8. Tak? To cudownie.
#notimportantff
Lily
Najpierw chciałam go odepchnąć, ale potem pomyślałam, że odrobina zabawy nigdy nie jest złym pomysłem, prawda?
Zobaczymy, jak daleko się posunie.
Zarzuciłam ręce na jego szyję, a on uśmiechnął się pod nosem i przygryzł moją wargę. No, no. Nieźle, Shawn.
Nie myślałam o tym, co robimy. Wiedziałam, że on zdradza właśnie swoją dziewczynę, ale nie potrafiłam się już od niego odsunąć.
Całował tak cholernie dobrze.
- Moje słoneczko - wyszeptał, odsuwając się ode mnie na chwilę, a ja hamowałam się przed nie wybuchnięciem płaczem.
Pokręciłam głową, znowu wpijając się w jego usta, a on chwycił za moje pośladki, podnosząc mnie do góry. Objęłam go nogami w pasie.
Lily, to ostatnia szansa, żeby to zatrzymać.
Wiedziałam o tym. Doskonale o tym wiedziałam, ale nie potrafiłam powiedzieć stop.
Niech on też poczuje się wykorzystany i oszukany. Jak ja.
***
Pogładził moje nagie ramię, a ja znów zaczęłam czuć wyrzuty sumienia. Pierwszy raz poczułam je, gdy zaczęłam rozpinać jego koszulę. Ale te teraz są o wiele silniejsze i chyba powoli zaczynam żałować tego, co się stało.
Zachowałam się jak dziwka. Po prostu dałam mu dupy. Brawo, Lily.
- Tęskniłem za tobą - szepnął mi do ucha, a ja przygryzłam wargę. Nie możesz pęknąć, Lily. Nie możesz. Podniosłam się, śmiejąc się cicho.
Zrób to, co masz i wyjdź.
- Tak? To cudownie. Ja tęskniłam bardzo długo, ale już mi się to znudziło. - Pocałowałam go w policzek, wstając z łóżka. Wciągnęłam na siebie sukienkę, która leżała na podłodze i odwróciłam się w jego stronę. Patrzył na mnie, jakby właśnie usłyszał coś najdziwniejszego na świecie. - Najpierw dałeś mi wszystko, Shawn. Przyznam ci to, byłeś najcudowniejszym chłopakiem, jakiego mogłam sobie wymarzyć. - Uśmiechnął się do mnie. - Ale potem zabrałeś mi to wszystko, co dałeś, a nawet jeszcze więcej. Nie po to tęskniłam za tobą tyle czasu, żeby teraz nic z tego nie mieć. Przynajmniej dobry seks mi się należał, nie sądzisz? - starałam się, żeby mój głos brzmiał na pewnego siebie, choć w środku trzęsłam się jak głupia.
Chciałam się do niego przytulić i poprosić, żeby już nigdy mnie nie puszczał.
- Zrobiłaś to celowo? Naprawdę? - wydukał. Był cholernie zaskoczony tym, co powiedziałam. Ja też byłam tym zaskoczona. - Myślałem, że...
- To nie myśl, kochanie, bo ci to nie wychodzi. - ruszyłam w stronę drzwi, które były już otwarte. - A, i jeszcze jedno - odwróciłam się w jego stronę. - Zastanów się, czego ty tak naprawdę chcesz, bo nieładnie zdradzać każdą dziewczynę, jaką masz.
Nacisnęłam klamkę i ulżyło mi, gdy drzwi ustąpiły. Niby słyszeliśmy, że Sky otworzyła je dziesięć minut temu, ale i tak bałam się, że moje dramatyczne wyjście nie wyjdzie tak, jak to sobie zaplanowałam.
Wyszłam na korytarz, zamykając je za sobą i oddychając ciężko. Oparłam się o ścianę, przymykając oczy.
Czy on nie może mnie kochać?
Jesteś cholernie słaba, Lily. Nagadał ci kilka słodkich słówek, żeby cię przelecieć, a ty już jesteś jego.
Uśmiechnęłam się do nieznanej mi blondynki, która przechodziła obok mnie. Nie wiem, kim była, ale chyba powinnam ją kojarzyć, skoro tu jest.
W pokoju muzyka była zdecydowanie cichsza, choć też było ją doskonale słychać. Zeszłam po schodach na dół, z planem odnalezienia moich okropnych przyjaciół.
Zacisnęłam dłonie w pięści, widząc ich w kuchni. Poważnie? Oni ciągle stali przy alkoholu?
- Jak mogliście mi to zrobić? - pisnęłam, być może nieco za głośno i nie do końca tak groźnie, jak planowałam, bo wyszedł pisk, a nie krzyk, ale mniejsza. - Wiedzieliście, jak na niego reaguję i co mi zrobił.
