100.Max cz.3

Wiem, że muszę coś zrobić, ale nie wiem co. Patrzyłem jak te jebnięte coś wyjmuję broń z ciała mojego przyjaciela, który opadł na ziemię. Alex podbiegła do niego natychmiast i zaczęła uleczać jego ranę. Connor patrzał na nią jak za mgłą i mogę przysiądź, że w jego oczach błyszczały łzy, tak jak w oczach Alex.

-Muszę to zrobić.- szepnęła do niego i położyła dłoń na jego policzku, głaszcząc go delikatnie.

-Nie możesz, nie zgadzam się na to.- powiedział stanowczo.

-Wiem, że się nie zgodzisz.- odrzekła i spojrzała mu centralnie w oczy.- Ale to moje przeznaczenie, nie twoje. Daj mi się wykazać.

-Uważaj na siebie.- powiedział i położył dłoń na tej jej, którą trzymała na ziemi, obok jego nogi.- Mamy wrócić razem.

-Zobaczy się.-odpowiedziała jedynie i zrobiła coś czego bym się po niej nie spodziewał.

Przybliżyła do niego swoją buzię i pocałowała delikatnie, trwało to kilka sekund, ale mogę przysiądź, że mój przyjaciel dostał palpitacji serca, na jej gest. Alex odsunęła się od niego powoli i szepnęła coś, po czym wstała i ruszyła za Ciemnością, który maszerował przed siebie. Po chwili zniknęła między tymi paszczurami, którzy ją przepuszczali jak by była bombą, czy coś. Wszyscy szybko znaleźliśmy się obok Connor'a, patrząc na niego smutno. Brett i Evan pomogli u wstać, a Katy obejrzała całe jego ciało, czy jest cały na wszelki wypadek.

-Co powiedziała?- zapytał zestresowany Thomas.

-Że nie lubi pożegnań.- mruknął i oparł się o ramię Brett'a.- Nie lubię tego zdania.

-My też.- poparł go Liam.

-Musimy się tam dostać do niej.-Wendy wtrąciła machając ręką.

-Popieram.- Edawn poparł dziewczynę z lekkim uśmiechem na ustach.

-Robię drogę.- mruknął Dylan i wyciągnął rękę w stronę gdzie zniknęła różowowłosa.

Bestie tam padły na ziemię zamieniając się w wysuszone kokony, a później w proch. Spojrzeliśmy zszokowani na szatyna, a on wzruszył ramionami.

-Nowa sztuczka, nauczyłem się przed chwilą.- wyznał

-Ej ludzie. Nie chcę wam przerywać.-Mikey nagle ni z gruszki ni z pietruszki wylądował obok nas, a raczej na Bryce'm, który zdążył go złapać w swoje ramiona. -Zaczęli walczyć.

Spojrzeliśmy na niego jak na kosmitę. 

Alex walczy, teraz.

-Ruszcie się, no!-krzyknęła Samira i sama pobiegła trzymając Katy za rękę. 

I coś wytrąciło mnie z transu, a raczej ktoś, bo w głowie mi zaszumiało i przez myśl przemknął mi głos mojego wilczka " Błagam Max pośpiesz się, bo nie wytrzymam." 

~Scott'y kochanie, będę za niedługo, obiecuję.~

To ocuciło mnie natychmiast. Szybko ruszyłem w stronę  zgromadzenia,  złożonego  z moich przyjaciół. Każdy miał zadrapania i siniaki oraz kurz  z piaszczystego podłoża na sobie. Tylko ja miałem lekką rankę, a w sumie ona była jedyna, bo zwierzęta przepuszczały do mnie tylko po kilka bestii, a same zabijały resztę. 

-Nie..- usłyszałem cichy głos Liam'a, który za chwilę wtulił swoja twarz w boku Brett'a, nie patrząc na to co się dzieje przed nami. 

Spojrzałem tam. Potwory tworzyły wielkie koło, w okół wielki okrąg. Alex z Ciemnością  walczyli na miecze, ale dziewczyna widocznie była od niego słabsza, bo z trudem odbierała cisy i sama je zadawała. Serio ona nie umie walczyć bronią. Serce zaczęło mi walić w piersi kiedy, miecz wypadł z jej rąk, prosto pod nogi Brad'a, który pisnął przestraszony. 

