Poznaj moich rodziców

SCOTT

Minęły dwa miesiące od mojego porodu. Może na początku było mi trudno chodzić i takie tam, ale teraz dzięki szybszemu metabolizmowi jestem jak nowy. Max jest ojcem na medal, chociaż czasami  przesadza nie dając potrzymać jej innym. Stał się taki ostrożny i delikatny jak nigdy. Na dodatek nie odstępuje mnie i Lydii na krok. Mimo tego kocham go jak wariat. 

Mamy teraz czas wolny, bo reszta ma zajęcia, więc nikogo nie ma. Tylko ja i dwie osoby najważniejsze w moim życiu. Jeszcze nie chodzimy do szkoły. To jedyne godziny, kiedy jesteśmy sami. 

-Kochanie.- usłyszałem, więc spojrzałem na blondyna.-O czym tak myślisz? 

-O tym, że cię kocham.- odrzekłem i po chwili poczułem jak chłopak całuje mnie delikatnie, a potem spojrzałem na moją małą córeczkę, która patrzyła na nas swoimi dużymi oczkami, gryząc piąstkę, leżała sobie grzecznie na kocyku przed nami.- Ciebie też słoneczko moje. 

Podniosłem ją i przytuliłem do siebie. Nie wiem ile tak siedzieliśmy bawiąc się ze sobą i śmiejąc przy tym, ale widocznie za dużo, bo reszta kretynów się zleciała. O jeny...

-Moja chrześnica!- Liam pisnął i podniósł ją do góry, zabierając Max'owi niespodziewanie, na co ten od razu się najeżył i wbił mu żelazne spojrzenie w brzuch.- Stęskniłaś się za wujkiem! Tak? Ja wiem, że tak. 

-Daj spokój niech się nacieszy, skoro długo jej nie widział.- rzekł sarkastycznie Brett, siadając obok mojego chłopaka.

Wywróciłem oczami na jego słowa, opierając się na Max'ie wygodnie i splotłem z nim palce u rąk. Chłopak uśmiechnął się delikatnie na moje czyny i pocałował mnie we włosy.

-Scott?- szepnął mi do ucha blondyn, więc przechyliłem głowę lekko w jego stronę.- Skoro mała już trochę podrosła, a ty się lepiej czujesz, może chciał byś poznać moich rodziców? 

-Twoich rodziców?- wykrztusiłem, ale chyba trochę zbyt głośno, bo natychmiast napatoczył się Dylan. 

-Ja bym się na twoim miejscy bał.- szepnął do mnie siadając na przeciw nas przez co Thomas walnął mu z łokcia. 

-Jesteś pewny?- zapytałem. 

-I tak spędzę z tobą resztę życia, więc im szybciej to zrobimy, tym prędzej będę miał to za sobą. Po jutrze pojedziemy na cały dzień do nich z księżniczką.- mruknął mi w usta i pocałował. 

Natychmiast oddałem tą pieszczotę, ale oderwałem się od niego nagle, warcząc wściekle i wstając, podchodząc do Liam'a, który razem z moją córcią siedzieli pod drzewem i coś wyprawiali, a kiedy mnie dostrzegli oboje zesztywnieli, nie powiem, wyglądało to śmiesznie. Coś czuję, że Liam konkurenci mieć nie będzie w "kto jest ulubionym wujkiem?".

To dzisiaj! Za chwilę! Nie wiem dlaczego ja się na to dałem namówić! Spojrzałem w lusterku na naszą córcie, która se smacznie spała w foteliku, a później na Max'a, który w skupieniu prowadził samochód. Nawet nie wiedziałem, że on ma prawko, a co dopiero samochód. Jedziemy tak już godzinę, a mi zaczyna się nudzić. 

Z tego co się dowiedziałem to mój chłopak ma rodziców bardzo strasznych i wymagających. Nastraszyli mnie idioci jedni. Chociaż ja ich bardziej kiedy powiedziałem, że mała jedzie z nami. Błagali, żebym ją zostawił, a ja zaśmiałem się im w twarz. Dziecka z tymi podszczeleńcami nigdy bym nie zostawił. Dodatkowo Theo i Markus gdzieś tam pojechali i mają wrócić za dwa dni, a oni byli najbardziej odpowiedzialni. Jeszcze jakiś miesiąc temu dowiedziałem się, że oni są razem, co mnie zdziwiło, ale no cóż miłość nie wybiera. Chociaż nie wiem jak oni wytrzymają, bo jeden się starzeje, a drugi ma tysiące lat na koncie, ale mówili coś na temat tego, że mają jakiś tam plan na to.

