72.Thomas

W końcu powiedziałem mu prawdę. Resztę mam gdzieś ważne tylko, że Dylan nie zerwał ze mną i nie obraził się.

Jednak kiedy zeszliśmy na dół i zajęło nam jakieś 10 minut tłumaczenie im wszystkiego od samego początku, zaczęli na koniec lekko dramatyzować, a Max to już szczególnie.  Ja nie wiem czemu on taki jest, ale zamiast współczuć mu z chormonów  jego chłopaka, to współczuję Scott'owi nadopiekuńczego blondyna.

- Zaraz..- Minho podniósł ręce do góry.- Nasz generał próbuje was zabić, bo to jego opętała ciemność?

- Dokładniej.- skinęłem wtulając się w klatkę piersiową szatyna siedzącego na krześle obok.- To aż takie dziwne?

- Tylko trochę.- wzruszył ramionami Azjata, trzymają za ręką Brad'a.

- Właśnie.- Alex klasła w dłonie.- Pomożecie nam rozwiązać zagadkę?

-Jaką tym razem zagadkę?- zajęczał Connor siedzący na przeciw niej.

-Od kiedy tu się znaleźliśmy prześladują nas wizję.- wyznała dziewczyna po chwili ciszy.- Kobiety, czasami we krwi, czasami w dziurze, raz tylko pokazała się w białej sukni ślubnej. Kazała nam go ocalić, lecz nadal nie wiemy kogo.

-Jak ona wyglądała?- Evan usiadł prosto i złączył swoje ręce.

-Brunetka, ładna około trzydziestki może starsza może młodsza.- wzruszył ramionami Isak, siedzący obok niego.

-Seweryn miał żonę.- wypalił nagle Dylan, aż podskoczyłem.- Zginęła chyba pół roku temu jak nie chwilę dłużej, ponoć wbiła sobie nóż w serce.

-Sama?- zmarszczył brwi Brad, patrząc uważnie na ścianę obok. 

-Tak.- odrzekł Evan.- Pyton się załamał, ale teraz zdaje się jak by nic dla niego ona nie znaczyła. 

-Czyli nawiedzała nas jego zmarła żona, prosząc o uratowanie...- zaczęła Alex drapiąc się po nosie.

-Chcę żebyśmy uratowali jej męża!-krzyknąłem i zerwałem się z krzesła, a Dylan złapał się za serce.- Ciemność opętała jego ciało, ale nie duszę i umysł. Nadal jest tam ten stary generał, ale ukryty, a jego nieżywa żona to wie i każe nam go uratować.

-Tak!- zgodził się ze mną Connor.-Chcę żebyśmy uratowali go, zabijając przy tym ciemność.

-To jest plan..- zgodził się Max.

-Ej?- Brad zawołał nas prostując się, patrząc z przerażeniem za nas.- Widzicie to?

-O mój boże.- szepnął Minho i wstał razem z niebieskookim. 

-Liam nie śpij.- westchnąłem i szturchnąłem go lekko.

-Nie śpię.- odpowiedział od razu otwierając zamknięte do tej pory oczy. 

-Tak jasne.- zaśmiał się Brett i również wstał podchodząc do obrazu, wiszącego na ścianie za nami.- Co to w ogóle jest? 

-Jak pierwszy raz tu byliśmy ten obraz sam zaczął się malować.- wyszeptałem i również  przed nim stanąłem, jak po chwili reszta.- Ale teraz..

-Pojawiamy się na nim my.- dokończył za mnie Dylan i objął mnie ramieniem.

Uśmiechnąłem się lekko widząc jego uśmiech. Dlaczego tak bardzo mi na nim zależy? To aż boli. Brakuję mi jego ciepłą jak nie ma go przy mnie, a jego uśmiech wywołuje mój.Jezusie! Brzmię jak zakochana nastolatka! No prawda zakochany jestem, ale wiek dojrzewania mam za sobą. Mój chłopak dalej jest moim chłopakiem, mimo tej tajemnicy. Naprawdę się bałem tego, że mnie zostawi, a tu proszę. Jest tu ze mną i mnie przytula. Naprawdę go kocham. 

