Rozdział 8

Otwieram oczy i wyłączam dzwoniący budzik. Nagle uświadamiam sobie, że czyjeś ramiona obejmują mnie w talii. Przypominam sobie wczorajszy wieczór. Odwracam się i patrzę na twarz Evana. Jak można być tak idealnym?

- Przestań się gapić, czuję się nieswojo. - mówi zaspanym głosem, a ja się rumienię.

- Przepraszam. - mówię szeptem, a on się uśmiecha.

- Słodko wyglądasz jak jesteś zawstydzona.

- Przestań. - uśmiecham się. - Musimy wstawać jeśli nie chcemy się spóźnić do szkoły.

- Ja bym mógł tak przeleżeć cały dzień.

****

Po prysznicu i założeniu wczorajszych ciuchów razem z Evanem schodzimy na dół. Nasi rodzice siedzą przy stole i jedzą śniadanie.

- Dzień dobry! - uśmiecha się moja mama.- Jak minęła wam noc? Dobrze spaliście? - Na te słowa automatycznie się rumienię. Evan to chyba zauważa, ponieważ uśmiecha się do mnie znacząco.

- Spało nam się bardzo dobrze, prawda Leno? - Patrzy na mnie, a uśmiech nie schodzi mu z twarzy.

- Tak. - mamrocze robiąc się jeszcze bardziej czerwona.

- Zostaniecie na śniadaniu? - pyta Julia

- Nie, zajedziemy jeszcze do państwa domu po rzeczy Leny. - odpowiada Evan patrząc na moich rodziców po czym wychodzimy z domu. Wsiadamy do czarnego samochodu chłopaka i kierujemy się w stronę mojego domu.

Po 30 minutach jesteśmy na miejscu, a ja wybiegam, żeby wziąć plecak z lekcjami. Schodzę na dół i zastaje Evana oglądającego moje zdjęcia z dzieciństwa.

- Byłaś bardzo słodka. - uśmiecha się patrząc na zdjęcie ośmioletniej mnie trzymającej Lucasa od razu po jego narodzinach. - Zamierzasz tak iść do szkoły? - mówi lustrując mnie wzrokiem. Uświadamiam sobie, że jestem ubrana w elegancką sukienkę. Biegnę z powrotem do pokoju i zakładam na siebie biały crop top, czarne spodnie z podwyższonym stanem i czarne Converse. - Od razu lepiej. - uśmiecha się.

****

Czuję na sobie spojrzenia wszystkich dziewczyn z naszej szkoły, gdy razem z Evanem wychodzimy z jego samochodu. Idziemy razem przez cały dziedziniec, a ja czuję ogromną satysfakcję widząc zazdrość w oczach tych wszystkich plastików, które chciałyby, żeby Evan przynajmniej na nie spojrzał.

Chyba śnicie.

- No dobra, ja idę na chemię, a ty masz fizykę, tak? - mówi, gdy stoimy razem przy mojej szafce.

- Tak, mam nadzieję, że Dowell nie będzie pytać.

- Trzymam kciuki. - uśmiecha się. - Widzimy się na lunchu.

Wchodzę do klasy i siadam koło Emily. Blondynka odwraca się w moją stronę i badawczo mi się przygląda.

- Co jest? Mam coś na twarzy? - pytam.

- Nie. Słuchaj, jesteśmy przyjaciółkami i chcę, żebyś była ze mną szczera. Co jest miedzy tobą i Evanem? - uśmiecha się.

- Nic, przyjaźnimy się. - odpowiadam.

- Ta jasne. Widziałam jak tańczyliście na imprezie, a dzisiaj przywiózł cie do szkoły. - śmiesznie porusza brwiami. - Gadaj.

- Emily ... Naprawdę nic takiego się nie dzieje.

- No dobrze, uznajmy, że ci wierzę. A co z Harrym?

- A co ma być?

- Widzę jak na ciebie patrzy. Myślisz, że mogłabyś dać mu szansę? - pyta. Zaczynam się nad tym zastanawiać. Harry jest bardzo słodki, ale nie czuję do niego tego co czuję do Evana.

A co ja tak właściwie czuję do Evana?

- Dzień dobry klaso. - mówi pani Dowell wchodząc do sali.

- Nie znoszę tej baby. - mówi Emily, a ja chichoczę pod nosem.

- No dobrze, zapraszam do tablicy numer ... - zaczynam wstrzymywać oddech, wczoraj nic się nie uczyłam na dzisiejszą lekcję.

Byłam zbyt zajęta spaniem w jednym łożku z czarnookim chłopcem.

- ... 17, pani Emily Jeffey.

- No nie, kompletnie zapomniałam się nauczyć. - mówi blondynka.

- Czy mam pani wysłać pisemne zaproszenie, pani Jeffey? - nauczycielka lekko podnosi głos.

- Już idę. - mówi Emily po czym powolnym krokiem idzie w stronę pani Dowell.

****

- A potem dała mi szmatę. - krzyczy Emily podczas lunchu. - Co za babsko.

- Dlatego ja nie zapisałem się na fizykę. - mówi Harry. - Dowell to postrach tej szkoły. Kiedyś na nią wpadłem jak biegłem do toalety, myślałem, że mnie zabije wzrokiem.

- Zmieniając temat na przyjemniejszy, kiedy gracie mecz? - pyta Natalie.

