!29!Rebeka
Jesteśmy tu już dwa tygodnia i każdy dzień wygląda mniej więcej tak samo, ale nie jest nudno. Zaczynamy powoli łapać walkę i idzie nam to coraz lepiej muszę rzec. Jeden minus jest taki, że my ćwiczymy rano, a oni się ustawili i mają zajęcia wieczorem. Lamusy.
Na zajęciach jest różnie zależy kto uczy. Cole jest bardzo surowy i wymaga skupienia, ale można się pośmiać. Lloyd uczy opanowania i zbierania swojej mocy, jednak jest tam trochę strasznie, kiedy jego oczy na zielono dają. Nya uczy oddychania i płynnych ciosów. Kai za to wkuwa nam zdeterminowania i szukanie u przeciwnika słabych punktów, a na jego lekcjach się głównie wygłupiamy. Zane prawi nam morały i uczy techniki i taktyk. A Jay...no...on to ma swój świat. Razem z nim rozciągamy się i gimnastykujemy pod czujnym okiem czarnowłosego, który pilnuje go. Są tacy słodcy.
Czujemy się dobrze w ich towarzystwie. Są dla nas już częścią naszej powalonej rodzinki od siedmiu boleści, bo inaczej tego nie nazwę. Austin czuję się znacznie lepiej i zaczął brać udział w zajęciach i co chwila gdzieś z Carlos'em znika i myślą, że ja tego nie widzę. złapię później blondyna za wsiarz jego i karzę powiedzieć wszystko co ma na sumieniu. Sam i Gabriel cały czas mają zacięty bój o Morro, który chyba jest niczego nie świadom, bo ma ich gdzieś, co niesamowicie irytuję Camerona, chociaż ten się do tego nie przyzna. Widzę to w jego oczach. U reszty jest nawet spokojnie. Nie licząc tego, że Leo i Dorian zaczęli zachowywać się jak para. Normalnie drudzy Lydia i Ryan. Tylko lustro przyłożyć.
Właśnie siedzę po treningu w salonie na kanapie i wciągnęłam się w serial o jakieś drużynie super dzieciaków, których prześladuję jakiś koleś w masce. Uwielbiam anime! Jednak moja uwaga została odwrócona, kiedy usłyszałam szept obok mojego ucha. Zdrętwiałam i wytrzeszczyłam wszystkie możliwe zmysły jakie posiadam.
Znowu to coś. Miałam spokój tydzień. Tylko tydzień!
Jednak jak ostatnio je widziałam wyglądało inaczej. Mniej szpiczaste zęby i uczy. Zmienia się.
-Pomyśl...- zaczął i usiadł na stoliku na wprost mnie. Obserwowaliśmy się nawzajem jak sępy.- Ile wytrzymacie tutaj? Macie jeszcze kupę drogi przed sobą. Możecie ruszać.
-Nie możemy.- mruknęłam.- Nic nie czuję.
-Za klimatyzujesz się i zostaniecie.- prychnął, a jego głos wywołał u mnie ciarki, a nie jak do tąd koszmary.- Rusz głową.
-Zniknij.- mój głos zatrząsł się delikatnie.- Po prostu zniknij.
-Jestem częścią ciebie.- zarechotał i zbliżył się do mnie, przez co zaczęłam się cofać na tym tapczanie.- Nie można się mnie pozbyć. Jestem cały czas przy tobie. Razem jemy, śpimy, żyjemy. Razem umrzemy.- wyszeptał mi to do ucha i odsunął się tak, że jego ohydna morda była przy mojej twarzy za blisko. W tedy jego oczy stały się całe czerwone, a morda otworzyła się szerzej.
Krzyknęłam przerażona kiedy, rzucił mi się na twarz i zaczął drapać moją buzię, próbowałam go z siebie zrzucić, ale przez ból jaki mi zadawał, nie mogłam. Po prostu nie mogłam.
-Musisz się jeszcze wiele nauczyć.- warknął, jednak po chwili zarechotał głośno i ostatni raz przejechał pazurami po mojej twarzy. Na dłoniach, które były całe lepkie w ciepłej i oleistej mazi oraz w moich łzach. Nie pamiętam kiedy znalazłam się na ziemi, ale nadal nie otworzyłam oczu. Za bardzo się boje.
