53.Max

Jaka kurwa wojna!? Jaki jebany stan?! Coś mi się chyba przesłyszało?

- Co?!- krzyknął zaskoczony Brett.- Jaki stan wojenny?

- No szedłem se korytarzem z Katy, aż tu nagle zwiała, bo zobaczyła Sami, ale to nieważne.- machnął ręką.- Nagle usłyszałem głos dyrektora, który gadał z kimś przez telefon i nasz Lewus się wkurwił i powiedział " Nie zgadzam się na stan wojenny! Macie natychmiast to odwołać!", ale jego gadania nikt nie słuchał, bo jeszcze bardziej się wkurwił i zaczął iść w moją stroną, a jako że umiem się maskować, przeszedł obok mnie warcząc " nie zgadzam się na stan wojenny, nie teraz".- zakończył swoje przemówienie Minho, a ja myślałem, że padnę na zawał.

- Skoro wprowadzili  ten stan to znaczy, że coś się stało.- wtrącił się Evan.

- Czekajcie.- rzekł Connor i zaczął grzebać w swoim telefonie.- Tu piszą, że zbombardowali nam nizinę angielską. Gdzie to jest?

- W Wielkiej Brytanii.- rzekł Minho. - Ale jak to zbombardowali?

- To znaczy, że bomby jebnęły w Anglii.- odpowiedział Dylan.

- Tyle to ja wiem, ale dlaczego? Przecież tak głupi nie są, nie?- zamyślił się i usiadł na łóżku.

- Nie wiem jak wy, ale ja idę się czegoś dowiedzieć. Może Wendy coś wie.- Dylan zerwał się na równe nogi i pobiegł do drzwi.

- Idę z tobą.- Brett podniósł się i ruszył za szatynem.

- Ja też.- Connor dołączył do reszty.

- Może chodźmy wszyscy?- zaproponowałem.

- Idziemy!- zawołał Azjata.

Po chwili wszyscy znaleźliśmy się pod drzwiami czerwonowłosej, Evan zapukał i bez pozwolenia wszedł do środka, a my za nim. Jeny jak ja dawno tu nie byłem.

- Ktoś wam pozwolił wejść!- oburzyła się siadając na łóżku, ale z uśmiechem.- Co was do mnie sprowadza?

- Stan wojenny.- rzekł szybko Dylan.

Dziewczyna wyglądała na zszokowaną i lekko zdezorientowaną.

- Chwila.- zawołała i podeszła do biura gdzie znajdował się laptop. Szybko go włączyła.- A co dokładniej was interesuję?

- Ile kwiatków wtedy zdeptali?- Brett wywrócił oczami.- Dlaczego w ogóle wprowadzili ten stan!

- Nie drzyj na mnie twarzostanu.- warknęła na niego i zaczęła coś wypisywać na laptopie.- A ty Max co taki cichy?

- Co? Ja cichy? Zamyśliłem się na chwilę.- mruknąłem.

- O czym tak się zamyśliłeś?- zapytała patrzący na mnie chwilę,a potem znowu grzebiąc coś na klawiaturze.

- Raczej o kim.- szepnął cicho Brett, więc spojrzałem na niego dziwnie, ma szczęście, że tylko ja to usłyszałem, bo jak by usłyszała to właścicielka pokoju to bym miał problem.

- Piszą tu, że kilka godzinę temu doszło do ataku bombowego na Londyn. - westchnęła.- Zginęło kilkanaście ludzi w tym małe dzieci, setki są poszkodowanych jeszcze jest tu napisane, że za atak odpowiadają normalsi?! Co? Na bombie znaleźli logo jednej z najbardziej rozpoznawalnych firm ludzi i to właśnie ich oskarżono o zamach na nasze królestwo. Wprowadzono stan przed wojenny i w ciągu tych kilku godzin podjęto decyzję o wypowiedzeniu im wojny.- na chwilę przestała czytać.- Nie było mnie tylko kilku godzin i co się dzieje!?- krzyknęła niespodziewanie. Dylan i Minho chyba zawału dostali. - Idźcie już, bo dzwonię po dziewczyny! Będą ploty! Wypad!

Nawet nie zdążyłem nic odpowiedzieć, a już zastaliśmy wypchani z jej pokoju. Fajnie.

- Dobra to ja idę.- rzekłem i szybko ruszyłem w stronę " swojego" pokoju.

