16.Liam

Jak ja nie cierpię się skradać. Wcale nie dlatego, że nie umiem tylko, dlatego, że to głupie. Powoli szedłem za Thomas'em i już mnie kolana oraz plecy bolą! 

- Rusz się szybciej. - syknąłem do blondyna.

-Nie. - powiedział krótko, a mnie kurwa coś zaraz trafi!

Powstrzymałem się od komentarzy na ten temat i resztę drogi przeklinałem na niego w myślach i na wszystkich dookoła! Nawet się nie skapnąłem, że doszliśmy do szkoły. Wygiąłem się do tyłu, żeby się trochę naprostować.

- Czego my właściwie szukamy? - zapytał Isak lekko znudzony.

- Ukrytych przejść,  pomieszczeń oraz korytarzy. - szepnęła Alex oglądając się dookoła.

- Zrobimy tak. - Thomas jak zawsze bawi się w szefa. A wiadomo, że naszym szefem jest Alex. - Ja idę sprawdzić sale gimnastyczną i aule. Isak basen i górne sale . Brad oraz Scott obejdą szkołę w około. Alex każdą sale na dole , a ty Liam korytarze.

- Czemu ja mam najgorsze. - oburzyłem się.

Zawsze ja dostaje zrypane zadania!  Będziesz przynętą lub będziesz robił za testera kostiumów,  ale nikt nie wspomniał,  że te kostiumy się bardzo wpijają! 

- Nie marudź tylko do roboty. - ponaglił mnie blondyn. - Spotykamy się za półtorej godziny.

I się kurwa rozeszli!  Zostałem sam! 

Genialnie.

Zacząłem się szlajać po korytarzach, szukając czegoś co może służyć do otworzenia ukrytych pokoi. Przez pierwsze pół godziny nic nie znalazłem, więc znudzony chodziłem kręcąc głową na boki.

Nagle coś przykuło moją uwagę. Jakaś gablotka. Podszedłem do niej i przyjrzałem się uważnie.

Czemu ja jej wcześniej nie widziałem?

A no tak. Przecież pan jak, że doskonały Brett mnie całymi dniami prześladował i zaczepiał!

Gablota była wykonana z ciemnego drewna. Było w niej dużo pucharów i statuetek, lecz moją uwagę przykuło jedno zdjęcie. Znajdował się na nim Dylan, Max, Evan,  Brett-kret  oraz reszta jakieś drużyny. Mieli jednakowe stroje, a szatyn trzymał puchar za pierwsze miejsce. Zdjęcie zostało wykonane rok temu na turnieju piłki nożnej.

Sam przed sobą się nie przyznam,  ale kret jest nawet słodki jak tak się uśmiecha.

Zapatrzyłem się na to zdjęcie i nawet nie przejmując się czasem.

Po pewnym czasie ocknąłem się, jednak oczywiście mądry ja zamiast poczekać chwilę, bo nogi mi  zdrętwiały, od razu wykonałem gwałtowny obrót. Wynikiem tego było to, że padłem jak kłoda przed siebie.

Ałć.

Popatrzyłem się na ścianę przed mną i zobaczyłem małe światełko jak by odbite od gablotki, ale to dziwne, bo żadne światło na nią nie pada , lub nie jest na tyle mocne by było widać jego blask  na przeciwnej ścianie. Podniosłem się powoli i ostrożnie. Będę miał na stówę siniaka.

Przyglądałem się tej drewnianej półce bardzo długo, ale za chuj nie mogę znaleźć tego co odbiło światło, kiedy miałem już dać  se  spokój kątem oka zobaczyłem błysk. Szybko znalazłem się  obok tego. Blask był z jednego z pucharów. Tylko jest jeden kurwa problem!  Te jebane puchary są za szybką otwieraną na jebany klucz! Po znalezieniu kłódki w mojej dłoni pojawiła się wsuwka. Po majstrowałem nią w zamku i po chwili się udało otworzyć. Nie tylko Brad umie się  włamywać.

Uśmiechnąłem się do siebie w duchu i otworzyłem gablotkę.

