23.Alex
Kiedy Wendy wybiegła z pokoju, spojrzałam na resztę osób w pomieszczeniu.
- Coś mnie chyba ominęło. - powiedziałam zdziwiona, a zaskoczenie doszło zenitu, kiedy spojrzałam na blondyna, który siedział na Dylan'ie. - I to sporo! Czuje się nie do informowania!
Co tu się dzieje!? Jeden dzień przy nich nie byłam i co z tego wyszło? Thomas znając życie zauroczył się w Dylan'ie. Z resztą pewnie każdy z moich przyjaciół właśnie ma rozterki miłosne. Znam ich i wiem, kiedy są zauroczeni lub zakochani.
- Kogo to kwiaty? - zapytałam podnosząc z ziemi róże.
- Brad'a. - odpowiedział Scott. - Siedzi pod kołdrą.
Spojrzałam na łóżko i rzuciłam się na nie, wcześniej oczywiście odkładając rośliny.
- Ała! - krzyknął niebieskooki. - Alek złaś!
Zamiast tego wślizgnęłam się obok niego pod pierzynę.
- Skąd masz te kwiaty? - zapytałam cicho.
- Minho mi je przyniósł.- szepnął prawie niesłyszalnie.
- Słodko! - pisnęłam i zrzuciłam z nas pościel.
Jak się okazało nie było już zakochanej pary. Zapamiętać, złapać Thomas'a i zrobić przesłuchanie na temat Dylan'a. Minho siedział na dywanie i patrzył na nas uważnie. Isak też się zmył, a Scott przeglądał jakąś książkę.
- Nie chce być nie miły, ale wypieprzać z mojego pokoju, bo jestem zajęty - powiedział brązowooki.
- Oki doki. - odpowiedziałam.
Razem z Brad'em zeszliśmy z łóżka, chłopak udał się do wyjścia, a ja spojrzałem na Scott'a.
-Co będziesz robić? - zapytałam, patrząc na książkę. - Po co mu ta księga? W tym przecież można mieszkać.
- Mam zrobić projekt z fizyki na poniedziałek i już mam pomysł. - pochwalił się, a ja spojrzałam z niesmakiem na książkę. Fizyka to nie przedmiot, fizyka to jest tortura i kara dla nastolatków.
- To powodzenia.- pomachałam mu.
- Dzięki. - mruknął przeglądając to przekleństwo, ale odmachał mi.
Wychodząc zastałam ciekawy widok. Minho i Brad patrzyli po sobie niepewnie, zapewne nie wiedząc jak zacząć rozmowę. Shipuje ich!
-O Alex! Choć do pokoju, muszę ci coś powiedzieć. - niebieskooki jak zawsze próbował się wykręcić niezręcznej sytuacji.
- Nie mogę teraz. - rzekłam szybko.
- Tak? A co teraz będziesz robić? - zapytał, kładąc ręce na biodrach.
- Obiecałam pomóc yyyyy Liam'owi? Tak Liam'owi! - prawie, że krzyknęłam. - Pogadaj z Minho o tych pięknych kwiatach. - poleciłam puszczając Azjacie oczko i ruszyłam biegiem przez korytarz.
- Oszustka! - Brad krzyknął za mną.
- Też cię kocham! - odkrzyknęłam mu i zatrzymałam się gwałtownie.
Gdzie ja kurcze blade dobiegłam? Rozejrzałam się w około siebie. Ściany były czarne z prześwitami brązowego. Okej może to jakieś pomieszczenia dla chorych psychicznie? Postanowiłam podejść do jednej z otaczających mnie ścian. Dotknęłam jej niepewnie i natychmiast zabrałam rękę, ponieważ przeszły mnie ciarki i to nie takie przyjemne. One były inne takie zimne i przerażające. Poczułam smutek i żal po czyjeś stracie. Uczucie zdrady i bezsilności objęło całe moje ciało. Czułam się jak ostatnia szmata, która straciła sens życia, jak by moje życie się skończyło.
Odsunęłam się od ściany i spojrzałem przed siebie. Nie powiem, dostałem palpitacji serca.
Dalszy korytarz zamiast no... Być korytarzem, zamienił się stopniowa drużkę, którą otaczał las. Na środku stała kobieta w białej sukience. Była piękna, jak najdelikatniejszy kwiat, który z każdym dotykiem się niszczy. Jej oczy patrzyły na mnie radośnie, jak by właśnie obserwowała swoje małe dzieci, bawiące się w ogrodzie. Trwało to kilka sekund. Jej brązowe oczy straciły blask i patrzyły na mnie pusto, biała suknia na brzuchu została została poplamiona krwią, tak mi się bynajmniej wydaje.
