One shot #1

Śnieg skrzypi mi pod podeszwami, zimne powietrze owiewa twarz i szyję. Klnę cicho, żałując, że jednak nie wzięłam szalika. I pomyśleć, że jeszcze wczoraj było dobrze. Jeszcze wczoraj siedziałam przy wigilijnym stole, śpiewałam z rodziną kolędy i obserwowałam radość moich siostrzeńców, gdy otwierali prezenty. Święta wręcz idealne. Sielankę popsuł jeden telefon.
Właśnie dlatego zamiast korzystać z dnia wolnego teraz jadę radiowozem na podany adres. Kiedy dojeżdżam na miejsce, mój mózg przestawia się już na tryb roboczy. Staję się policjantką. Omiatam wzrokiem duży dom z podwórkiem, otoczony radiowozami i wozami transmisyjnymi i oświetlony latarkami policjantów. Podchodzę do jednego z nich.

-Morderstwo? - pytam rzeczowo.

-Na to wygląda. - kiwa głową. - Szczątki mężczyzny. Znalazła je właścicielka domu.

-Gdzie były?

-W ogrodzie, pod balkonem.

-Znała go?

-Mówi, że nie potrafi rozpoznać. Nie miał żadnych dokumentów.

-Nie uwierzę, że nic przy nim nie znaleźli. 

-Znaleźli. Ale nie dokumenty.

-W takim razie co?

-To. - podaje mi woreczek strunowy.

W środku była zakrwawiona karta. As kier. Oddaję mu ją, żeby ukryć drżenie rąk.

-Gdzie ją znaleźli?

-Była na miejscu serca.

Moje serce przyspiesza. Muszę zmienić temat.

-A właścicielka domu?

-Wyjechała na wigilię do rodziny, wróciła dzisiaj i od razu zadzwoniła.

-Dom?

-Spryskany luminolem, świeciło dosłownie wszystko.

-Dzięki, idę obejrzeć zwłoki. - mijam go.

Odwraca się do mnie.

-Odznaka panno...?

-Rivian. - mówię zimno i pokazuje to, o co prosił.

Obserwuję przez chwilę jego twarz, to, jak maluje się na niej strach, kiedy dociera do niego, że nie rozpoznał swojej przełożonej. Ale to już nie mój problem. Zdecydowanym krokiem idę w stronę miejsca, gdzie znajduje się ciało. Dookoła tłoczą się ludzie, jedna z reporterek odbiega, wymiotując. Kilku policjantów zauważa mnie i odsuwają się.
Ledwo powstrzymuję odruch wymiotny, kiedy widzę tą masakrę. Koszula jest w strzępach, skóra pod nią tak samo. Wyraźnie widzę połamane żebra, wbijające się w coś, co musi być płucami. Serca nie było.
Zamieram, kiedy zauważam coś jeszcze. Krwawy odcisk dłoni na szyi ofiary. Krew zakrzepła w kilku miejscach, co wygląda jak czarne paznokcie. Serce zaczyna mi bić trzy razy szybciej. As kier. Ta dłoń. Nie wiem, czym zawinił ten koleś, ale ściągnął niebezpieczeństwo nie tylko na siebie.
Odchodzę od niepotrzebnych gapiów i wybieram numer. Odbiera po pierwszym sygnale.
"Ciągle trzymasz telefon przy łóżku." przemyka mi przez myśl.

-Stephen? Musisz mi pomóc. - mówię szybko.

-Co się dzieje? - słyszę jego zaspany głos.

-Mefisto wrócił.

-Zaraz będę. - w jego glosie nie ma już żadnej senności.

Kilka minut później jest tutaj. Stephen, mój przyjaciel, wspólnik od niepamiętnych czasów i ekspert w tych sprawach. Opieram się o jego samochód, gdy on grzebie w bagażniku.

-Wszystko załatwione? - pyta, przeglądając broń.

-Sprawa przekazana chłopcom od zabójstw, oficjalnie nie mam z nią nic wspólnego. - wzruszam ramionami.

-Jeszcze niedawno to ty byłaś dziewczynką od zabójstw. - rzuca.

-A kiedykolwiek przestałam nią być? - odpowiadam.

Milczy, przerzucając kolejne przedmioty. Obejmuję się ramionami. Policyjna kurtka nie należy do najcieplejszych.

-Jak za starych, dobrych czasów. - zdobywam się na słaby uśmiech.

Prostuje się.

-Nie musisz udawać, Triss. Nie jestem chłopaczkiem od zabójstw. Wiem, że się boisz.

Uśmiech znika, oczy pieką mnie od powstrzymywanych łez.

-Bardzo. Dziwisz mi się? - mówię, drżącym głosem. - Będę jego celem. Chce mnie zabić.

Stephen zamyka bagażnik, staje przede mną.

-Nie pozwolę mu na to, wiesz przecież.

-Jeśli będziesz musiał, uciekaj.

-Nawet nie ma mowy. - patrzy mi w oczy. - Żadne z nas nie umrze. Rozumiesz?

Kiwam lekko głową. Nie wierzę mu. Kładzie mi ręce na ramionach.

-Zaufaj mi, Triss.

-Ufam. - mówię ze ściśniętym gardłem.

Przez jego twarz przemyka cień uśmiechu. Przybliża się do mnie i całuje. Nie ma to sensu, w końcu mamy większe problemy. Ale wątpię, czy którekolwiek z nas się tym teraz przejmuje. Odsuwa się po kilku sekundach. Nic nie mówi, ale wiem, że między nami zawiązuje się właśnie milcząca obietnica. I jestem pewna, że każde z nas zrobi wszystko, żeby dotrzymać słowa. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top