𝙣𝙤𝙩 𝙧𝙚𝙖𝙙𝙮
・・・・・・
・・・・・・
Siedzę tam jak ostatni kretyn, z jedną nogą bezwładnie zwisającą z krawędzi budynku szpitala. Długo nie byłem gotów zmierzyć się z tym miejscem. Nie byłem gotów wyjść na przeciw niczemu, co mi przypominało o... właściwie o wszystkim; bo tym właśnie dla mnie był, całym, pieprzonym światem. Jego nieobecność jest jak tłum ludzi - wszędzie jej pełno, wciąż mnie otacza i rozrasta się w godzinach szczytu. To zadziwiające, że można czuć się osamotnionym, będąc jednym z tych siedmiu miliardów istnień. Nie jestem teraz w stanie przejść normalnie, tak jak dawniej przez ulicę. Nie jestem w stanie, ponieważ nawet papierosowy dym doprowadza mnie do kresu wytrzymałość. Ciche dźwięki skrzypiec uporczywie siedzą w mojej głowie, drążąc bolesną dziurę w spaczonym umyśle. Mroczną otchłań.
Pustkę.
Spoglądam w dół na spowite mgłą, mokre ulice Londynu. Ostatnio polubiłem deszcz. W kroplach deszczu nie widać mojej żałosnej, opuchniętej od płaczu twarzy. Pogoda jest w zasadzie odzwierciedleniem tego wszytkiego co dzieje się w moim pogruchotanym sercu; tylko od czasu do czasu promyki światła przebijają się przez burzowe chmury.
I nic nie poradzę, że myślę o samobójstwie.
Nie o moim. Pomimo wielu trudności jakie napotkałem w ostatnich czasy, lubię moje życie na tyle, że wolałbym się z nim jeszcze nie rozstawać. A on? Żałował tego przez głupi ułamek sekundy? Czy lecąc w dół na nieuniknione spotkanie ze śmiercią, ogarnęły go choćby minimalne wyrzuty sumienia? Przeszła mu przez głowę myśl: Cholera, to był błąd?
Jakoś... nie sądzę. Wielki Sherlock Holmes nigdy się nie mylił, prawda?
Siedzę tam jak skończony idiota i obserwuję.
Nie patrzę.
Patrzyłem przez ponad trzydzieści ostatnich lat mojego życia na tym świecie, dopóki ktoś nie uświadomił mi, że nie na tym rzecz polega. Teraz już wiem, że patrzeć nie równa się widzieć, a dostrzegać nie równa rozumieć.
Lubię o poranku siadać na ławce pod starym kasztanowcem w Fitzroy Square Garden i obserwować zmierzających w najróżniejsze strony przechodniów. Krucha staruszka, taszcząca samotnie pod pachą, wielką siatkę zakupów; kobieta ubrana cała na czarno, biegnąca ile sił w nogach w stronę przejścia dla pieszych i migającego zielonego światła; spracowany ojciec, prowadzący za rękę swoją pociechę, który mimo zmęczenia uśmiecha się szeroko do malca.
Tyle planet, tyle krajów, tyle ludzi... a ja musiałem stracić akurat jego. Nie powinien umrzeć. Nie on. Nie człowiek tak błyskotliwy, tak inteligentny, silny, fascynujący, wyjątkowy, oryginalny, genialny...
beznadziejny.
Myślę, że zaczynam go nienawidzić.
Ich obydwóch. Jego za to, że skoczył, a Boga, że wymyślił pieprzoną grawitację. Powinienem też za pewne dodać siebie do tej przeklętej listy - przyjaciel, który nie dostrzegł problemu, który zawiódł w najważniejszym momencie.
Wspomnienia to jedyny przyjaciel, który mi pozostał, lecz szkoda ze ten przyjaciel rani, przypominając o przeszłości, której już nie ma. Mimo to, nieustannie cofam się pamięcią do chwili, kiedy się wszytko zaczęło. Widzę jak siedzi przy laboratoryjnym stole, z tym swoim poważnym wyrazem twarzy i tymi głupimi ciemnymi lokami, cudownie kontrastującymi z jego trupio bladą, porcelanową cerą. To był początek. Początek pierdolonego końca. Dałem mu ten telefon, jak prosił i wtedy spojrzał na mnie...
Jego oczy. Nigdy nie zapomnę ich koloru, którego do dziś dzień nie jestem w stanie jednoznacznie określić. Zupełnie jakby ta siła wyższa zamknęła w nich najprawdziwszą, szczerą magię. Dostrzegałem w nich cały wszechświat, wraz z tańczącymi, lśniącymi z ekscytacji konstelacjami gwiezdnymi - iskierki, których nie sposób jest zgasić.
Ale nawet gwiazdy umierają. Zaczynają się powoli kruszyć i rozgrzewać, aż w końcu, po ostatniej ustającej rekacji, pozostają jedynie zimną bryłą. Pustą, martwą skorupą.
Siedzę od pięciu godzin na dachu szpitala, jak ostatni kretyn i trzęsącą się dłonią dotykam miejsca, w którym stał po raz ostatni.
Po jego odejściu wszytko się zmieniło w moim życiu, prócz jednego.
Wciąż nie jestem gotów.
× × ×
Taki krótki oneshot, napisany pod wpływem chwili :c
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top