95.Connor
Nie pospałem dobrze tej nocy. Moje ciało nie słuchało się mojego rozumu, który chciał odpłynąć do krainy marzeń. Nie wiem co się ze mną dzieje, ale mam wrażenie, że to jest z wiązane z pewną dziewczyną. Mam dziwne przeczucie, że Alex nas okłamała. Przecież ona by tego nie zrobiła, co nie? Nic by nie zataiła. Ufa nam. Jednak to uczucie jest tak silne, że nawet jak próbuje, jedna cząsteczka mnie jej nie uwierzy. Wstałem o ósmej rano z bólem karku. Wziąłem szybko zimny prysznic, po czym wyszedłem z pokoju. Nie chciało mi się iść do szkoły, bo po co. Za siedem godzin zacznie się wojna przecież.
Szedłem se spokojnie korytarzem, aż tu nagle moim oczom ukazał się ciekawy widok. Mianowicie Theo, którego poznałem wczoraj, całował się z Markus'em. Serio pogubiłem się w tym wszystkim. Ten z tym, ta z tamtym, a jeszcze inna z tym samym co tamta. Ale wczoraj odniosłem wrażenie, że się nie lubią. Zresztą to nie moja sprawa, niech se robią co chcą.
Zmieniłem kierunek chodu i ruszyłem w stronę głównego holu, bo teraz kierowałem się w stronę dziewczyn, ale jak widać tędy nie przejdę, bez zwracania na siebie uwagi. Kiedy znalazłem się na zewnątrz budynku, zmarszczyłem brwi. Alex stała pod drzewem i jak by zestresowana grzebała w torbie. Ona nie powinna mieć teraz w-f, ale chyba go na niej nie ma.
-Kłamczucha.- mruknąłem widząc, a raczej słysząc, że zostały jej 4 godziny na dotarcie, kiedy powiedziała to na głos. Najwidoczniej mnie nie zauważyła, bo ruszyła w stronę bariery i szybko przez nią czmychła, ruszając w stronę złączenia terenów.
Szybko ruszyłem w stronę szkoły. Teraz są lekcje, ale mam to gdzieś, tak szczerze. Teraz z tego co wiem Thomas, Scott, Max, Dylan oraz Minho powinni mieć polaka. Szybko znalazłem się w klasie, wchodząc do niej bez pukania. Wszyscy skierowali swój wzrok na mnie, włącznie z nauczycielem, który podniósł brew do góry.
-Idziemy.- mruknąłem patrząc na swoich przyjaciół.
-Co jest?- zapytał się Max, który trzymał na kolanach Scott'a, znając blondyna sam go do siebie przyciągnął, zmarszczył brwi.
-Mamy problem.- rzekłem jedynie, wychodząc na korytarz.
Po chwili cała załoga wyszła na korytarz. Dylan był jak by niezadowolony, a Thomas wręcz uśmiechał się jak idiota.
-No co chciałeś powiedzieć?- zapytał się Max.
Teraz zobaczyłem, że ma wory pod oczami i patrzy co chwila na swojego chłopaka. Stresuje się bardziej przed porodem niż sam Scott zapewne.
-Pierw nich będą wszyscy.- stwierdziłem.-Thomas skoczysz po Theo i Markus'a razem z Dylan'em?
-Spoko.- blondy złapał za rękę szatyna.- Zaczekaj, gdzie oni są?
-W akademiku.- odpowiedziałem.-Nie pytaj skąd wiem.
-Ja skoczę po Brad'a i Liam'a, mają fizykę.- powiedział Minho i ruszył pod salę, a po chwili wrócił z zadowolonym uśmiechem na ustach.
-A gdzie Liam?- zapytał Scott.
-Nie było go na lekcji.- oznajmił niebieskooki, a ja zmarszczyłem brwi zdziwiony.
-Dobra, znajdziemy go później.- zdecydowałem.- Niech ktoś zajdzie po Evan'a i Isak'a.
-Napisałem Isak'owi, a Max dał znać Evan'owi.- mruknął Scott i oparł policzek o ramię blondyna, spoglądając na niego z maślanymi oczami.
-Dobra, jeszcze Brett..- mruknąłem.
