91.Max

Naprawdę tracę orientacje w okół siebie. Pierw mój wilczek jest w złym stanie to teraz Liam leży nieprzytomny na oddziale u Anastazji. Tylko Brett tam siedzi razem z nimi, bo nikogo więcej nie pozwoliła wpuścić. 

-Czemu jak każdy z nas powinien być w dobrym stanie to coś się zjebie.- jęknęła Alex i wtuliła się w ciało Connor'a, który objął ją opiekuńczo ramieniem.

-Nic mu nie będzie.- zapewnił pewnie Brad, ale w jego oczach również dostrzegłem lekiem przerażenie, ale natychmiast Minho objął go ramieniem.

-Nie będę rodził jak nie będzie Liam'a.- rzekł Scott'y, więc spojrzałem w jego stronę i objąłem delikatnie w tali, ale on odsunął się.-Nadal jestem na ciebie zły.- bruknął, ale kiedy rozłożył ręce, wtulił się we mnie natychmiast.-Jednak przytulić mnie możesz.-szepnął.-Ja chcę, żeby Liam żył.- w jego pięknych oczkach pojawiły się łzy, kiedy odchylił się lekko do tyłu.

-Nic mu nie będzie.- zapewniłem i zacząłem jeździć rękoma po jego plecach.- Liam jest silny, a przy okazji Brett mu nie pozwoli go zostawić. Wszystko się ułoży, tak?

-Tak.-powtórzył cicho po mnie.

- Dlaczego nikt mi nie powiedział, że Liam umiera!?- na korytarz wpadła Wendy, a za nią Edawn.

Od kiedy on jak pies się zachowuję? Ale w rudym mu do twarzy. Mi z resztą też było by do twarzy w tym kolorze. We wszystkich mi było by ładnie.

Scott zapowietrzył się, a z jego oczu wyleciały łzy. Szybko zagarnąłem go w swoje ramiona i zacząłem się bujać, całując we włosy. Błagam niech nie płaczę, bo ja coś jej zrobię.  Jak moje kochanie płaczę, to serce mi pęka na milion kawałeczków, a oczy same się szklą widząc jego zapłakaną  buźkę. Ale  wiem, że muszę być silny. Dziś jest środa, czyli Scott będzie rodził jutro albo pojutrze. Nie wiem czy on się tak stresuję, ale ja w chuj. Boję się, że będę złym ojcem i nie sprostam wyzwaniu, oraz że nie dam godnych warunków, chociaż kasy mam sporo. 

-On nie umiera.- rzekła opanowanym głosem Alex.- Zemdlał i bardzo się wykrwawił, ale z tego co mi wiadomo to zatamowali krwotok. A wszystkie wnętrzności są całe.

-Ana tego nie powiedziała.- Minho powiedział zaskoczony.-Skąd ty to wiesz?

-Nie nauczyliście się jeszcze, że Alex wie co chce wiedzieć?- Brad wzruszył rękoma i oparł policzek o ramię mojego przyjaciele. 

-Zaraz..- Connor'a olśniło.- Nie możesz go uleczyć?

-No tak!- pisnęła uradowana i już chciała wchodzić do pokoju, ale Azjata zatrzymał ją.

-Nasze moce nie działają. Markus napisał, że drzewo które wyczarował Isak powstrzymuję nasze zdolności.- oznajmił.

-Teraz to mówisz?- jęknął karmelowowłosy. 

-Ale drzewo stało przed tym, jak uratowałaś Scott'a.- mruknąłem.- Użyłaś moc przecież 

- No w sumie masz rację.- zmarszczyła brwi.-Może te drzewo  nie działa?

-Nie mogłem użyć mocy, tylko raz mi się udało, ale od wczoraj jej nie mam.- wyznał Brad.

-Chwila.- rzekł Minho i cały się napiął.- Nie mogę się zmienić.

-Ja spróbuję lamusy.- Wendy machnęła ręką i jej mina zrzedła.-Dlaczego nie mogę strzelić w Edawn'a piorunem?

-Eee no dzięki.- mój kuzyn wywrócił oczami.

