54.Brad cz.1
Pięknie! Nie dość, że wpadłem do jakieś dziury to jeszcze pobrudziłem se ciuchy! Moja ulubione spodnie...Ahh! Wstałem i rozejrzałem się po ciemnym pomieszczeniu szukając jakiegoś światła, ale nagle mnie coś mnie olśniło, a mianowicie w okół mnie pojawiły się pochodnie. Stałem w środku jakiegoś kółka. Po co ja się pytam! Zacząłem szukać wyjścia, lecz ściany je miały oni drzwi, ani żadnej nawet najmniejszej dziurki. Może użyje mocy! Skupiłem się całkowicie i wyleciałem w ścianę, lecz moje wysiłki poszły na mnie, bo odbiłem się od niej jaki jakiś kauczuk. Kiedy znowu wróciłem na środek, spojrzałem na ziemię i dostrzegłem jakiś niewyraźny napis. Roztarłem go ręką i już po chwili wszystkie ściany w okolicy mnie pokryły się szronem.
Co tu się dzieje!
Powietrze też jakoś zgęstniało i można było je dziobać widelcem. Moje ciało pokryła gęsia skórka. Może teraz będzie coś widać! Podbiegłem do jeden ze ścian i zobaczyłem za nim swoje odbicie. Jednak nie tylko moje...za mną ktoś stał.
- Pora na podjęcie kilku decyzji.- usłyszałem głos, który na większość głosek zmiękkczał.
Przełknąłem ślinę i odwróciłem się do mojego towarzysza twarzą.
THOMAS
Wspominałem kiedyś, że nienawidzę zapadni? Nie? Jak ja nie cierpię tych zasranych i gówno wartych pułapek. Podniosłem się z ziemi i spojrzałem w okół siebie i dostrzegłem tylko ciemność. Więc chciałem użyć mocy, ale nie dałem rady. Kurwa teraz mi wysiadła! Zaraz! Moja moc nie wysiada! To dlaczego nie mogę jej użyć teraz... W pewnym momencie zobaczyłem blask, jak by z innego pomieszczenia. Ruszyłem wolnym krokiem w tamtą stronę, stawiając niepewne i delikatne kroki. Stanęłam przed dziurą w skale, która chyba miała przypominać futrynę od drzwi. Spojrzałem przez nią i zobaczyłem pomieszczenie. Puste pomieszczenie. Czemu do jednej cholery puste pomieszczenie? Na drogim jego końcu była druga dziura, a za nią widziałem blask tylko, że jak bym chciał się tam dostać dzieli nas z 7 metrów. Ostrożnie weszłam do środka i ruszyłem w stronę przejścia.
Jest jedno "ale", mianowicie takie, że z każdym kolejnym krokiem czuję jak moje ciało rozrywa się na kawałki, ból z każdym centymetrowym jest silniejszy. Kiedy byłem w połowie miałem ochotę krzyczeć, bo przez mój organizm przechodziła taka fala bólu, że najchętniej bym padł i zaczął się turlać po tym kamienistym podłożu. Zacisnąłem pięści jak i zęby, podstawiając kolejny krok, jednak kiedy podniosłem wzrok zobaczyłem czarną postać stojąca na przeciw mnie w przejściu... Jeszcze tego mi tu brakowało.
A na dodatek ten policzek boli mnie w cholerę mocno!
LIAM
Znowu jestem w tych obrzydliwych pajęczynach, pięknie! Moje biedne włosy i moja piękna twarz! Otrzepałem z siebie te ogromne, obrzydliwe i włochate pająki i wstałem z ziemi. Nie nawiedzę tych stworzeń. Po co im tyle nóg i oczu? Jedna para starczy i jeszcze te obrzydliwe paszcze. One są po prostu obrzydliwe. Nie rozumiem jak ktoś może to chorować czy coś. Są po prostu bleeeh! Rozejrzałem się w około siebie i kurwa nie wierzę! Nic do jasnej cholery nie widzę! Spojrzałem na swoje ręce i zobaczyłem tylko lekkie zarysy. Serce mi stanęło, kiedy pochodnie zapaliły się w około mnie. Spojrzałem w szoku przed siebie i zobaczyłem przejście na drogiej stronie, świątynie przejdę przez nie i lecę szukać reszty!
