!24!Cameron

Mam to gdzieś. Naprawdę mam to daleko w tyle, że od tych naszych dwóch dni wyprawy, w których tylko chodzimy, bo Lydia stwierdziła, że to lepiej nasz przystosuję niż jakiś pociąg czy autobus, Rebeka zaczęła się ślinić do Gabriela, któremu to odpowiada. Ale nie zapominajmy, że on jest zakochany we mnie, a ona w Taylorze. Po prostu nie! Wcale mnie to nie interesuje no!

-Słuchasz mnie w ogóle Cam?- Austin szturchnął mnie w ramię. 

Właśnie przechodzimy przez las. Ja z blondynem idziemy w ostatniej prze, bo bieganie i chodzenie nie jest naszą mocną stronę i byśmy ich tam z przodu opóźniali. 

-Przepraszam zamyśliłem się.- rzekłem ze skruchą i spojrzałem na przód. 

Właśnie przechodzili przez jakąś małą rzeczkę i szli po pniu wywróconego drzewa. Moja siostra przeszła zgrabnie jak Taylor, który ma dziś na sobie koszulkę na ramiączkach i boże gorący widok. Reszta jakoś się przekaraskała, ale jak szła brązowowłosa to lekko się poślizgnęła i w ostatniej chwili złapał ją Gabriel i przyciągnął do siebie w taki sposób, że wyglądali jak by się przytulali, a mi coś podskoczyło. 

-Wszystko dobrze?- usłyszałem pytanie.- Cameron dobrze się czujesz? 

-Um tak, a co?- zwróciłem ku niemu wzrok. 

- Jesteś cały czerwony na twarzy i wyglądasz dość niepokojąco dodatkowo masz zaciśnięte pięści. Nic cię nie boli?- powiedział zmartwiony. 

-Nic.- powiedziałem szczerze i wskoczyłem na pień, bo nadeszła moja kolej.- Tylko... 

Urwałem, bo coś złapało mnie za kostkę. Pisnąłem i wywróciłem się  prosto do lodowatej wody. Jakoś się nie przejąłem tym, że jestem mokry, tylko  bólem w mojej nodze. Podwinąłem szybko nogawkę i wytrzeszczyłem oczy. Na mojej kostce była odbita czyjaś dłoń jak by ktoś mnie za nią za mocno złapał. Czułem pieczenie i ciarki od niej jak bym ją poparzył w 300 stopniach, a moja skóra by płonęła. Ała? 

-Cameron!- krzyknął Austin i w pół śmiechem pół przerażeniem podał mi dłoń.- Wszystko dobrze? 

-Co jest?- Lydia natychmiast znalazła się przy drugim brzegu rzeczki.- Ty sieroto  jeden. 

Zignorowałem ich i podszedłem, dobra doskoczyłem do pnia, bo nie mogłem ruszyć tą nogą. Okazało się, że w miejscu gdzie coś mnie złapało była  dziura, a pień jest na wysokości mojej klatki piersiowej, więc bez problemu tam zajrzałem. 

W środku było ciemno, ale to nie było usprawiedliwienie na białe oczy wpatrujące się we mnie i lekkie odbicie światła od tej małej istoty. Nie wiem co to jest, ale wpatruje się we mnie i przechyla głowę na bok. Odskoczyłem od pnia przerażony i znowu upadłem tym razem na trawę? Co jest? Rozejrzałem się na boki i... jestem na tej polanie co ją mijaliśmy kilka godzin temu. W tedy moje oczy zobaczyły ruch w drzewach i jakieś czarne postacie skaczące po drzewach, oraz takie ufoludki straszne idące w moją stronę. Jednak kiedy znowu otworzyłem oczy, poczułem chłód.

 Zamrugałem kilkukrotnie zaskoczony. Znowu jestem w wodzie. Szybko złapałem się za bolącą nogę, ale bólu nie było, nie było nawet śladu. Chyba mam omamy. 