-To ja idę spróbować.- Alex powiedziała, kiedy z jej ręki poleciała jedna iskra.- Może coś mi się uda zrobić. 

Dziewczyna weszła za drzwi i zamknęła je nam przed nosem. Chwilę panowała cisza, aż w końcu Scott odsunął się ode mnie i przyjrzał się każdemu z nas przenikliwym wzrokiem.

-Gdzie jest Thomas i Isak i te dwa osły?- zapytał i spojrzał na mnie mrużąc oczy.-Max?

O dziwo nie obraziłem się na myśl, że obraża moich przyjaciół, bo to moje kochanie przecież. Jednak przeraziłem się na myśl, że zaczął coś podejrzewać, bo moje kochanie mi przyjebie. 

-Bo wiesz wilczku...- zacząłem i rozejrzałem się za pomocą, ale wszyscy odwrócili głowy w drugą stronę, nawet kurwa Brad! Zajebiści przyjaciele.- Jest taka jedna sprawa o której miałem ci powiedzieć...

-Kiedy miałeś mi powiedzieć?- rzekł mierząc mnie wzrokiem. 

-Kiedyś na pewno.- mruknąłem na co mój chłopak prychnął.

-Nadal nie wiem gdzie są moi przyjaciele.- warknął i się ode mnie odsunął.

Jeju. Scott z brzuchem i hormonami jest straszniejszy niż jakaś zagłada świata.

-Gdzieś tam.- podniosłem rękę i pokazałem w stronę za nami. -Szukają księgi.

-Jakiej jebanej księgi?- zmarszczył słodko brwi.- Może mnie ktoś oświecić?!

-Max!- krzyknęli wszyscy na raz i nagle nikogo na korytarzu oprócz nas nie było. 

Zajebiście.

BRETT

Trzymałem krzykacza za rękę, kiedy Ana zaczęła tamować krwotok i  bandażować jego ranę. Nawet nie wiem, co ona biadoliła. Wyłapałem tylko jakieś poszczególne słowa takie jak "głęboka", " mocy krwotok", " zagrożenie". Naprawdę wiem, że powinienem jej słuchać, ale nie mogłem zebrać myśli. 

W głowie miałem taki mętlik, że nie potrafiłem się skupić na niczym, oprócz twarzy Liam'a, która byłą teraz tak bardzo blada. Nagle na salę ktoś wszedł, a po chwili zobaczyłem Alex jak zaczęła rozmawiać z lekarką, ale szczerze mam to gdzieś. Ważny jest teraz tylko i wyłącznie Liam.

-Brett.- różowowłosa szturchnęła mnie w ramię i przesunęła lekko do tyłu. 

Przyłożyła rękę do rany krzykacza, która zaczęła się powili goić. Taki spokój zalał moje ciało, że to jest nie do opisania. Dziewczyna po chwili odsunęła się od chłopaka i spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem. Po czym podeszła ponownie do Anastazji. Następnie usłyszałem jak dziewczyny wychodzą z pomieszczenia.

- Liam..- powiedziałem cicho.- Ja wiem, że mnie nie słyszysz, ale muszę ci to powiedzieć.- złapałem go ponownie za rękę i ścisnąłem lekko.- Zapewne nie miał bym odwagi, kiedy musiał bym patrzeć w twoje piękne oczy. Dobra, przechodząc do rzeczy, Liam. Nie wiem dlaczego, ale od kiedy cię zobaczyłem, coś we mnie drgnęło, Pierw byłem jak dupek, ale kiedy zniknęliście na te kilka dni coś we mnie pękło. Moje serce przyśpieszyło swój bieg, kiedy cię zobaczyłem. Chciałem być blisko ciebie i nie pozwolić cię skrzywdzić, chciałem żebyś był bezpieczny. Tego chciałem na początku. Później chciałem być blisko ciebie i dawać ci szczęście. Widząc twój uśmiech sam się uśmiecham, kiedy cię dotykam czuję motyle i mrowienie. Jednak kiedy cię całuję czuję coś czego nigdy nie czułem. Stałeś się dla mnie najważniejszy. Teraz jesteś ranny, a ja świruję, bo mogę cię stracić, czego nie chcę bo.. bo ja się w tobie zakochuje, Liam.