BRETT

Moje serce przyśpieszyło swój bieg i to nie tylko dlatego, że Liam przytula się do mnie.  Sam miałem odwrócić wzrok, ale nie zrobiłem tego i patrzyłem jak Alex używając mocy odpycha od siebie Ciemność, która z każdym krokiem zbliża się do niej z przerażającym uśmiechem. 

-Dawaj Ali.- Thomas, stał obok mnie i trzymał za rękę Dylan'a mocno.

-Myślałem, że będę miał trudniejsze wyzwanie.- zakpił i machnął ręką, powodując, że dziewczyna poleciała kilka metrów dalej.- Ale jesteś tak samo słaba jak twoja matka i jej poprzednicy.- dziewczyna słysząc te słowa, podniosła głowę, a jej oczy zgasły, stając się puste.

-Co?- wykrztusiła jedynie. 

-A to.- zaśmiał się szyderczo i podszedł do różowowłosej.- Błagał o litość dla ciebie kiedy ją dusiłem, a jej ostatnie słowa brzmiały " daj żyć dziecku", a jaka szkoda, nie? Byłą wspaniałą kobietą. 

W oczach dziewczyny pojawiły się łzy. Spuściła głowę i jej oddech stąd mogłem usłyszeć. Zacisnęła ręce na piasku na który skapnęło kilka słonych kropel. 

-Chuj.- syknął Theo i już miał tam podejść, ale Markus złapał go ze rękę.

-To jej walka.- mruknął w jego stronę.- Ona musi znaleźć siłę, żeby go pokonać. 

-A jak jej się nie uda?- zapytała się cicho Samira.

-To będą problemy.- odparł jedynie. 

Wszyscy wymieniliśmy przerażone spojrzenie, a mój wzrok zatrzymał się na chłopaku, który przytulał się do mojego boku. Pogładziłem go po plecach, chcąc go uspokoić. 

-Jesteś słaba i beznadziejna.- splunęła na nią Ciemność, której kształty z minuty na minutę stawał się bardziej przerażające i wywołujące gęsią skórkę.- Poddaj się i będzie po strawie. 

Alex podniosła powoli głowę ukazując zapłakaną twarz, jednak jej oczy w sekundę stały się żelazne jak stal, podniosła się z ziemi, powoli. Stąd nawet widać jej zadrapane ciało. 

-Może i nie umiem walczyć na miecze, ale w ręcz nie jestem taka słaba.- syknęła na niego i zaczęła walkę. 

Ich ciosy były szybie i moce. Siły tu były wyrównane i nikt nie używał mocy.  Nie wiem ile walczyli, ale byli chyba na każdym skrawku pola jakie im wyznaczyliśmy. Były momenty w których dziewczyna wygrywała, ale też te gorsze chwilę w których Alex traciła przewagę. Wszyscy obserwowaliśmy ich wymiany ciosów z zapartym tchem, kibicując oczywiście różowowłosej, żeby wygrała i zatłukła dzida. 

-Walczysz tak samo jak twój ojciec.- zakpił z niej nabierając bardziej powietrza do płuc, co spowodowało lekkie zachwianie się kroku dziewczyny.

Skurwiel wykorzystał to natychmiast. Złapał ją za szyję i podniósł do góry, tak, że jej nogi nie dotykały gruntu. Alex chciała się wyszarpać, ale nie potrafiła odpędzić jego łapsk.  Usłyszałem jak Connor wsysa głośno powietrze oraz jak Brad ponownie pisnął przerażony. 

-Muszę przyznać, umiesz walczyć.- oznajmił, ale zacisnął ręce mocniej na jej szyi.- Pożegnaj się ze światem słonko. 

-Jesteś taki przewidywalny.- wykasłała Alex i zdołała uśmiechnąć się szeroko w jego stronę.- Nic nie rozumiesz, prawda?

-To znaczy?- podniósł zdeformowaną brew do góry, poluźniając uśmiech. 

-Naprawdę myślisz, że zależy mi na twojej śmierci?- zakpiła nabierając więcej powietrza do płuc.-Mylisz się. Nie znasz mnie i nie znasz mojej rodziny... 

-Niedługo tej rodziny nie będzie.- podsumował przerywając jej.- Zabiję każdego innym sposobem, ale i tak najlepiej będzie poczuć krew dziecka na swoich rękach.- rozmarzył się.- Będzie takie bezbronne i nic wiedzieć nie będzie. 

