88.Liam
Siedziałem właśnie w autobusie, obok Thomas'a, a miedzy nami panowała przyjemna cisza. Wracaliśmy właśnie do domu. Tak, do domu.
Na naszych twarzach są zadowolone uśmiechy, bo udało nam się w końcu coś na 100%. Dzięki temu, że moc blondyna wzrosła, wyczarował wielkiego smoka straszący tym całe miasta, które opustoszały w niecałe kilka godzin. Tak wiem, nie ładnie postąpiliśmy, ale chociaż była zabawa widząc przerażone miny napakowanych dryblasów, lub jak nastolatki upuszczają telefony i zapierdalają, gdzie pieprz rośnie. Też jestem w ich wieku, ale telefon mnie tak nie kręci. Wolę pogadać z kimś twarzą w twarz. Właśnie, a pro po rozmowy miałem zadzwonić do kreta.
Naprawdę nie wiem, co się wczoraj stało. Nie wiem też dlaczego zrobiłem to co zrobiłem, ale jestem z tego zadowolony. Pocałowałem Brett'a, a on to odwzajemnił. Nie wiem co czuję do chłopaka, ale moje ciało ostatni dziwnie reaguję na niego. Pod jego spojrzeniem czuję, że nogi mi się uginają, kiedy mnie dotyka czuję skurcz w brzuchu. Jednak jak nasze usta złączyły się w jedność, czułem spokoju i bezpieczeństwo. Nigdy nie czułem tego przy nikim, nawet przy Theo. Myślałem, że do bezduszny dupek, który chcę tylko zaliczyć, ale w ciągu tych kilku dni stał się delikatniejszy i spokojniejszy. Tłumiłem sobie wszystkie emocję, bo jak ostatnio dałem się im ponieść, skończyłem źle, ale przy Brett'cie mur jaki zbudowałem w okół siebie zaczął pękać, co mnie przeraża, bo niedługo całkowicie się zjebie.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni i odblokowałem szybko, wszedłem w kontakty i wcisnąłem numer kreta. Czekałem kilka sygnałów, ale nie dostałem odpowiedzi z jego strony. Włożyłem telefon do kieszeni spodni i wlepiłem wzrok w szybę. Może on po prostu się bawi moimi emocjami, a teraz śmieje się z swoimi idiotycznymi kolegami ze mnie. Znając życie, a w szczególności moje to tak jest na pewno.
-Wszystko okej?- zapytał się mnie przyjaciel.
-Tak.- odrzekłem.- Po prostu chcę spać.
-A spoko.- mruknął i ponownie ułożył się wygodnie na fotelu.
Nie chcę być znowu tym wrażliwym i mającym do wszystkich ludzi zaufanie, naiwnym chłopakiem. Nie chcę dawać się znowu oszukiwać! Nie mogę dać się znowu sobie zakochać i cierpieć jak ostatnio. Nie chcę tak cierpieć. Jednak kiedy przypomnę sobie jak Brett całował mnie z taką delikatnością i pasją jak nikt inny wcześniej. Z trudem wtedy oderwałem się od jego ust i poszedłem z Thomas'em. Blondyn nic nie mówił na ten temat tylko patrzał na mnie na początku, co chwila i chichrał pod nosem. Kretyn jeden. Będę się teraz trzymać z daleka od Kreta.
- Liam jesteśmy już.- usłyszałem i spojrzałem na przyjaciel zdziwiony.
Tak szybko? Bez słowa wysiadłem z pojazdu i Thomas złapał mnie za rękę , a on teleportował nas pod samą barierą w okół szkoły. Zaczął do kogoś pisać.
-Wcześniej jak byś przeniósł nas taki kawałek, leżał byś mordą w piasku.- skomentowałem, na co on posłał mi wkurzone spojrzenie.
-A ty dawno nie dostałeś w mordę?- zapytał.
-Ostatnio to nie.- posłałem mu rozbawiony uśmiech.- O Alex idzie i Evan.
Dziewczyna szybko otworzyła barierę, a kiedy weszliśmy równie szybko ją zamknęła. Późnej przytuliła nas mocno do siebie.
-Jak dobrze, że jesteście.- skomentował chłopak Isak'a i również nas lekko objął.
