94.Thomas(18+)
Myślałem, że jestem obecny na naradach i wszystkich spotkaniach, ale jednak nie byłem, bo ominęła mnie najważniejsza część tego wszystkiego.
-Jak to wojna się rozpoczęła?!- krzyknąłem zrywając się na równe nogi.
-No normalnie, a jak się wojna zaczyna?- mruknął Liam marszcząc swój nos.
Obdarowałem go wkurzonym spojrzeniem, po czym zwróciłem się do różowowłosej.
-Skąd wiesz, że się zaczęła?- zapytałem w prost.
-Kiedy miałam te oświecenie przed chwilą.- odrzekła natychmiast.- Ciemność zaprosiła mnie do walki.- oznajmiła.
-Kiedy ona ma być?- zapytał się Minho.
-Jutro o..- Alex zawahała się na moment.-Piętnastej.
-Dość późno, zazwyczaj walczono po południu.- zdziwił się Markus.
-Może ma już pojebane we łbie, tak jak wszystkie pierwotne istoty.-machnął ręką Theo.
Potarłem se ręką czoło i westchnąłem zrezygnowany.
-Co moją istoty?!- odkrzyknął w jednej chwili czarnowłosy.- Wypraszam sobie..
-Że niby ty jesteś jakimś pierwotnym bóstwem?- zakpił mój przyjaciel.
Brakowało mi jego głosu we wszystkich naradach. Markus zamigotał i pojawił się w swojej pierwotnej wersji,a widząc minę Theo, zachichotałem cicho. Gdyby nie był tak ogarnięty i opanowany ślina by mu po brodzie z zachwytu pociekła.
-I co?- zapytał z chytrym uśmiechem.
-Ujdzie w tłumię.- Theo wzruszył ramionami.
-Ujdzie?- prychnął najstarszy i obdarował go kpiącym spojrzeniem.-Ale zaśliniłeś się.
-Chciał byś kurwa.- prychnął mój przyjaciel.
-Nie chcę przerywać tych pogaduszek, ale mamy problem, jak byście nie zauważyli.- przerwałem im tę pogadankę.
-Jaką?- zapytali jednocześnie, spoglądając na mnie.
Zaraz mnie coś trafi, przysięgam na swój grób.
-Wojnę!- krzyknąłem na nich i zrezygnowany opuściłem ręce wzdłuż ciała.
-Jest dopiero jutro.- przypomniał Markus, a ja zacisnąłem pięści.
Wojna jest jutro z Ciemnością i on to mówi tak spokojnie. Zaraz mu jebnę.
-Wychodzę.- oznajmiłem z rezygnacją i wyszedłem z gabinetu.
Ruszyłem do pokoju, gdzie chociaż chwilę będę miał chwilę, by pozbierać myśli. Szedłem szybko i gwałtownie. Nawet nie odwracałem się, szybko dotarłem do upragnionego miejsca i położyłem się na łóżko. Przechyliłem głowę w bok i spojrzałem na ścianę z bronią. Muszę zabrać ze sobą kilka na wojnę. W skroniach poczułem lekkie ukłucie, bo tego jest już chyba za dużo na dziś jak dla mojej głosy. Odzyskanie Theo i zapowiedz wojny. Coś niesamowitego i niespodziewanego, a za chwilę najgorsza zapowiedz jaka mogła by być. Nagle usłyszałem pukanie do drzwi mojego pokoju. Po chwili drewniana powłoka uchyliła się powoli, kiedy powiedziałem "proszę". Głowa mojego byłego bądź teraźniejszego chłopaka wychyliła się zza nich. Naprawdę nie wiem kim my już jesteśmy. Owszem kocham go, ale zaufanie do niego straciłem, kiedy nie powiedział mi o tym pocałunku z pizdolessą. Jednak widzę, że się stara. To jest słodkie.
-Mogę wejść?- zapytał cicho i niepewnie.
Podniosłem się z łóżka i skinąłem głową. Muszę z kimś pogadać, bo nie wytrzymam, a wiem, że nikomu tego nie powie.
-Jasne.-dodałem, widząc, że stoi nadal w drzwiach.-Chodź.
-Jak tam?-zapytał od razu, siadając obok mnie.
-No wiesz jutro rozpocznie się wojna, a mój zmarły przyjaciel ożył, świetnie.- powiedziałem sarkastycznie i spojrzałem na niego z podniesioną brwią do góry.
- Nie było pytania.-mruknął i położył dłoń na mojej. Spojrzał mi w oczy i przybliżył się do mnie.- Co się dzieje?
