97.Theo

Zgadzam się z tym chłopakiem Alex. Każdy rozdzielił się na pary, a ja oczywiście zostałem sam.  Thomas zniknął razem z tym Dylan'em, Isak za rękę poszedł gdzieś z trzecim blondynem. Scott'a nawet o krok nie odstępował Max, więc się nie mieszałem. Nadal nie wierzę, że mój przyjaciel jest w ciąży.  Do Liam'a nawet nie miałem co podchodzić, bo ten Brett złapał go za rękę i oboje z uśmiechami na twarzy poszli. Cieszę cię że młody jest szczęśliwy. Brad energicznie pociągnął tego Azjatę w z dłuż korytarza, a Markus'a zaczepiły jakieś dzieciaki, więc zostałem sam. 

Ten cały Connor podszedł do mnie i stanął na przeciw. Przyjrzałem mu się uważnie i nie dziwię się, że Alex na niego leci. Znam swoich przyjaciół, chociaż nie było mnie pół roku, ale i tak wiem jakie mają gusta.  Jednak zastanawia mnie to, że przygląda mi się uważnie, tak ja mu. Podszedł do mnie i skinieniem głowy pokazał, że mam ruszyć obok niego. Zmarszczyłem brwi spacerując obok niego w milczeniu.

-No więc ty i Markus, tak?- zapytał, a ja zachłysnąłem się powietrzem, słysząc jego słowa. 

Skąd on...jak on.. przecież nic nie pokazywałem!

-O czym ty mówisz?- zapytałem przerażony. 

-Widziałem jak obściskiwaliście się na korytarzu.- wzruszył ramionami.-Powiedz mi tylko jedno, dlaczego?

-Bo..sam nie wiem. Tak wyszło.- rzekłem, stawiając wszystko na prawdę.- Tak naprawdę to Markus ożywił mnie kilka dni po mojej śmierci. Na początku go nienawidziłem, ale z czasem pokochałem. Stał się dla mnie osobą bez której nie mogę żyć. To wszystko było zaplanowane, moje pojawienie się i takie inne bzdety.- wyznałem.- Ale wojna i te demony, nie. Tylko moje pojawienie. Wiesz jak ciężko było mi trzymać się z daleka od nich. Gdyby nie to, że uważali  mnie za zmarłego to, bym im się dawno pokazał. 

-Rozumiem.- odrzekł, patrząc na mnie z boku.- Są szczęśliwi.

-Bo mają was.- powiedziałem.- Poznali was i się po zakochiwali idioci.- dodałem z szerokim uśmiechem na ustach.- Naprawdę was kochają, staliście się dla nich rodziną.

-Jak oni naszą.- odrzekł.- Po za tym chyba będziemy rodziną, bo Max i Scott no...nadal w to nie wieżę.

-Ja też.- dodałem.-Ale będziemy wujkami. 

-Dobra chodź.- mruknął i wszedł do jednej ze sal.

Poszedłem w jego ślady, wchodząc do tej klasy. Było tu z dwadzieścia osób, włącznie z nami. Ta Wendy i jakiś rudy chłopak , jeszcze tęczowowłosa i niebieskowłosa oraz blondynka. Jeszcze było dwóch chłopaków siedzących obok siebie i trzymających za ręce. 

-Co się dzieję?- zapytała ta z tęczą.- Czekaj, to ten, ten Theo? Przecież to jest niewiarygodne.

-Mówiłam, że żyję.- prychnęła czerwonowłosa. 

-Może to zombie?- zapytał się chłopak w różowym swetrze.- Jestem Mikey.

-A ja Theo?- powiedziałem niepewnie.- I żyję, więc nie drażnijmy tematu, bo mamy gorsze sprawy na głowie. 

-On na rację.- Connor wtrącił się.- Mamy tylko dwie godziny.

-Do czego?- odezwała się blondynka.

-Ana, do wojny.- Brett odpowiedział i przyciągnął do siebie Liam'a obejmując ramionami.

-Jak to wojny?!- krzyknęła niebieska.- Wy już żeście wojnę rozpoczęli?!

-To nie my.- Isak odrzekł.- Tylko los.

-Ta jeszcze medium przywołaj.- rudy odrzekł.

