81.Liam
Naprawdę zaraz mu pierdolnie. Nie rozumiem o co mu chodzi! Pierw mnie obraża i dokucza mi, a później przymila się. On jest po prostu jebnięty na umyśle i tyle w temacie. Właściwe ten kretyn prowadzi mnie korytarzem w stronę sali gimnastycznej. Zaraz zaczyna się pierwsza lekcja na którą nie wypada się spóźnić, bo mam ją z tą rapuchą.
- Gdzie ty mnie prowadzisz?- warknąłem, idąc obok niego.
Na początku może i się wyrywałem i próbowałem uwolnić, ale co mi z tego że się szarpię skoro on jest silniejszy ode mnie i to kilkukrotnie. Pewnie brał sterydy, albo jakieś coś żeby być tak wysokim.
- Zobaczysz. - powiedział z lekkim uśmiechem.
- Nie zobaczę, bo zaraz jest dzwonek i jak się nie pośpieszysz to nici z twoich jebniętych planów.- prychnąłem patrząc na niego.
Wyglądał jak by nie przejął się moimi słowami, bo uśmiechną się lekko. Usłyszał idiota coś innego, czy jak?
- Zobaczysz. - powiedział i złapał mnie za rękę.
Zmarszczyłem brwi i zdziwiony, spoglądając na nasze splecione palce. Czemu on mnie złapał za dłoń? Przeszedł mnie ciepły dreszcz po całym ciele, bo jego ręka jest taka ciepła, że aż gorąca. W ogóle on jest gorący. Co? Zaraz wróć. Ja tego nie pomyślałem!
-Brett, ja mówię poważnie.- westchnąłem zrezygnowany, bo nadal szliśmy w przeciwnym kierunku do klasy gdzie miałem lekcje.- A po za tym twoja dziewczyna nie będzie zazdrosna?
-Jaka jebana dziewczyna?- powiedział zdziwionym głosem i wlepił we mnie zdziwione spojrzenie.- Nie mam dziewczyny. O kim ty mówi....aaaaa ona jest jebnięta i nic po za tym.
-Jest w tobie zakochana.- odrzekłem. Może i nienawidzę Brendy, ale nie jest fajnie naśmiewać się z czyiś uczuć w stosunku do innych osób. Nawet ja to rozumiem, ale nie wiem czy on też.- Chociaż dziwnie to pokazuję.
-Mam to gdzieś. Prześladuje mnie od trzech lat i mam jej już potąd.- pokazał wolną dłonią w okolicy czoła, a ja zaśmiałem się.- Ty po za tym też dziwnie okazujesz uczucia.
-Co?- zdziwiłem się natychmiast na jego słowa.
On jedynie wzruszył ramionami i wszedł na salę gimnastyczną ciągnąc mnie za sobą. Później wciągnął mnie do jakiegoś pomieszczenia o którym nie miałem pojęcia. Zaraz.. to tu trzymają wszystkie piłki, narzutki oraz inne nieistotne graty. Zapalił światło, a ja zobaczyłem dwa krzesła na przeciw siebie, stojące na środku pomieszczenie. Brett zamknął drzwi, a później przekręcił kluczy w zamku, następnie przedmiot z ręki mu zniknął. Obserwowałem go ze zdziwieniem, ale kiedy zorientowałem co się odpierdala , serce zaczęło mi bić jak oszalałe, a w głowie pojawił się kilka czarnych scenariuszy.
-Co ty odpierdalasz?!- wydarłem się i zacząłem walić w drzwi pięściami.- Wypuść mnie stad?!
-Liam..- westchnął i oparł się o ścianę, obserwując mnie uważnie.- Uspokój się.
-Łatwo ci kurwa takie coś powiedzieć!- krzyknąłem na niego i nadal próbowałem wywalić drzwi.- To nie ciebie zamknął jakiś chory na umyśle koleś w ciasnym pomieszczeniu i zamknął drzwi!
-Bez przesady.- mruknął i zaczął do mnie podchodzić.- Liam.. Liam...
Nie znowu to samo.
