!7!Cameron
Jedyne co pamiętam przed zamknięciem oczu to przerażony wzrok Taylor'a. Później wszystko zniknęło diametralnie. Nie czułem już jego dotyku, ani bicia serca. Dziwnie się czuję z tym, że to właśnie chłopka, który ciągle mnie podrywa utkwił mi głowie teraz, ale nic na to nie poradzę.
Ból głowy i napad gorąca minęły, kiedy ponownie moje oczy się otworzyły. Znajdowałem się we wielkie jaskini. Podnosząc się dostrzegłem jeszcze ogromne drzewo rosnące na jej środku.
Mimo tego, że nie należę do osób bojaźliwych, chcę do domu, lub żeby był tu ze mną ktoś jeszcze, bo to straszne.
Otżepałem spodnie i ruszyłem niepewnym krokiem do wielkiej rośliny. Mam wrażenie, że już gdzieś ją widziałem, albo słyszałem o tym. Zmarszczyłem brwi chcąc odszukać to w pamięci, ale nie zdołałem, bo w koronie drzewa usłyszałem szelest.
- Co jest?- szepnąłem sam do siebie, próbując znaleźć coś między liśćmi.
Jednak, kiedy moje starania nie poszły na markę, serce stanęło mi w piersi, a oddech stał się płytki i urwany.
Czemu świat mnie nienawidzi?
Zacząłem stawiać ostrożnie kroki w tył, a w tym samym czasie ogromny żółty wąż zaczął zpełzać z drzewa.
Wspominałem, że boje się jak cholera węży? Nie? To teraz mówię! Węże te podstępne, ślisgie i obrzydliwe dziadostwo.
- Wypraszam sobie takie określenie.- usłyszałem w głowie.
Moje oczy otworzyły się szeroko, kiedy gad zaczął owijać się w obok mnie. Co prawda zostawił jakieś pół metra od mojego ciała, ale w ciąż jest obok!
- Nie bój się mnie, Cameron'ie.- usłyszałem ponownie.- Nie zrobię ci krzywdy.
Wąż wpatrywał się we mnie intensywnie i w tedy mnie olśniło. Jak byliśmy mali tata Scott opowiadał nam historię o tym jak spotkał razem z połową naszych wujków i ciocią Alex, spodkali wielkiego węża i ten im dał prezent, bo potrzebowali od niego pomocy. Mówił nam to szczególnie przy jakieś tam górze i również to, że on jest w środku i jak będziemy niegrzeczni to nas zje. W tedy się bałem, później uznałem to za bzdurę, a teraz jestem przerażony. Nic nie poradzę, że boje się węży po tacie Max'ie!
- Jesteś tutaj, bo to ty zostałeś wybrany jako osoba o czystym sercu i to ty masz stać się portalem między złem, a dobrem.- wąż przysunął swoją głowę w mojej stronę.
Dobra. Mózg zaczyna pracować, powoli. Słyszę głos węża w swojej głowie? To normalne. Przecież takie różnie rzeczy spotykają mnie na coodzień.
- Ale jak to ja? Austin też jest grzeczny, Ryan pomocy, a ja nijaki.- wyksztusiłem w końcu.
- Potrafisz zachować świadomy umysł, dzięki swej kotwicy.- odpowiedział jedynie.
- Jakiej kotwicy?-jęknąłem.-Dlaczego tu jestem? Kim ty jesteś?
- Znałem twoją rodzinę, pomogłem im.- wąż zakręcił się w okół mnie jeszcze raz. Duszno się tu robi trochę.- A ty teraz będziesz tym który będzie odpowiedzialny za życie lub śmierć...
- Co? O nie!- zaprotestowałem natychmiast.
- Za pomocą swego ciała, będziesz portalem , tylko ty o tym wiedzieć będziesz mógł, bo jak dowiedzą się ci, którzy strony już wybrali, lub ci którzy panowanie nad sobą stracili to śmierci twojej będą chcieli.- wąż syknęła na mnie.
- Dlaczego ja?- odpowiedziałem jedynie.-Moja siostra jest tą która ma walczy i pokonać ciemność.
