.

- Nie martw się, wszystko będzie dobrze.

- Skąd możesz to wiedzieć? - mówię, czując piekące łzy na twarzy.

- Przeczucie. - przytula mnie. Gdy winda dojeżdża na drugie piętro, pospiesznie z niej wychodzimy. Wzrokiem szukam mamy Evana. Wreszcie ją zauważam. Siedzi razem z mężem i córeczką przy drzwiach z numerem 114. Jest cała roztrzęsiona, tak jak ja. Nagle mnie zauważa.

- Dzień dobry. - posyłam jej blady uśmiech.

- Cześć kochanie. - mówi i mnie przytula. Cała nasza czwórka siada na przeciwko rodziny.

- Co się stało? - pyta Cody.

- Mój syn bardzo szybko jechał, a droga była śliska przez to, że wczoraj w nocy była ulewa. Wpadł w poślizg i uderzył w drzewo. - mama Evana robi sobie krótką przerwę i ociera łzy z twarzy. - Jego stan jest stabilny, ale to może ulec zmianie.

- Gdzie tak szybko jechał? - pytam. Widzę, że pani Black zastanawia się czy mi powiedzieć, ale ja chcę to wiedzieć. - Może mi pani powiedzieć.

- Do ciebie. - mówi. To przeze mnie. Gdyby nie ja Evan nie miałby wypadku. Jestem wszystkiemu winna. - Nie obwiniaj się, skarbie. - mówi mama Evana czytając mi w myślach. - To wina mojego syna, że tak nieostrożnie jechał. To silny chłopak, wyjdzie z tego. - mówi. Uśmiecham się na te słowa. Trochę podniosły mnie na duchu.

- A co ty tu robisz? - mówi ktoś, kogo miałam nadzieję dzisiaj nie spotkać.

- Chciałam właśnie spytać o to samo.  - mówię, a Natalie tylko wywraca oczami.

- Nie jesteś tu mile widziana. - Emily zabija ją wzrokiem.

- Myślałam, że się przyjaźnimy. - rudowłosa udaje zdziwioną.

- No to źle myślałaś. Możesz już stąd iść. - ucina Cody.

- Oj przestań, co ja wam zrobiłam? Przyjaźnię się z wami dłużej niż Lena! Dlaczego stajecie po jej stronie? - wyrzuca z siebie.

- Bo to co zrobiłaś to był cios poniżej pasa. Pocałować chłopaka przyjaciółki? - odpowiada Emily.

- On mi się od zawsze podobał. - mówi cicho Natalie.

- Ciekawe. Gadałaś z nami o wszyskich chłopakach, tylko nie o nim. - mówi kpiąco Harry.

- No bo wiedziałam, że on nie zwróci na mnie uwagi! On tylko bawił się dziewczynami. Ale pojawiła się cudowna Lena i zmieniła niegrzecznego chłopca w romantyka. Śmiechu warte.

- On ją kocha, Natalie. Musisz się z tym pogodzić. - mówi Natalie.

- A co z naszą przyjaźnią? - pyta dziewczyna.

- Nie potrafiłabym ci zaufać po takim czymś. Przykro mi. - Emily patrzy na swoje ręce, gdy to mówi.

- Dobra. Skoro tak, to wychodzę. - mówi Natalie, po czym wstaje i wchodzi do windy.

****

Po 3 dniach Evan się nie obudził. Zaczynam się niepokoić. Moje dni wyglądają tak samo. Wstaję, idę do szkoły, z niej kieruję się do szpitala i siedzę tam do nocy. Jestem strasznie wyczerpana, ale to mnie nie powstrzyma, żeby przychodzić do szpitala. Siedzę właśnie na matematyce i wpatruję się w puste krzesło obok mnie. Nie lubię szpitali. Kojarzą mi się tylko z jednym ... Nie chcę sobie tego przypominać, ponieważ to wspomnienie jest zbyt bolesne.

- Lena? Słyszysz? - z zamyślenia wyrywa mnie  nauczyciel.

- Słucham? - pytam.

- Czy znasz wynik?

- Nie, jeszcze robię. - próbuję się usprawiedliwić.

- Do tablicy. Szybko. - pan Hale mierzy mnie złym spojrzeniem.

Po matematyce siadam sama przy stoliku i zaczynam skubać frytki. Bardzo mało jadłam przez ostatnie trzy dni, ale nie mam apetytu. Wyciągam telefon i sprawdzam czy są jakieś nowe wiadomości. Pusto. Po kilku minutach dosiadają się do mnie przyjaciele i zaczynają rozmawiać o tym, jak bardzo nie lubią nauczycielu w naszej szkole.

****

Po lekcjach idę do szpitala. Co zrobię jeśli Evan się nie obudzi? Nie. Nie mogę dopuszczać do siebie takich myśli. On na pewno się obudzi. Prędzej czy później. Mam jednak szczerą nadzieję, że to będzie prędzej. Dobrze, że szpital jest tak blisko szkoły, ponieważ zaoszczędzam dużo czasu. Mogę dłużej siedzieć przy Evanie. Jadę windą na drugie piętro. Znam już imiona i nazwiska wszystkich pielęgniarek pracujących na tym piętrze. Jedna z nich opowiedziała mi wczoraj, że mąż zdradził ją z jej starszą o 10 lat siostrą. Jest bardzo miła i młoda. Szybko złapaliśmy kontakt co mnie bardzo cieszy. Wchodzę do pokoju 114 i widzę jak chłopak spokojnie oddycha. Przysuwam krzesło do jego łóżka, a plecak odkładam pod ścianę. Siadam i chwytam w dłonie rękę Evana.

- Wiesz, przychodzę tu już od trzech dni, a u ciebie nie widać poprawy. - uśmiecham się. - Nawet nie wiesz jak brakuje mi twojego uśmiechu. Uwielbiam patrzeć jak pokazujesz te swoje idealne zęby i śmiejesz się z moich suchych żartów. Uwielbiam, jak przeczesujesz swoje czarne włosy i jak patrzysz na mnie tymi czarnymi oczami, których tak bardzo mi teraz brakuje. Wiem, że to Natalie się na ciebie rzuciła, specjalnie, żebym to zobaczyła. Myślałam, że jest moją przyjaciółką. Ale mam tylko trójkę przyjaciół. No i ciebie. Ale ty nie jesteś tylko przyjacielem. Dzięki tobie mam ochotę wstawać rano do szkoły. Dzięki tobie nie uciekam z matematyki, tak jak to robiłam w mojej dawnej szkole. Nawet nie wiesz jaką byłam buntowniczką. Teraz też bym uciekała, ale wolę patrzeć jak skupiasz się na wykonywaniu zadań. I to jak uśmiechasz się, gdy przyłapujesz mnie jak się na ciebie patrzę. Nawet nie wiesz, jakie moje dni są beznadziejne, gdy chociaż raz dziennie nie spojrzę w twoje czarne oczy. Strasznie się obwiniam o twój wypadek. Mogłam ci od razu to wybaczyć, ale ja oczywiście musiałam być uparta. Ale teraz zrozumiałam, że cię potrzebuję. Proszę nie zostawiaj mnie. Kocham cię. - pojedyncza łza, spływa po moim policzku. Nagle czuję jak jego dłoń delikatnie ściska moje.

- Ja też cię kocham.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top