-Stęskniliście się za nami?- odpowiedziałem.
-Jasne, że tak.- różowowłosa posłała nam radosne spojrzenie po czym pociągnęła nas w stronę szkoły.-Są lekcje i macie się wtopić w tłum.
-Która godzina jest w ogóle?- zapytał Thomas.
-Około 9.- odrzekł chłopak, po przekroczeniu progu budynku.- Musimy wam coś powie...
Mój przyjaciel zignorował go i podszedł szybkim krokiem za moje plecy, a jak się odwróciłem przytulał się z Dylan'em. Wiedziałem, że nie wytrzymają osobno więcej niż dwa dni. Jednak nie zobaczyłem tylko jego. O ścianę obok opierał się Brett i patrzył na mnie. Po moim ciele przeszedł dreszcz. Chłopka ruszył w moją stronę z lekkim uśmiechem. Czy mi się tylko zdaję, albo jestem już chory, ale uczniowie przepuszczają go, robiąc mu przejście, żeby mógł do mnie podejść. Chyba staliśmy się głównym obiektem zainteresowania na korytarzu. Alex i Evan też wyparowali, a stali obok mnie, chwilę temu! To jakieś żarty chyba. Stoję sam na środku korytarza, a na przeciw mnie stoi ten kretyn.
-Co?- zapytałem, nie mogąc wytrzymać tego napięcia między nami.- Czemu się tak gapisz?
- Nie mogę.- powiedział i chciał mnie objąć w pasie, ale cofnąłem się. Nie dam się w coś wrobić.-Liam.- westchnął.
-Czego chcesz?- zapytałem oschle.
-Co się stało Liam'eczku?- zapytał zmartwiony głosem, a ja prychnąłem na jego słowa.-Chodzi ci o ten nieodebrany telefon?- zapytał, a ja spojrzałem natychmiast na jego twarz.-Byłem zajęty.- no tak, wiadomo. Najlepiej robić nadzieję, a później, naśmiewać się.- Tym.
Nagle wszystkie dziewczyny w okół nas wyrzuciły w powietrze kolorowe płatki kwiatów. Obejrzałem się na wszystkie strony zaskoczony i oniemiały tym widokiem. Jakie to piękne. W tłumie zobaczyłem moich przyjaciół, którzy posłali mi zadowolone uśmiech, a Brad dodatkowo wystawił kciuki w górę.
-Liam?- usłyszałem, ale zignorowałem kreta.- Spojrzysz na mnie w końcu?
Odwróciłem głowę w jego stronę, a moje serce przyśpieszyło swój rytm. Stał blisko, zdecydowanie za blisko. Miałem zamiar się odsunąć, ale jedna ręka chłopaka objęła mnie w pacie, a druga zaczęła głaskać mnie po policzku. Moje oczy napotkał te jego, piękne niebieskie oczy, jak niebo przed burzą. Mimo, że nie chciałem mu teraz ulec, nie potrafiłem. Mięśnie które były napięte rozluźniły się pod dotykiem jego ręki na moim policzku. Ręce z którymi nie wiedziałem co zrobić, położyłem na jego klatce piersiowej.
-Planowałeś to?- zapytałem cicho.
-Tak i planowałem też to.- rzekł i schylił się ku mojej buzi.- Mogę cię pocałować?
Jego pytanie mnie zaskoczyło, a za razem rozczuliło. Bierze moje zdanie pod uwagę, to jest takie słodkie.
-Pocałujcie się w końcu!- usłyszałem gdzieś z boku krzyk Wendy.- No co? Stoją jak te mole i nie wiedzą co robić!
Brett wywrócił oczami i chciał coś powiedzieć, ale ja zmniejszyłem mały dystans między naszymi twarzami, łącząc nasze usta w pocałunku. W okół rozniosły się wiwaty i oklaski. Ten był taki jak tamten. Delikatny i nieśmiały. Chłopak zamruczał zadowolony, przyciągnął mnie bliżej siebie.
-Co tu się dzieje?!- usłyszałem i odsunąłem się od chłopaka natychmiast.- Jaki tu bałagan! Panie Brett co pan wyczynia na środku korytarza!
Jeszcze brakowało tu tej baby od siedmiu boleści brakowało. Rapucha podeszła do nas i zmierzyła wkurzonym spojrzeniem.