Puchar był z 1912 roku. Kurwa jak?  Przecież z informacji jakie Brad mi biadolił o tym psychiatryku,  ten budynek został wybudowany w 1950 roku.

Ciekawe.

Zajrzałem do puchary od góry przeskanowałem wzrokiem każdy jego milimetr i co?

Figa z makiem! 

Wkurwiłem się i zupełnie,  przypadkowo i niechcący pierdolnąłem ten puchar, myśląc, że się wywali.

Jakie moje zdziwienie było wielkie, kiedy sama miseczka puchara poleciała do tyłu i została sama podstawa z wielkim czerwonym przyciskiem. Wpatrywałem się tempo w przycisk,  a moja bardzo zła cześć umysłu mówiła "wciskaj ten guzik imbecylu!  Na co czekasz ", natomiast  ta dobra "poczekajmy na resztę. Tak będzie bezpieczniej ". Kim ja bym był gdybym się nie posłuchał złej części.

Nacisnąłem ten przycisk podekscytowany. Czekałem chwile i nic. Westchnąłem zrezygnowany i już  miałem odchodzić, lecz nagle gablota zaczęła się trząść i jak by wchodzić w ścianę. Cofnąłem się  do tyłu i upadłem na dupę pod wrażeniem, kiedy cała gablotka znikła, formując przejście.

Jestem pod wielkim wrażeniem swojego sprytu i inteligencji.

Wstałem otrzepując spodnie i podszedłem do tunelu bliżej. Było w nim pełno pajęczyna i kurzu. Aż mi się kichać zachciało. Ściany były z białej cegły, a podłoga w popękane brązowe płytki. Tunel ciągnął się  przez parę dobrych metrów.

A ja głupi nie wierzyłem Thomas'owi z tymi tunelami.

Pochyliłem się do środka,  zaglądając w głąb.

- Liam do kurwy nędzy! - usłyszałem krzyk blondyna,  przez co straciłem równowagę,  wpadając prosto buzią w największa ilość pajęczyn jaką widziałem.

- Kurwa! - wydarłem się zdzierając gardło. - Fuj! Fuj!  Fuuujjjjjj!

Biegałem w koło przeklinając i krzycząc. Ohyda!

- Co ty odwalasz,  Liam? - Scott z resztą stanęli jakieś 3 metry ode mnie.

- Kurwa, nic! - warknąłem.

Próbowałem bez skutecznie ściągnąć resztę pajęczyny z mojej twarzy,  ale za chuj nie wychodziło.

Będę musiał się wymyć. I najlepiej odkazić!

- Co was śmieszy? - prychnąłem, widząc ich roześmiane twarze.

- Ty. - odpowiedział Brad.

- Co tak mordę szczerzy, Thomas?- huknąłem.

- Bo, mi tak pasuje? - wzruszył ramionami. - A po za tym.. Czemu ty jesteś w pajęczynie? 

Zacisnąłem usta w wąską kreskę i wskazałem ręką na przejście.

- Wow. - szepnął Isak. - Bajer.

- Ja tam nie wejdę.- oznajmiłem. -Ja odkryłem i ja idę się kąpać.

- To odkryłeś i ty wypierdalaj jako pierwszy do środka. -Thomas popchnął mnie do wejścia.- No już.

- Agh. - jęknąłem niezadowolony.

Jak coś mnie pożre to ich zabije!

Powoli i ostrożnie szedłem przez korytarz. Jak byliśmy wszyscy, gablotka znowu się zasunęła.  Po jakiś 10 metrach były schody. Ciemno jak w dupie. Wyjąłem telefon i włączyłem lampkę. Jeżeli chcecie iść po schodach to pamiętajcie jedno. Za nic kurwa nie patrzcie na pająki, wielkie jak ręką na ścianach,  bo zjebiecie  się z nich na sam dół. 

- Żyjesz?! -zawołała Alex.

- Nie! - odbruknąłem i otrzepałem spodnie, podnosząc telefon.

- To dobrze. - westchnął Isak.

- Imbecyle. - szepnąłem.

