7.Liam
Ja pierdole!
Mamy teraz iść do tych jebanych akademików. Mam nadzieje, że chociaż tam będzie czysto. Karaluchy, mrówki czy pająki to wszystko, kurwa nie dla mnie.
Kiedy Scott wystraszył Max'a zamieniając się w pająka myślałem, że padnę ze śmiechu. Kiedyś byłem na jego miejscu i nigdy nie chcę tego powtarzać. Nigdy! Jednak jak się patrzy z dala to jest zabawne.
Weszliśmy przez wielkie drzwi na jasny korytarz. Był on przestronny i przytulny. Razem ze Scott'em ruszyliśmy do przodu. Zobaczyłem kontem oka jak Isak idzie za mną, a obok niego prowadzi się Evan. Thomas patrzy z mordem na Dylan'a i przyśpiesza kroku. Brad szczęśliwy spaceruje obok Azjaty. Alex ogląda wszystko zafascynowana, a ten cały Connor coś jej opowiada.
Nie podoba mi się on wcale, a wcale. Muszę mieć go na oku, a nawet dwóch!
Na końcu korytarza siedziała starsza pani z miłym uśmiechem. Okulary i siwe włosy. Klasycznie! Była za takim czymś jak w sklepikach przybocznych. Przystanąłem metr przed nią i posłałem słodki uśmiech.
Trzeba się podlizać.
- Dzień dobry. - powiedział Scott.
- Witam kochaneczki. - powiedziała uradowana.
- Witam panią. - powiedział Brett, który zmaterializował się obok mnie.
Serce mi stanęło na chwile. Mówię poważnie!
- Brett kochanie. - uśmiechnęła się jeszcze szerzej - Który to twój chłopak...
- Ale... - zaczął roześmiany i spędzony chłopak. - Ja nie mam...
- Pewnie ten o. - wskazała na mnie palcem. Co kurwa! - Słodziak! Te policki i oczka!
I jeszcze taki niziutki. W twoim typie!
Pierdole!
Jestem w jego typie!
Spojrzałem na niego zszokowany i wykonałam dużego kroka w przeciwną stronę . Reszta się z tego zaśmiała, a Brett prychnął. Kobieta patrzyła na mnie czule.
- Już wam wesele planuje.- klasnęła w dłonie.- Zamówimy białe gołębie
i wielki tort.. może błękitny. I jeszcze wielka sale na tańce...
Ona jest gorsza od Brad'a, kiedy ma napad na różowy kolor! Pomocy!
- Meliso! - krzyknął lekko zestresowany Brett-kret.- Uspokój się . Tak? Oddychaj. Wdech i wydech.
- Dobrze. - prychnęła i klasnęła potem na nowo podekscytowana.- To kim są te aniołki?
- Nowi uczniowie przyszli zobaczyć pokoje. - oznajmił Max.
Kobieta skarciła go wzrokiem i spojrzałam tak samo na Dylana.
Oho
Ktoś kogoś nie lubi!
- Wiec, tak.. - odchrząknęła. - Jak się nazywają te nasze nowe skarby? Brad'a już znam, chcę poznać resztę.
Spojrzeliśmy pytająco na niebieskookiego. Ten wzruszył ramionami i posłał na zestresowany uśmiech.
- Ja jestem Scott. - zaczął niepewnie mój przyjaciel.
- Ja Isak. - blondyn podniósł rękę.
- Alex do pani usług. - różowowłosa się uśmiechnęła do kobiety, machając ręką.
Ta ochoczo jej od machała.
- Thomas.- brązowooki pomachał również do niej.
-A ty słodziaku? - zapytała i spojrzałam na mnie.
- Liam. - odpowiedziałem jej z lekki uśmiechem. - Bo wie pani... - zacząłem. - Nie chcemy męczyć chłopaków już dłużej i czy pani mogła by nas oprowadzić po akademiku?
- Jas.... - zaczęła.
- Nie! - odezwał się Evan. - My ich oprowadzimy. Nie rób sobie problemu Meliso.
A taki miałem dobry plan!
- Ale to napraw....
- Co mówisz? -zapytał Connor. - Mamy iść ich oprowadzić? Jasne! Idziemy!
