7. Zabrałeś mi wszystko.
#notimportantff
Shawn
- Na co, kurde, czekasz? Idź za nią! - krzyknął do mnie Brian, a ja wzdrygnąłem się, wracając do rzeczywistości.
- Po co mam za nią iść? - spytałem, wciąż wpatrując się w miejsce, w którym zniknęła.
- Bo masz, idioto! Leć i przepraszaj na kolanach! - popchnął mnie do przodu, a ja westchnąłem ciężko, ale kiwnąłem głową i ruszyłem za nią.
Wbiegłem po schodach, na których chwilę temu zniknęła i stanąłem na środku korytarza, widząc masę drzwi. Cholera jasna. Pierwsze drzwi były zamknięte, w drugim pokoju jakaś para była już bliska zrzucenia z siebie ubrań, a trzecim była łazienka.
Dopiero za czwartym razem, gdy pchnąłem drzwi do przodu, zobaczyłem szatynkę, siedzącą na łóżku.
Co ja mam jej powiedzieć, do cholery?
Wszedłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi, a ona wzdrygnęła się i spojrzała na mnie.
- Wyjdź stąd - szepnęła, odwracając wzrok.
Zrobiłem kilka kroków do przodu, niepewnie siadając obok niej. Odsunęła się.
- Idź stąd, proszę cię, Shawn. Nie każ mi znowu tego przechodzić.
- Czego?
- Już sobie zaczęłam dawać bez ciebie radę. Nie chcę tego stracić. Wyjdź i nie wracaj więcej do mojego życia. - Jej słowa były jak kolejne noże, które wbijała w moje serce. - Proszę.
- Nie. Nie wyjdę stąd, dopóki ze sobą nie porozmawiamy.
- Nie? - uniosła brew i wstała z łóżka. Dopiero teraz zwróciłem uwagę na to, jak pięknie była ubrana. - To ja wyjdę.
Ruszyła w kierunku drzwi, naciskając na klamkę. Wstałem za nią, czekając, aż otworzy je, ale ona wciąż szarpała za klamkę.
- Zamknięte! - pisnęła. - Zakluczyli nas!
Odwróciła się w moim kierunku, patrząc na mnie z paniką w oczach. Tych ślicznych oczach. Uśmiechnąłem się słabo.
- To chyba musimy porozmawiać, prawda? - wzruszyłem ramionami, a ona pokręciła głową i przymknęła powieki.
Dziwnie czułem się z tym, że ona znowu przy mnie stoi. To była ta sama dziewczyna, którą jeszcze trzy lata temu całowałem i przytulałem, która była całym moim światem. A teraz staliśmy przed sobą jak całkowicie obcy ludzie. Nie była już moja, a ja jej.
Choć wciąż miałem cholerną ochotę ją pocałować. I nawet nie będę temu zaprzeczać.
To chyba było złe, bo w domu miałem dziewczynę, a teraz stałem zamknięty w pokoju z moją byłą.
- O czym chcesz ze mną rozmawiać? - prychnęła, wyraźnie rozgoryczona. Zaśmiała się smutno, spuszczając na chwilę wzrok. Westchnęła ciężko, po czym podniosła go i spojrzała mi w oczy. Patrzyła w nie z takim bólem, że nie potrafiłem tego znieść. - Może ja będę mówić, co? Może opowiem ci jak zabrałeś mi wszystko? Chcesz? - zaśmiała się, ale nie było w tym ani trochę radości. - Straciłam chłopaka, którego kochałam najmocniej na świecie. - Po jej policzku spłynęła jedna łza. - Straciłam przyjaciela, któremu zawsze mogłam się wyżalić. - Chciałem spuścić wzrok, ale nie miałem odwagi tego zrobić, gdy ona mówiła mi o takich rzeczach, z łzami cieknącymi po policzkach. - Straciłam nawet swoje dotychczasowe życie. Nie potrafiłam dłużej tu mieszkać, ani udzielać się w internecie. Wiesz, co jest śmieszne? Że nie miałam już nawet idola. Zabrałeś mi wszystko.
Łezki płynęły po jej twarzy jedna za drugą, a jej słowa odbijały się w mojej głowie, zupełnie, jakby rzucała kamieniami. Naprawdę aż tak ją zraniłem?
Niezbyt wiele myśląc, przyciągnąłem ją do siebie, zamykając w uścisku. Położyłem brodę na jej głowie, trzymając ją mocno.
- Puść mnie - syknęła, ale nie zamierzałem jej słuchać. Naprawdę dobrze było ją znów trzymać w swoich ramionach. - Puść, słyszysz? - zaczęła uderzać swoimi piąstkami w moją klatkę piersiową, płacząc coraz mocniej. - Shawn, proszę.