-Wyłaź, bo się przeziębisz, no.- jęknęła moja siostra, ale znowu postanowiłem ją zignorować i zwróciłem wzrok na naszą przebytą drogę. 

Skanowałem każdy element krajobrazu i dostrzegłem wiele zniekształceń, bo czy na przykład gałęzie są grubsze od podstawy pnia, albo czy w jednej z dziur w drzewie coś patrzy na mnie białymi oczami i przysięgam, że chce mi duszę wyciągnąć. Przerażony wstałem i złapałem Austin'a, który stał po drugiej stronie rzeki i przez wodę przeciągnąłem go na drugą stronę, mimo jego protestów. 

-Co ty robisz?- pisnął cały mokry. 

-Siedź cicho.- syknąłem na niego.- Spadamy stąd i to szybko.- zwróciłem się do reszty. 

-Co się dzieje?- podbiegła do mnie siostra zaniepokojona. 

-Mamy ogon i to spory za nami.- odpowiedziałem jej cicho i ruszyłem na przód, a ona za mną. 

-Co?- zdziwiła się. 

-Po prosty chodźmy stąd, proszę.- spojrzałem na nią przerażony. 

Skanowała mnie spojrzeniem i skinęła do reszty głową i szybko ruszyliśmy bez zbędnego gadania do przodu. Jeny adrenalina mi skoczyła i przebiegł bym najlepiej to cały maraton. 

Skoro śledzą nas potwory to czemu jeszcze nas nie zaatakowały. Może nie mogli nas dogonić? Ale my za szybko nie szliśmy. Bo jeszcze i tak zostały nam z 2 dni chodzenia nie licząc tego. Po co nas śledzą? 

DORIAN

Po co my tak w ogóle biegniemy? Cameron wybiegł jak poparzony z wody, zabierając przy okazji ze sobą Austin'a, wymienił kilka słów z Lydią i zaczęliśmy wręcz biec. Spojrzałem na Sam'a i Leo zdezorientowany, a oni odpowiedzieli mi tym samym. Po kilkunastu minutach biegu przez który musiałem złapać niebieskookiego za rękę, bo już rady nie dawał. 

-O co biega?!- powiedział zdezorientowany Ryan.- Po co był ten maraton. 

-Tam...- wydyszał Cameron i zaczął się rozglądać w okół siebie.

Znaleźliśmy się na małej polanie, otoczonej gęstym lasem. Wszyscy zaczęliśmy wykonywać tą samą czynność, co on i ze zdziwieniem stwierdzam, że coś nie gra, ale sam nie wiem co. 

-Widzisz to co ja, czy oszalałem?- zapytał się Sam, Leo, a chłopak spojrzał w tamto miejsce i złapał przestraszony ciemnowłosego za rękę. Nie podoba mi się to, ani trochę.- Spokojnie, to nic. 

-Kurwa, co to jest?- usłyszałem zdziwiony głos Gabriel'a i w tedy ja też to dostrzegłem. 

Coś wielkiego siedziało na drzewie. Wyglądało jak człowiek sowa, ale w rozmiarze XXL. Jego żółte odblaskowe oczy patrzyły na mnie i aż mnie ciarki przeszły no. Jednak każdy z nas patrzył się w inną stronę. 

Cameron coś zobaczył i zabrał nas z tamtą, a my znaleźliśmy się na małej polanie w jeszcze gorszym miejscu niż poprzednio. I te kurcze nie wiadomo co nas otoczyło. 

-Kim to jest?- zapytał Carlos jak by zaskoczony, nie był  przerażony, co mnie zaskoczyło. Może tego nie widzi? 

-Nie wiem.- odpowiedziała Lydia. 

-Tata mi opowiadał jak potwory z mrocznego wymiaru czy z podziemia, chciały zabić wujka Scott, kiedy był z Lydią w ciąży.- Sam rzekł zmieszany po chwili ciszy. 

-Nie no świetnie.- mruknąłem cicho. 

YYYYYYY

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top