Twarz Brett'a zaczęła się zamazywać, a na jej miejscu znalazła się inna. Obliczę osoby, której nie chcę znać i więcej oglądać na oczy. Osoby której się boje i to przez nią nie mogłem spać po nocach i bałem się dotyku innych przez pewien czas. Wszystko przez niego. Taylor'a.
-Nie!-krzyknąłem przerażony i cofnąłem się pod samą ścianę.- Zostaw mnie! Ja nie chcę!
Po chwil poczułem ciepłą rękę na mojej i jak ktoś podnosi mój podbródek. Nie! Ja nie chcę żeby mnie dotykał i żeby nawet na mnie patrzył. Przeraża mnie sam jego widok, bo to on chciał zrobić mi krzywdę. Boję się.
-Liam.- usłyszałem głos, ale nie należał on do Taylor'a, był kogoś innego, ale nie zamierzam sprawdzać tego, więc moje oczy zacisnęły się jeszcze bardziej.- Nie wiem dlaczego tak reagujesz, ale wiedz, że nie chcę cię skrzywdzić i nigdy tego nie zrobię. Może na początku chciałem cię zaciągnąć do łóżka, lecz to z każdym dniem mijało, a rodziła się ciekawość do twojej osoby. Nie pozwolę cię skrzywdzić i chcę ci pomóc. Wiem, że coś się dzieje. Jeszcze jednak nie wiem, co do tego doprowadziło, chcę ci pomóc Liam. Nie wiem kiedy i jak to się stało. Stałeś się dla mnie ważny, nie widzę w tobie dziecka, czy nieznośnego bachora, tylko odważnego i pewnego siebie słodziaka. Zależy mi na tobie, Liam.
Taylor nigdy mi czegoś takiego nie powiedział. Nikt mi czegoś takiego nie powiedział. Otworzyłem powoli oczy i spojrzałem w te osoby, która mi to powiedziała. Nie wiedziałem już mojego byłego tylko tego kreta. To on powiedział mi tyle miłych i słodkich rzeczy.
- Właśnie tak.- powiedział i położył dłoń na moim policzku.- Chciałem z tobą porozmawiać, a nie cię wystraszyć. Przepraszam że wszystko, co ci powiedziałem obraźliwego, Liam.
Nie odpowiedziałem, bo zatonąłem w jego pięknych oczach. Zawsze coś mnie ciągnęło do Brett'a, ale myślałem, że to przez obrażanie czy dogrzanie mu. Coś mi chyba pękło w środku, bo kiedy widziałem w jego oczach samą szczerość i pewność myślałem, że serce wyskoczy mi z piersi. Moja wolna dłoń posunęła się na policzek wyższego chłopaka i zaraz będę musiał stanąć na palcach, żeby go dosięgnąć. To nie jest sprawiedliwe!
- Powiesz mi o co chodzi.- jego głos był miękki i delikatny.
- Może później.- odrzekłem cicho. Nie wiem, czy jestem gotowy, otworzyć się przed nim do tego stopnia.
Dopiero co powiedziałem przyjaciołom, a jemu powiem kiedy indziej.
- Rozumiem.- odrzekł z lekki uśmiechem.
Rozumie. On mnie zrozumiał. Brett jako jeden z nielicznych nie podważa mojego zdania w tym temacie.
- Czekaj, a dzwonek kiedy?- zapytałem, bo chyba się z nim spóźniają.
- Był jakieś dziesięć minut temu.- odrzekł spokojnie, a mi ciśnienie skoczyło.
- Pierdolę! - znowu podniosłem głos.
Jak ją mogłem nie usłyszeć tego pierdolonego, wkurwiając wszystkich dzwonka?! Zajebiście, ta baba mnie zabiję i zje na śniadanie w swoim grobie, bo tam zapewne mieszka.
-Brett ty kretynie!- ochrzaniłem go.- Wiesz, że będziemy mieć kłopoty!?
- Mam to gdzieś.- zaśmiał się, kiedy uderzyłem go ręką z policzka w klatkę piersiową.- Mi się tam nigdzie nie śpieszy.
- Jesteś idiotą.- wywróciłem oczami i lekki uśmiechem.
- Idiotą, który ci się podoba.- dodał z iskierkami cwaniaczyzmu w oczach.