-Kochanie.- usłyszałem przy uchu.

-Co?-mruknąłem równie cicho. 

-Jesteśmy.- odrzekł, wiec spojrzałem na niego i skinąłem głową. 

Wysiadłem i wziąłem wyjąłem małą z fotelika i dałem Max'owi, który natychmiast pocałował ją w czółko i przytulił. Uśmiechnąłem się na ten widok i razem z blondynem ruszyliśmy pod drzwi. Czemu on mi nie mówił, że mieszka w jakieś wielkiej willi! To jest jebane pałac nie dom! Ale ten trawnik przed nim jest śliczny jak te kwiaty na nim rosnące. Blondyn wszedł bez pukania do środka, a ja jak cień podążyłem za nim. Myślałem, że w środku będzie drogo i dostojnie, a tu jest przytulnie i rodzinnie, a na ścianach wiszą różne zdjęcia, a na niektórych zauważyłem Max'a. 

-Jeste..- zaczął blondyn, ale urwał gwałtownie i zatrzymał się bezruchu.- Nie, nie, nie. Zapomniałem o tym. 

Zmarszczyłem brwi, a kiedy spojrzałem tam gdzie mój chłopak zaniemówiłem. Poznasz moich rodziców? Chciał powiedzieć chyba całą moją rodzinę! W dużym pokoju, chyba salonie, siedziało 8 mężczyzn, 8 kobiet i z 12 dzieci. Lekko przestraszony schowałem się  za Max'a i spojrzałem na swoją córkę, która przyglądała się zafascynowana nowemu otoczeniu. W pokoju zapanowała cisza. Wszyscy patrzyli na nas, jak byśmy byli jakimś złotem. A najbardziej skanowali mnie i Lydie wzrokiem. W końcu z drzwiczek na przeciw nas wychyliła się kobieta z szerokim uśmiechem. Podeszła do nas szybko, po drodze odstawiając na stolik talerz z ciastkami. 

-Już jesteście.- ucieszyła się. 

Wyglądała jak taka mała i kobieca wersja Max'a. Blond włosy i jasne oczy ładnie współgrały z tym fartuszkiem o czarnym kolorze. 

-Czemu nic nie mówiłaś, że dziś jest ten wasz cyrk.- rzekł oskarżycielsko. 

-Bo byś nie przyjechał.- powiedziała i uśmiechnęła się lekko.- Scott, tak?

-Tak proszę panią.- odrzekłem cicho i wystawiłem do niej nieśmiało rękę, a ta zgarnęła mnie w ramiona. 

-Mów ni mamo słońce.- rzekła rozpromieniona i już jej nie było. 

-Czyli to ten wyjątkowy chłopak?- usłyszałem i podskoczyłem przerażony. 

Spojrzałem w tamtą stronę, a znajdował się tam wysoki mężczyzna. Miał brązowe włosy i ciemne oczy. Jednak ma miły uśmiech. 

-Tato, nie strasz mi go.- fuknął blondyn i lekko mnie objął jedną ręką, bo drugą trzymał naszą kruszynkę.

-Witam w rodzinie.- wystawił do mnie rękę, którą przyjąłem.- Mocny uścisk, ma charakter. 

-Żebyś wiedział, że ma.- zaśmiał się blondyn na co zgromiłem go wzrokiem. 

I właśnie tak rozpoczęła się lawina. Wszyscy mnie przytulali, a  starsza pani prawie, że mi Lydie zacałowała, pewnie babcia Max'a. Dzieci latały mi pod nogami, a niektóre to nawet mnie przytulały. Nie wiem jak, ale nagle obok mnie nie było ani blondyna, ani mojego dziecka, więc serce zaczęło bić trochę szybciej. 

-Spokojnie wyszli na dwór.- kobieta z białymi włosami rzekła do mnie, a jak wcześniej podłapałem ma na imię Roksana.- A teraz mów jak udało ci się zapanować nad tym dziadygom małym. 

Okazało się, że w salonie zostały same panie i dzieci. Pewnie faceci się zmyli kiedy zobaczyli, że droga wolna to zwiali. Każdy mężczyzna tak robi. 