-Nie wiem.- westchnąłem i spuściłem wzrok z jego oczu.- To mnie zaczęło przerastać.
-Może spójrz na to innej perspektywy Jutro wszystko się zakończy i będzie spokój.- oznajmił radośnie.-Wszystko się skończy. Będziemy mogli żyć normalnie.
-Tak nad tym nie myślałem.- przyznałem.
On ma rację. Jeszcze jutro i koniec tego wszystkiego. Będzie spokój i w końcu, będę mógł się wyspać!
-Thomas?-usłyszałem znowu jego głos i poczułem jak podnosi mój podbródek do góry, nakierowując mój wzrok na jego.- Chcesz być znowu moim chłopakiem? Bo nie wiem czy jesteśmy razem, czy nie. Pogubiłem się w tym i brakuję mi ciebie. Naprawdę.
-Dylan.- westchnąłem.- Myślałem, że już nie spytasz. Oczywiście, że tak. Kocham cię przecież.
-Ja ciebie też.- wyznał i wciągnął mnie na swoje kolana, na co zachichotałem.
Później poczułem jego usta na swoich. Ten pocałunek był pełen tęsknoty i miłości jaka jest między nami. Nasze wargi ocierały się o siebie w równym tempie, jak by były do siebie dopasowane, a po chwili nasze języki tańczyły ze sobą, ocierając się o siebie powoli, a za razem mocno, przez co po moim ciele przeszył przyjemne dreszcze. Zarzuciłem ręce na szyję szatyna i usiadłem na jego biodrach w rozkroku. Jak ja za tym tęskniłem. Za tym uczuciem w sercu i dreszczami, które przebiegają mi wzdłuż kręgosłupa, kiedy Dylan ściska moje biodra. Tęskniłem za wszystkim co jest związane z szatynem. Po chwili całowania MÓJ chłopak opadł na pościel, co na chwilę nam przewało, ale połączyłem natychmiast nasze wargi w jedność.
- Blondyneczko...- syknął, kiedy oderwał ode mnie swoje usta.- Jak nie przestaniesz, zachowywać się jak jakiś napalony nastolatek, to przestanę się hamować.
- A może ja chcę, żebyś przestać się hamować?- mruknąłem i przygryzłem lekko wargę.
Jestem pewny, że tego chcę. I gówno mnie obchodzi to, że jutro jest jakaś jebnięta wojna na której będę walczył i również to, że dopiero co się z powrotem zeszliśmy. To się nie liczy. Ważne jest teraz to co się dzieje.
- Nie trzeba mi tego powtarzać.- szepnął i odwrócił nas tak, że to ja byłem na dole, a on zwisał nade mną.- Zaczynamy zabawę.
Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo chłopak ponownie połączył nasz usta. Niemal natychmiast poczułem jego ręce pod swoją koszulką. Były takie ciepłe, że w miejscu gdzie dotykały mojego ciała, myślałem, że zostawiały jakieś ślady. Uczucie ciepła oraz ciarki na ciele, uniemożliwiły mi logiczne myślenie, bo nawet nie zorientowałem się, kiedy moja koszulka upadła na ziemię, obok łóżka. Dylan rozłączył nasze usta i oblukał moje ciało, wzrokiem pełnym pożądania, po czym zaczął obdarowywać moją szyję pocałunkami. Oczywiście musiał zrobić mi kilka malinek, bo bez tego mu by coś pękło.
Jednak kiedy jego ręka zwinnie znalazła mi się pod bielizną, to spiąłem się. Co jak co, ale to mój pierwszy raz.
-Spokojnie, blondyneczko.- pocałował mnie w nos i zaczął poruszać swoją dłonią po całej mojej długości. Nie wiem jak to działa, ale jest zajebiście. Przymknąłem oczy i odchyliłem głowę do tyłu.
Szatyn szybko pozbył się moje dolnej odzieży i ponownie wpił się w moje usta, nie przestając poruszać dłonią po moim przyjacielu, który stawał się coraz bardziej twardy.
-Czekaj.- szepnąłem i odsunąłem go od siebie. Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony.- To nie jest sprawiedliwe, rozbieraj się.
Uśmiech pojawił się od razu na jego twarzy i zgodnie z moim rozkazem zaczął ściągać z siebie ubrania, patrząc mi w oczy. Kiedy w końcu Dylan stał przede mną nagi w moich płucach znalazł się więcej powietrza. Idealny. Mój wzrok mimowolnie zaczął schodzić w dół, gdzie dość spora erekcja chłopaka była widoczna z kilometra. Gorąco mi się zrobiło na ten widok.