- Ponoć już nic do niego nie czujesz. Ciągle tak sądziłaś. Byłaś tego taka pewna - rzuciła ironicznie Sky, upijając łyka drinka, a ja wywróciłam oczyma.
- A wy, jako moi przyjaciele, powinniście wiedzieć, że to gówno prawda! - wyrwałam Zoey z ręki kubeczek, opróżniając go jednym haustem. Skrzywiłam się, czując mocny smak alkoholu w ustach i palące uczucie w gardle. Woah, mocne. - Na trzeźwo nie dam rady i was zabiję. Wszystkich, jak jednego. - wskazałam na nich po kolei palcem.
- Wiedzieliśmy, dlatego właśnie to zrobiliśmy. I nie narzekaj, bo musiało być ci dobrze. Sky doskonale słyszała - stwierdził Brian, po czym spojrzał na mnie znacząco. - Gdzie twój Romeo?
- Cóż. - uśmiechnęłam się chytrze. - Pokazałam mu, jak to jest, gdy ktoś cię potraktuje jak szmatę od podłogi.
- Co zrobiłaś? Lily, bez żartów.
- Powiedziałam mu, że za to wszystko należał mi się przynajmniej dobry seks i wyszłam, a co miałam zrobić?
Cała trójka jęknęła niezadowolona.
- Czyli Shily nie wróciło?
- Nie. I nie wróci. Shily umarło. Pogódźcie się z tym. Idę tańczyć.
Odwróciłam się na pięcie i zagryzłam wargę, rozglądając się po pomieszczeniu w poszukiwaniu jakiegoś przyzwoitego partnera do tańca. Zaśmiałam się cicho, widząc Shawna, schodzącego po schodach.
Było mi naprawdę dobrze z tym, co zrobiłam. Czułam, jakbyśmy byli kwita. Jeden jeden.
Ten drink wcale nie był dobrym pomysłem. W ogóle. Zwłaszcza, że nic jadłam przez ostatnie siedem godzin. Kurwa.
Szarpnęłam za rękę pierwszego chłopaka, który przechodził obok mnie. Spojrzał na mnie zdziwiony, ale uśmiechnął się szeroko.
- Zatańcz ze mną - mruknęłam, a on kiwnął głową, uśmiechając się do mnie. Objął mnie w pasie, kierując się na środek salonu, gdzie Sky wyznaczyła miejsce do tańczenia.
Zaczęliśmy kołysać się w rytm muzyki, ale on był już nieźle pijany i tańczył, jakby dla niego grała inna muzyka, ale jakoś niezbyt mi to przeszkadzało.
Chciałam jedynie wyrzucić z głowy to, co stało się chwilę temu na piętrze. Z jednej strony czułam się jak zwykła dziwka, a z drugiej miałam przed oczyma jego minę i czułam, jakbym się zrewanżowała.
To chyba dobrze, że jesteśmy teraz kwita, prawda?
Pisnęłam cicho, czując przyciągające mnie do siebie dłonie. Odwróciłam się w stronę mężczyzny (a przynajmniej tak wywnioskowałam, bo ręce były duże) i przełknęłam głośno ślinę, widząc Shawna.
- Puść mnie - syknęłam, a on zaśmiał się cicho i pokręcił głową.
- Kochanie, chwilkę temu nie miałaś oporów z tym, żeby wskoczyć mi do łóżka, więc co ci szkodzi jeden taniec? - zacmokał, a wywróciłam oczyma.
I choć wiedziałam, że to była czysta ironia, to i tak mój żołądek przekoziołkował na dźwięk określenia, jakim mnie nazwał.
- Weszłam ci na twoje męskie ego? Uraziłam wielkiego pana Mendesa? - prychnęłam.
- Nie, bardzo mi się podobało. Możesz częściej się tak mi odwdzięczać, nie mam nic przeciwko. Numer mam ten sam. I doskonale wiem, że go pamiętasz.
- Jeśli szukasz dziwki, to nie do mnie.
- Kochanie, obije wiemy, że tego chciałaś i to nie tylko, żeby się na mnie zemścić.
- Wiesz co? - wyrwałam się z jego uścisku, a on spojrzał na mnie zdziwiony. - Zastanów się najpierw, czego ty chcesz w życiu, naprawdę. Masz w domu dziewczynę, której zapewne nie powiesz o tym, co między nami zaszło. Może i jej nie lubię, ale ona cię kocha i w tym momencie jest dokładnie w tej samej sytuacji, co ja trzy lata temu. Więc, jeśli ty też ją kochasz, to daj mi święty spokój i zadbaj o wasz związek, bo nasz już dawno umarł.
Odwróciłam się na pięcie, kierując się w stronę wyjścia. Potrzebuję świeżego powietrza.
****
uhuhuhuhuh
Co ta nasza Lily? Dobrze zrobiła?
Dziękuje za wszystko!!
Buzi,
mrsgabrielleexx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top