Nagle poczułam jak ktoś łapię mnie za ramię i już odruchowo kopnęła to coś i bardziej się zwinęłam. Niech mnie to nie dotyka.
-Rebeka?- usłyszałam głos Nyi.- Już dobrze. To ja. Rebeka...
-Nie! Nie nabiorę się na to znowu!- krzyknęłam przerażona i chyba coś zniszczyłam, bo coś huknęło mocno przede mną. - Zostaw mnie! Błagam odejdź!
Raz ten gremlin tak zrobił. Jak byliśmy w pokoju. Ja i Lydia no z początku myślałam,że to ona. Miał jej głos. Mówił do mnie. Naprawdę to była moja przyjaciółka. Jednak kiedy patrzyła na mnie pustym wzrokiem i przechyloną głową wiedziałam, że coś jest nie tak. Później zaczęła się szeroko uśmiechać i podchodzić do mnie. Jej ciało zaczęło się zmieniać na moich oczach w istnego potwora. Wybiegłam na korytarz przerażona, ale słyszałam jak to idzie powoli za mną. Wbiegłam do salonu gdzie siedział Cole, Kai, Dorian, Ryan i Lydia. Podbiegłam do nich i kiedy zapytali czy wszystko okej to skłamałam i powiedziałam, że tak. Odwróciłam się i zobaczyłam tylko dwoje oczy wpatrujących się we mnie z pustką. Od tamtej poty nie chcę zostawać sama, aż do teraz. Nigdy więcej.
-Rebeka to my.- usłyszałam głos Lydi,a po moim ciele przeszły ciarki.- Otwórz oczy i na mnie spójrz. Nic się nie stanie.
Powoli to zrobiłam i to był mój kolejny błąd. Coś przede mną stało i rzuciło mi się do gardła przez co ponownie zamknęłam oczy i krzyknęłam. Jestem taka słaba. Nic nie potrafię dobrze zrobić! Nawet nie mogę sobie ze samą sobą dać rady, a co dopiero z potworami.
-Nie podoba mi się to.- usłyszałam głos Kai'a obok siebie.
-Jej oczy..- Leo?- Były białe.
-Ktoś manipuluję jej wzrokiem.- Lloyd odezwał się obok mnie za blisko, więc zaczęłam się wiercić.- Pomogę Ci. Tylko mnie nie zabij.
CARLOS
Dlaczego ja pozwoliłem jej siedzieć samej? I takie mamy efekty!
Kiedy usłyszałem krzyk natychmiast wbiegłem do salonu, gdzie zobaczyłem płaczącą Rebeką na ziemi i zakrywającą sobie twarz. Rzucała się i jej głos robił lekkie dziury w ścianie. Później przybiegła reszta. Są tak samo przerażeni jak my.
Ryan próbował ją złapać i przytrzymać, ale kopnęła go w twarz dość mocno, a ten padł jak długi na ziemię i siedzi teraz i trzyma się za jedno oko. Będzie śliwa jak nic.
Później Lydia próbowała, ale jak otworzyła oczy natychmiast je zamknęła i krzyknęła i szczęście, że zdołaliśmy się schylić, bo by nam głowy ucięło, a tak to ZROBIŁA WIELKĄ DZIURĘ W TYM PIĘKNYM DACHU! Naprawdę mi się on podoba i teraz klapa.
Później Lloyd podszedł do niej i musiał lekką ja przytrzymać, a jego oczy stały się jaskrawo zielone, a z rąk poleciały zielone iskry i przyłożył je Rebece do głowy, mimo jej szarpania się i krzyczenia.
-Otwórz oczy.- rzekł spokojnie, kiedy brunetka przestała się rzucać.-Co widzisz?
Powoli wykonała jego polecenia, a przerażenie ogarnęło cały pokój. Jej oczy nie były brązowe tylko tak jasno niebieskie, że aż białe. O boziu..
-Ciemność.- szepnęła, a z jej oka popłynęła jedna łza.
YYYYYYYYYY
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top