Kiedy już miałem drogę wolną, weszłam do pokoju Scott'a i rzuciłem się na jego łóżko. Zacisnąłem się zapachem z poduszki, zamykając powieki na przyjemny zapach. Jak ja uwielbiam jego szampon. Kiwi czym mango... Nie ważne. Liczy się jedynie to jak pięknie pachnie. Tylko pościel była zimna i perfekcyjnie ułożona. Zdecydowanie brakuje tu brunetki. Bez niego tu jakoś za cicho i za zimno. Brakuje mi jego i nie tylko  seksownego ciała, ale też zadziornych odżywek i tego jak się rumieni, kiedy powiem mu jakiś komplement. Cały jest wspaniały. Pięknie Max! Zakochałeś się w Scott'cie. Jeszcze tego brakowało. Jednak coś jeszcze nie dawało mi żyć, a mianowicie to, że na moim prawym nadgarstku pojawiła się połowa Yin Yang. Nie wiem co ona oznacza, ale jebało w chuj jak sam się wyrywał na mojej ręce.  Odwróciłem się na plecy wzdychają przeciągle, jak mi brakuje mojej brunetki, bo bez niego same problemy się robią. 

-Widzę, że nieźle się rozgościłeś.- usłyszałem i jebnąłem z łóżko.

Kurwa! Zajebałem łbem o szafeczkę! Zajebiście! Podniosłem się błyskawicznie z podłogi patrząc na opierającego się ramieniem chłopaka o zamknięte drzwi.

- Od kiedy tu stoisz Brett?- zapytałem lekko przerażony.

Mam nadzieję, że wszedł przed chwilą cicho do pokoju i nie widział tego jak wąchała poduszkę..

- Wystarczająco.- odrzekł i uśmiechnął się półgębkiem. To nie wróży nic dobrego.- Teraz spowiadaj się grzeszniku! Od kiedy jesteś z Scott'em?

- Nie jestem z nim.- rzekłem szybko, za szybko, ale powiedziałem prawdę.

- Yhym.- mruknął i usiadł na łóżku, sadzając mnie obok siebie.- I to ja wąchałem jego poduszkę i wzdychałem za nim do sufitu?

Wpadłem. Szlag.

- No nie wiem, co ty robisz po lekcjach...- zacząłem, może uda mi się jakoś z tego wygrzebać.

- Tak, tak i to ja prawię przeleciałem go na korytarzu.- wywrócił oczami, a ja zakrztusiłem się powietrzem.

- Nie wiem...- wykrztusiłem przerażony.

- Nie kłam dobra.- rzekł lekko zirytowany.- Przyznaj się i będzie po sprawie. Max już.

Czemu on zawszę pojawia się wtedy, kiedy jest niemile  widziany, on zawsze wepchać swe dupsko. Raz kiedyś na imprezie mieliśmy zaczepiste proszki i miałem je już z takim jednym kolesiem wciągać, ale pojawił się on i drąc pizdę wyjebał mnie z pokoju, po czym wrzucił mnie do swojego lokum i zamknął drzwi na klucz. Fajny przyjaciel, nie? Ani się nie najebałem w trzy dupy, ani nie zaliczyłem nikogo!

- Nie mam ci nic do powiedzenia.- bruknąłem i założyłem ręce na piersi.

Co on sobie myśli? Że jest kurwa jakimś zwiadowcą?

- Jak dziecko.- westchnął i spojrzał na mnie z pod byka.- Czyli wszystkie karty na stół dam. Widziałem cię z nim kilka dni temu, chyba w poniedziałek. Całowaliście  się, a następnego dnia chodził z szalikiem. Ja już wiem wszystko Max.

No i pierdziu!

- Niby co wiesz?- prychnąłem i dostrzegłem, że na jego pysku znajduje się szeroki uśmiech.

- Nasz Max'iu się zakochał!- zawołał nagle, a ja aż się zerwałem z łóżka.

- Chyba cię popierdoliło.- rzekłem po chwili.

- Wszystko się teraz zgadza.- powiedział jak by do siebie.- Wasze spojrzenia w swoją stronę, uśmiech do siebie i te końskie zaloty, a  teraz jesteście parą!

Serio się na siebie tak patrzyliśmy? Przyłapałem siebie na patrzeniu na niego jak w obrazek, ale bez przesady. Przecież nie jestem w nim zakochany! Chyba? Nie wiem już sam! Pogubiłem się w swoich myślach i uczuciach, poddaję się.