-Co jest?- usłyszałem głos zdziwionego Theo, który szedł z innymi w naszym kierunku.
Chciałem mu już dogryźć jakimś komentarzem, ale darowałem to sobie widząc Brett'a idącego do nas z Liam'em za rękę.
-Gdzie byliście?- zapytałem, widząc ich rozweselone twarze.
-Tam i tu.- mruknął wyższy i przystanął obok nas.- Co to za zebranie?
-Connor coś odpierdala, znowu.- Evan doszedł do zebrania, razem z Isak'iem.
-Nie odpierdalam.- westchnąłem i podrapałem się po karku. Do odważnych świat należy, mówią.- Alex nas okłamała.
-Co?- Liam spojrzał na mnie jak na kretyna, a potem zmarszczył brwi.- W jakiej kwestii?
-Godziny bitwy.- westchnąłem.- Była na lekcji?
-Nawet w szkole jej nie było.- Isak powiedział zaniepokojony.- A gdzie jest?
-Poszła tam.- powiedziałem niepewnie.
-Pozwoliłeś jej tam pójść?!- krzyknął na mnie Theo.-Samej?!
-A jak miał bym ją zatrzymać niby?- ramiona mi opadły.
-Z tego co wywnioskowałem, tylko ciebie by się z nas wszystkich posłuchała.- mruknął pod nosem.
-A ja wywnioskowałem, że lubisz starszych.- odbiłem pałeczkę i dostrzegłem jak jego oczy otwierają się lekko w zdziwieniu.-Wracając o dwunastej zacznie się bitwa, a jest..- spojrzałem na zegarek.-ósma trzydzieści. Mamy trzy i pół godziny na jakiś plan i dotarcie tam.
-To ruszamy!-ożywił się Scott i zaczął maszerować w stronę wyjścia.
Max od razu znalazł się przy nim.
-Wilczku, ale ty wiesz, że...no..- spojrzał na nas błagalnie w naszą stronę.
Chyba śni, że mu pomogę. Jeszcze przy Scott'cie w ciąży i to dosłownie kilka godzin przed terminem? No chyba nie. Jeszcze rozum mam.
-Scott.- Theo jako jedyny ruszył w stronę.-Wiesz, że w twoim sanie nigdzie nie pójdziesz.-najlepsza jest szczerość, nie ma co.
-Jestem bezużyteczny.- powiedział, a w jego oczach pojawiły się natychmiast łzy.
-Nie, nie, nie.- szeptał Max.- Jesteś najlepszy, najsłodszy, a przede wszystkim pamiętaj, że cię kocham i zawsze jesteś mi potrzebny.- blondyn przytulił go czule.
-Ja ciebie też.- szepnął i schował twarz w jego bluzce.-Jak ja nienawidzę tych głupich hormonów!
-Przynajmniej jest zabawa.- skomentował Liam.
-Jak ty będziesz w ciąży to pogadamy.- zagroził mu przyjaciel.
-Dobra, później pogadacie o zapłodnieniach.- Markus widocznie się zirytował.- Poćwiczyliście coś z tej książki?
-Um i mamy problem.- powiedział Thomas, patrząc na nas niepewnie.- Bo jak byliśmy młodsi to, były to dla nas jakieś śmieszne słowa, a teraz nic nie zrozumieliśmy.
-Nawet do niej nie zajrzeliście, nie?- zapytał Liam, opierając się o ramię Brett'a.
-Masz nas.- zaśmiał się Dylan, a mnie coś zaraz trafi.
-Mamy poważny problem.- skarciłem ich.- Alex ruszyła walczyć sama, a wy tu pierdolicie nie od rzeczy.
-Connor ma rację.- poparł mnie Isak.-Musimy dostać się do niej jakimś sposobem, a mamy już jednego mniej.- spojrzał na Scott'a, który tylko wywrócił oczami.
-To, że jestem w ciąży nie znaczy, że...- urwał brunet i szybko jak by sobie coś przypominał latał oczami w tą i z powrotem.- Snejk mówił, że jeden z nas nie będzie walczyć, ale pomoże w inny sposób, a ja chyba wiem jak wam pomóc.