- Ale... - zaczęła, lecz nie dokończyła bo chłopaki popchali mnie i resztę w prawą stronę. - Jesteście nie fer play! - krzyknęła za nami.
Zachichotałem i pokiwałem głową tak jak Alex i Isak. Szliśmy fioletowym korytarzem prosto przed siebie. Gdzie my idziemy? Zatrzymałem się przez co reszta też.
- Yyyy po co idziemy tam? - Scott wskazał przed nas na resztę korytarza.
- Bo tam są pokoje? - zapytał jak sześciolatka Max.
Brązowowłosy zacisnął pięści i jak by jego wzrok mógł zabić, to jasnowłosy pewnie byłby martwy.
- Tam są pokoje.- powiedział Brad.- Muszę z wami iść? Ja już zwiedzałem i nie chcę mi się iść tam ponownie.
- Kiedy? - odwróciłem się ,aż do niego przodem. - Bez nas?
- Jak wy obrarzaliścię się jak dzieci w tym samym czasie Bó... To znaczy Minho! Mnie odprowadził po akademiku i po szkole.- powiedział zarumieniony na twarzy.
- Aha. - skomentowałem jako jedyny wypowiedź Brad'a.
- To nara! - krzyknął i został po nim tylko kurz.
I to dosłownie!
- To ja skoro osoba, którą oprowadzałem zna teren, ulotnie się.- Minho uśmiechnął się do swojej paczki.
O dziwo Azjata poszedł za Brad'em. Tylko niech się nie zakocha, bo go ze sobą weźmie lub każe mi go sklonować. Raz tak mi kazał jak zobaczył w telewizji słodkiego pieska...
- Czyli dwóch z głowy? - zapytał Connor.
- Chyba tak. - przytaknął Dylan.
- Mam nadzieje, że nie ma Ash'a. - westchnął Brett. - Albo tych szuj.
- Jakich szuj? - upomniał go Evan. - Suk. Nazywamy rzeczy po imieniu. One to suki.
- Aha. - mruknął Thomas. - Nie wolno tak nikogo nazywać!
- Wolno, wolno. - powiedział Connor. - Nie znasz tych szui!
- No i co, że ich nie znamy? - zapytał Scott.- Nie wolno obrażać nikogo.
- A ty mnie obrażasz. - przypomniał mu Max.
- Ale to inna sprawa. - machnął na niego ręką .
- Moim zdaniem właśnie sam powiedziałeś, że nie wolno nikogo obrażać. Czyli sam łamiesz swoje prawo. - powiedział Evan roześmianym głosem.
- On powiedział mu to w twarz, a nie jak wy. - odezwał się Isak.
I tak właśnie zaczęła się kłótnia. Moi przyjaciele kłócili się z tymi imbecylami
stąd. A ja jako, że tan pacan mnie nie zaczepia powoli i zwinnie na paluszkach poszłam w głąb korytarza. Nawet w innej części słyszałem ich kłótnie .Już wiem jak Scott się czuł jak prawie, że codziennie dokuczaliśmy sobie nawzajem z Isak'iem.
Wszedłem po schodach i po chwil znalazłem się w seledynowym korytarzu pełnym ogłoszeń, zaproszeń i informacji. Głównie z tego co za uwarzyłem są one o imprezach i wolnych od szkoły.
Nie ma to jak kochani i pilni uczniowie!
Zwiedziłem w sumie to trzy kolory korytarzy : zielony , pomarańczowy
i żółty . Teraz wszedłem na czerwony.
Nikogo jak dotąd nie spotkałem. Szedłem powoli i nagle na kogoś wpadłem. Raczej na dwa ktosie. Usłyszałem jak książki lecą na ziemię i rozsypują się koraliki.
Szybko podniosłem głowę i zobaczyłem dwie dziewczyny. Były ładne, ale nie mój typ. Jedna miała na sobie długie ogrodniczki z naszywkami ciasno przylegające do jej ciała i za dużą koszulkę wystającą z pod nich. Druga miała za to sukienkę do kostek i rękawami po nadgarstki. Do tego pasek i czarny naszyjnik
- Przepraszam! - krzyknąłem.
- Nic nie szkodzi. - odezwała się ta w sukience.
- Szkodzi. - zaprzeczyła droga.- Jak łazisz palancie.
