28. Daj mi spać.
#notimportantff
Shawn
- Hej, dziubasku, wstajemy. - Szturchnąłem Lily, która spała oparta o moje ramię na lotniskowym krzesełku.
Niezbyt spodobał jej się fakt, że lot był o pierwszej w nocy, po całym dniu spacerowania. No i mi przysnęła.
- Nie chce mi się. Daj mi spać. - Objęła moje ramię, przytulając się do niego mocno.
- Kochanie, zaraz nam odleci samolot. Obiecuję, że będziesz mogła pospać w samolocie i w samochodzie. Nawet cię nie będę budził, jeśli uśniesz w aucie, ale teraz raczej musisz chociaż na pięć minut się przebudzić, bo pomyślą, że chcę cię porwać.
- Mam gdzieś, co pomyślą - burknęła, mrucząc cicho i mocniej wtulając się w moje ramię.
- Ale ja chciałbym za jakiś czas wziąć z tobą ślub, a nie siedzieć w więzieniu za uprowadzenie. Wstajemy.
Mruknęła coś pod nosem, ale uniosła powieki. Nie wyglądała na zbyt zadowoloną, a ja się jej wcale nie dziwiłem. Znałem ją na tyle, że wiedziałem, że nie będzie mnie kochać bardziej za to, że ją obudziłem.
- Nie znoszę cię.
- Wiem, kochanie. - Nie chciałem jej dołować, ale po powrocie do domu, czeka nas następna podróż. Tym razem troszkę bliżej i tylko na jeden dzień, ale wątpię, żeby ją to cieszyło.
- Liczę, że twoje łóżko nie stało się mniej wygodne przez ten czas.
- Masz moje słowo, że nie.
Rozmawialiśmy o wspólnym mieszkaniu. Na razie powiedziała, że nie. Nie usatysfakcjonowało mnie to, ale nie naciskałem. To, że przyjęła oświadczyny było już dla mnie naprawdę cudowną rzeczą. W końcu wróciliśmy do siebie niecałe trzy tygodnie temu, a ona już przyjęła moje oświadczyny.
Ale nie chciałem czekać. Chciałem, żeby tym razem się nam udało. Nie musieliśmy od razu brać ślubu, ale jesteśmy narzeczeństwem, zrobiliśmy krok do przodu i nie chcę się już cofać. Ona najwyraźniej też.
Nie trzeba jej było przypominać o tym, że może iść spać, bo od razu, gdy samolot wzbił się w powietrze, oparła głowę o moje ramię i zamknęła oczy. Śpioszek mój kochany.
Zarzuciłem na nią moją bluzę, którą zdjąłem po wejściu do samolotu i leżała na moich kolanach.
- Dziękuję, kochanie - wymruczała, obejmując mnie ramionami. Pocałowałem ją w głowę, życząc słodkich snów.
Wracaliśmy już do Toronto. Byliśmy w jeszcze dwóch miejscach - Los Angeles i San Diego. W naszych pierwszorazowych miejscach. Nie byliśmy jedynie tam, gdzie kochaliśmy się pierwszy raz, ale do Londynu zabiorę ją potem.
Teraz czas na Mississauga. Chciałem, żeby o naszych zaręczynach jej rodzina i przyjaciele stamtąd, dowiedzieli się od nas. Trochę bałem się jej ojca, ale jakoś musiałem to przeżyć. No, ewentualnie nie przeżyć. Jedno z dwóch.
***
- Wyspałaś się, kochanie? - spytałem, czując, że kreśli jakieś znaczki na mojej klatce piersiowej. Kiwnęła głową.
- Bardzo. Nie obudziłeś mnie, gdy wylądowaliśmy.
- Nie miałem serca, tak uroczo spałaś. - Złożyłem krótki pocałunek na jej czole. - No i przynajmniej nie narzekałaś, że cię obudziłem.
- Aha, sądzisz, że narzekam, tak?