- Uratuj, chociaż go. - szepnęła łamiącym się głosem, po czym zacząłem się ruszać i wyginać tak jak by ją coś opętało.
Kiedy przestała, wyprostowała się, a na jej twarzy tkwił przerażający uśmiech. Jak by z horroru ją wyjęli.
- Czas rozpocząć grę. - za śmiała się psychopatycznie, a z jej krwawiącej rany coś zaczęło wychodzić.
Pierw coś małego i czarnego. Nabierało kształtów, aż w końcu pojawiły się tam dwie wielkie łapy, zakończone ostrymi czarnymi pazurami. Po chwili kobieta została przez nie rozerwana na pół. W ostatnich chwilach zobaczyłem w jej oczach strach, błaganie i ból, potem nie było nic.
- Nie! - krzyknęłam mimo woli i zamknęłam oczy. Jestem silna i wiele rzeczy mogę przerzucić, ale takie coś to dla mnie za dużo.
Otworzyłam powoli oczy i okazało się, że stoję na środku swojego pokoju. Podeszłam do białego pokoju i spojrzałem w lustro. Zobaczyłem coś czego się obawiałam. Miałam na sobie białą sukienkę z dziurą na środku brzucha, dokładnie taką jaka miała ta kobieta.
- To nie może być prawda. - szepnęłam.
Było dobrze! Jeden zasrany tydzień bez wizji i bez pojebanych zagadek. Szybko ściągnęłam z siebie tą suknie i założyłam jakieś luźne dresy oraz koszule. Wyszłam chwiejnym krokiem z pokoju. Pewnie to śmiesznie zabrzmi , ale naprawdę chce mi się płakać z powodu tamtej kobiety i jeszcze jej słowa " Uratuj, chociaż go ". O kogo mogło chodzić? Może jej dziecko lub kogoś z rodziny.
Zatrzymałam się i oparłam o ścianę. Jestem już na oddziale czerwonym.
- Wszystko okej? - usłyszałam z boku.
Spojrzałam w tamtą stronę. Dziewczyna z błąd włosami. Jej oczy były zielone, lecz inne niż pozostałe. Nie mogłam odczytać z nich wiele. Tylko to, że skrywają wiele tajemnic.
- Trochę mi słabo. - szepnęłam.
Bo to prawda , czuję się jak by ktoś mnie przeżuł i wypluł. Ta wizja była naprawdę dziwna. Podeszła do mnie i złapała za nadgarstek.
- Jesteś rozpalona i serce ci bije za szybko. - mruknęła zamyślona. - Możesz mieć gorączkę lub biegłaś do jakiegoś chłopaka.
- Prędzej biegłam po ładowarkę do telefonu. - odrzekłam cicho pod nosem na co dziewczyna zachichotała.
- Jestem Anastazja. - podała mi rękę, którą z chęcią przyjęłam. - I miło mi cię poznać...
- Alex. Mi też jest miło.
- Choć dam ci lekarstwo. - wyciągnęłam mnie do pokoju tuż obok nas.
- Ale po co? - pytam zdziwiona.
- Bo mi padniesz? - powiedziała przedrzeźniając mnie.
Jej pokój był szary , a na jednej ścianie była tapeta. Chyba Nowy Jork z lotu ptaka. Zamiast łóżka był doży i skórzanym tapczanie z wieloma poduszkami oraz puszystymi kocami. Biały stołu na kawę stał zaraz obok z pięknym różowy storczykiem. Wiele zdjęć jej z jakimś chłopakiem. Wiele książek i kosmetyków zdobiło białe meble. Jej pokoju był jak gabinet. Ładnie i stylowo, a za razem w stylu zakręconej nastolatki.
Posadziła mnie na tapczanie i zniknęła za białymi drzwiami, które były tuż obok telewizora na przeciw mnie.
Rozejrzałem się chcąc zapamiętać jak najwięcej szczegółów i zobaczyłam małą szafeczkę nocną. Był ona niej oprawione zdjęcie chłopaka i napisane na szkle.
"Miłość rozkwita powoli, jak kwiat. Jest piękna i niesamowita jak ty <3"
Słodko.
