90.Thomas

Po północy wyruszyliśmy na poszukiwanie księgi, żeby polepszyć umiejętności. Evan i Isak ciągle trzymali się za ręce, idąc z tyłu, a ja razem z Dylan'em prowadziliśmy.

Doskonale pamiętam miejsce gdzie schowałem tą książkę i dlaczego ją schowałem. Była tak jak by zagrożeniem, nie tylko dla nas, ale jak i dla innych. W niej było coś mrocznego i dziwnego. Nie wiem, czy tylko ja to zobaczyłem, ale kiedy siedzieliśmy z nią przy ognisku, tak, żeby w okół nas była jasna bariera światłą, ona nadal była ciemna jak by znajdowała się w jakimś zaciemnionym miejscu. Nawet na chwilę nie zajaśniała. Jednak nie powiedziałem tego im. Nie wiem czyn ona emitowała, ale w jej pobliżu moja moc dziwnie się zachowywała. Raz się wzmacniała, a raz kompletnie jej nie miałem. Z resztą Alex też miała wahania mocy.  Znajduje się w tym domku, gdzie siedzieliśmy dla odpoczynku. Jeszcze w tego z nami był Theo. Pamiętam jak się do nas uśmiechał i uczył puszczać kaczki na tafli wody Liam'a. Był dla nas jak starszy brat, którego nie mieliśmy, oprócz Isak'a, ale to inna bajka. Nadal za nim tęsknie i czuję dziwne uczucie, które mówi mi, że coś jest nie tak, kiedy o nim myślę. Księga jest ukryta chyba metr pod ziemią i zamknięta w skrzyni, a kluczyk do niej powinien znajdować się w pokoju Theo. 

Kiedy doszliśmy na dworzec z którego mieliśmy wyruszyć do tej miejscowości, gdzie był nasz dom. Spojrzałem na Evan'a który kupował bilety, później na Isak'a, który poszedł zaopatrzyć nas w jedzenie, a na sam koniec na szatyna, który usiadł na ławce. Zająłem miejsce obok niego. 

-Za ile mamy pociąg?- zapytałem, kiedy niebieskooki podszedł do nas. 

-Za jakieś 10 minut.- oznajmił i zasiadł po drugiej stronie szatyna. 

-Super.- mruknąłem i ziewnąłem.

Co jak co proszę, ale jest już po pierwszej w nocy, a ja nie spałem wygodnie ostatnio. Dziewie się jeszcze dlaczego stacja jest otwarta o tak później porze. Oparłem głowę o ramię Dylan'a i zamknąłem oczy. Zaraz przyjdzie Isak. Moje oczy otworzyły się gwałtownie, kiedy poczułem szturchnięcie w ramię. Spojrzałem na swojego, byłego, ale aktualnie wracam z nim w związek...sam już nie wiem. Spojrzałem na Dylan'a i ze zdziwieniem stwierdziłem, że znajduję się na jakimś, miękkim fotelu. 

-Co się dzieje?- zdołałem powiedzieć jedynie.

-No właśnie wysiadamy z pociągu.- stwierdził szatyn.

-Jak to wysiadamy?- zerwałem się na równe nogi i poczułem lekkie drętwienie, ale mam to gdzieś.- Która jest godzina?

-Około 15.- oznajmił, a ja myślałem, że na zawał zejdę.

-Jak to piętnasta?!- wydarłem się na niego.-Trzeba było mnie obudzić! 

-Zasnąłeś i nie miałem serca cię obudzić.-odrzekł mi.- Po za tym, wiedziałem, że nie jesteś wyspany, więc co się mi dziwisz. Wyspałeś się chociaż?

-Um w sumie to tak.- mruknąłem po zastanowieniu się.- Ale to nie zmienia faktu, bo...

-Możecie przerwać tą małżeńską kłótnie, bo musimy iść.- ponaglił nas Isak przechodząc obok z jakąś torbą. 

-Idziemy.- Dylan złapał mnie za rękę i razem poszliśmy w stronę wyjścia. - To gdzie teraz?