-Możemy po prostu ustalić kto idzie, a kto zostaje?- Scott westchnął znudzony.- Bo czasu nam brakuje, na obgadywanie tego wszystkiego.

-Na pewno ty.- skomentował Thomas.- Może zostaniesz jeszcze ty,  Anastazja?- zwrócił się do dziewczyny.- Będziesz miała podgląd na tego tam.- wskazał na bruneta, który pokazał mu język.

-Ja też zostaje.- Max oznajmił.- Nie zostawię go samego.

- Max walczysz dobrze i będziesz nam potrzebny.- Connor zwrócił się do chłopaka.- Musisz iść.

-Chyba, nie.- skomentował blondyn.

-Max.- Scott westchnął i spojrzał mu w oczy.- Poradzę sobie, a Ana będzie mnie pilnować, nic się do tej pory nie stało i nie stanie, tak? Będziemy na ciebie czekać.- chłopak widocznie nie mógł podjąć decyzji, kręcąc się na boki.- Wszystko będzie dobrze. Tylko masz wrócić do nas. 

-Nie chcę was zostawiać.- szepnął i położył ręce na jego biodrach.-Może wam się coś stać.

-Nic się nie stanie.- odszeptał i delikatnie go pocałował.- Max jedzie!- krzyknął i wtulił się w blondyna, który zaczął delikatnie się bujać na boki.

-Słodkie widoki.- Wendy skomentowała.- A my co będziemy robić?

-Walczyć.- odpowiedział Dylan.- I to już niedługo. 

-Tak!- ucieszyła się dziewczyna.-Lubię zabijać!

-Taaaa i niby ja mam jakąś obsesję?- prychnął Thomas na co wszyscy się uśmiechnęli. 

-A co ze szkołą?- zapytała dziewczyna o kolorowych włosach.

-Istnieje takie coś jak wagary Katy.- Minho odpowiedział. 

-To co teraz?- zapytał się Mikey.- Gdzie jest Alex?

- Ruszyła sama na wojnę.- odpowiedział Connor.- A według wszystkiego my...większość z nas ma walczyć.

-Ta dzięki.- bruknął Scott, odchylając głowę do tyłu.- Nie wiem jak wy, ale radzę wam pozbyć się lęku przed dinozaurami. 

-Co?- zdziwił się rudowłosy. 

-Wiadro, Edawn, wiadro.- odpowiedziała Wendy.

-Pojedziemy tam na dinozaurach.- odpowiedział Dylan, a tamci wytrzeszczyli oczy. 

-Ty na serio?- zapytała czerwonowłosa, a on skinął głową.- Ekstra! 

Ustaliliśmy, że za pół godziny ruszymy tam, więc każdy będzie miał czas na pożegnanie się i takie inne bzdety. Ja niepostrzeżenie ruszyłem w stronę gabinetu. Nikt nawet na mnie nie patrzył, tym lepiej.  Wszedłem do pomieszczenia, bez pozwolenia i spojrzałem na mężczyznę za biurkiem, jak ja nienawidzę jak on zmienia formę z boskiej na to dziadostwo. Wolę jego prawdziwą, tą najseksowniejszą.

-Theo.- mruknął i wstał podchodząc do mnie, ale za nim mnie dotknął, wyciągnąłem rękę i zatrzymałem go.

-Najpierw forma.- bruknąłem. 

-Lepiej?- zapytał, stojąc przede mną we właściwej postaci. 

-Oczywiście.- odezwałem się i opuściłem ręce. 

Mężczyzna wykorzystał od razu sytuację i objął ramionami w tali, przyciągając do siebie. 

-Stęskniłem się.- mruknął i pocałował mnie delikatnie.

-Widzieliśmy się chwilę temu.- wypomniałem mu.

-I co z tego.- odpowiedział i ponownie mnie pocałował, oddałem pocałunek przy okazji go pogłębiając. 

Kocham to i kocham go.

SCOTT

Mam pół godziny. Razem z Max'em poszliśmy do pokoju w akademiku, żeby móc spokojnie i na osobności porozmawiać. 

-Nie chcę cię zostawiać.- powiedział po raz kolejny te słowa i pocałował mnie lekko w szyję.- Nie teraz, nie w tym czasie, w ogóle nigdy nie chcę cię zostawiać. 