- To prawda, ale zła strona zawsze szuka szparki, żeby zniszczyć przyszłość i teraźniejszość.- odpowiedział i położył się na swoim cielsku patrząc na mnie swoimi wielkim gałkami.- Wybrało cię przeznaczenie.- spojrzał na mój nadgarstek.
Również mój wzrok podążył w tamto miejsce i zobaczyłem tam bransoletkę. Zdałem ją i przyjrzałem się jej uważnie. Czarna średniej grubości linka ze złotymi zdobieniami, a na niej wisiał zielony kryształ. Przyjrzałem się blyskotce i w tego dostrzegłem, że zaczyna pękać. Czarna malutka kreska zdobiła jego idealnie wyrzeźbiony kształt kwadratu.
- Nadal nie rozumiem.- szepnąłem sam do siebie.
- Dowiesz się niedługo chłopcze.- odrzekł z przysunął się do mnie, za blisko jak na mój gust.
- Ale co ja mam robić?- zamykałem zmieszany.
- Nie możesz tego mówić nikomu Cameron. - odpowiedział poważnie.- Szkol się i zbierajcie resztę waszej załogi, bo to co was czeka nie jest łatwę. Codziennie rano patrz na kryształ, bo jeżeli pęknie oznacza to że przyszłość zostanie zmieniona. Ty trzymasz nad tym pieczę. To ty pokonujesz teraz czasu i to ty masz trzymać drożynę w szyku i w gotowości. Nie pozwól im się rozpaść, bo jak to się stanie, kryształu pęknie sam.
- Nie wiem, czy dam radę.- spuściłem wzrok na swoje buty.
- Musisz dać radę, Cameron'nie. Teraz wszystko w twoich rękach.- odsunął się i zaczął rozwijać.
- Jak mam cię znaleść?- spanikowałem.
- Ja znajdę cię.- odrzekł w moją stronę.- Pamiętaj teraz nadchodzi czas próby, bądź ostrożny i pilnuj przyjaciół.
- Dobrze.- mruknąłem i złapałem się za głowę.
Ponownie uderzyło we mnie gorąco i ból głowy, a kiedy zamknąłem oczy poczułem wiatr we włosach i czyjeś ramiona obejmujące mnie mocno. Wszystko momentalnie ucichło i słyszałem jedynie bicie serca tej osoby. Było szybkie i mocne, ale stopniowo się uspokajało. Ponownie otworzyłem oczy i zobaczyłem twarz Taylor'a. Jego brązowe oczy patrzył na mnie z radością i przerażeniem. Ręce mocno mnie obejmowały. Moje serce przy śpieszło swój bieg. Nie wiem czemu! Ale od kilku miesięcy, przy Taylor'ze zacząłem czuć się dziwnie. Wróć inaczej. Zaczynam częściej chcieć jego towarzystwa.
- Cameron!- usłyszałem krzyk Lydi, a potem zostałem wyrwany z objęć zdezoriętowanego chłopaka.- Gdzieś ty był do jasnej cholery?! Wiesz jak się martwiłam?! -spojrzałem w jej oczy i dostrzegłem w nich tylko troskę i strach.- Cameron, boże co się stało?
Przytuliłem się do niej z całej sił jakie miałem, uświadamiając sobie co właśnie się stało. Myślałem, że mamy więcej czasu, a tu jednak wyszło, że nie. Mamy tylko chwilę, a my jesteśmy w rozsypce. I to ja mam pil ować tego, że mamy się zebrać do kupy.
- Co się stało?- zapytała cicho i już spokojnie.- Gdzie byłeś?
Odsónąłem się od niej i spuściłem głowę, patrząc na swoje buty, po czym rozejrzałem się w około siebie. Stali tam o dziwo wszyscy i patrzyli na mnie wyczekująco.
Serio?
Ten wąż nie mógł mnie wywalić gdzieś w krzaki obok? Było by bez problemu. Spojrzałem w oczy swojej siostrze, mając nadzieję, że mnie zrozumie.
- Nie możesz powiedzieć, prawda?- zapytała zmartwiona i pogłaskała mnie po policzku.
- Nie mogę powiedzieć i nie pytajcie.- rzekłem cicho.
- Czyli czas na zabawę?- zapytała się niepewnie Rebeka.- Nie było go dwadzieścia minut, a wujek Minho kupił nam trochę piciu.
YYYYYYYYY
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top