-Jesteście teraz częścią naszej rodziny.- Brad powiedział uradowany i przytulił się do Minho.

-Wątpiłeś w to kiedyś?- prychnął Max i objął mocniej Scott'a ramieniem.

Obraz ukazywał nas jak i tych imbecyli z mieczami i zaciętymi minami. Trochę śmiesznie to wygląda, ale no cóż. Nie ja rysowałem. 

-W ogóle ktoś o tym wszystkim jeszcze wie?- zapytał Evan wracając na swoje miejsce.

Wszyscy od razu skierowaliśmy spojrzenia na Alex, bo ona tu rządzi. Może wcześniej się trochę rządziłem ja, ale teraz ona całkowicie przejęła stery. To nasz szef. 

-Yhym.- odchrząknęła i spojrzała się na nas robiąc dziwną minę.- Co natychmiast ja? Sami teraz gadajcie.

-Scott!- wszyscy na raz powiedzieliśmy imię chłopaka, szybko wracając na nasze miejsca. 

Złapałem rękę Dylana w swoją i pociągnąłem go za sobą na w stronę siedzisk,  sadzając go na jednym z nich, a ja wparowałem na jego kolana, bo mogę. Mój chłopak i mi wolno, a na nich ma wypierdolone.

-Czemu ja?!- wydarł się w naszą stronę i skrzyżował ręce na piersi.- Jestem w ciąży! Mam podwójne prawo głosu!

-No i?- Liam podniósł brwi go góry i wyprostował plecy.- Nas jest czterech nie licząc Alex i ciebie, a twój  podwójny głos jest połową naszych, więc i tak ty mówisz.

-Od kiedy ty potrafisz tak liczyć?- Brett tylko uśmiechnął się w jego stronę i umieścił swoją głowę na dłoni, którą oparł o stół i zaczął wgapiać się w twarz mojego przyjaciela. 

-Nie znasz mnie, więc nie wiesz co umiem, a czego nie.- odrzekł jedynie i zignorował go potem kompletnie.

-A jak bym chciał cię poznać?- zapytał z podniesioną brwią.

-Nie gadam z takim kretami jak ty imbecylu.- syknął na niego.- To Scott mówisz?

-Mam cię gdzieś.- fuknął na niego i odsunął się trochę od Max'a na co zmarszczyłem brwi. Przecież ostatnio uwielbia być blisko niego.- Coś jest nie tak..

Jego oczy stały się wilcze, a z gardła wydobył się warkot. Alex natychmiast się zerwała z miejsca jak z resztą każdy z nas. 

-Scott'y?- blondyn podszedł do niego i niepewnie położył dłoń na jego tali.- Ej co jest?

-Scott?- głos Alex brzmiał jak rozkaz, a w nim wyczuć można było nutkę przerażenia.

-Są na naszym terenie, - wycharczał pod nosem.- Jest ich dużo, więcej niż ostatnio. Są tam gdzie ruiny ich szopy, zbliżają się. 

-Ty Scott zostajesz.- powiedziała natychmiast, a jego oczy od razu wróciły do normalności.

-Co?!- krzyknął zły i wyrzucił ręce w górę.- Pojebało cię! Idę z wami! 

-Nie.- syknąłem i podszedłem do nich.-  Hormony ci skaczą i to niebezpieczne.

-To, że jestem w ciąży nic nie zmienia!- powiedział widocznie już wściekły i Max postanowił w końcu coś zadziałać.

-Misiu to dużo znaczy.-objął go od tyłu, układając głowę na jego ramieniu.- Martwimy się o ciebie i nie chcemy żeby stała ci się jakaś krzywda oraz może stać się coś naszej dzidzi. Nie chcę żeby coś się wam stało Scott. Proszę zostań.

-Ale.. To nie jest... nie lubię was!- krzyknął, ale z lekkim uśmiechem wtulił się w ciało chłopaka, który pocałował go w szyję.