- Nie puszczę cię, dopóki się nie uspokoisz. I nie bij mnie, jeśli chcesz dać mi w twarz, to powiedz. Zasłużyłem.
- Chcę.
Odsunąłem ją od siebie, a ona uniosła dłoń. Przymknąłem oczy, gotowy na uderzenie, ale zamiast tego, poczułem jej dotyk na moim policzku.
- Nie potrafię. Nie potrafię. Nie potrafię ci nawet dać w twarz za to, że zdradziłeś mnie z nią i już nie jesteś mój. A powinnam. - Zachłysnęła się powietrzem, robiąc krok w tył.
- Lily...
- Nie, Shawn. Po prostu poczekajmy, aż nas stąd wypuszczą. Sky ma duży dom, nie będziemy musieli się dzisiaj więcej widzieć. Ani kiedykolwiek.
- Lily... proszę cię.
- Powiedz mi, do cholery, o co ty mnie prosisz? - podniosła głos, a ja uniosłem brwi. - Masz dziewczynę! Tą samą, z którą mnie zdradziłeś! Nie zachowuj się, jakbyśmy byli tymi samymi ludźmi, co ostatnim razem, gdy się widzieliśmy, Shawn.
- Zadzwonię do Briana, żeby nas stąd wypuścił... - Wyciągnąłem z kieszeni telefon, wybierając numer do mojego przyjaciela.
- I jak? Już do siebie wróciliście? - krzyknął do mnie, najwyraźniej próbując zagłuszyć muzykę.
- Wypuśćcie nas stąd, Brian, to nie ma najmniejszego sensu.
- Ale już było buzi buzi i jest dobrze?
- Nie, ale...
- No to tam siedźcie. Nie dzwoń prędzej, niż za godzinę. Miłego wieczoru! - krzyknął i zaraz potem usłyszałem dźwięk kończącego połączenia.
- Kurwa. - Odsunąłem urządzenie od ucha, a ona spojrzała na mnie wyczekująco, a ja skrzywiłem się. - Najwyraźniej czeka nas jeszcze godzina w swoim towarzystwie? - uśmiechnąłem się słabo, a ona westchnęła ciężko i opadła na łóżko, stojące za jej plecami.
- Po prostu się do mnie nie odzywaj, dobrze? Nie zamierzam się z tobą w żaden sposób godzić, czy coś w tym rodzaju. Nie zrobię Lily tego samego świństwa, jakie ona zrobiła mi.
- Ona ci nic nie zrobiła. Gdybyś nie wyszła i dała mi wszystko wyjaśnić, pewnie nadal bylibyśmy razem.
- Nic mi nie zrobiła? Tylko rozkochała w sobie mojego chłopaka i najwidoczniej dobrze jej to poszło, skoro nadal jesteście razem! - uniosła ręce do góry.
- Wcale nie chciałem się z tobą rozstawać. A to, że ona przy mnie była po naszym zerwaniu, które, wyobraź sobie, że na mnie też wywarło dużo emocji, to już nie twoja sprawa.
- No jasne, że nie moja. - założyła ręce na piersi, odwracając wzrok, a ja zaśmiałem się głośno. - Co cię tak śmieszy?
- Ty.
- Dlaczego ja? - zmarszczyła brwi, totalnie zdezorientowana.
- Już prawie zapomniałem, jak urocza jesteś, gdy jesteś zazdrosna.
- Zazdrosna? Ja? - podniosła się z łóżka, wskazując na siebie palcami. - Nie mogę być o ciebie zazdrosna. A wiesz czemu? - zrobiłem krok w jej stronę.
- No czemu? - spojrzałem w dół, by móc spojrzeć na jej twarz, a ona zadarła głowę do góry. Co za krasnoludek.
- Bo nie można być zazdrosnym o kogoś, do kogo się nic nie czuje.
- Nic nie czujesz, hmm? - pokręciła głową, a ja stanąłem jeszcze bliżej niej. - Więc to nie byłoby nic wielkiego, jeśli bym cię teraz pocałował, prawda? Zwykły całus na imprezie, o których nikt nie mówi, bo to przecież nic takiego, prawda?
- Dokładnie. - Przełknęła głośno ślinę.
- To cudownie, bo mam to ochotę zrobić, odkąd tylko cię dzisiaj zobaczyłem.
Zmarszczyła brwi w totalnej dezorientacji, a ja chwyciłem jej drobną twarz w swoje dłonie i złączyłem nasze usta razem.
***
ulalalalla Shawn co ty odwalasz człowieku.
Co na to nasza Lily?
Ustalmy sobie dwa shipname - Shily i Lilawn (Shawn i lily2). Który wolicie?
czekam na wasze opinie!!
Buzi,
mrsgabrielleexx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top