- Przepraszam no. - powtórzyłem i zacząłem zbierać rozsypane kulki z ziemi .- Nie widziałem was dziewczyny.
- To jak patrzysz. - prychnęła ta niemiła.
- Normalnie. A ty? - zapytałem ciekawy.
-Haha. - powiedziała z sarkazmem i zaczęła zbierać swoje książki.
- Wiem, że jestem zabawny. - mrugnąłem do niej i podniosłem rzeczy z ziemi. - A tak po za ty jestem Liam.
-Ja jestem Samira - powiedziała dziewczyna w sukience. - A ta wredna małpa to Wendy.
- Sama potrafię się przedstawić kaktusie. - wywróciła oczami - Wiec Liam'ie co tu robisz, hym?
- Jestem nowy. - podrapałem się po karku.
- To tłumaczy, dlaczego jesteś w części akademika dla dziewczyn.- zaśmiała się Samira.
- Serio? - otworzyłem oczy w zdziwieniu.-To fajnie, że mówicie, bo jak bym do waszej toalety wlazł to dostał bym obcasem.
- Gdzie tam obcasem. - machnęła ręką Wandy. - Najczęściej klapkiem lub trampkiem.
- To mi pomogłaś. - wywróciłem oczami.
- Wiem. Nie ma za co.- powiedziała metalicznym głosem
Zaczęliśmy się wszyscy śmiać z poważnej miny dziewczyny.
- To ja już może pójdę ... - zacząłem.
- Liam? - zaczepiła mnie Wandy.
- Tak?
- Oddasz mi moje koraliki. - wskazała palcem na rzeczy w mojej ręce.
- Ah tak. - podałem jej je z cichym śmiechem. - To teraz ja już...
- Liam! -usłyszałem krzyk za sobą.
Odwróciłem się w stronę głosu i myślałem, że zejdę na zawał.
Po raz kolejny!
Brett pojawił się obok mnie jak duch.
- Szukałem cię! - krzyczał do mnie ignorując dziewczyny. - A ty sobie znikasz!
- Bo mogę. - prychnąłem. - Fajnie było was poznać dziewczyny.
Kompletnie zignorowałem bruneta, który dyszał i mogłem wyczuć na sobie jego spojrzenie wręcz palące moja skórę.
- My też tu jesteśmy! - krzyknęła Wendy. - Ty pusta pało!
- Ej!Bez takich. - mruknął i wreszcie na nie spojrzał. - Cześć laski.
- Cześć, cześć. - zachichotała Samira. - A ty co taki wpieklony?
- Bo ten tu... - wskazał na mnie palcem. - Zwiał.
- Nie ten tu krecie. - warknąłem. - Po prostu se poszedłem zwiedzać akademik.
- Choć. - Brett odwrócił się do mnie tyłem i ruszył do przodu. - Jak nie będziesz szedł to dam ci pokój taki, że nie wytrzymasz w nim minuty!
- Tak tak. - machnąłem na niego ręką. - Pa dziewczyny.
One zachichotały , a ja się odwróciłem, lecz słyszałem co mówią.
Bo powiemy szczerze dziewczyny gadają głośno.
- Shippujem. - oznajmiła Samira. - Co nie kaktusie?
- Jak nic. - przytaknęła druga. - Liam i Brett czekaj..
- Briam! - podsunęła Samira.
- Lub Lrett -dodała Wandy.
- Nie.- powiedziały jednocześnie. - Briam!
Co to kurwa jest Briam? I o co im chodzi z Lrett'em jakimś. Może są na coś chore albo leków potrzebują.
- Już jesteśmy. -oznajmił mi Brett. -To twój pokój.
Jesteśmy na niebieskim korytarzu.
- Um spoko. Teraz se idź. - machnąłem na niego ręką. - Papa Brecie-Krecie.
- Do widzenia Liamie- Koczkodanie. - uśmiechnął się do mnie podle i poszedł
w głąb korytarza.
Czy on nazwał mnie Koczkodanem ?
Otworzyłem drzwi i jedyne co mi przyszło na myśl to.
Wow
Ale zajebiście!
XXXXXXXX
☝Samira ( 17 lat)
.
☝Wendy ( 17 lat)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top