23

siedzieliśmy na statku który niosły czerwono fioletowe smoki. dzieci pór roku jak nie było tak nie ma.

-Ale ze mnie matoł-powiedziałem siedząc na schodach.

-coś się stało?-obok mnie przysiadła się Zefir.-może coś cię boli?

-puściłem ją samą. aahhh!!!! ale to było głupie. powinienem z nią lecieć.

-słuchaj. polecieli we trójkę a poza tym jest z nimi Lar.

-ale co jak coś im się stanie?

-widziałeś przyszłość. wiesz że wszystko co widziałeś musi się zdarzyć. lecąc z nimi moglibyście nie być razem później albo-wyciągnęła kartkę z  kieszeni i podała mi ją-albo nie mieć jej.-rozwinąłem kartkę a moim oczom ukazał się portret dziewczynki która była w chmurach...

-Madi...

-chcesz ją kiedykolwiek zobaczyć?

-jasne że tak.

-to wstawaj i idź sprawdzić jak się ma Kai.

-dzięki. jesteś kochana-wstaliśmy a ja przytuliłem Zefir co spotkało się z rykiem czarnej bestii która zleciała z masztu pod nasze nogi. był wielkości Rokiego albo nawet mniejszy. puściłem w międzyczasie dziewczynę i założyłem ręce na piersi. statek powoli wodował.

-jaki słodki smoczek.

-nie rozwścieczaj go. po prostu jest zazdrosny.-nagle smok zamienił się w chłopaka

patrzył na mnie nie odzywając się a ta cisza wręcz piszczała w uszach.

-To jest Drago. w świecie smoków jest ich przywódcą.

-jak widać sam nie umie się [przedstawić.

-Radziłbym ci się nie zbliżać do Zefir.-powiedział 

-Drago to jest Cole. ten o którym ci opowiadałam. chłopak córki jesieni.

-Smoki!-usłyszeliśmy krzyk Lloyda. więc zbiegliśmy na dół.

-Co jest?

-Ma jakieś dziwne sny nie mogę go utrzymać-nagle Lloyd zrobił się zielony a cała energia uderzyła w najbliżej stojącą Emmę.

-boże nic ci nie jest?!

-auć. chyba nie. ale Lloyd-wskazała na chłopaka. już nie emanował zieloną energią ale kręcił się i wiercił rzucając się na łóżku. podszedłem do niego i przycisnąłem żeby nie zrobił sobie krzywdy.

-stary obudź się.-powiedziałem. nagle przez otwarte okienko usłyszeliśmy śpiew który sprawił że zielony przestał się tak rzucać. podeszliśmy do okna a z wody wynurzyły się dwie dziewczyny.

-siemka Cole.

-Larisa? Tini? co wy tam robicie?

-nie uwierzysz.-pokazała mi syreni ogon

-stało się przez przypadek ale fajnie co nie?

-jasne-dotknąłem muszli zwisającej na sznurku na mojej szyi. obydwie były mistrzyniami melodii.-chodźcie.-wyszedłem z podpokładu i spuściłem im drabinkę. weszły i spojrzały na wszystkich mistrzów i smoki. niektóre z bestii przemieniły się w ludzi tak jak Drago który stał razem z Zefir przy maszcie.

-co się stało z Liptonem?-zapytała ruda niska dziewczyna o kocich żółtych oczach-Tini.

-dostał wstrząsów i zaczął się rzucać krzycząc jakieś dziwne słowa nie w naszym języku.-Emma dalej się strzęsła.

-co jej zrobiłeś!?-usłyszeliśmy krzyk 

-n...n...nie wiem

-poparzyłeś ją!

-n...n...nie...specjalnie...

-chłopaki! nic...auć...Nic mi nie jest!-Wyszli z podpokładu a Nia trzymała dłonią prawy nadgarstek. 

-właśnie widzę!-krzyknął Kai a oczy Nii zaszkliły się-przepraszam siostrzyczko...nie chciałem krzyknąć. ale ty Jay nie zbliżaj się do niej. to był rozkaz!-powiedział i podszedł do siostry obejrzeć jej rękę. zrezygnowany Jay usiadł obok nas.