- Ja...ja i Scott.- zaciąłem się.- Masz rację kocham go.- powiedziałem to co podpowiadało mi serce.

- Mówiłem!- wrzasnął natychmiast, wstając i biegając po pokoju jak by dostał jakiegoś ataku.

Czy ja to powiedziałem na głos! Nie wieże w siebie! Usiadłem na łóżku osłupiały, teraz dopiero, kiedy powiedziałem to na głos dotarło do mnie to wszystko. To jak moje serce przyśpiesza na jego słodki uśmiech i niewinny dotyk. Zawsze kiedy się cieszy, ja nie mogę stać obojętnie obok niego. Chcę żeby był szczęśliwy i bezpieczny przy moim boku. Kocham tego awanturniczego seksiaka. I nikomu go nie oddam.

- Max odbierasz? - szturchnął mnie mój przyjaciel i usiadł obok mnie na łóżku.

- Taaaa.- szepnąłem.

- Nasz Max dorasta.- powiedział ocierając niewidzialną łzę.

- Kpij się dalej.- walnąłem go w ramię i po ocenie wstałem.- Masz tego nikomu nie mówić, jasne?

- Nie wiem dlaczego, ale spoko. To twoja sprawa.- odpowiedział ze zdziwieniem.- Jak coś to zawszę możemy pogadać, jak by coś ci się w serduchu pomieszało.

- Oczywiście, ale teraz mógłbyś wyjść, bo chcę iść spać.- ziewnąłem i spojrzałem na niego wymownie.

- Jak by to jeszcze był twój pokoju.- skomentował pod nosem.

-Wypierdalaj.- syknąłem.

Kiedy Brett opuścił pokoju Scott'a, rzuciłem się ponownie  na łóżko. Wzięłam telefon w dłoń i wybrałem numer brunetki, mam nadzieję że obierze ode mnie. Po siódmym sygnale poddałem się. Położyłem go obok głowy, bo nie miałem siły na nic innego, niż spanie. Dlaczego nie odbiera? Może jest zajęty?  Czy nie chce ze mną gadać? Przecież jak pisaliśmy wczoraj to było wszystko dobrze, aż tu nagle kontakt się urwał. Teraz już wiem jak czuje się Dylan, kiedy Thomas jest daleko. Moje powieki zamknęły się same po chwili leżenia.

Nagle drzwi się otworzyły, a ja spojrzałem na stojącego w nich Scott'a. Podszedł do mnie z głodem w oczach i usiadł mi na biodrach.

- Cześć Max. - przywitał się, dając mi buziaka w usta.

- Już wróciliście?- zapytałem uradowany, ale również zdziwiony.

- Nie rozumiem cię.- rzekł chichocząc słodko.- Nigdzie przecież nie byłem.

- Ale przecież...- zmarszczyłem brwi, jednak  kiedy jego wargi znowu znalazły się na moich odpłynąłem.

Od razu wzięłam się do roboty i umiejscowiłem dłonie na jego pośladkach. Odwracając nas miejscami natychmiast.

- Pieprz mnie.- jęknął, kiedy przyssałem się do jego szyi.- Błagam.

- Nie musisz mi powtarzać dwa razy, kochanie.- rzekłem.

- Kocham cię.- szepnął i spojrzał mi w oczy.

- Ja ciebie też Scott'y. - odrzekłem, zamykają oczy i po raz kolejny badałem jego jamę ustną językiem.

Kiedy otworzyłem oczy stałem obok wielkiego lustra, a przede mną stał mój słodziak. Spojrzałem w odbicie i dostrzegłem jego lekki uśmiech.  Ręce miał splecione z moimi, które znajdował się na jego brzuchu.

- Nie poradzę sobie bez ciebie.- rzekł w pewnym momencie.

- Nigdzie się nie wybieram brunetko.- pocałowałem go za uchem.- Zawsze będę przy tobie, nie ważne co.

- Obiecujesz?- zapytał, a w jego oczach dostrzegłem zły.

- Obiecuję.- odpowiedziałem.- Będziemy zawsze razem. My i nasza...

Zerwałem się do pozycji siedzącej, ciężko oddychając. To tylko sen. Jaki kurwa realistyczny sen! Spojrzałem na zegarek. Jest dopiero 21! Pięknie!

- Co za pojebany sen.- skomentowałem i przeczesałem se ręką włosy.

Mam nadzieję, że Scott wróci szybko do szkoły, bo bez niego świruje.

XXXXXXXXX

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top