-Sam mnie zaczął zaczepiać i tak jakoś wyszło.- stwierdziłem wzruszając ramionami. 

-Oj nie bądź taki skromny.- druga pani rzekła, a jak słyszałem to m na imię Daniela.- Musiałeś coś zrobić, że zwrócił na ciebie uwagę. 

-Miał mnie oprowadzić po szkole i akademiku.- wyznałem.- Wkurzał mnie niemiłosiernie, ale i tak go kocham. 

-Ciut.- stwierdziła jeszcze jedna, Erica.  

- Obgadujecie mnie.- Max zawołał na wejściu i podszedł do mnie i ciągnąc ze sobą, posadził na tapczanie, usiadł obok mnie, a ja natychmiast zabrałem mu małą. 

Nie minęła chwila, a wszyscy znowu byli w salonie, włącznie z rodzicami Max'a. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się na okrągło, a jeszcze moja kruszynka zaprzyjaźniła się chyba z tą Ericom, ale jak blondynka wzięła ją na ręce, to Max zabrał mu ją natychmiast jeszcze dodatkowo zabijając wzrokiem.

-A tak z innej beczki, kogo to dziecko, dzieciaki?- zapytał jeden pan, stojący bliżej, Chris. 

Spojrzałem na blondyna z niedowierzaniem. Nie powiedział im, że mamy dziecko?! Jaki kretyn!

-No...tak..- chrząknął, a ja podniosłem brew do góry. 

-No mów.- syknąłem na niego. 

-Nie mów, że...- zaczęła jego mama, z lekkim szokiem.

-Moje?- powiedział niepewnie blondyn, a ja walnąłem go w ramię.- Nasze.- prawie, że krzyknął, na co niektóre osoby zaśmiały się.  

-Wow.- skomentowała jakaś dziewczynka i podeszła do nas.- Jestem Stefani, a ty malutka? 

-Lydia.- odrzekłem i uśmiechnąłem się delikatnie, kiedy moja córeczka ścisnęła rączkę. 

-Gratulacje!- huknęli na co małą się wystraszyła i zaczęła płakać. 

Szybko wziąłem ją od Max'a i wstałem wychodząc z pomieszczenia, ale jak się okazało wszedłem do kuchni. Przytuliłem ją do siebie i zacząłem nucić piosenkę, chcąc ją uspokoić. Jeżeli nie przestanie płakać to muszę przejść do drastycznych środków. 

MAX

Scott z mała zniknęli na drzwiami, a ja zamordowałem wszystkich wzrokiem. Wystraszyli mi moją księżniczkę. 

-Czyli masz dziecko, nie?- usłyszałem głos Jordan'a,mojego kuzyna.- Szybki jesteś. 

-Pierdol się.- syknąłem na niego, chcąc wstać, ale moi dwaj wujkowie, którzy usiedli po moich bokach, utrudniając mi podniesienie się.- Musze do nich iść. 

-Scott sobie poradzi.- rzekła Erica na co zgromiłem ją wzrokiem. 

-Zakochałeś się.- stwierdziła moja mama.- Mam nadzieję, że go nie zostawisz. 

-Zostawić Scott'a i Lydie?- powiedziałem zdziwiony.- Prędzej obetnę się na łyso, albo postrzelę. Kocham ich najmocniej na świecie i nic i nikt nie sprawi, że ich zostawię, a po za tym boje się reszty, Liam i Thomas by mnie zabili, jak bym pomyślał o zostawieniu ich, czego nigdy nie zrobię.- odrzekłem i zmarszczyłem brwi widząc łzy w oczach mamy.- Coś nie tak? 

- Nie tylko..- wykrztusiła.- Ty w końcu dorosłeś.- rzekła po czym mnie przytuliła się do mnie 

-Chyba, tak.- odpowiedziałem, kiedy się ode mnie odsunęła. 

-Max nam dorósł.- pisnęły młodszaki na co się zaśmiałem. 

Podniosłem wzrok na resztę swojej rodziny. Ciocie i mama patrzyły na mnie z miłością, wujkowie i tata oraz dziadkowie z dumą, a babcia uśmiechnęła się lekko i skinęła mi głową. Z nią zawsze siedziałem wieczorami i piłem herbatę. 

-Nie mówcie, że byłem aż taki straszny.- mruknąłem pod nosem na co inni się zaśmiali. 

