57.Brett

Walczymy od kilku dni na okrągło, większość z nas nie ma już siły, ale musimy bronić teren w okół nas, czyli szkoły i akademika, bo jak stracimy przewagę nad tym to po nas.

Pamiętam dokładnie, jak to się zaczęło, dwa dni po wyjeździe krzykacza i jego brygady. Pojawili się znikąd i zaczęli nas atakować. Na początku byliśmy sparaliżowani i nie wiedzieliśmy co się dzieje obok nas, lecz nasi nauczyciele okazali się być niesamowitymi wojownikami i dzięki swojej mocy odparli pierwszy atak, a potem wszystko się zaczęło. Otoczyli nas i mam przeczucie, że do puki nas nie zabiją nie odpuszczą.

Najgorsze jest w tym to, że nie wiemy co to jest, nawet nasza baba od francuskiego nie wie co to, a ona chyba żyła już przy tworzeniu ziemi. Taka mieszanka wilka ze szczurem, ich oczy były szkarłatne, a pazury znajdujące się na każdej kończynie przerażały bardziej niż te obrzydliwe mordy i futro powypalane gdzie nie gdzie jak by uczestniczyły w jakimś wybuchu. Akademik jest od dziś taki aka szpitalem gdzie rządzi Anastazja i Jackson, razem dobrze sobie radzą. Kilka osób jest w bardzo złym stanie, co jeszcze bardziej nasz przytłacza. Szkoła stała się naszym centrum dowodzenia i tam właśnie wszystko planujemy i mamy brań, okazało się zaczęło nasz kochany trener ma w schowku niezły zapas tego badziewia.

Jednak nie tylko my walczymy przeciw temu, do naszej szkoły doliczymy się inne i tak wyszło, że działamy razem, co nam pomaga i to znacznie, bo jedne koleś umie tworzyć jedzenie, a jeszcze inny czystą wodę, chociaż wódkę też by mógł spróbować wytworzyć. Przydała by się. A skoro mowa o tworzeniu to trochę jestem zaniepokojony, bo Liam nie wraca od 4 dni, a i jeszcze inni. Mam nadzieję, że nic mu..IM nie jest! Jeny! Chyba tęsknię za tym krzykaczem od siedmiu boleści i to dosłownie.

- Brett, skup się.- rzekł Dylan patrząc na mapę terenu.- Jeżeli mają tu bazy to powinniśmy użyć swoich mocy i je wysadzić.- rzekł i wskazał dwa punkty na niej.- Mają tam amunicję.

- Chcesz ich rozwścieczyć?- zapytał Lewus i zmarszczył brwi.- To dość ryzykowne, wymyślcie coś innego.

- Ale...- zaczął Minho.

- Bez ale, coś innego.- rzekł ostro, jak by se jaja obtarł.- Macie godzinę.

I opuścił naszą byłą sale do fizyki zostawiając nas samych. Dokładnie w pokoju było nas 10, ja i moja ekipa, jeszcze Bryce, Mikey oraz Wendy i Edawn. Samira pewnie też by była, tylko jest przy łóżku Katy, która przyjęła na siebie kilka mocnych ciosów miecza by chronić jakieś młodziaki. Postąpiła szlachetnie.

- Pierdolony, zachujany, zjebany szczur z kanałów w Pierdolniku.- warknął szatyn i uderzył dłonią w stół.- Co my mamy zrobić?

- Powinniśmy zaatakować ich na froncie połowicznie...- zaproponowałem.

- Żeby nas pozabijali?- zakpił Evan.

- Wymyśl coś lepszego.- rzekłem zirytowany.

- Ja popieram plan Dylan'a.- odpowiedział i spojrzała na mnie wymownie.

Pan obrażoną księżniczka, kurwa jego mać!

- Nie zaczynajcie kłótni.- rzekł spokojnie Max.- To nie pomoże.

- A co pomoże?- zapytała nagle Wendy. - Te paskudy zaatakowały nas bez powodu! Dyro nic kurwa nie robi, żeby wygrać tą wojnę! A my się kłócimy!

- Przydał by się tu teraz Thomas i Alex, oni byli dobrymi strategami.- rzekł smutno Mikey.