- Dokładnie, kochanie. Okej, wstajemy, twoja mama zaprosiła nas na obiad, a potem jesteśmy umówieni ze Sky, Tylerem i Zoey.
Uniosła brwi, śmiejąc się cicho.
- Będziesz nam teraz planował dni?
- Tylko dwa następne. Jedziemy gdzieś jutro, a potem zamknę cię tu i spędzimy razem tyle czasu tylko we dwójkę, że będziesz miała mnie dość.
- Gdzie?
- Do twojego ojca.
- Co? Do Mississauga?
- Dokładnie. To twoja rodzina, chcę żeby dowiedział się o naszych zaręczynach od nas. Jak bardzo on chce mi uciąć łeb?
- Mój tata nie wie o tym, co się stało. Tylko moja mama wie. I my.
- Nie powiedziałaś im o tym świństwie, jakie ci zrobiłem?
- Nie.
Nie wiedziałem, co mam jej odpowiedzieć. Wyrządziłem jej ogromną krzywdę. Zdradziłem i powiedziałem, że czuję coś do tej drugiej dziewczyny, a ona zachowała to praktycznie tylko dla siebie.
Przycisnąłem ją mocniej do siebie. Mam najcudowniejszą narzeczoną na świecie. Schowałem twarz w zagłębieniu jej szyi.
- Czy jest coś jeszcze, co czyniłoby cię jeszcze cudowniejszą osobą? Lily, jeśli kiedyś przyjdzie mi do głowy cię jakkolwiek zranić, daj mi w pysk albo wyrzuć przez okno.
- Nie rób tego więcej, proszę.
- Nie zrobię. Obiecuję. Już nigdy. Moje słoneczko.
***
Uśmiechnąłem się, widząc, że Lily się obudziła.
- Musiałem kupić sobie kawę, bo chciało mi się spać - wyjaśniłem, zapinając pas. - Chcesz łyka?
- Chcę. Strasznie dużo śpię. To normalne? - mruknęła, pocierając twarz ręką. Kiwnąłem głową, podając jej papierowy kubek.
- Trochę lataliśmy ostatnio. Podróże są męczące. Po powrocie do domu już nigdzie nie będę cię wlókł, odpoczniesz trochę.
- Oh, jakiś ty łaskawy.
Pokręciłem głową i odpaliłem silnik. Zostało nam jeszcze dwadzieścia minut do celu, ale czułem, że zaczynam przysypiać, a wypadek raczej nie wchodził w grę.
- Gadałam wczoraj z Elise, moją siostrą, wiesz. - Kiwnąłem głową. - Chce, żebyśmy zrobili reszcie niespodziankę. Umówiła się z nimi na czwartą w naszej ulubionej kawiarni. Znaczy, nikt nie wie, że tym gościem, z którym przyjadę, jesteś ty, ale i tak.
- Okej. Tęsknisz za nimi?
- Tak, jasne, że tak. Ale kontakt nam się bardzo urwał. Myślę, że to trochę przeze mnie, ale i tak mi przykro. To niecała godzina jazdy.
- Porozmawiaj dzisiaj z nimi o tym, myślę, że to wam dobrze zrobi. Ty możesz jechać do nich, oni mogą przyjechać do nas, to naprawdę żaden problem, jeśli będziecie tego chcieli. Może oni też myśleli, że skoro ty się nie odzywasz, to nie chcesz tego kontaktu.
- Może masz rację - westchnęła. - Pożyczysz mi to cudeńko, mam rozumieć, tak?
- Kupię ci twoje własne. Jakie tylko chcesz.
- Shawn...
- Tak, tak, nie lubisz moich pieniędzy i inne takie. Ale kochanie, spójrz na swoją dłoń. Za jakiś czas zostaniesz moją żoną, nie będziemy całe życie się kłócić o pieniądze i robić tak, że każdy ma swoje. Jak to widzisz? Idziemy na zakupy i ty płacisz za pomidory, bo ty je będziesz jadła? Będziemy dzielić ze sobą życie, pieniądze są jego częścią.