Nagle ręka chłopaka, którą cały czas trzymałem, ścisnęła moją. Spojrzałem na jego spokojną twarz. Nagle chłopak zaczął coś mruczeć. Nic kuźwa nie zrozumiałem. 

-Co?- szepnąłem sam do siebie i nachyliłem się nad jego twarzą.

-Jesteś takim cieciem Brett.- powiedział ledwo słyszalnie i uchylił lekko oczy.

Nic nie odpowiedziałem, patrzyłem na niego spanikowany. On jest przytomny, cały czas zapewne był, a ja zrobiłem z siebie debila przed nim. Jednak na jego twarzy nie widziałem rozbawienie czy wkurwu. Tylko lekko się uśmiechnął do mnie i pogładził mnie kciukiem po ręce.

-Takim wielkim imbecylem.- rzekł głośniej, patrząc mi w oczy.

-Nie wiem za bardzo jak to odebrać.- powiedziałem skrępowany słowami chłopaka. 

-Gamoń.- szepnął i lekko podniósł głowę tak, że nasze wargi złączyły się w lekkim i delikatnym pocałunku. Nigdy mi się takie nie znudzą, jak będą z Liam'em.-I ja w tobie chyba też.

-Serio?- nie dowierzałem w słowa jakie przed chwilą opuściły jego usta.- Mówisz na poważnie.

-Odkąd mój pierwszy chłopak próbował mi zrobić krzywdę..- zaczął, a mi serce zamarło, słysząc słowo"krzywda". Teraz wszystko robi się jasne. Te sytuacje, wszystko stało się jasne. Jakim ja byłem idiotą, że tego nie złączyłem w całość.- Naprawdę byłem w nim zauroczony, ale później pojawił się Theo. Stał się dla mnie jak brat..- nabrał więcej powietrza do płuc i spojrzał na mnie smutnym spojrzeniem.- Jednak zacząłem coś do niego czuć, nie jak do przyjaciela. Z każdą chwilą stawał się dla mnie ważniejszy i coraz bardziej chciałem go dla siebie. Później zabili go, nawet nie zdołałem mu powiedzieć, że byłem w nim zauroczony i zaczynałem go kochać.- w jego przepięknych oczach pojawiły się łzy.- Na drodze następnie pojawiłeś się ty. Zawróciłeś mi w głowie i moje serce zaczęło mocniej bić na twój widok, ale ja się przed tym wzbraniałem.Nie chciałem znowu cierpieć. Chciałem odepchnąć od siebie uczucia, lecz ty mi nie pozwoliłeś. Z każdym dniem, z każdą godziną zaczynam czuć do ciebie coś silnego. Nie mogę ci powiedzieć co dokładnie, daj mi czas Brett. Proszę nie zostawiaj mnie. 

-Jak mogłeś nawet o tym pomyśleć?- zapytałem cicho i pocałowałem go w policzek po którym spłynęło kilka łez.- Nie zostawię cię, nawet o tym nie myśl. Jak potrzebujesz czasu to ci go dam. Będę czekać i nie odpuszczę Liam.

-Dziękuję.- odpowiedział i podniósł lekko swoje ciało, po czym przyległ do mojego z całej swojej siły. 

-Nie ma za co.- mruknąłem w jego włosy.

Naprawdę będę czekać na niego ile będzie trzeba. Wiem również, że Liam zaczyna mnie kochać, co widzę w jego oczach. Nie chcę naciskać. Jak będzie gotowy to przyjdzie i pójdziemy razem do przodu. Życie jednak nie jest piękne, bo nic nigdy nie idzie po naszych myślach. Kiedy myślisz, że coś zaczyna się układać i nie musisz się o to martwić, to coś się zjebie.  Usłyszeliśmy głośny pisk i krzyki, więc szybko się od siebie odsunęliśmy ze zdziwionymi minami. Nie wiem co już tam odpierdolili, ale mam dziwne przeczucie, że coś się zmieni. 

I nie chodzi mi o nadchodzącą wojnę.

XXXXXXXXX

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top