Lecz jest mały problem!
Między mną, a tym przejściem dzieli wielką dziura! Złożyłem się do niej i lekko wychyliłem w przód. Przełknąłem ślinę, kiedy zobaczyłam na dole wodę płynąca tak szybko, że odrywała kawałki skały.
Zajebiście! Jeszcze tego mi brakowało!
Nie dość, że nie mogę przestać myśleć o takim jednym wysokim koźle to jeszcze ta przepaść ma gdzieś z 4 metry szerokości i jak ja mam ją przeskoczyć? Mam inny pomysł. Wyciągnęłam rękę przed siebie myśląc o wielkiej drabinie, ale nic. Nawet wykałaczka się nie pojawiła! Nie dość że nie wiem gdzie jestem to moce mi nie działają. Rozejrzałem się na boki i nie dostrzegłem żadnej belki czy liny. Co ja mam niby na główkę tam skoczyć? No chyba nie! Może trzeba coś nacisnąć żeby przepaść się zamknęła, albo coś z wody się wynurzyło? Kiedy szukałem jakiegoś przycisku w oczy rzuciła mi się mała skalna półka, blisko szczytu i przejścia na drogą stronę. Ja chyba na prawdę mam skoczyć. Chyba ich popierdoliło, że ja będę skakać tam! To jebane 4 metry! A nie 50 cm.
- Każdy z was jest zdolny do pokonania swoich możliwości. Tylko potrzeba wiary.- rzekłem sam do siebie, powtarzając słowa Theo, które powiedział jednym z naszych treningów w lesie.
Westchnąłem głośno i podskoczyłem kilka razy w miejscu. Cofnąłem się w tył, przyjmując pozycję jak zawodowy biegacz. Spojrzałem przed siebie i nagle w moi ciele zawrzała determinacja. Muszę dać radę, bo...innej opcji nawet nie widzę. Trzeba pokazać jak to się robi! Wziąłem znowu ziemnego powietrza do płuc i zacząłem biec, a na samym końcu wybiłem się do skoku.
Lecę tak niczym ptak! Kiedy tak szybowałem życie przeleciało mi przed oczami, a mianowicie zobaczyłem czarną plamę przed sobą i straciłem orientację i runąłem w dół jak kamień.
ALEX
Otworzyłam oczy i rozejrzałam się w okół siebie, dziwne. Wstałam, otrzepując spodnie i podeszłam do wielkiego drzewa. Jego pień to chyba ma z 2 metry promienia. Naprawdę ten dąb jest gigantyczny. Przejechałam palcami po jego szorstkiej korze i zamknęłam oczy, czułam jego moc. Jest bardzo stare i piękne. Zapewne żyje od początku powstania ziemi. Kiedy jeździłam dłonią po jego szorstkiej warstwie w pewnym momencie pod palcami poczułam coś gładkiego.
- Co to?- mruknęłam sama do siebie.
Wpatrywałam się w tabliczkę z jakimś symbolem. Sześć kół, a w każdym z nich widniał kwadrat, każde z nich spotykało się w tym momencie, jednocześnie na siebie nachodząc. Podoba mi się ten wzór. Tylko, że jeden z kwadratów był czarny. Jakaś czarna owca, czy jak? Nagle usłyszałam trzask za moimi plecami, odwróciłam się natychmiast, gotowa do ataku, ale zastałam tam tylko małą dziewczynkę. Dziewczynkę?! Mała na sobie typową sukieneczkę jak na pięciolatkę i dwa warkoczyki. Patrzyła na mnie swoimi dużymi oczkami tak przenikliwe, że na moich plecach pojawiły się ciarki. Jestem pewna, że gdzieś ją już widziała, tylko gdzie...
- Co ty tu robisz?- zapytałam.- Jak masz na imię?