- Nie chcę, żebyś czuł, że cię wykorzystuję.
- Nie będę, bo cię znam.
- Uh... - mruknęła cicho. - Czy to już to?
- Czy to już co?
- No, te przedmałżeńskie kłótnie. Następnym razem pokłócimy się o to, że zrobiłeś syf w domu?
Parsknąłem śmiechem.
- Zamieszkaj ze mną, Lily, proszę cię. - Nie chciała się wcześniej na to zgodzić, a próbowałem przekonać ją już nie raz.
- Okej. - Spojrzałem na nią zaskoczony. - Oczy na drogę. Chcę jeszcze pożyć. Zamieszkam z tobą. W przyszłym miesiącu.
- Dlaczego nie teraz?
- Został tydzień. Spakuję się, wypowiem umowę najmu, ty pozbędziesz się wszystkich staników kochanek i będzie super.
- Nie pozbędę się ich jeszcze przez długi czas, przepraszam.
- Zakopały je w ogródku?
- Dokładnie tak.
Zaśmiała się głośno, a ja uśmiechnąłem się do siebie. Uwielbiałem jej śmiech. Naprawdę cieszyłem się, że strata dziecka nie wpłynęła na nią zbyt drastycznie. Budziła się czasem w nocy albo mówiła przez sen, ale było w porządku. To było najważniejsze.
Trochę ponad dwadzieścia minut później zaparkowałem pod dużym, białym budynkiem. Lily westchnęła ciężko.
- Okej, jeśli jednak nie wyszedłbyś stamtąd żywy, czy coś, obiecuję, że nazwę mojego kota na twoją cześć.
- Dziękuję kochanie, to wiele dla mnie znaczy.
Oboje wysiedliśmy z samochodu. Lily poczekała na mnie, aż obszedłem samochód i do niej dołączyłem. Splotła nasze dłonie razem i pociągnęła w stronę drzwi. Zadzwoniła dzwonkiem, a ja wciągnąłem głośno powietrze.
Okej, Shawn, dasz radę.
Drzwi otworzyła, jak się domyśliłem, Elise. Uśmiechnęła się szeroko i rzuciła na szyję mojej kruszynie. Lily zaśmiała się głośno, obejmując ją.
- Jak dobrze cię widzieć! - pisnęła. Odsunęły się od siebie po chwili. Rzuciła wzrokiem w moim kierunku i zauważalnie przełknęła ślinę. - O cholera. On jest prawdziwy?
- Nie, nie było mnie stać na prawdziwego, czysty plastik. - Postukała dwoma palcami w mój policzek. - Widzisz? Czysty plastik.
- Jestem Elise, miło mi. - Dziewczyna najwyraźniej postanowiła zignorować słowa Lily, na co ona prychnęła cicho.
- Shawn.
- Wiem.
Przyszywana siostra mojej narzeczonej otworzyła szerzej drzwi, a my przekroczyliśmy próg.
- Lily powiedziała to samo, gdy jej się przedstawiłem.
- Ej, nie idźmy tym tropem, to mój narzeczony - wypaliła, zdając sobie sprawę z tego, że powiedziała jej o tym, o czym chciała powiedzieć później, w odpowiedniejszym momencie.
- Narzeczony? Oświadczyłeś się jej? - pisnęła, może nieco za głośno.
- Kto się komu oświadczył? - w przedpokoju pojawiły się dwie osoby. Przełknąłem głośno ślinę. No to zaczynamy zabawę, Mendes.
***
To prawdopodobnie najdłuższy rozdział tej części XDDD
Ostatnia przejściówka, teraz już będzie troszkę akcji na koniec :) pod koniec tygodnia prawdopodobnie zaczniemy WITHOUT PLANS (zmiana planów, jednak nie Conversely). Z Shawnem! Kto zostaje?
Czekam na wasze opinie,
Buzi,
mrsgabriellee xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top