21. A teraz daj żelki.

#notimportantff

Lily

- Przepraszam was, ale muszę coś zjeść. Rozmawiajcie sobie dalej, a ja zaraz wrócę. Zrobić wam coś? - wstałam z kanapy, przerywając dyskusję Shawna i mamy na temat jakiegoś nowego filmu. Cieszyłam się, że mieli jakiś wspólny temat do rozmowy. Shawn pociągnął mnie za rękę, sprawiając, że znowu wylądowałam na kanapie.

- Ja zrobię. Dla pani też? - zwrócił się do mojej mamy, ale ona pokręciła głową i wyjaśniła, że Joe zrobił jej śniadanie w domu. - Okej, no to zostawiam was na chwilę same.

Wstał z kanapy, a ja odprowadziłam go wzrokiem.

- Nic się nie zmienił - stwierdziła, a ja spojrzałam na nią i kiwnęłam głową. - Wciąż taki sam czaruś. I nie mów mu tego, ale już mnie przeciągnął na swoją stronę - zachichotała, a ja jej zawtórowałam. Polubienie Shawna to nigdy nie jest długi proces. Wystarczy chwilka, żeby cię oczarował.

- Kocham go chyba jeszcze bardziej. Nawet sobie nie zdawałam sprawy, jak bardzo za nim tęskniłam. Naprawdę chcę, żeby nam wyszło. - Chwyciłam poduszkę, która leżała za mną i przytuliłam się do niej.

- Jeśli naprawdę wasze uczucia są szczere i tym razem nikt nie będzie was całował na oczach drugiej osoby, to wam wyjdzie. Jak długo jesteście znowu razem?

- Od wczoraj. Wróciłam ze szpitala wieczorem i wszystkie emocje we mnie pękły, więc po niego zadzwoniłam. Przyjechał i od słowa do słowa...

Przez twarz mojej mamy przebiegł cień współczucia. Domyślam się, że była trochę zawiedziona tym, że nic nie wiedziała o ciąży, ale czasu nie cofniemy.

- A teraz jak się czujesz? Wydajesz się być w miarę spokojna.

- To źle, że nie chce mi się płakać? Nie wiem, co o tym myśleć. Z jednej strony czuję się, jakby czegoś mi brakowało, a z drugiej wiem, że skoro znowu mam przy sobie Shawna, to wszystko będzie okej.

- To nic złego. Nie staraj się wywoływać w sobie złych emocji. Wróciliście do siebie z Shawnem, więc jesteś szczęśliwa. Nie musisz płakać nad stratą dziecka, skoro macie jeszcze całe życie przed sobą i na pewno zostaniesz mamą.

***

- Czego jeszcze potrzebujesz? - spytał Shawn, wrzucając do koszyka ciasteczka, które wybrałam. Zaprosił mnie dzisiaj do siebie na noc, żebyśmy obejrzeli razem Harry'ego Pottera. Tak na dobry początek związku.

- Nie mamy żelków. - Zmarszczyłam brwi, rozglądając się po półkach. Uśmiechnęłam się do siebie, widząc kolorowe paczuszki. Stanęłam na palcach, żeby je dosięgnąć, ale były zbyt wysoko. Mruknęłam pod nosem, widząc rękę Shawna, która wyłoniła się nade mną i chwyciła moje ulubione żelki. Cholerny, wysoki, chudy patyk. - Dziękuję, kochanie. - Posłałam mu milutki uśmiech i chciałam zabrać mój przysmak, ale podniósł go na tyle wysoko, że nie mogłam dosięgnąć. - Nie żartuj sobie ze mnie.

- Najpierw buzi. - Uformował swoje usta w dzióbek, a ja pokręciłam głową, ale stanęłam na palcach i cmoknęłam jego usta. Żelki były w tamtym momencie najważniejsze. - Za słabo - mruknął. Jedną ręką objął mnie w talii i przyciągnął do siebie, łącząc nasze usta. Pisnęłam cicho, ale odwzajemniłam pocałunek. - Teraz są twoje - wymruczał, gdy odsunęliśmy się od siebie po dłuższej chwili.

- Ktoś może nas zobaczyć, Shawn.

- I co w związku z tym? Jesteśmy razem i prędzej, czy później wszyscy się o tym dowiedzą, tak?

- Tak, masz rację. A teraz daj żelki.

Zaśmiał się, ale podał mi opakowanie, które wrzuciłam do koszyka. Kupiliśmy jeszcze jakieś owoce do naleśników na śniadanie i wyszliśmy ze sklepu. Shawn, jak na dżentelmena przystało, otworzył mi drzwi od strony pasażera, po czym sam zostawił zakupy na tylnych siedzeniach i zajął miejsce kierowcy.

- Włącz muzykę - poprosiłam, a on kiwnął głową i wcisnął odpowiedni przycisk. W samochodzie rozbrzmiała się jedna z moich ulubionych piosenek. - O, nadal masz dobry gust muzyczny

- Wątpiłaś w to kiedyś, kochanie? - położył jedną ze swoich dłoni na moim kolanie, a ja wzdrygnęłam się. Najwyraźniej musiał to poczuć, bo chciał ją zabrać, ale przytrzymałam ją swoją dłonią.

