24. 27.12
Następnego ranka pierwsze co obudziło parę, były promienie słońca przebijające się przez żaluzje. Obydwoje mieli otwarte oczy, ale nie rozmawiali. Tak jakby bali się odezwać. Słuchali swoich miarowych oddechów, a naga dziewczyna przytulona do piersi chłopaka wsłuchiwała się w jego bicie serca. Ten za to obejmował ją i bawił się pojedynczym kosmykiem jej włosów. Leżeli tak dziesięć... piętnaście czy trzydzieści minut zanim Brad postanowił się odezwać.
- Juliet? - szepnął i spojrzał w dół na jej twarz, a ona słysząc swoje imię od razu spojrzała do góry w jego oczy
- tak? - powiedziała równie cicho i poprawiła pozycję tak by móc całkiem popatrzeć na niego, nie bojąc się, że złamie sobie kark
- a gdyby tak... - zaczął niepewnie i założył kosmyk jej włosów za ucho - nie tylko od świetnie być razem?
- słucham? - zapytała, jakby nie rozumiała ani jednego słowa.
- chce byś była naprawdę moją dziewczyną - minimalnie się uśmiechnął i położył dłoń na jej policzku - i narzeczoną.... i żoną... ale i nadal przyjaciółką
- Bradley... - zaczęła powoli ale chłopak jej obrazu przerwał
- rozumiem, jak się nie zgodzisz... - tym razem przerwała mu dziewczyna delikatnie go całując
- zgadzam się - powiedziała odsuwając się na chwilę od jego ust by spojrzeć mu w oczy
- naprawdę? - patrzy z delikatnym zdziwieniem, ale kiedy widzi w jej oczach pewność uśmiecha się szeroko - myślę, że cię kocham
- a ja jestem tego pewna - szepcze i znowu całuję chłopaka tylko tym razem pewniej, co ten od razu wykorzystuje i wciąga dziewczynę na siebie kładąc dłonie na jej talii
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top