- Nawet nie wiemy czy oni żyją!- krzyknął Dylan i utkwił wzrok w stole, a raczej złączonym dwóm ławką.

Zapadła grobowa cisza, a każdy był pogrążony w swoich myślach. Nie wiemy gdzie oni są, bo od dwóch dni nie mamy z nim żadnego kontaktu, nawet zastanego esemesa.

- Żyją.- rzekł Max i patrzał się przez okno.

-Skąd możesz to wiedzieć?- zapytał Minho.

No właśnie, Azjata bardzo przeżywa ich zniknięcie, głównie Brad'a. Tworzyli by słodką parę i... Kurwa co się ze mną dzieje! Gadam jak Samira!

- Wiem.- złapał się za nadgarstek i spojrzała na nas z lekkim uśmiechem.- Po prostu to wiem.

- To było dziwne stary.- skomentował w końcu jego kuzyn.- Ale wolę nie pytać, ale co w końcu robimy, bo mamy coraz mniej czasu...

Nagle drzwi otworzyły się z hukiem, a przez nie wleciał zdyszany Cole.

- Atakują nas od północy.- rzekł, a my jak na zawołanie zerwaliśmy się z miejsca.

Wszyscy ruszyliśmy za czarnowłosym zabierając swoją broń.

- Dlaczego atakują teraz?- zapytał Bryce.

- Nie wiemy tego, ale mówią, że tak nagle rzucili się na nich i zaczęła się jatka.- wytłumaczył i właśnie wyszliśmy przez jedno z dziur które wyrobiłem.

Wszyscy byli już na pozycjach gotowi do walki, bo wygląda na to, że pierdolcie zaczęły grać fer i się trochę wycofały. Nauczyciele kierowali uczniami, a my mając wywalone na wszystko stanęliśmy na początku, bo jak walczyć to na całego, nie?

- To co zaczynamy?- zapytał Connor, który od kilku dni jest niesamowicie cichy, jak nie on. Ale jak to mówią miłość od pierwszego wejrzenia zmienia.

- Jasne. - stwierdził Edawn.

Kiedy postawiliśmy pierwsze kroki coś jebnęło tak mocno, że kilka osób się  wyjebało, a potem znowu pierdolnęło.

- Mówiłem nie wysadzać ich magazynów!- wydarł się Lewus.

- Ale to nie my! - krzyknął Dylan.

Po chwili zobaczyliśmy jak wielki paszczur podchodzi do nas, chyba ich generał, lecz zatrzymał się w połowie dzielącej nas odległości, patrzył na nas zaskoczony.

- Co jest?- zapytała zdziwiona  Wendy.

- Nie wiem.- rzekł Minho zaskoczony.

Nagle pizdokleszcz padł na ziemię martwy, a za nim stał nie kto inny jak Thomas! Uśmiechnął się do nas słodko.

- Blondynaczka.- szepnął Dylan.

- Cześć!- krzyknął i pomachał nam.

- Później się przywitasz idioto!- wrzasnął ktoś z pomiędzy tego paskudztwa, które stało zdezorientowane z resztą jak my.

Alex.. Alex stała w pierwszym rzędzie, pomiędzy tamtymi szkaradami  i wyciągnęła ręce na boki, a po chwili z nich wystrzeliły złote wstęgi przechodząc przez boki potworów, zabijając ich na miejscu i w tedy dopiero reszta tych przejechanych paskud ruszyła do ataku.

- Nie umiesz się bawić.- westchnął blondyn i wyciągając miecz z cała zdechłej bestii, ruszył w tłum z głupim uśmiechem.

- Pale się! Ja się pale! - krzyczał Liam biegając po między nimi, z płonąca bluzą, a  przy okazji swoim mieczem przejeżdżając im po tętnicach szyjnych. - Pomocy!