Kiedy wszyscy byliśmy na dole  na ścianie jak z mordy wyjął,  zapaliła się pochodnia na ścianie na przeciw nas.

Potem kolejna i jeszcze jedna,  następną, aż w końcu cała sala była oświetlona. I gdybym nie podziwiał tego widoku na pewno ze strachu popuścił bym w gacie. Wysokie ściany z czerwonej cegły, dobrze zachowanych, marmurowa podłoga. Wielki prostokątny stół z dwunastoma krzesłami, każde innego koloru. Wielkie obrazy przedstawiające jakieś osoby i bitwy. Wiele ksiąg poukładanych na sobie,  tworzyło taki przerażający nastrój.

- Patrzcie. - Brad pokazał na jakąś starą kartkę. - Co tu pisze?

- Daj zobaczyć. - powiedziała Alex.- Jak to tego nie rozumiesz? To proste.

- Ale Alex... - zaczął Scott,  zaglądając jej przez ramię. - To są jakieś dziwne kreski.

- Starowieczne plemienia pisały kreskami. - mruknął Brad.

- Przetłumaczysz? - zapytał Thomas.

- Chwila.- mruknęła.- Um okej.- głos jaj lekko zachrypł. - " Pamiętny dzień się zbliża. Najpotężniejsza osoba na świecie stawi czoło panu podziemi w wieku 18 lat. Tylko ona potrafi zobaczyć śmierć i przeciwstawić się wszelkiemu złu. Wyzwania i zagadki czekają na drużynę herosów,  którzy świat na dobrą dróżkę sprowadzą. "

Kiedy Alex skończyła czytać kartka zamieniła się  w pył i opadła na ziemie.

- Um - mruknąłem. - Trochę słabo.

- Patrzcie.- Isak patrzał na ten obraz. - Widzicie to?

- Czy... To my? - zapytałem przerażony

Postacie na obrazie,  a raczej ich połowa to my. Każdy z nas przedstawiony w bardzo sztywnej postaci.

- Kurwa.- szepnął Isak.

- Mamy przesrane.- dodałem

- Po całości. - do szeptała Alex.

Po kilku minutach zasiedliśmy do stołu. Każdy z nas był w szoku.

Alex siedziała jako jedyna na krótszej ściance,  a my zaleliśmy miejsca co dwa krzesła.

- Co robimy? - zapytał Scott cicho.

- Coś na pewno. - mruknął Thomas. - Trzeba się ogarnąć,  bo od dziś bierzemy się do pracy.

- Trzeba poczekać. - Alex wtrąciła się szybko. - Trzeba się tym oswoić. Znaleźć najpotężniejszą osobę i wyszkolić ją. Musimy działać razem. Jak drużyna.

- Masz racje.- Isak pokiwał głową.

- Głowa mnie już boli. - jęknąłem. 

- Tak jak na matmie? - Brad wystawił mi język.

- Żebyś wiedział. - syknąłem. - Czyli szukamy jakieś kolesiówy lub kolesia i mamy go przeszkolić, tak?

- Martwi mnie tylko jedna rzecz. - mruknęła Alex. - Skoro przepowiednia mówi o tym najpotężniejszym, to co się stanie jak przegra?

- To rozmowa na później. - ziewnąłem.- Pora spać.

- Masz racje Liam. - poparł mnie blondyn.

- Serio?- zdziwiłem się.

- Tak. To za dużo jak na jedną noc. Zbierajmy  się już?- Thomas zapytał, a my skinęliśmy głowami. 

Kiedy wyszliśmy z tajnego pokoju cudem doczłapałem się do akademika. Wlazłem się na niebieskie piętro jakimś cudem. Glebnąłem się  na łóżko.

Nie mam siły się myć ani nawet rozebrać.

Chce spać!

Leżałem  tak kręcąc się  na łóżku do puki nie przypomniałem se zdjęcia z gablotki.

Rozmyślając o cudownym uśmiechu Brett'a odpłynąłem do krainy Morfeusza, ale jeszcze zaświtała mi jedna rzecz.

Jednak nie pamiętam jaka.

Na pewno nice ważnego.

XXXXXXXXX

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top