14. 25.12

- a jak mają się sprawy z waszym ślubem? - zapytała się Juliet jakąś godzinę po bardzo nie wygodnym pytaniu pani Sofie. Dziewczyny siedziały z kupkami gorącej czekolady przy kominku od czasu do czasu śmiejąc się Brada, który wraz z Samem, czyli młodszym bratem Clary, jak i bliźniaczkami grał na konsoli i co jakiś czas obydwaj się popychali gdy któryś z nich przegrał. - gdzie Chris, przecież został równy miesiąc...

- niestety się rozstaliśmy - uśmiechnęła się smutno i spojrzała w oczy dziewczyny - Skoro dla niego ważniejsza była praca i pani sekretarka, niż jego przyszła żona...

- o boże tak mi przykro - powiedziała cicho i odstawiając kubek na szafeczkę za kanapą, przysunęła się bliżej kobiety i ją przytuliła - ale nie wyglądasz na specjalnie... em załamaną?

- bo się tak nie czuje, jeśli mam być szczera - śmieje się cicho i obejmuje dziewczynę - no ale wszystko było gotowe wiesz? Suknia, sala, ceremonia...

- wiesz.... - powiedziała cicho i odsunęła się od dziewczyny - jeśli dobrze wiesz, moja mama jest polką... i za każdym razem, gdy miałam złamane serce cytowała mi swoją ulubioną piosenkę - sięgnęła po kubek i od razu opiła łyk - nie wie czy dokładnie przetłumaczę ale mówi że kto z miłości jeszcze nie umarł, ten nie potrafi żyć

- coś w tym jest - powiedział Brad, który przysłuchiwał się całej rozmowie

- Napiszesz kolejną piosenkę na podstawie mojego życia Braddy? - zaśmiała się kobieta i pokręciła głową

- jeśli chcesz to z miłą chęcią - śmieje się cicho i odwraca głowę w stronę dziewczyn - otwieramy prezenty?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top