60.Liam

Ja pierdolę! Będę wujkiem! Zajebiście! Ale kiedy Scott z Max'em..no robili ten tego? Przecież oni się nie lubią, nie?! Czy tylko mi się tak wydawało? Ale to już nie ważne! Liczy się to, że będę wujkiem lepszym od tamtych ciumcioków. Przysięgam na...na grób Thomas'a, że będę! Szedłem tak se obok Wendy oraz Alex plotkując z nimi o tym co się działo. Ta tylko powiedziała, że  generał wysyła już wojska na pomoc. Mimo wszystko nie lubię tego typka, jest jakiś dziwny.

- Ej?- rzekłem w pewnym momencie.- Oni nas śledzą?

Dyskretnie odwróciłem się do tyłu, co mi nie wyszło, bo przechodziliśmy obok jakiś drzwi, oczywiście dziewczyny przeszły obok nich, ale po co mi mówić? Zajebałem w nie dość solidnie, bo odbiłem się do tyłu i zamiast na czymś twardym, wylądowałem na coś miękkiego i ciepłego. Zmarszczyłem brwi zdziwiony na miękkość swojego nowego dywanu, ale czy dywany oddychają?

- Wiedziałem, że na mnie lecisz.- rzekł Brett, a ja spojrzałem w górę.

Pięknie.

Nie dość, że będę miał siniaka na biodrze przez te zjebane drzwi, to jeszcze wylądowałem pomiędzy nogami tego idioty, dodatkowo do tego leżeliśmy na ziemi. Chciałem coś odpyskować, ale w tedy złapał mnie za biodra, a w jedną sekundę moje myśli pobiegły gdzie indziej.

Znowu byłem w tym pokoju, znowu na skórze czułem ten chłód i miałem gęsią skórkę. Czemu nie mogę wyrzucić sobie tego obrazu, a najlepiej wydarzenia z głowy. W pewnej chwili drzwi otworzyły się delikatnie, oczywiście spojrzałem w tam tą stronę, co było moim największym błędem w życiu. Nie mogę już zmienić swoich wyborów z przeszłości, robiłem wszystko co w tedy, dokładnie tak samo. 

-Już wstałeś?- powiedział chłopak, który wszedł przez uchylone drewno i zamknął drzwi na klucz. 

-Wypuść mnie, proszę.- rzekłem cicho, patrząc na niego ze strachem.

Tylko on, osoba której najbardziej ufałem  od początku mnie oszukiwał. Powiedziałem mu swoją słabość, a on ją wykorzystał i właśnie tak znalazłem się w tym pokoju, osłabiony, nie mogąc użyć mocy, bezsilny. Nienawidzę go całym sercem, ale nie mogę przestać na niego patrzeć w tamtym momencie. Nienawidzę takich wspomnień!

-Ee ee. - zanucił, chowając klucz do kieszeni spodni.-Najpierw się zabawimy.- poruszył brwiami i oblizał usta.

-Co?- ponownie sparaliżował mnie strach.- Nie, nie, nie ja nie chce.

-Nie dramatyzuj.- odrzekł podchodząc do mnie i z całej siły pchając na zimie, bo oczywiście w tym zjebanym pokoju nie ma nic innego!

-Proszę, nie.- pisnąłem, kiedy zaczął zszarpywać ze mnie koszulkę.- Nie Taylor!

-Będziesz później mnie prosił o więcej.- rzekł zaczynając całować mnie po szyi, trzymając boleśnie moje nadgarstki po obu stronach mojego ciała. 

-Przestań, ja nie chcę!- krzyknąłem, ale po chwili w moich ustach znalazła się koszulka, którą ze mnie zszarpał.

-Jasne,że chcesz.- szepnął i zassał się na mojej szyi, przekładają moje ręce nad mą głowę trzymając je jedną ręką, a drugą zaczął rozpinać mi spodnie. W  oczach miałem łzy bezsilności, bo mimo tego, że szarpałem się i próbowałem krzyczeć przez ten knebel to i tak przegrałem. Jest ode mnie silniejszy.- Już z niedługo poczujesz przyjemność jakiej nie czułeś nigdy, Liam... liam...Liam!