-Macie to posprzątać!- huknęła i odwróciła się na pięcie, idąc zapewne w stronę pokoju nauczycielskiego.
Osoby, które nas obserwowały rozeszły się jak by nic nigdy się nie stało. Spojrzałem się niepewnie na Brett'a, ale ten uśmiechnął się i złapał mnie za rękę.
- Ja tego nie sprzątam.- ostrzegałem od razu.
Chłopak jedynie wywrócił oczami i pstryknął palcami, a wszystkie płatki w okół nas znikły. Później przybliżył się do mnie i objął ramieniem.
-Już.- rzekł i nagle zostałem siłą odciągnięty od kreta, spojrzałem ze zdezorientowaniem na chłopaka, którego nie znam.
-Zak.- warknął Brett i mogłem przysiąc, że zaraz kogoś zabiję.
- Czyli to twój nowy nabytek.- powiedział i przejechał palcem po moim policzku. Co kurwa! Jaki jebany nabytek!- Nawet ładny.
-Puść go bo ci przypierdolę.- zagroził i zacisnął pięści.
-Już to widzę.- zarechotał.
Nie wiem dlaczego, ale wkurzyło mnie to, że kpi se z tego idioty. Ja tylko to mogę robić! Z całej siły nadepnąłem mu na nogę, a kiedy mnie puścił, odwróciłem się szybko w stronę chłopaka i kopnąłem go w jego małego fiuta.
-Kurwa.- syknął i złapał się za swoje kroczę, sycząc z bólu.
-Pięknie krzykaczu.- skomentował Brett i przyciągnął mnie do siebie.
Reszta lekcji minęła szybko i spokojnie. Ten cały Zak nie zbliżał się do mnie, a z tego co się dowiedziałem jest kapitanem drużyny pływackiej szkoły i nienawidził się z kretem. Bili się i nieraz byli u dyrka przez to. Czemu ja nic o tym kolesiu nie wiedziałem? Jednak spokój minął wieczorem, kiedy jak się okazało reszta wiedziała o wszystkim. No trochę nas ominęło.
-Co kurwa!?- warknął Thomas patrząc na nich morderczym wzrokiem.-Scott prawie zginął, a teraz w tajemnicy przed nim mam się udać z Dylan'em, Evan'em i Isak'iem do naszego starego miejsca zamieszkanie, żeby odszukać starą księgę, która jest notatnikiem magi i wskazówkami jak polepszyć się w niej!?
-Nieźle to streściłeś.- skomentował Dylan, który obejmował go ramieniem w pasie.- Ale tak.
-Skoro Scott był ranny to czemu tu jest Max?- zapytałem i oparłem się o biurko, bo byliśmy w gabinecie Markus'a, a go gdzieś wywiało.
-Bo mnie kurwa zmusili i przyprowadzili tu siłą.- warknął i chodził w tą i z powrotem przy drzwiach.
-Jest z nim Wendy i Edawn.- westchnął Connor, a blondyn tylko posłał mu niedowierzające spojrzenie.- Dobra, zrozumiałem twoje obawy.
- Kiedy niby chcecie, żebyśmy tam jechali?- zapytał się Thomas i spojrzał na Alex.
-No najlepiej dziś.- mruknęła.- Chłopaki są spakowani, a po za tym ciebie też już spakowaliśmy. Więc około 22 wypuszczę was i mam nadzieję, że wrócicie do końca kolejnego dnia.
Poczułem jak ktoś obejmuje mnie ramieniem i przyciska do swojego boku. Spojrzałem na Brett'a lekko zdziwiony, ale oparłem się o niego.
-Nie mam nic do gadania?- jęknął blondyn, a pozostali skinęli głowami.
-To ja spadam.- Max powiedział błyskawicznie i wręcz wybiegł z pomieszczenia.
Spojrzałem na Brett'a i sam za chuja nie wiem co mnie podkusiło do tego, ale pocałowałem go lekko w szczękę. Chłopak uśmiechnął się lekko i docisnął do swoje klatki piersiowej. Zaczyna się wojna, na Scott'a polują demony, a ja to się zauroczam w palancie. Zapowiada się pięknie.
XXXXXXXXX
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top