-Max musisz im pomóc.- odrzekłem wplątując palce w jego włosy kiedy zaczął całować moją szyję.-Potrzebuję cię.

-A ja ciebie.- odpowiedział łaskocząc mnie swoim oddechem.- Jak powietrza. 

-Bez ciebie sobie nie poradzą.- odrzekłem i sapnąłem cicho, kiedy przyssał się do mojej szyi, zdobiąc tam malinką. 

-Wiem, to idioci.- brunknął i położył mnie na łóżku, zawisając nade mną.- Kocham cię, tak cholernie mocno, nawet sobie z tego sprawy nie zdajesz. Jesteś moim życiem. 

-A ty moim wszechświatem.- odpowiedziałem i pocałowałem lekko go w policzek, na co wydął wargę. Wygląda słodko.- Kochamy cię. 

-A ja was.-odpowiedział i lekko cofnął się w tył. 

Nachylił się nad moim ogromnym brzuchem i  podwinął koszulkę w górę. 

-Cześć kochanie.- zwrócił się do naszego dzidziusia, podwijają moją koszulkę.- Tu tata, wiesz muszę pojechać na kilka godzin, więc nie będę mógł się w ten czas wami opiekować.- oznajmił spokojnym i rozczulonym głosem.- Ty musisz zająć się mamusią w tym czasie, dobrze? Masz go pilnować i strzec, żeby nie zrobił nic głupiego, bo jest do tego zdolny.- wywróciłem oczami na jego słowa.- Zrozumiano bohaterze? I pilnuj żeby pił specjalny koktajl.

Nagle nasze maleństwo jak by rozumiejąc to co mówi blondyn, bo poruszyło się. Max położył swoją dłoń na nim i pogładził lekko. Później spojrzał na mnie i z nowu zrównał nasze twarze.

- Jak bym nie wrócił...- zaczął, a ja od razu mu przerwałem, uderzając w potylicę.

- Wrócisz, czy ci się to podoba czy nie.- mruknąłem cicho.- Nie możesz nas zostawić. Potrzebujemy cię, Max. Rozumiesz? Obiecaj, że do nas wrócisz i nie zostawiasz.- w moich oczach pojawiły się łzy.- Nie możesz., naprawdę, nie możesz.

- Wilczku.- westchnął i podniósł mnie do siadu, w taki sposób że miałem nogi po obu stronach jego bioder, a jego były pod moimi. Ręce położył na moich policzkach, patrząc mi w oczy.- Nie zostawię cię nigdy. Nawet tak nie mów. Jesteś dla mnie wszystkim i nie mógłbym cię zostawić, bo cię kocham. I będę kochał. Nie wiem, co się wydarzy i jak bym nie wrócił powiedz Edawn'owi, że ma ci to dać, tak?

- Max..- jęknąłem.

- Masz być bezpieczny i zrobię wszystko, żeby się z tobą zobaczyć oraz wrócić do ciebie. Kocham  cię i nigdy nie przestanę. Jesteś moją miłością.

- A ty moją.- odpowiedziałem i pocałowałem go delikatnie.

Nasze usta ocierały się o siebie w powolnym tempie, co mi odpowiadało, nawet bardzo. Blondyn po chwili przerwał pocałunek i oparł o siebie nasze czoła.

- Nigdy nie zapomnij tego co ci powiedziałem.- rzekł i pogłaskał mnie po brzuchu.- Nie zapomnijcie.

- Brzmisz jakbyś się żegnał.- powiedziałem z lekką niepewnością. To naprawdę brzmiało jak by to robił.- Nie możesz mnie zostawić!

- Nie zostawię.- odpowiedział i połączył szybko nasze usta.- Muszę iść, odprowadzisz mnie?

- Nie chcę cię odprowadzać.- szepnąłem smutno.- Chcę cię witać.

- Do zobaczenia kochanie.- pocałował mnie w czoło i wyszedł z pokoju.

Mam wrażenie, że jego oczy były przepełnione troską. Położyłem się na łóżku i wciągnąłem powietrze do płuc. Wróci. Max ma do mnie wrócić. 

- Ała.- syknął czując ból brzucha po kilkunastu minutach leżakowania.- Nie teraz, błagam nie teraz.

Spojrzałem na swoją kruszynkę i ponownie jęknąłem z bólu.

XXXXXXXXX

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top