Zamrugałem kilkukrotnie, żeby odzyskać obraz, przez lekką mgłę, która zasłoniła mi widok. Pierwsze co zobaczyłem to zatroskane twarze osób patrzących na mnie. Nadal znajdowałem się na nogach Brett'a, ale on sobie nic z mojego ciężaru nie robił, bo patrzał na mnie uważnie i lekko z przerażeniem.

-Yhym.. coś mnie ominęło?- zapytałem z lekkim uśmiechem.

-Liam nie strasz tak mnie nigdy więcej!- rzekła Alex i wstała z podłogi, bo siedziała obok nas. 

-Myślałam, że zamieniłeś się w kamień.- Wendy zmierzwiła mi włosy na no zwęziłem oczy.

-Co się stało?- zapytał Connor opierając się o ścianę.

-Chyba za mocno zajebałem w te drzwi.- zaśmiałem się, wstając z chłopaka, który obserwował mnie dokładnie.

-Musisz kupić se kask.- polecił Edawn, stojąc trochę z boku.

-Ta przydał by się.- westchnąłem pod nosem.

-Idziemy do Sami?- zapytała Alex po chwili cisz.

-Wiecie co ja chyba pójdę się przewietrzyć i jeszcze położyć.- ziewnąłem i posłałem im lekkie uśmiechy.

-No spoko...- Wendy mruknęła i ruszyła na oddział szpitalny.. tak myślę.- Karaluchy pod poduchy!

- Dzięki.- pomachałem reszcie ekipy, mój wzrok pozostał chwilę na Brett'ie bo ten zawzięcie mi się przyglądał, ale dałem se spokój z odzywaniem się. 

Kiedy miałem iść do strefy spania, nagle mi się odechciało, więc wyszedłem na zewnątrz. Mały spacerek jeszcze nikomu nie zaszkodził. Włożyłem ręce do kieszeni spodni i ruszyłem przed siebie, rozmyślając o moim zjebanym życiu. 

Zawsze rodzice uważali mnie za błąd, ale pokazali i nauczyli mnie wiele. Jak postanowiłem się wyprowadzić w wieku 13 lat nie mieli nic przeciwko temu. Jakiś czas później poznałem Taylor'a, zakochałem się w nim niemiłosiernie i byłem wpatrzony w jego twarz jak w obrazek, nie zdając sobie sprawy z tego jaki on jest naprawdę. Pierw był miły i kochany, opiekował się mną, aż pewnego dnia zabrał mnie do jakieś restauracji, gdzie zjedliśmy kolację, ale jak wychodziliśmy zrobił mi się słabo i zemdlałem. Obudziłem się w ciemnym pokoju, gdzie byłem kilka godzin, a kiedy mój " cudowny" chłopak wrócił... chciał tego, a ja nie. Skończył się na tym, że gdyby nie Thom zapewne by mnie zgwałcił, a miałem w tedy 14 lat!  W ten sposób poznałem ciemnowłosego i resztę paczki. Przez przypadek teleportował się do tego pokoju, a widząc tą sytuację pomógł mi i zabrał od niego. Dzięki niemu mam teraz rodzinę, którą kocham i nie zamierzam zostawiać. To on opiekował się mną przez 2 lata i on był mi jak brat i nadal jest, nigdy go nie zapomną. Nie zapomnę nigdy tego uczucia jakim go darzyłem.

Kiedy pod butami poczułem coś dziwnego zatrzymałem się i spojrzałem na ziemię, a moim oczom ukazał się pył, wzrok wznosił się w górę, aż nie dotarł do jakiegoś wysadzonego kantorka. To pewnie te magazyny paszczurów, które wysadziłem razem za Scott'em! Rozejrzałem się dookoła siebie i zobaczyłem szkołę kawałek z tond. Kiedy miałem iść dalej, usłyszałem jakieś głosy, więc nie wiele myśląc wbiegłem do ledwo trzymającej się szopy i schowałem za spróchniałymi dechami.

- Czyli co?- zapytał jak by zirytowany jakiś męski głos.- Mam rozumieć, że rozwaliła was ta banda dzieciaków?!