-Wyglądacie słodko.-rozmarzył się Brad wtulając w bok Azjaty.- Tylko skąd oni się tu wzięli tak szybko? 

-Nie mówiłem wam, że armia ma się stawić w ciągu 2 dni?- Liam podrapał się po karku zakłopotany.

Serio?! Jak on mógł o czymś takim zapomnieć.

-Liam!- wrzasnęła na niego różowowłosa.

-Może powinniśmy iść na górę?- Isak rzekł głosem niepewnym oraz bardzo cichym głosem.

-Jazda!- Connor ponaglił nas wszystkich i wybiegliśmy z kryjówki.

Scott'a zostawiliśmy na korytarzu oczywiście, a reszta razem ze mną wybiegła na dwór. Gdzie byliśmy tylko my i Markus. Oczywiści on też musiał być. Stanęliśmy w równej kresce. Na przeciw nas są te potwory tylko, że chyba ze 300 razy więcej ich tam jest teraz.  Chwilę panowała cisza, którą przerwała Alex. 

- Evan jesteś mi potrzebny.- dziewczyna mruknęła.- Daj mi rękę.

-Co? Po co?- zmarszczył brwi natychmiast.

-Bo masz moc ochronną, tak?- zapytała, a ten skinął głową.- No więc, daj mi tą cholerną rękę. 

-Już.- poddał się i złapał ją za dłoń.-Co teraz?

-Możecie nie romansować?- dyrektor aka Markus skarcił ich i nadal obserwował potwory, które mierzyły nas głodliwym spojrzeniem oraz obnażając swoje obrzydliwe kły.

Złapałem Dylana za rękę i mocno ścisnąłem. Wiem, że damy radę, ale i tak lekki dreszczyk emocji przeszedł po kręgosłupie. Ich jest tam z 1000. Skąd bierze się te robactwo? Mam nadzieje, że Alex coś tam wymyśliła, bo jak nie to mamy problem. Dziewczyna wyciągnęła rękę w górę, a z jej dłoni wystrzelił biały promień. Leciał chyba z 20 metrów w górę, a potem zaczął tworzyć jakąś barierę. Co rozbudził te szkarady, bo zaczęły biec w naszą stronę. Mam nadzieję, że zdąży z tą barierą, czy co to kuźwa jest.  Maszkary były coraz bliżej, a bariera coraz niżej. Nie boję się ich, boję się, że coś się komuś znowu stanie. A szczególnie  mojej rodzinie. Liam oraz Brett szykowali się już do walki, ale Alex syknęła z bólu.

-Connor podaj mi rękę. - rzekła z bólem w głosie, a chłopak stojący obok niej od razu to wykonał.

Kiedy stwory były już blisko, jakieś 300 metrów od nas ja już czułem ich oddech i obrzydliwy zapach. Ohyda! 

Bariera dotknęła ziemi kilka sekund później, zderzając się z tymi potworami. Uff. 

Ale miałem ochotę wbić sztylet w któreś z tych cielsk! Ale jak nie można to szkoda. Naciesze się moim chłopakiem.

-Brawo!- Minho krzyknął.- Myślałem, że będę musiał walczyć, lecz jest już okej. 

-Alex pobladłaś.- Connor lekko ją podtrzymał, kiedy oparła się o niego ramieniem. 

- Jak byś robił barierę ochronną ze swojej energii życiowej ciekawe jak być ty wyglądał.- powiedziała z lekkim uśmiechem.

-Brawo dzieciaki!- pochwalił nas Markus w ciele tego spaślaka i ruszył w stronę szkoły.

-Jaki chuj.- Brett wystawił mu środkowy palec. Ciekawe jak zareaguję, kiedy dowie się, że on wszystko widzi.

-Idę do..- usłyszałem radosny głos Max'a, ale jego mina zmieniła się diametralnie i pobladł jak Alex.- Scott!

Zerwał się szybko i pobiegł w kierunku szkoły. Zmarszczyłem brwi, ale kiedy usłyszałem głośny huk z jej wnętrza, serce zabiło mi szybciej i jeszcze ten odór.

Kurwa!

XXXXXXXXX

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top