Rozdział 20

Wpatruję się w kopertę, którą wręczyła mi policjantka. Jestem bardzo ciekawa co jest w środku, ale z drugiej strony boję się ją otworzyć. Nie byłam z Natalie blisko, co mogła mi napisać? Patrzę na pozostałych i widzę, że nikt z moich przyjaciół jeszcze nie otworzył koperty.

- Jeśli nie jesteście gotowi, żeby otworzyć koperty, to możecie to zrobić w domach. Jesteście wolni. - mówi policjantka i wychodzi.

Dalej wpatruje się w kopertę z moim imieniem i niepewnie gładzę papier. Patrzę na pozostałych i zastanawiam się, co oni teraz mogą myśleć.

- Ale to jest popieprzone. - mówi Cody nie odrywając wzorku od swojej koperty.

- Proponuję, żebyśmy pojechali do czyjegoś domu i razem to otworzyli. - szepcze Emily.

- Racja. - mówi Cody i delikatnie całuje ją w czoło.

- Nie wiem jak wy, ale ja jestem cholernie przerażony. - wzdycha Harry, gdy idziemy korytarzem do wyjścia. - No bo wiecie. Straciliśmy z nią kontakt przez incydent z ... - nagle urywa i patrzy na Evana. - Nie ważne, ale straciliśmy, nie? A tu takie coś. Dodatkowo z Leną prawie się nie znała, a nawet mogę użyć słowa - nie lubiła - a teraz pisze do nas listy? Chce się pożegnać, czy co?

- Nie wiemy Harry, naprawdę. - Cody wygląda na przybitego. Zresztą, wszyscy tacy jesteśmy.

****

Gdy dojeżdżamy do domu Cody'iego coraz bardziej skręca mnie w żołądku. Co Natalie mogła do mnie napisać? A może nie otworzę tej koperty?

Wychodzimy z samochodów i udajemy się w stronę drzwi. Ściągamy buty i siadamy w salonie. Zauważam, że każdy jest zakłopotany i nie wie co zrobić. Evan masuje mnie po plecach, żeby dodać mi otuchy.

- Otwieramy? - pyta Cody. Wszyscy w milczeniu kiwają głowami i rozlega się szum otwieranych kopert.

Gdy wyjmuję kartkę widzę pismo Natalie. Pisała ręcznie. Przez to wszystko dostaję gęsiej skórki. Ale to mnie nie powstrzymuje i postanawiam przeczytać.

Droga Leno,
Jeśli czytasz ten list, to znaczy, że mnie już tu nie ma. Ale może to i lepiej, co sądzisz? Wiem, że nie byłyśmy ze sobą blisko i na pewno dziwi Cię, że Ty także otrzymałaś list. Ale to nie bez przyczyny wasza piątka teraz czyta moje wypociny ;)) Po pierwsze - chciałam Cię przeprosić za ten bal. Tak ... ten nieszczęsny bal. Prosto z mostu Ci powiem, że Evan cholernie mi się podobał i byłam na Ciebie zła, za to, że on woli Ciebie. Nowa w szkole, nikt o Tobie nic nie wiedział, ale oczywiście musiałaś zakręcić w głowie największemu przystojniakowi w szkole, który, gdy zapraszałam go na kawę, zawsze mówił, że nie szuka dziewczyny i nie interesują go moje propozycje. Dla każdego chamski, dla każdego wredny. Tylko nie dla Ciebie. Gdy tylko się pojawiałaś na jego usta wstępował uśmiech, jego oczy zaczynały błyszczeć i nie był już taki zle nastawiony do świata. Stawał się pogodny, życzliwy i miły. Przy Tobie, nie przy mnie. I tego ci tak bardzo zazdrościłam. Ale cóż, teraz jestem już z tym pogodzona. I tak nie mam wielkiego wyboru, bo za chwile mnie już tu nie będzie. Teraz pewnie chodzi ci po głowie pytanie - dlaczego to zrobiłam? Cóż, to nie dlatego, że chcę. Lubię swoje życie, może nie kocham, ale lubię. Niestety, nie mam wielkiego szczęścia, ponieważ mam raka. I to złośliwego, z przerzutami. Dali mi co najwyżej rok życia, który i tak spędziłabym w męczarniach. Nie chcę takiego życia. Chciałam Cię tylko przeprosić za to, że byłam taką suką na balu. Nie jesteś taka zła. To chyba na tyle, to jest moje pożegnanie.

Ps. Nie wracaj nocą sama. Ktoś się czai.

Czytam ten list już trzeci raz i dalej nie mogę do siebie dojść. Jeszcze to dziwne zakończenie ... O co może chodzić? Patrzę na innych, też już skończyli.

- Czy wy też macie to niepokojące "ps"? - Emily patrzy na każdego z nas po kolei.

- To z tym chodzeniem samemu po nocach? - pyta Evan, a Emily przytakuje. - Tak.

- Ja też. - mówię, a Cody i Harry dołączają się do mnie. - O co może chodzić?

- Nie mam pojęcia, ale po tym, na pewno nie puszczę cię samej w nocy. - Evan mocno mnie przytula.

- Ja ciebie też nie. - Cody robi to samo z Emily.

- Za dużo informacji jak na jeden dzień. - wzdycha Harry.

- Dokładnie, moim zdaniem powinnismy iść spać i jutro racjonalnie o tym pomyśleć. - zauważa Cody. - Ale może śpijmy wszyscy u mnie?

- Dobra, jutro o tym porozmawiamy.

- Pokażę wam wasze pokoje. - Cody wstaje i idzie na górę. - To jest wasz. - mówi do mnie i Evana, po czym otwiera drzwi od jednego z pokoi gościnnych.

- Dziękujemy. - mówię.

- Dobranoc. - uśmiecha się i zamyka drzwi.

Evan ściąga koszulkę i spodnie i w samych bokserkach wchodzi pod kołdrę. Robię to samo i kładę się obok niego. Ten przytula mnie do siebie i całuje mnie w czoło.

- Bardzo cię kocham, wiesz o tym, prawda?

- Wiem. - przytulam się do niego. - Ja ciebie też.

- Nie pozwolę, żeby ci się coś stało, nigdy. - mówi po czym jeszcze raz mnie całuje, a ja zasypiam wsłuchując się w dźwięk jego oddechu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top