-Boisz się go.- stwierdziła.- To dziecko może cię unicestwić.

Ciemność na jej słowa lekko oniemiała, co Alex wykorzystała natychmiast. Podciągnęła nogi do klatki piersiowej i kopnęła mu w twarz, odrzucając go od siebie, a sama stanęła na nogach na przeciw niego.

- Skąd to wiesz?- warknął i zatoczył kółko w okół niej.

- Nie jestem taka głupia.- powiedziała to uradowana i spojrzała w naszą stronę, skanując wszystkich wzrokiem. Pewnie patrzyła czy jesteśmy cali.- Odwracanie uwagi ci nawet szło paskudo, ale jestem sprytniejsza. Gdy nasłałeś demony na mojego przyjaciela wszystko stało się jasne. Od samego początku, wiedziałeś kogo zabić, a nas tylko wykorzystałeś, jednak coś poszło nie po twojej myśli, nie? Znaleźliśmy Snejk'a, a ty nadal nie odpuściłeś.

- I tak was zabiję.- warknął i znowu ją zaatakował, ale nie spodziewał się, że różowowłosa strzeli w niego złotą nicią.- Z resztą i tak zapewne wasz ten cały Scott nie żyje.

- Co?- usłyszałem z boku cicho szept, więc tam spojrzałem.- Nie, nie, nie.- mamrotał Max i zacisnął mocno oczy.

- On żyje.- Theo podszedł do chłopaka i objął go, co wyglądało śmiesznie, bo jest niższy.- Czuję to. Nie słuchaj tego chuja.

- Chodzi ci o drugiego opętanego przez te coś wcielające się w ciało?- powiedziała i przekręciła głowę w bok.- Ana o tym wiem tak jak reszta z jego szkoły. Nic się nie stanie, bo przed tym jak wyruszyłam tu został zdjęty przez Jackson'a.

- Ty mała sukowata...- warknął a jego akurat zaczęła pękać, więc mocniej przycisnąłem Liam'a do siebie. 

-A a nie ładnie tak mówić.- zaśmiała się i ponownie strzeliła w niego swoją mocą.- Teraz zaczynamy zabawę. 

Stwór warknął i szybko podniósł się z ziemi, jego twarz wykrzywiła się lekko, by po chwili z jego pleców mogły wystrzelić wielkie czarne skrzydła, zakończone krwistymi szponami. Jego twarz stała się jak ze suszona maseczka, ukazując gdzie nie gdzie fragmenty poranionej i zakrwawionej skóry Ciemności. Zęby zamieniły się w szpilki, pobrudzone krwią, a oczy za błyszczały mrokiem. 

-Zgadzam się moja droga.- wycharczał.- Czas zacząć zabawę. 

-Nie wiem co się dzieje, chcę spojrzeć, ale się boje.- Liam mruknął w mój tors.

-Nic się teraz nie dzieje.- odszeptałem do niego, a niebieskooki na moje słowa odsunął się ode mnie i wepchał mi się pod ramie, nadal ciasno mnie przytulając. 

Alex chwilę go obserwowała, aż w końcu na jej plecach również pojawiły się skrzydła, tylko w kolorze złotym, dodatkowo świeciły się i lekko rozmazywały na końcówkach. Dziewczyna uradowana spojrzała na mnie, a później na swojego przeciwnika. Podniosła brwi do góry, później spojrzała na nas i posłała blady uśmiech. 

-Nie rób tego..- szepnąłem sam do siebie. 

Jednak jak na przekór moich słów Alex wzbiła się w powietrze, a za nią Ciemność. Niebo pokryła gęsta lawina białych chmur, więc nic nie widzieliśmy. Jedynie widzieliśmy przebłysk jak by złotej błyskawicy, lub czarnej. Nie wiem ile to trwało, ale nie mogłem oderwać od tego wzroku. Mimo, że Alex właśnie tam walczy to ten widok był niesamowity. 

-Da radę.- powiedział pewnie Theo.- To nasza Alex. 

-Najbardziej zakręcona osoba, która sobie z tym poradzi.- poparł go Thomas. 

-Musi dać radę.- szepnął Liam, a ja złapałem go za rękę. 

Między nami ponownie zapanowała cisza. Nikt się nie odzywał. Patrzyliśmy w chmury jak byśmy mogli w nich zrobić dziurę i zobaczyć co się tam dzieje. Jednak nie trwało to długo, bo po chwili coś mocno jebnęło w ziemię, a tym czymś okazała się być Alex.