Kiedy go zobaczyłem moje serce przyspieszyło, jego głos, a w szczególności krzyk, przypomniało mi co mi się w nim spodobało. Tak spodobało! Liam oficjalnie będzie moim chłopakiem za niedługo. Ja mu nie odpuszczę. Jednak kiedy wielki wilk zaczął rozszarpywać te paskudy otrząsnąłem się i zamknąłem buzię, to pewnie Scott. Zaraz, a nie brakuje Isak'a i Brad'a? Nie mówicie, że im coś się stało. Jak tak to będzie źle, bardzo źle. Jednak moje złe myśli rozwiały poruszające się drzewa i piski radości z jednego z nich. Rośliny zabijały te potwory, a te nawet nie mogły ich drasnąć, bo kiedy chciały ich pazury przechodziły przez nie na wylot.

Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie wiem kiedy usiadłem na ziemi razem z resztą mojej ekipy i zaczęliśmy to oglądać zafascynowani. Nadszedł w końcu czas, kiedy ostatni potwór padł na ziemię martwy, a my musieliśmy podnieść tyłki. Cała szóstka zbliżała się do nas powoli. Jak znaleźli się kilka metrów przed nami dostrzegłem, że nie mają na sobie ani jednej kopelki krwi. To dość zaskakujący widok.

- To się nazywa wejście smoka.- rzekła pod nosem czerwonowłosa.

Nagle Max zerwał się z miejsca i podbiegł do Scott'a, który wtulił się w niego mocno zamykając moczy. Tan krok pomógł innym przełamać się, więc po chwili Dylan dusił Thomas'a przytulać go do swojej klatki piersiowej, Minho obracał chichoczącym Brad'em, Connor zagarnął Alex do słodkiego uścisku, kiedy jednak Evan chciał podejść do Isak'a ktoś go uprzedził, mianowicie  Cole, podchodząc do blondyna, łapiąc go za biodra, tuląc mocno. Położyłem ręką na jego ramieniu i sam poszedłem do osamotnionego Liam'a, a kiedy ten zobaczyłem że do niego idę zmarszczył brwi.

- Nie myśl, że cię przytulę.- ostrzegł, a ja zaśmiałem się cicho.

- Ja to wiem.- rozłożyłem ramiona i podszedłem do niego powoli.

- Nie..nie...nie...Brett nie! - pisnął na mnie pół poważnie pół ze śmiechem, kiedy objąłem go ramionami w okół ramion i podniosłem do góry. - Dobra, ale tylko raz!

- Jasne. - od rzekłem sarkastycznie i wywróciłem oczami.

Po chwili usłyszeliśmy jak ludzie zaczynają klaskać i dotarło do mnie co tu tak właściwie zaszło. Sześcioro nastolatków pokonało cały oddział potworów, bez pomocy dorosłych czy bez jakiegoś planu.

- Cisza!- wrzasnęła dyrektor.- Cała szóstka do mnie, ale to natychmiast!

Po puszczeniu krzykacza zobaczyłem jak nasi wybawcy stoją przed Lewisem w szeregu i patrząc na niego złowrogo. Teraz dostrzegłem coś dziwnego, czy Alex i Thomas mają tatuaże? I jej włosy są krótkie ?! Co tu się stało do jasnej cholery, ja się pytam?!

- Najpierw znikacie,  a potem jak nigdy nic zjawiacie się i zabijacie naszych wrogów nie przejmując się konsekwencjami!- krzykami na nich. Pierwszy raz słyszę od niego ten ton głosu. Taki zły, szorstki i ostry, a jednocześnie przerażony i pełen szczęścia. Może on ma rozdwojenie jaźni, czy coś?

- Oj zamknij mordę.- rzekł Thomas i wyciągnął w jego stronę otwartą dłoń w której wystrzelił ogień, wyrzucając Lewisa kilka metrów w tył. Każdy z nas spojrzał na blondyna z szeroko otwartymi oczami.- No co? Wkurzył mnie...Nie powinienem tego robić? 

Alex westchnęła głośno, a reszta wywróciła oczami. Nauczyciele stali zszokowani, a uczniowie nadal patrzyli na nich z podziwem, kiedy nagle Scott zgiął się w pół i upadł na kolana z jękiem.

- Co jest?!- krzyknęła Alex.

Max szybko znalazł się obok  niego i wziął w ramiona bladego chłopaka.

XXXXXXXXX

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top