- Nigdy. Odkąd usłyszałam Cameron Dallas is my boyfriend, już czułam ten potencjał.

- O Boże, ty to słyszałaś? - zaniósł się śmiechem, a ja wzruszyłam ramionami.

- Nie wiem, czy nie powinnam być zazdrosna. Dla mnie nie napisałeś piosenki.

- Wydaje ci się, kochanie. Napisałem o tobie więcej piosenek, niż może ci się wydawać.

Spojrzałam na niego zaskoczona, oczekując, że powie, że żartował albo coś w tym rodzaju, ale on był całkowicie poważny.

- A jakie?

- To tajemnica. Okej, jesteśmy. - Zaparkował przed ładnym, dużym domem. Wspominał mi o tym, że przeprowadził się dwa lata temu. Tu miał więcej miejsca i wygody. - Masz klucze, górny zamek, ten kwadratowy klucz, a ja zabiorę twoje rzeczy i zakupy, okej? - podał mi pęk brzęczących kluczy, a ja kiwnęłam głową i wysiadłam z samochodu. Shawn zrobił to samo.

Ruszyłam w stronę drzwi, podczas, gdy on wyjmował wszystko z auta. Znalazłam odpowiedni kluczyk i otworzyłam dom. Weszłam do środka, rozglądając się po pomieszczeniu. Szlam przed siebie i już po kilku sekundach mogłam stwierdzić, że wnętrze domu było przepiękne. Jasne, ale bardzo ciepłe i przytulne.

- I jak? Podoba ci się? - stanął za mną, a ja kiwnęłam głową.

- Mogę tu zamieszkać?

- Jasne, możemy zaraz się wrócić do twojego mieszkania po twoje ubrania. - Zaśmiałam się cicho. - Ja nie żartuję, Lily. Jeśli chcesz, możemy razem zamieszkać jeszcze dzisiaj. - Odwróciłam się w jego stronę. Patrzył na mnie z bardzo poważną miną.

Pokręciłam głową. Nie byłam jeszcze gotowa na wspólne mieszkanie. Rzuciłam to w całkowitym żarcie, bo dom był naprawdę cudowny, ale wspólne mieszkanie to jednak coś poważniejszego. To wspólne życie, dzielenie się swoją prywatnością i czasem już do końca.

- Nie, ja żartowałam, przepraszam. Nie jestem jeszcze na to gotowa i myślę, że ty też nie. Wspólne mieszkanie to coś poważnego, a my wczoraj postanowiliśmy spróbować jeszcze raz.

- Okej, kochanie, jak chcesz. - Zrobił duży krok w moją stronę, całkowicie zmniejszając odległość między nami. Zauważyłam, że zdążył się już pozbyć wszystkich rzeczy, które taszczył. - Ale obiecuję ci, że jeszcze do końca tego roku będziesz mogła się nazywać moją narzeczoną.

Wytrzeszczyłam oczy, słysząc jego odważne słowa. Odważne, bo był wrzesień. Do końca roku zostały trzy miesiące.

- Shawn...

- Ja cię tylko uprzedzam. Okej, zaprowadzę cię do łazienki, żebyś mogła się wykąpać, a ja przygotuję wszystko do oglądania filmu, oki? - Kiwnęłam głową, a on uśmiechnął się i chwycił moją dłoń. Po drodze zabrał moją torbę z moimi rzeczami.

Łazienka była naprawdę ładna i duża, też urządzona w jasnych i ciepłych kolorach. Spojrzałam na tą cudowną wannę i nie potrzebowałam zbyt dużo czasu, żeby wiedzieć, że się z nią zaprzyjaźnię.

Shawn poinstruował mnie, że ręczniki znajdę w szafce pod umywalką. Otworzyłam ją i skrzywiłam się, widząc damski, czerwony szlafrok, który zapewne należał do Lily. Super.

Wyciągnęłam ręcznik z szafki i odkręciłam wodę, ustawiając odpowiednią temperaturę. Kocham tę wannę.

Wykąpałam się w miarę szybko. Gdybym pozwoliła sobie na chwilę odpoczynku, nie wyszłabym z niej przez następną godzinę. Przebrałam się w piżamę i wyszłam z łazienki.

- Gdzie jesteś? - krzyknęłam, po czym pisnęłam głośno, czując czyjeś dłonie na moim brzuchu.

- Tu jestem - wyszeptał do mojego ucha, po czym przyłożył swoje usta do mojej szyi. Mruknęłam cicho, gdy złożył na niej długi pocałunek. - Nie będziesz w tym spała. Idź się przebierz. - Wcisnął mi w ręce swoją koszulkę.

Zaśmiałam się cicho, ale kiwnęłam głową. Uwielbiam jego t-shirty, więc nie będę narzekać.

Uwielbiam jego całego, więc nie będę narzekać.

***

cześć!

przyjęli mnie do szkoły, juhuuu

taki rozdział na dzień dobry, może dzisij napiszę jeszcze jeden, co wy na to?

zostało jeszcze z dziesięć rozdziałów, tak myśle.chcielibyscie, żebym pisała dalej, coś nowego, czy dac sobie z tym spokój?

Buzi,

mrsgabriellee zx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top