Wysiedliśmy nadal trzymając się za ręce i podeszliśmy do blondynów. Nie miałem nawet siły kłócić się z chłopakiem. 

-Tam.- Isak mruknął i razem z nim ruszyliśmy w stronę lasku. 

Mijaliśmy ludzi, którzy posyłali nam ciepłe uśmiech, niektórzy nawet się witali i mówili, że dobrze nas tu widzieć po roku. 

-Ludzie was tu lubią.- stwierdził Evan, kiedy starsza panie, co zawsze dawała nam owoce, przytuliła mnie jaki i Isak'a.

-Nas nie da się nie lubić.- rzekłem z lekkim uśmiechem.

-To prawda.- poparł mnie szatyn.

Weszliśmy w leśną dróżkę i spacerowaliśmy tak sobie spokojnie po między drzewami, aż w końcu dostrzegliśmy chatkę stojącą obok jęziora. Domek był obrośnięty w okół bluszczem i był w dość ładnym stanie. Zgodnie ruszyliśmy w jego stronę, ale miałem dziwne wrażenie, że ktoś nas obserwuję, każdy nasz najmniejszy ruch. Weszliśmy powoli do chatki, a drzwi zaskrzypiały. Rozejrzałem się po wnętrzu, wygląda trochę inaczej, ale dawno tu nie byłem. Ruszyłem w stronę salonu, a oni za mną. Zatrzymałem się na środku pokoju i ściągnąłem dywan, który leżał w tamtym miejscu. 

-Myśleliśmy, że ukryłeś ją gdzieś daleko.- rzekł Isak, a ja spojrzałem na niego z lekkim uśmiechem.

-No i o to chodziło.- rzekłem odrywając panele, a z pomocą przyszedł mi szatyn. -Teraz kopcie.

-Serio?- rzekł z niedowierzaniem Dylan.

-No, a myślisz, że ja będę kopać?- zakpiłem z niego i podniosłem się z klęczków.- Wy se kopcie, a ja się porozglądam. 

Tak jak powiedziałem, tak zrobiłem. Chodziłem po domu, a obok mnie szedł Isak. Rozglądaliśmy się po pomieszczeniach i przypominaliśmy sobie stare czas, kiedy jeszcze był z nami Theo. Uśmiechnąłem się lekko widząc naszą ścianę zdjęć, którą Alex i Brad robili przez kilka tygodni. Łazili wszędzie z aparatami i robili nam zdjęcia.Przejechałem dłonią po jednym z nich. Byliśmy na nim wszyscy, Liam trzymał aparat i robił nam zdjęcie, kiedy siedzieliśmy na kocu w lesie.Wszystko było w tedy takie beztroskie. Nie jak teraz. Nagle usłyszałem jakiś szelest na górze, więc od razu skierowałem tam swoje kroki. W mojej dłoni znalazł się mały sztylet. Powoli i bezszelestnie szedłem po schodach. Tam akurat były nasze pokoje. W połowie drogi zmarszczyłem  brwi i podniosłem z ziemi skarpetkę.

- Co do kurwy nędzy? - zapytałem sam siebie.

Przecież nikt nie wiedział gdzie znajduję się ten domek, a ta skarpeta świadczy o tym, że ktoś tu jest lub był. Ruszyłem ponownie w stronę górnego piętra. Nie wiem co mnie pokusiło, ale ruszyłem w stronę pokoju Theo. Wszedłem tam ostrożnie i powoli. Zmarszczyłem brwi i zmrużyłem oczy zdziwiony. Przecież jak wyruszaliśmy stąd to Brad kazał posprzątać mu pokój, a ten to z jękiem zrobił. A teraz? W pokoju walały się ciuchy i pościel na łóżku była rozwalona jak by ktoś z niego co dopiero wstał. Naprawdę zaczyna mnie to przerażać. Nagle w głowie zapaliła mi się lampeczka. Kluczyk. Szybko podszedłem do biurka i wyjąłem z jednej szuflad, małe pudełeczko. Otworzyłem je i wyjąłem srebrny kluczyk. 

-Mam cię.-szepnąłem do siebie.