-To co zaczynamy.- szepnął mi do ucha, po ponownym zawiśnięciu nade mną. Skinąłem niepewnie głową na jego słowa. - Chwila.
Mruknął i odsunął się ode mnie, podchodząc do jednej z szafek. Zmarszczyłem brwi, kiedy z jednej z nich wyjął jakąś buteleczkę i prezerwatywę.
-Przezorny zawsze ubezpieczony.- powiedział widząc moje niedowierzanie, wymalowane na twarzy.
Szybko znalazł się ponownie obok mnie i przywarł do moich ust. Usłyszałem tylko jak otwiera buteleczkę i do moich nozdrzy dotarł ładny zapach owoców leśnych. Dylan rozłożył moje nogi delikatnie i ostrożnie, potem przy moim wejściu poczułem coś dziwnego i zimnego. Ponownie się spiąłem, kiedy w moim wnętrzu znalazł się palec chłopaka. Trochę to dziwne. Nawet bardzo. Przerwałem pocałunek i sapnąłem mu w usta, kiedy zamiast dziwnego uczucia tam na dolę, przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz.
Chłopak odsunął się i zaczął składać pocałunki na mojej szyi oraz klatce piersiowej. A ja leżałem przed nim z rozłożonymi nogami oraz już z dwoma palcami w sobie, jęcząc i sapiąc co chwila imię chłopaka.
-Ej.- mruknąłem, kiedy palce chłopaka zostały ze mnie wyjęte.
-Teraz czas na prawdziwą zabawę.- powiedział seksownym głosem i usadowił się po między moimi nogami.- Tylko rozluźnij się, dobrze?
-Taaa postaram się.- odrzekłem cicho, za bardzo pochłonięty obserwacją chłopaka, kiedy nakładał na swojego przyjaciela gumkę, a potem jak zaczął go dokładnie smarować tym ładnie pachnącym płynem.
-Gotowy?- zapytał, i zawisł nade mną.
-Yhym.- rzekłem i przyciągnąłem go do pocałunku.
Poczułem jak chłopak zaczął się we mnie wsuwać, nie był to jakiś wielki ból, ale coś tak nieprzyjemnego odczuwałem. Dylan cały czas patrzył mi w oczy jak by szukał jakieś oznaki cierpienia, ale kiedy nic nie znalazł wsunął się we mnie do końca. Splątał nasze dłonie i umiejscowił je po obu stronach mojej głowy, cmoknął mnie w usta i zaczął wykonywać powolne i ostrożne pchnięcia. Po kilku ruchach szatna, po moim ciele rozeszły się fale przyjemności. Zacząłem jęczeć i sapać jak jakaś tania dziwka, ale Dylan'owi chyba to pasowało, bo przyśpieszył swoje ruchy i zaczął obdarowywać moją twarz buziakami. Naprawdę nie wiem jak bez mogłem wcześniej żyć bez seksu. Przecież to jest zajebiste! Teraz wiem, dlaczego Scott tak lubił robić to z Max'em. Dylan zaczął wykonywać coraz szybsze ruchy, co powodowało, że szybko na dole rozlało mi się ciepło. Boże jakie to przyjemne.
-Dylan!- jęknąłem, kiedy zwolnił swoje pchnięcia.
Co za jebany skurwiel.
-Tak kochanie?- zapytał z cwaniackim uśmiechem.
-Rusz się szybciej.- warknąłem, jakimś cudem składając całe zdanie.
-Jasne.- mruknął i spełnił moją prośbę.
-O boże.- sapnąłem, kiedy zaczął poruszać się we mnie mocno.
Nie trwało to długo, bo kiedy mój chłopak zaczął wykonywać stanowcze pchnięcia szybko doszedłem na swój brzuch, krzycząc jego imię w jego usta. Dylan doszedł chwilę po mnie i opadł na moje ciało. Boże on jest spocony, chociaż ja też, ale moja pościel cierpi!
-Idziemy po prysznic?- zapytał, kiedy nasze oddech się unormowały, a Dylan wyszedł ze mnie.- Musimy się umyć, nie?
Zachichotałem, jak zostałem podniesiony z łóżka na styl księżniczki. Po wejściu przed białe drzwi szatyn ściągnął prezerwatywę i wyrzucił do kosza, po czym wepchnął mnie pod prysznic.
-Czas na myju, myju.- mruknął z uśmiechem na ustach.
Wywróciłem oczami i oddałem się w ręce chłopaka. Czas na chwilę swobody, bo jutro będzie ciężki dzień.
XXXXXXXX
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top