-co ty jej zrobiłeś?-zapytałem

-zdenerwowałem się a ona po prostu podeszła i złapała mnie z rękę co ja też zrobiłem i nagle ona krzyknęła .wystraszyłem się ale ona zaczęła mówić że to nic takiego i że nie boli. kazałem jej pokazać bo bardziej niż zdenerwowany to byłem wystraszony. przecież przez wodę przepływa prąd ach-schował twarz w dłoniach. nagle obok nas przeszła Emma i...upadła tak po prostu.

-Em! coś się stało?-podszedł do niej mistrz lodu.

-ja...chyba...źle się czuje...Zane możesz mi pomóc?-chłopak podniósł ją i posadził na poduszkach ułożonych na ziemi w miejscu obrad. 

-ej spokojnie oddychaj-podbiegliśmy do wachlującego ją Zanea.

-czy wyładowanie Lloyda mogło zrobić jej krzywdę?

-nie wiem-dziewczyna robiła się blada a jej oczy powoli się zamykały

-nie zamykaj oczu Emma!-krzyknęła Larisa i potrząsnęła ją lekko.

-LLOYD SIĘ OBUDZIŁ!-usłyszeliśmy krzyk Tali.

-Emma Lloyd się obudził słyszysz? żyj no-Lulu wpadała w paranoję-nie umrze prawda?

-jasne że nie.

-Co z Emmą?-usłyszeliśmy głos Lloyda który o własnych siłach wyszedł na pokład.

per Lulu

coraz bardziej martwiłam się o załogę Perły. Nia została porażona przez Jaya,Emma przez Lloyda który na szczęście się wybudził a dzieci pór roku jeszcze nie wróciły.

-Emma!-Lloyd klęknął przy niej.a gdy dotknął jej ręki między nimi powstała zielona wstęga mocy która owinęła się dookoła dwóch splecionych dłoni. Wtedy Emma otworzyła oczy a jej brązowe zawsze tęczówki stały się zielone...i takie zostały. Lloyd rzucił się na nią z uściskiem tak że oboje wylądowali na poduchach.-Żyjesz!-krzyknął uradowany.

-czemu miałabym nie żyć? po prostu poczułam się trochę gorzej.

-ta jasne a moje oczy po zetknięciu z Lloydem stały się zielone tak moje.-po wypowiedzeniu tych słów wszyscy się na mnie patrzyli a ja nie zwracałam na to uwagi aż do momentu kiedy od ciszy zaczęło mi piszczeć w uszach-i co się gapicie jednak mam zielone oczy?

-Ale Lulu ty od zawsze masz zielone oczy-do naszej grupki doszedł Kai.

-a. no faktycznie. zapomniałam.-zaśmiali się a ja cmoknęłam Kaia w policzek-cześć-podbiegłam do nowego,który stał z Zefir i ją całował.-nie całować mi się tu-odciągnełam jedno od drugiego i stanęłam między nimi.

chłopak posłał mojej przyjaciółce zdziwione spojrzenie a ona wywróciła oczami

-kim jesteś ludzka istoto?-zapytał chłopak

-Jestem Lulianna ale mów mi Lulu. a ty?

per Zefir.

dziewczyna pociągnęła słomką napój który miała w kubku.

-Drago.

-a skąd znasz Zefir?

-z naszego świata.

-ło macie swój świat.

-chodzi o świat Oni Lulu.

-i wy nim rządzicie? nieźle

-ech...nie o to chodzi Lulu-podszedł do nas Kai by zabrać 

-o przyszedł pan ogień tylko nie podpal nam statku-zaśmiał się

-o nie-walnęłam otwartą ręką w czoło.

-Tak a jak podpali to trzeba będzie ochłodzić klimat.-zaśmiał się Jay. 

na statek weszła Misako razem z Wu i Maią.