Ale ona nie odpowiedziała tylko odwróciła się i pobiegła. Jako, że jestem odpowiedzialna, pobiegłam za nią. Kiedy biegłam tak za tym dzieckiem, nawet nie zauważyłam, że otoczenie się zmieniło i teraz musiałam przedzierać się przez zarośla. Co tu się odpierdala, pytam się?! Dogoniłam ją dopiero w tedy, kiedy się zatrzymała. Fajnie, że siedemnastolatka nie może dogonić takiego krasnala. Śmieszne. Stała na jakimś okrągłym podeście, a na jego środku znajdowało się coś w po dobie poidła dla ptaków. Podeszłam do niej powoli i ostrożnie, nie chcę jej spłoszyć. Taaaa nadaję się na nianię. Siedź w kojcu i nie ruszaj się, bo jak drgniesz to dam ci środek usypiający dla koni.
- Ja jestem Alex, nie musisz się mnie bać.- rzekłam.
- Nie boje się ciebie.- rzekła cicho.- Moim zadaniem było się tu przyprowadzić.
Psycholog uwierzy mi jak powiem, że mała dziewczynka rozpłynęła się we mgle? Zmarszczyłam brwi i podeszłam do pojemnika z wodą i zajrzałam do środka.
Woda jak woda nic niezwykłego. Wzruszyłam ramionami i odwróciłam się plecami do tego. Muszę znaleźć resztę i musimy znaleźć Snejka, żeby zniszczyć Ciemność. To jest na pierwszym miejscu teraz. Lecz w pewnej sekundzie usłyszałam głos. Tak znajomy głos. Odwróciłam się jak błyskawica i podeszłam szybkim krokiem go tej fontanny. Spojrzałam w wodę, a moje oczy napełniły się łzami.
- Nie tylko nie to.- szepnęłam.
Tak przejęłam się naszą misją, że nawet nie pomyślała co może się stać jak odejdziemy z akademika.
Na obrazie, który pokazała mi woda, znajdowała się Anastazja latając w tą i z powrotem z bandażami i opatrunkami, a jej pomagał jakiś facio, pewniej jej chłopak. Zobaczyłam Katy leżąca na łóżku obok, którego Samira siedziała przerażona. Zobaczyłam jeszcze wiele znajomych twarzy leżączych na łóżkach lub już na ziemi, bo brakowało miejsc.
- Nie damy rady, za dużo rannych.- powiedziała załamana i spojrzałam na chłopaka obok niej.
- Damy radę, bo na nas liczą tak.- pocałował ją czule.- Razem.
- Razem.- powtórzyłam i znowu wzięli się do pracy.
Następnie zobaczyłam Connor'a, który z zakrwawionym policzkiem siedział na ławce obok akademika, a z nim reszta.
- Już ich nie ma.- rzekł Mikey i podbiegł do nich.
- Tu jesteś.- Bryce zerwał się i przytulił go mocno.- Nie znikaj tak!
- Przeprasza.- mruknął i wtulił się w niego mocno.
- Czym oni są.- Minho siedział jak ogłuszony obok niebieskookiego.
- Nie wiem.- rzekł Max, który rzucił na ziemię jakaś książkę.- Nawet tu tego nie ma.
- Nie wiem co mamy robić.- rzekł po pewnym czasie Dylan. - A co jak im coś się stało?
- Nie gadaj głupot.- rzekł Evan i poklepał go po ramieniu.- Na pewno są bezpieczni.
- Mam nadzieję.- rzekł Connor.- Bo jak Alex się coś stanie to zabiję wszystkie te psy.
Martwi się. Słodko.
- Dadzą radę. Gdzie kolejek są.- rzekła Wendy, siedząca obok Edawn'a.
- Wrócą niebawem.- rzekł Brett i poklepał po ramieniu szatyna.- A Thomas nie da się zabić.
- Mamy towarzystwo!- krzyknął Connor, zrywając się z miejsca i biegnąc przed siebie.
- Jedyne szczury.- rzekł Max i pobiegł za nim, co po chwili uczyniła również reszta.
Musimy wracać! Podniosłam wzrok i zobaczyłam czarną postać stojąca na przeciw mnie.
Super...
XXXXXXXXX
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top