-Snejk? Ten prehistoryczny wąż?- zdziwił się Theo.
-Jesteś jeszcze trochę niedoinformowany.- mruknął do niego Evan.
-No co ty.- prychnął na jego słowa chłopak.
-Jak chciał byś nam pomóc?- zapytałem i spojrzałem na Scott'a.
-Moja moc wzrosła jak każdego z nas.-wypomniał.-A ja jestem każdym zwierzęciem z tego świata.
-Do czego zmierzasz?- zmarszczył brwi Brad, zaciekawiony.
-Skoro ja nie mogę was tam zawieść, zrobi to ktoś za mnie.- uśmiechnął się triumfalnie i wyplątał z ramion swojego chłopaka.
-Kto?- zapytał Minho.
-Raczej, co.- poprawił go i wyszedł na zewnątrz.
-Scott nie możesz się przemęczać.- wypomniał Max, idąc za nim krok w krok.
-Nic jeszcze nie zrobiłem.- brunet syknął, ale uśmiechnął się szeroko.- Ale mam zamiar.
Odsunął się od blondyna i poszedł kilka kroków w tył. Wyciągnął ręce przed siebie i zamknął oczy. Ziemia pod nim zaczęła drgać, a po chwili z niej, tworząc dziurę w ziemi, wydrapał się wielki tyranozaur, a za nim kolejne trzy. Tak o to, cztery wielkie starożytne bestie stały przed nami.
-Słodziaki nie?-pisnął Scott, podchodząc do niego i głaszcząc jak psa, na co ten zamruczał.-Takie pieski.
-Yyy Scott?- zapytał się niepewnie Isak.-Jak ty to zrobiłeś?
-Mam moc zmiennokształtnego, a inaczej jestem połączony ze zwierzętami, a po dodaniu mocy do mojego ciała, zacząłem władać tak jak by nad nimi, aż w końcu moja moc stała się tak duża, że jestem zdolny je ożywić.- oznajmił spokojnie.-Fajnie nie? Teraz wszyscy pojedziecie. Są cztery dinozaury, was jest 12, więc zmieścicie się i nawet będziecie mogli zabrać kogoś ze sobą.
-Ale ja nie jadę.- oznajmił Max, na co wszyscy spojrzeliśmy na niego zaskoczeni.- Nie zostawię go samego.- mruknął i podszedł do bruneta przytulając go do siebie, ignorując potwory za swoimi plecami.
Jego chyba jebnęło! On walczy zajebiści i będzie potrzebny! Musi z nami jechać!
-Max.- Brett spojrzał na niego zaskoczony.-Pojebało cię?
-Ciebie tak.- odrzekł i pocałował Scott'a w skroń.-Nigdzie nie jadę.
-Dobra.- przerwałem im, ale miałem w głowie już plan.- Scott schowaj swoje pupilki.
-Jasne.- zachichotał i spojrzał na dinozaury, które patrzyły na niego swoimi małymi czarnymi oczkami uważnie.- Idziemy!-krzyknął łapiąc za rękę mojego przyjaciela , a wszystkie ruszyły za nim gęsiego w stronę akademika, wchodząc za nim do budynku.
-To było trochę straszne.- skomentował Minho, patrząc na nas.
-No trochę.- przyznał mu rację Theo.
I zadzwonił dzwonek na przerwę. Z klas wypadli uczniowie, przechodząc w inną część budynku.
-A ty wiesz, że nadal stoisz w swojej pierwotnej wersji.- Thomas mruknął w stronę Markusa.
-Tylko ci, którzy wiedzą kim jestem, widzą moją prawdziwą formę, trik o którym zapomniałem .- uśmiechnął się sprytnie.
-Dobra to co robimy?- zapytał zestresowany Brad.-Mamy trzy godziny na plan i dotarcie tam. Czasu coraz mniej. Connor co robimy?
-Czemu pytasz mnie?- zdziwiłem się.
-Bo ty tu jak nie ma Alex, wymyślasz najlepsze plany.- Minho poparł swojego chłopaka.
-Dobrze, więc tak.- potarłem ręce o siebie.-Trzeba zebrać ekipę.
XXXXXXXXX
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top