-To był nieładne zagranie.- syknęła, kiedy Ciemność stanęła nad nią. 

-Jestem nicością i wszelakim złem dziewczyna, ja nigdy nie gram zgodnie z zasadami.- powiedział. 

Alex miała w niektórych miejscach spalone ubranie, siniaki i liczne zadrapania zdobiły jej skórę. Na Ciemność nawet patrzeć nie mogę, bo bym się chyba zrzygał.

-Przegrałaś.- rzekł i ponownie złapał ją za szyję podnosząc w górę.- Teraz wszyscy zginą z twojej winy i będą cię za to obwiniać. Już słyszę te przepiękne krzyki matek żebym nie zabijał ich dzieci, lub błagania o litość. Miód na moje uszy. Jednak najbardziej będę zadowolony z tego, że w końcu zabiję tego bachora z własnej ręki zaduszę go i poćwiartuję. 

Mimo woli moje serce zatrzymało się w tamtym momencie. 

CONNOR

Nie mogę w to uwierzyć. Alex nie może przegrać. Ona nie może mnie zostawić. Nie może.  Dopiero co mnie całowała, a ja chcę więcej całusów od niej! 

-Dasz radę.- mruknąłem cicho pod nosem.- Dasz. Wierzę w ciebie. 

Dziewczyna już ledwo kontaktowała i jej głowa lekko opadła w dół. Moje serce stanęło, a w oczach pojawiły się łzy. One nie może odejść. Jednak kiedy powoli ją podniosła to jej oczy świeciły się całe na złoto. Rany goiły się szybko, a w okół niej pojawił się blask. Ciemność widocznie się tego nie spodziewa, bo wyglądał na przerażonego. Alex złapała go za dłoń i z całej siły cisnęła nim o ziemię, a sama nad nią się lekko unosiła. Nagle z jej ciała wydobył się biały blask, który nas oślepił. 

Jednak kiedy już jasność opadła nadal stała tak Alex, ale jednak nie stała. Miała włosy długie po same biodra, a na jej ciele widniał ten tatuaż, tylko, że on się jak by powiększył, bo zasłaniał jej całe ciało, które zdobiła biała sukienka do połowy ud i na krótkich ramiączkach. Jej oczy nadal były złote. 

Zaczęła przenosić się w stronę Ciemność, a jej włosy zaczęły się unosić. Kiedy stanęła na przeciw wrogowi, wyciągnęła rękę przed siebie. 

-To niemożliwe!- wydarł się zanim dziewczyna strzeliła na niego wielką ilością swojej mocy. 

Usłyszałem jeszcze krzyk potwora i ciemną smugę wydobywającą się z niego. Nie wiem ile to trwało, ale chyba długo, bo kiedy Alex w końcu opuściła rękę na ziemi klęczał generał. Cały i zdrowy. Za chwilę przed różowowłosą pojawiła się kobieta w białej pięknej sukni ślubnej. Żona naszego złoczyńcy. Skinęła głową do dziewczyny po czym podeszła do męża, złapała za rękę i  oboje z wielkimi uśmiechami zniknęli w białej mgle. A potwory zapadły się pod ziemię, nie zostawiając po sobie ani śladu. 

Szybko podbiegłem do Alex i w ostatnim momencie, złapałem ją przed upadkiem na ziemię. Ostrożnie objąłem ją ramionami patrząc jak jej oczy ze złotych wracają pod jej naturalny, jednak nadal lekko złoty odcień. Jednak kiedy jej włosy zaczęły blaknąć w miejsce pudrowego różu pojawił się piękny jasny blond, a tatuaże zaniknęły na jej ciele. 

-Już po wszystkim.- szepnąłem cicho.- Dałaś radę. Wiedziałem, że dasz.

-Connor..- szepnęła i spojrzała na mnie kładąc dłoń na moim policzku.- W końcu koniec. 

-Tak.- odszeptałem i nachyliłem się nad nią łącząc nasze usta w jedność. 

-Yhym!- usłyszałem i nie zdołałem się nacieszyć chwilą, bo Thomas wparował pomiędzy nas.- Później czas na mizianie będzie. Brawo Ali!

- Na to też będzie czas!- wręcz pisnął Max.- Scott rodzi!

XXXXXXXXX

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top