- To nie tak..- odparł niepewnie zniekształcony warkot drugiej osoby, jak by z komórki o bardzo złym zasięgu.- Zaskoczyli nas! Pojawili się znikąd! Nasi żołnierze nie zareagowali szybko na to!

- No i masz odpowiedz.- warknął zły.- Jesteście wolni i bezużyteczni! Po co ja w ogóle was tworzyłem?

- Bo jesteśmy twoimi oddanymi w stu procentach sługami.- głos mu drżał za pewne z przerażenia.- Zrobimy co każesz panie!

- To odpowiedz mi na jedno pytanie.- rzekł melancholijnie.- Powiedz mi czy oni dotarli do Snejka.

- Panie... Robiliśmy co w naszej mocy!- zaczął się bronić, nawet mi szkoda tego faceta.- Oni po prostu nas oszukali!

- Porozmawiamy później w cztery oczy.- warknął, chyba wkurwiony do granic możliwości.- Chociaż powiedz mi, czy masz  to o co cię prosiłem?

- Nie mogę znaleźć księgi Hena.- cichy i niepewny głos usłyszałem po kilku chwilach. Ten to ma przechlapane.- Zaginęła wieki temu! Nie wiemy gdzie jej szukać.

- Ile razy mam ci idioto tępy powtarzać, aż księga pojawia się tam gdzie jest ta dziewucha!- krzyknął, zaczynając głośno dyszeć.- Jesteście tak niezdarnymi nic nie wartymi szumowinami, że aż żal mi siebie, bo to ja dałem początek waszemu istnieniu!

- Panie...- jak by mógł ten głos to za pewne by teraz padł na kolana i błagał o litość.

- Nie paniuj mi tutaj!- wrzasnął.- Nie dość, że nie mogliście zabić ich wcześniej, to teraz na dodatek jesteście tacy nieudolni, że nie możecie znaleźć księgi przeznaczenia!

- Znajdziemy ją, przysięgam.

Mam wrażenie, że słucham jakiegoś nagrania, czy coś, bo kiedyś Thomas puścił mi coś podobnego. Teraz polecą groźby, później padną jakieś plany i znając życie mnie zauważy. Chociaż to ostatnie nie musiało by się zgadzać!

- Mam nadzieję, bo jak nie to was wszystkich powybijam.- rzekł poważnie, suchym i beznamiętnym tonem.- Macie znaleźć księgę, a najlepiej zabić te dzieciaki, które jakimś przeklętym cudem was pokonują! Armia już jest w drodze. Jutro wieczorem pewnie wszystkie się tu doczłapią.- mruknął jak by sam do siebie.- Chcę księgę, bo jak ta dziewczyna pozna swoje moce to was zajebie!

- Rozumiem.- drugi głos jak by z lekkim strachem mówił te słowa.

- No ja mam nadzieję!- westchnął wściekły.

Więcej rozmowy nie słyszałem, a kiedy do moich uszu dobiegł dźwięk oddalających się kroków, lekko wychyliłem głowę z mojej kryjówki i zamarłem. W filmach są takie zakręcone akcje, ale bez przesady. To co zobaczyłem, a raczej kogo wprawiło mnie w osłupienie. Jak można tak oszukiwać ludzi! Bez jaj! Muszę to szybko powiedzieć reszcie!

Kiedy zamierzałem wstać, dostrzegałem coś błyszczącego. Zmarszczyłem brwi, bo co mogło się uchować po takim wybuchu? Podszedłem do tego niepewnie i ręką odrzuciłem resztki gruzu, przykrywające to. Podniosłem małą błyszczącą kulę w kolorze jasnego błękitu i zmarszczyłem brwi. Po co im taka kulka?

Zaczynając się jej przyglądać,  więc powoli dostrzegłem tam siebie, tylko od kiedy ja jestem cały w tej kuli. Może to jakieś ustrojstwo, do rozpraszania?

- Czas na zabawę!- usłyszałem głos, ale... O zgrozo, brzmiał on jak mój!

Jedne co zdążyłem zrobić to upuszczenie kuli, a potem zapanowała ciemność.

Jak ja nienawidzę kul...

XXXXXXXXX

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top