-gdzie Nova?-zapytała mała.-podszedł do niej Cole.

-jeszcze jej nie ma. ale niedługo wróci. obiecuje-położył rękę na sercu i pogłaskał mała po głowie.

-idź z Colem.-powiedziała Misako a chłopak zabrał ją do smoków.. jeden z nich nawet ją polizał.

-kiedy oni wrócą?-szepnęłam opierając się na drewnie i patrząc na wodę.

-myślę że niedługo-zaśmiał się Lloyd.

-z czego się śmiejesz głupku?-warknęła Lulu a ten podniósł jej głowę-lecą!-krzyknęła. zrobiliśmy im miejsce na pokładzie by mogli wylądować.

-jesteśmy.-powiedziała Nova.-i mamy syna Lata.

-siema.-podszedł do nas a przed nim stanął Kai. mierzyli się wzrokiem.

-siema-jeż uśmiechnął się i podał mu rękę-jestem Kai mistrz ognia.

-ech...dzieci.

-Nova!-usłyszałam krzyk małej Mai.

per Nova.

zmęczona lotem marzyłam tylko o drzemce w miękkim łóżku ale co mnie zdziwiło to masa smoków na statku i dużo innych nieznanych mi ludzi.

-przyleciałaś-powiedziała Maia gdy podbiegła do mnie.-gdzie Lar?

-stoi tam z chłopakami możesz do niego iść-przytuliła mnie jeszcze raz pobiegła do brata. wstałam i napotkałam czarne źrenice mojego chłopaka.

-długo cię nie było.-powiedział.-dużo się zdarzyło.

-wiem. przepraszam może nie powinnam jednak z nimi lecieć.

-nie zmienisz przeszłości.

-wiem-chłopak przechylił głowę i pocałował mnie.

-idziemy spać?-usłyszałam głos Lara który stał z Maią ale ona wskazała na mnie i coś powiedziała

-jesteś zmęczona?-zapytał Cole.

-troszkę. to było wiele godzin lotu.

-możesz iść. wyśpij się ale bez oszukiwania-powiedział jak do małego dziecka.

-ej wiem że ty też jesteś pewnie zmęczona ale czy nie mogłabyś jej położyć?-zapytał Lar

-jasne. choć Maia.-złapałam dziewczynkę za rękę weszłyśmy do pokoju z łóżkami. to takie małe wnęki w ścianie z położoną pościelą

-umiesz śpiewać? mama zawsze mi śpiewała na dobranoc. Misako tez mi śpiewała.

-no wiesz...moja mama tez mi śpiewała.

-to zaśpiewasz mi?

-a co?

-cokolwiek.

-no dobrze...

per Lloyd.

chciałem się położyć był już wieczór więc byłem zmęczony.

Długo Nas nie było,
To już nie ten sam,

Widok na, i ludzie już nie tacy, jak tam

-Nie uda nam się mieć wszystkiego na raz,
Coś kończy się żeby coś mogło trwać,
Ta brakująca część ukryta tu gdzieś,
Do pełni szczęścia brak nam jej-usłyszałem zza drzwi.

spojrzałem w szparę między drzwiami a futryną.

-zmieniam się i ja i ty... szukamy tego co najlepsze jest...

ale ona ma głos.nigdy nie słyszałem jak śpiewa.

leżała na jedne z leżanek razem z Maią. i w pewnym momencie obie usnęły.

-co się gapisz?-zapytał rozbawiony Kris i wystraszył mnie nie na żarty.

-nie strasz. i nie krzycz.

-podoba ci się dziewczyna Colea? ładna jest.

-mam swoją dziewczynę.

-Ale przyznaj ładna jest?

-Nova?-kiwnął głową-ładna.

-no i proszę. jesteśmy zgodni-walnął mnie w ramię.

-ta...jasne.

-ja bym się na twoim miejscu położył. sam lecę z nóg.

-tak..tak-czyli nie słyszał śpiewu Novy-ja też.-położyłem się a w głowie dalej słyszałem jej melodyjny głos...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top