Ostatni raz spojrzałem na pokój po czym, wyszedłem przez drzwi, a kiedy się odwróciłem moje serce stanęło. 

-Dylan idioto!- krzyknąłem na niego.-Wystraszyłeś mnie. 

-Przepraszam.- powiedział roześmiany.-Wykopaliśmy skrzynkę i miałem po ciebie pójść.

-Dobra idę.- wywróciłem oczami ściskając kluczyk. 

Zamknąłem drzwi od pokoju i ruszyłem do salonu, gdzie już czekała reszta załogi. Dylan i Evan rozglądali się w okół siebie oglądali zdjęcia jak i przeglądali księgi. Isak tylko pilnował ich wzrokiem, ale nie odzywał się ani słowem. Ja natomiast odsypałem piach z ziemi na podłogę, bo oni tego zrobić nie mogli zrobić. Złapałem za lekko zardzewiałą kłódkę i ostrożnie włożyłem w nią kluczyk, przekręciłem zamek i otworzyłem ją.

-Ja pierdolę!- wydarłem się i patrzyłem na pustą skrzynie. 

Chłopaki natychmiast podeszli do mnie i również wlepili wzrok w pudło.

-Gdzie księga?- zapytał Evan.

-Nie wiem kurwa, bo gdybym wiedział nie dostał bym zawału!- huknąłem na niego i złapałem się za włosy. 

-Spokojnie.- rzekł Isak i wstał, bo z wrażenia chwilę wcześniej usiadł obok mnie.-Myślmy logicznie, kto jeszcze wiedział gdzie jest księga?

-No nikt, oprócz Theo.- dodałem po namyślę.- Ale on jej na pewno nie wziął, bo był później cały czas z nami. 

-Może coś innego ją wzięło?- zasugerował Dylan, a my spojrzeliśmy na niego jak na kretyna.

Serio? Co innego mogło ją zabrać? W mojej głowie pojawiło się nagle zdanie jakie kiedyś powiedział nasz zmarły przyjaciel. " Jeżeli czegoś  nie wiesz, to idź nad wodospad." Może tego teraz potrzebujemy? Chwili przerwy.  Spojrzałem na chłopaków i wstałem z klęczków. Otrzepałem spodnie z piasku.

-Idziemy się przejść.- rzekłem poważeni i udając, że nie widzę ich zdziwionych wyrazów twarzy, ruszyłem w stronę wyjścia z domu. 

Jeżeli dobrze pamiętam Theo kiedyś mówił, że po drugiej stronie jęziora jest mały wodospadzik. Więc ruszyłem w tamtą stronę. 

Reszta nie zadawała pytań gdzie idziemy, widocznie mi ufają, co mnie cieszy. Szliśmy w ciszy, nikt nie zaczynał paplaniny i dobrze. Przynajmniej można wsłuchać się w odgłosy natury. Droga była dość długa, ale narzuciłem tępo i w pół godziny byliśmy pod wyznaczonym miejscem.

-Nie chcę być chamski.-zaczął chłopak Isak'a.- Ale po co my tu w ogóle przyszliśmy?

-Dowiesz się w swoim czasie.- odpowiedziałem, próbując nasłuchać szumu wody, świadczącego, że w pobliżu jest gdzieś wodospad. 

Nagle w oczy rzuciło mi się coś ciemnego odbitego w tafli wody. Przedarłem się przez krzaki i wypadłem z głośnym hukiem na trawę. Ała. Podniosłem się, kiedy inni znaleźli się obok mnie. Ruszyłem niepewnym krokiem w stronę tego czegoś czarnego. Z każdym przebytym krokiem słyszałem głośniejszy szum wody.  Po dotarciu do wyznaczonego miejsca, zatrzymałem się zdziwiony. 

Mały wodospadzik. 

A obok niego siedziała jakaś postać w kapturz, trzymająca księgę na kolanach. W mojej dłoni pojawił się sztylet, który upadł na ziemię, wbijając się w nią,  kiedy ta osoba spojrzała na nas, a w oczach pojawiły się łzy.

-Theo?- wykrztusiłem.

XXXXXXXXXX

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top