- Nie powiemy.- stwierdził mu tata.

-Ale byłeś.- dodał Chris. 

Nagle drzwi od kuchni otworzyły się a przez nie wmaszerował piękny wilk o ciemnej sierści, a ja zaśmiałem się pod nosem widząc przerażenie na twarzach reszty. 

-To Scott.- mruknąłem i podszedłem do niego, kładąc rękę na jego pyszczku i głaszcząc go delikatnie, a potem spojrzałem na małą leżącą na jego grzbiecie i bawiącą się jego sierścią. Moja mała księżniczka. 

Wilk spojrzał na moją rodzinę ostrzegawczo i poszedł powoli w ich stronę. Dzieciaki powoli i niepewnie zaczęły go głaskać, kiedy położył się między nimi. Słodko. Wróciłem na swoje wcześniejsze miejsce, obserwując moje skarby. 

-Więc twój chłopak potrafi zmieniać się w wilka?- zapytała ciocia Caitlin. 

-We wszystkie zwierzęta.- sprostowałem. 

-Zmiennokształtny.- powiedział mój dziadek  z niedowierzaniem na co skinąłem głową.- Ponoć oni zakochują się raz na całe życie i dodatkowo oznaczają swojego partnera. 

-Taaaa.- szepnąłem zerkając na swój tatuaż na nadgarstku i uśmiechnąłem się lekko.- Raz na całe życie. 

-Ostro siostro.- Daniel stwierdziła na co wywróciłem oczami. 

Resztę dnia siedzieliśmy opowiadaliśmy co i jak tam u nas, a Scott stał się odważniejszy i odpowiadał szczerze na każde pytanie. Nawet mała przyzwyczaiła się do tego gwaru i grzecznie bawiła się z innymi maluchami obok nas oczywiście. Z tego ca zauważyłem wszyscy polubili mojego chłopaka, niedługo narzeczonego i w przyszłości męża. 

Aktualnie nasze grono się trochę zmniejszyło, ale nadal jest nas około 10, nie licząc dzieci.Rozmawialiśmy se spokojnie, aż tu nagle Chris musiał wypalić. 

-Ale jakoś trzy miesiące temu te potwory mnie przeraził, a was?

-Ja tam zabiłem z dziesięć.-wzruszył ramionami mój wujek. 

-Tylko?- prychnął mój ojciec.- Ja 20. 

-Ponoć była jeszcze jakaś wojna, gdzie jedna dziewczyna umarła zabijając je wszystkie.- rzekła Erica.

-Alex nie umarłą, bo gdyby tak było to nie przychodziła by do nas codziennie, a po za tym to ona zabiła Ciemność,a  potwory zapadły się same pod ziemię tak jak inne dziadostwa.- rzekł Scott obojętnie, ale za chwilę otworzył szeroko oczy, a ja pokiwałem powoli głową widząc jego minę.- To znaczy eeee.... Max brał udział w tej wojnie. 

-Co?- pisnęła moja mama, a ja zagarnąłem Scott'a w moje ramiona i zacząłem lekko mim dla zabawy szarpać. 

-Ty mała gnido.- szepnąłem do niego, i pocałowałem lekko w usta.- Na kapowałeś na mnie. 

-Kocham cię.- mruknął i pocałował mnie w kącik ust.- A po za tym i tak by się dowiedzieli. 

Chciałem ponownie go pocałować ponownie, ale usłyszałem chrząkniecie, więc westchnąłem ciężko. I zacząłem się tłumaczyć oraz opowiadać, może trochę pozaginałem fakty, ale nie kłamałem. Kiedy już nadszedł wieczór, a nasza mała córeczka zasnęła mi na kolanach, postanowiliśmy wrócić do domu. Pożegnaliśmy się ze wszystkimi i wyszliśmy z domu. Kiedy ułożyliśmy małą w foteliku i usiedliśmy z przodu splątałem nasze ręce razem między fotelami. Spojrzałem na Scott'a i uśmiechnąłem się lekko. 

-Kocham cię.- rzekłem. 

-Ja ciebie też.- odrzekł. 

Ruszyliśmy w drogę powrotną, a mi w głownie szumiało jedno pytanie. Kiedy, jak i gdzie mam użyć tego małego czerwonego pudełeczka, które przechowuje mi Edwan w pokoju? 

KONIEC

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top