- To jest Jackson, mój chłopak. - spojrzałam na Anastazję, stojącą z dużym kartonem lodów waniliowych i dwoma łyżkami. Podniosłam brwi do góry. - Lody to lekarstwo na wszystko.
Odłożyłam zdjęcie na półkę i spojrzałam na dziewczynę. Siadła obok mnie po turecku, otworzyła pudło z lodami i podała mi łyżkę. Kiedy zjadłyśmy w połowie deser, Anastazja odezwała się znienacka.
- Powinnaś wziąć udział w konkursie talentów, jest za tydzień. - oznajmiła i spojrzała na mnie przez chwilę.
- Wiem. Tylko, nie mam gdzie ćwiczyć. - wzruszyłam ramionami.
- Pójdź na żywca. - poradziła i odłożyła pudełko z lodami na stolik razem z łyżeczkami.
- Ej! Jadłam! - oburzyłam się.
- Starczy. Co za dużo to nie zdrowo.- zachichotała.
- Właśnie. Jak to zrobiłaś z tymi rękoma i tym całym bum dum i tudum. - pokazałam rękoma.
- Bo wiesz... Moja moc polega na wyczuwaniu chorób innych. - pochwaliła się.
- Wow. - mruknęłam. - Jeszcze o takiej mocy nie słyszałam. Naprawdę.
- Bo wiesz jestem wyjątkowa.- uśmiechnęła się szeroko.
- A ten Jackson? Jaką ma moc? - zaciekawiłam się. - I ile on ma lat. Spokojnie nie zamierzam ci go kraść.
- Jackson jak przejrzy książkę chociaż raz, zapamiętuje wszystko co w niej było i już nigdy nie zapomina, ale jest leniwy i ledwo zdaje z klasy do klasy.- zaśmiała się. - 19 lat.
Pogadałyśmy trochę, a potem Anastazja poszła na randkę z Jackson'em. Dziewczyna jest spoko. Miła i sympatyczna, mam nadzieję że będziemy przyjaciółkami. Większość osób jest tu spoko.Nawet nie za uwarzyłam, że mi lepiej. Może lody to na serio lekarstwo na wszystko?
Ruszyłam na poszukiwania chłopaków, wyjęłam telefon i spojrzałam na zegarek 10:43. Nieźle się zagadałam z lodową lekarką. Do Scott'a nie pójdę, bo mnie wyrwali na twarz. Isak na pewna zaszył się gdzieś w cieniu i myśli. Kiedy go zobaczyłam u bruneta, od razu wiedziałam, że coś jest nie tak. Thomas zachowuje się jak zakochana nastolatka. Niech się cieszy do puki może. Nie, że życzę mu źle po prostu znam go i wiem, że jest wrażliwy, więc jak Dylan zrani go to będzie przeżywał. Nie chcę żeby cierpiał. Jest dla mnie jak brat i kocham go. Brad znając życie , albo gada z Minho, lub go unika jak ognia. Mam nadzieję, że się pogadali. Został mi Liam. Ostatnio widziałam niebieskookiego jak zwiewał przed wkurwioną Samirą. Ruszyłam sprężystym krokiem w stronę holu. Na pewno nie ma go w pokoju, znając życie jest na boisku do piłki. Wyszłam z akademika i szczęście, że mam szybki refleks. Uchyliłam się w chwili, kiedy piłka przeleciała nad mną.
- Wybacz Alex.- podbiegł do mnie Liam, a za nim chłopak w różowej bluzie.
- Nic nie szkodzi. - powiedziałam. - Jestem Alex.
- A ja Mikey. - uśmiechnął się szeroko i podaliśmy sobie ręce.
Nie zdążyliśmy nawet zamienić nawet jednego zdania bo usłyszeliśmy krzyki.
- Wiesz, co? Wy musimy chyba iść. - zaczął Liam szybko i wbiegł do akademika.
- Do następnego! - krzyknął mój nowy kolega i pobiegł za tym szajbusem.
Po chwili Brett jaki i jakiś chłopak wybiegli do akademika mijając mnie, ale powiedział chociaż szybkie "Cześć ". Co tu się dzieje? A mówią, że to ja jestem zakręcona.
- Dzień dobry Alex. - usłyszałam i spojrzałam na Connor'a.
XXXXXXXX
- Jackson ( 19 lat) ☝
- Anastazja (18 lat) ☝
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top