Prolog
Wybiła północ, oficjalnie rozpoczął się nowy rok, nowy etap życia dla 26 letniego Seokjina. Sylwester może nie był "emocjonujący" bo chłopak spędził go jak każdy inny, zwykły dzień. Samotnie. Ale gdy jego zegarek wskazał godzinę 00:00 coś go ruszyło i postanowił wyjść ze swojego małego, przytulnego zaułku.
Ze słuchawkami na uszach opuścił lokum i podążając uliczką na której mieszkał, zaczął kierować się w stronę ulicy głównej, jego spojrzenie było skierowane ku niebu, nawet nie zauważył gdy ciemna sylwetka złapała go i pociągnęła do tyłu. Słuchawki wypadły z jego uszu a jego głowa uderzyła w metalowe drzwi garażowe.
— Au... — jęknął, ale wtedy mężczyzna uderzył nim mocniej, i mocniej... Jak widać ten rok nie zapowiada się wcale dobrze. — C-czego chcesz?
Po tym pytaniu napastnik miał już wymierzyć mu cios, wtedy jednak ktoś go odepchnął. Zanim jednak Jin zorientował się, przed oczami miał dwóch walczących ze sobą mężczyzn, jeden siedział na drugim i napastował go pięściami po twarzy.
Jin Miał dwa wyjścia spierdalać albo...
Nie, chwila.
On nie mógł uciec. Musiał pomóc swojemu obrońcy. Czyż nie? Już chciał zbliżyć się do walczących mężczyzn ale wtedy jeden z nich - obrońca - jak sądził podniósł się, a ten drugi uciekł z krwawiącym nosem.
Wszystko wyglądało niczym scena z jakiegoś gangsterskiego filmu.
— Wow... Dzięki... — powiedział Jin pod sporym wrażeniem do czerwonowłosego chłopaka, który jeszcze wygrażał pięścią do uciekiniera.
— Dobra, jeszcze mi się odwdzięczysz a teraz wracaj do domu blondasku. — powiedział zirytowany, otrzepując pył ze spodni.
Jakim prawem ten gówniarz śmie tak się do niego zwracać? Seokjin miał już podnieść głos jednakże powstrzymał się bo choć ten chłopak miał może z 18 lat to lepiej nie ryzykować potłuczoną buźką...
Blondyn nerwowo zaczął zaglądać do kieszeni i rozglądać się na boki.
— Czegoś szukasz? — spytał młodszy, chowając ręce do spodni i opierając się o ścianę.
— Mój telefon. Karta do mieszkania. Nic nie mam. — użalał się blondyn.
— I... co teraz? — spytał chłopak bez wzruszenia i choć może nie było tego widać w jego głowie układał się niemały plan.
A Seok, zdziwiony tym, że nieznajomy jest tak zainteresowany skrzywił się.
— Nie wiem. Pójdę na policję i...
— Zwariowałeś? Jest kurwa nowy rok.
— I co z tego..?
— Nikogo raczej nie będzie interesować, że ktoś cię okradł. Nie dziś. Ludzie chcą się bawić, tobie też to radzę.
—Bawiłem się świetnie. — na oglądaniu dram, dodał w myślach.
— Zastanów się czy chcesz się u mnie zatrzymać bo długo nie mam zamiaru tu stać...
Dlaczego ten chłopak tak się zamartwia. Kto w ogóle zaprasza obce osoby z ulicy do siebie na noc? On nie wierzył, że na tym świecie istnieją jeszcze dobre osoby, poza tym czerwonowłosy nawet nie stwarzał takich pozorów. Ale brak jakiegokolwiek innego noclegu sprawił, że chłopak długo się nie zastanawiał.
— To... Gdzie mieszkasz?
— Chodź. — młodszy złapał go za nadgarstek i zaczął prowadzić przez ciemną uliczkę, mijając garaż, który od uderzeń w niego Seokjinem stał się lekko poobijany.
Blondyn już miał złe przeczucia, bo dlaczego ten drugi nie wybrał bardziej oświetlonej drogi i dlaczego trzymał go za rękę? A może to on miał jego rzeczy... I może to on go napadł? Jin nie przyglądał się zbytnio twarzy napastnika. Prawdę mówiąc był w zbyt wielkim szoku by choćby na nią spojrzeć. Blondyn nerwowo próbował wyjąć rękę z uścisku ale wtedy poczuł na sobie wzrok nieznajomego, który po chwili ścisnął ją jeszcze mocniej.
_________________________
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top