- Dzisiaj o 18:00. Przyjdziecie? - pyta Evan.

- No jasne, skoro zaprasza nas sam kapitan drużyny. - śmieje się Emily

- Jesteś kapitanem? - pytam ze zdziwieniem. Nie wiedziałam, że Evan w ogóle gra w Football.

- Tak, zaskoczyłem cie? - uśmiecha się triumfalnie.

- Nie, tak tylko pytam. - mówię, a on kręci głową z uśmiechem.

- To przyjdziesz? - dopytuje się.

- Czemu nie. - wzruszam ramionami.

- Będziesz mogła mnie podziwiać jako cheerleaderkę! - uśmiecha się Emily.

- Przyjęli cie? - pyta Natalie.

- Tak, godzinę temu się dowiedziałam. -śmieje się blondynka.

****

O 17.45 razem z Natalie przyjeżdżamy do szkoły. Trudno jest znaleźć miejsce na parkingu, tyle stoi tu samochodów.

- Ale tłumy. - mówię.

- Zawsze tak jest, te mecze są strasznie popularne. Nie wiem czemu, mnie to nie kręci.

- To czemu przyjeżdżasz to oglądać?

- Bo wspieram przyjaciół, a poza tym podoba mi się Matt. - mówi. Matt jest od nas o rok starszy. Ma włosy koloru ciemnego blondu i zielone oczy. Straszne z niego ciacho.
Siadamy na trybunach i obserwujemy rozgrzewkę  chłopaków. Od razu zauważam Evana, jest najprzystojniejszy z całej drużyny. Po drugiej stronie boiska cheerleaderki ćwiczą swój układ. Emily bardzo do nich pasuje.

- Z kim tak właściwie gramy? - pytam.

- Z drużyną Portland Wolfs. - mówi, a ja zamieram. - Coś się stało?

- Ta drużyna jest z mojej byłej szkoły. A kapitanem jest mój były chłopak, Will. - mówię. Nie wierzę, że go znowu zobaczę. Pamietam jak bardzo mi na nim zależało, a on w moje urodziny przespał się z moją przyjaciółką. To złamało mi serce. Nie jestem gotowa, żeby go znowu zobaczyć. Moje rozmyślenia przerywa gwizdek sędziego. Rozpoczął się mecz, a drużyna Portland Wolfs wbiegła na boisko. Od razu zobaczyłam nazwisko Will'a na jednej z koszulek.

Po meczu weszłam na boisko, żeby pogratulować chłopakom wygranego meczu. Cieszę się, że to my zwyciężyliśmy, tamta drużyna zawsze wygrywała wszystkie mecze.

- Harry! - wołam. - Świetny mecz, byłeś niesamowity. - uśmiecham się.

- Dziękuję. - chłopak odwzajemnia uśmiech. - Obawiałem się tego meczu, cieszę się, że wygraliśmy.

- Ja też. - mówię.

- Lena? - słyszę znajomy głos.

O nie, tylko nie to. Will.

- Cześć. - mówię, zmuszając się do uśmiechu.

- Strasznie długo się nie widzieliśmy. - przeczesuje palcami swoje brązowe włosy. - Chodźmy się przejść.

- No nie wiem ...

- Bez gadania. - uśmiecha się. - Stęskniłem się.

Poczekaj, bo ci uwierzę.

- Więc co u ciebie? - pyta, gdy idziemy koło szkoły.

- Bez zmian. - mówię oschle.

- Co ty taka niemiła? - pyta z uśmiechem na twarzy.

- Will, myślisz, że zapomniałam co ty i Liv mi zrobiliście?

- To było dawno. - przewraca oczami.

- Ale to nie znaczy, że to się nie wydarzyło! - krzyczę.

- Jaka ty jesteś pamiętliwa. - wzdycha.

- Myślisz, że wybaczę ci to, że zdradziłeś mnie z najlepszą przyjaciółką w moje urodziny? - łzy napływają mi do oczu i nic nie mogę na to poradzić.

- Może gdybyś ciągle mi nie odmawiała to by się to nie stało? - podnosi głos. Zaczynam się trochę bać.

- Czyli to moja wina? - krzyczę.

- Trochę tak! - zaczynam się śmiać.

- Jesteś nienormalny, Will.

- Zaraz się przekonamy. - uśmiecha się złowieszczo, a w jego oczach widzę błysk.

- Co masz na myśli? - niepokoję się. Chłopak przyciska mnie do ściany.

- Bądź cicho. - mówi i zaczyna mnie całować.

- Will, nie ... - odpycham go.

- Cicho skarbie. - ucisza mnie i zaczyna całować moją szyję, a jego ręce dotykają moje ciało.

- Will, zostaw mnie! - szlocham, ale on nic sobie z tego nie robi.

- Nie słyszałeś co do ciebie powiedziała?! Zostaw ją! - słyszę znajomy głos. Evan uderza Will'a , a ten bezwładnie opada na ziemię. Chłopak pochyla się nad nim i okłada go pięściami po twarzy. Gdy z nosa bruneta zaczyna lecieć krew, Evan podchodzi do mnie i patrzy z oczami pełnymi troski.

- Wszystko dobrze, skarbie? - pyta i mnie przytula. Zaczynam płakać, a on bierze mnie na ręce i kieruje się w stronę swojego samochodu. - Już dobrze, ze mną jesteś bezpieczna.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top