- Skąd taka teoria się wzięła?- zapytałem, przekrzywiając głowę w bok.
- Masz gorączkę?- powiedział cicho, ale widząc moją minę dodał.- Nadal trzymasz mnie za rękę i jeszcze splątałeś nasze palcem.
Doba ma mnie. Kiedy miałem się odezwać nagle straciłem grunt pod nogami i język w buzi. Brett złapał mnie pod udami i podniósł do góry.
- Wiesz na co mam ochotę?- zapytał i przybliżył twarz bliżej mojej.
Wystraszyłem się, że zobaczę znowu twarz Taylor'a, jednak nic podobnego nie widziałem. Nadal patrzyłem na twarz Brett'a i nic nawet nie uległo zmianie. Uśmiechnąłem się szeroko. W końcu, chyba, te zwidy mi przeszły!
- Czyli mogę cię pocałować?- dopytał i jego twarz znalazła się bardzo blisko mojej.
Nasze usta prawię zatonęły się ze sobą, już czułem jego oddech na moich wargach. Chcę tego. Chcę pocałunku z Brett'em. Przymknąłem oczy, czekając na jakiś ruch ze strony chłopaka. Zawinąłem mu ręce w okół szyi delikatnie go do siebie przyciągając. Jednak życie mnie nie lubi. Kiedy czułem już jego wargi delikatnie spotykające się z moimi, nagle z nie wiadomo skąd pojawił się mocny wstrząs. Chłopak tracił równowagę i razem pierdolneliśmy o podłogę. Raczej Brett, bo ja se wygodnie na nim leżałem.
- Co to było?!- krzyknąłem, chcąc wstać, ale ponowne trzęsienie mi to uniemożliwiło, upadłem na kroczę kreta i otworzyłem szeroko oczy.- Yyyyy chodźmy stąd.
- Dobra.- zgodził się, ale żaden z nas nie ruszył ciała nawet o milimetr.- To idziemy?
- Tak. - szybko wstałem z chłopaka, podając mu rękę, którą przyjął.
Brett zniknął drzwi i szybko ruszyliśmy szukać reszty, bo to najpewniej trzęsieniem ziemi nie było! Trzymając się za ręce błyskawicznie ich znaleźliśmy. Okazało się, że każdy z nauczycieli wyprowadził uczniów na plac przed szkołą.
Serio nas tutaj sporo.
- Tam są.- kret pociągnął mnie w stronę moich przyjaciół.
- Tu jesteście!- Alex krzyknęła uradowana.- Gdzie byliście?
- To teraz nie ważne.- odrzekłem natychmiastowo.- Ważne jest to, co to było.
- Ja wiem co to było.-usłyszałem głos Scott'a, który szedł w naszą stronę szybkim krokiem. Jeju on miał taki duży brzuch wczoraj?! Zdaje mi się, że nie. Naprawdę mój chrześniak szybko rośnie.- Zwierzęta z nad oceanów mówią, że nasza ziemia się przesuwa.
- Jak to przesuwa?- Thomas zmarszczył brwi.- Przecież to niemożliwe.
- To co niemożliwe jest możliwe tylko trzeba uwierzyć.- Connor wywrócił swoje trzy grosze.
- Przesuwamy się w stronę terenu normalsów, a oni w naszą.- brunet oznajmił i złapał się kurczowo ręki Max'a.- To oznacza, że...
- Zderzymy się.- dokończył Brad.- Przecież to będzie kataklizm!
- Dlatego trzeba jak najszybciej przenieść wszystkich ludzi z tamtą jak i od nas z dala od morza.- powiedział Minho.- Co robimy?
Wszyscy spojrzeliśmy na Alex, która zagryzała mocno wargę.
- Musimy zebrać grupy i ruszyć ewakuować ludzi jak najszybciej.- oznajmiła stanowczo.
- Super.- mruknął Isak pod nosem.
Dzień zapowiadający się świetnie i niesamowicie, ale kończy jak zwykle. Spojrzałem ukradkiem na Brett'a i uśmiechnąłem się lekko. Mam tylko nadzieję, że wszystko skończy się dobrze jak ostatnio.
XXXXXXXXX
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top