2. To dla ciebie, kruszyno.

#niff - czym więcej waszej aktywności pod tym hasztagiem, tym więcej fajnych niespodzianek także na tt!!

Lily

Wstałam od stolika, widząc grupę znajomych osób, niosących w rękach torebki prezentowe. Spóźnili się i chyba już wiem dlaczego.

- Cześć, nasza uciekinierko - odezwała się Rachel, przytulając mnie mocno. Uśmiechnęłam się słabo, czując napływające do oczu łzy. - To dla ciebie, na nowe mieszkanko. - podała mi niebieski pakunek, a ja wywróciłam oczami.

- Nie trzeba było, nie chcę waszych prezentów.

- Na pewno? Bo ja mam dla ciebie ten kocyk, o którym marzyłaś. - Sidney pomachała mi przed nosem złotym pudełeczkiem, a ja pisnęłam cicho. - No właśnie, głuptasie. - przyciągnęła mnie do uścisku, a ja uśmiechnęłam się słabo.

Będę za nimi wszystkimi tak tęsknić. To chore, jak się zżyliśmy. Przytuliłam jeszcze Blake'a i Paula, po czym spojrzałam na ostatniego z chłopców - Matthewa, który patrzył na mnie przygaszony.

- Moje malutkie kochanie wyjeżdża? - spytał cicho, rozkładając ramiona. Kiwnęłam słabo głową, wtulając się w jego klatkę piersiową. - Będę za tobą cholernie tęsknił, Lily - szepnął mi do ucha, po chwili całując mnie we włosy.

Na początku wzdrygałam się, gdy to robił. Nie chciałam tego. Rezerwowałam ten gest tylko dla jednej osoby.

Do czasu.

W końcu udało mi się pogodzić z tym, że Shawn już nie jest moim chłopakiem. I to był przełom. Teraz potrafię już pomyśleć o nim bez chęci rozpłakania się.

Wyszło, jak wyszło, czasu nie cofniemy.

Odsunęłam się od blondyna, patrząc na niego i siląc się na słaby uśmiech.

- Matt, Lily, jesteśmy w stanie opłacić wam wylot do Las Vegas, tylko weźcie już ślub. Bez kitu, macie po dwadzieścia lat, czas idealny - odezwał się Blake, a ja pokręciłam głową.

- Ona nie chce, ja chętnie. - Matt przyciągnął mnie do siebie, obejmując jednym ramieniem. - Moje kochanie malutkie.

Matthew był podobnego wzrostu, jak Shawn. Był ciut niższy, co zauważyłam po moich szpilkach, które i tak były za niskie, by pocałować Mendesa, a przy Matthewie sprawdzały się idealnie. A skoro on miał ponad metr dziewięćdziesiąt, to ja wyglądałam przy nim jak krasnal.

- To dla ciebie, kruszyno. - położył na mojej ręce podłużne pudełeczko. - Liczę, że ci się spodoba. Wiem, że bransoletkę już masz, więc... - otworzyłam je i uśmiechnęłam się, widząc śliczny naszyjnik.

Bransoletkę już miałam i nosiłam ją ciągle, nieustannie od czterech lat. Dostałam ją od Shawna na urodziny, podczas jego trasy koncertowej. Wiele razy próbowałam ją wyrzucić albo przynajmniej schować, ale nie potrafiłam.

- Jest przepiękny, dziękuję.

Matt wskazał palcem na miejsce na swoim policzku, a ja zaśmiałam się cicho, stając na palcach i całując go krótko.

- Może jednak zostaniesz? - spytała Elise, gdy wszyscy usiedliśmy przy stoliku, przy którym ona już siedziała. - Nigdzie nie znajdziesz takich ludzi, jak my. Będziesz za nami tęsknić.

- Oczywiście, że będę tęsknić, jak miałabym za wami nie tęsknić? Ale czas już wrócić do domu i przestać się migać od przeszłości.

- Wyjeżdzasz, a my nadal tak właściwie nie wiemy, dlaczego ty tu przyjechałaś. I nie mów, że dlatego, żeby pogłębić kontakt z ojcem, bo ci w to ani razu nie wierzyliśmy.

Wzruszyłam ramionami, bawiąc się moją bransoletką. Czasem, gdy czułam, że temat schodzi w niewłaściwą stronę, zaczęłam ją męczyć. Tak odruchowo.

- Wiecie, że rozstałam się z chłopakiem, powiedzmy, że nie zniosłam tego najlepiej, a nie chciałam go znowu spotkać. Ale już jest okej, myślę, że oboje o sobie zapomnieliśmy i nawet nie będzie próbował się ze mną kontaktować.

- Jak coś, to pamiętaj, że mamy innego, idealnego kandydata na miejsce twojego chłopaka. I nawet też umie nie najgorzej śpiewać - odezwał się Blake, a Matt pokręcił głową. - Nie kop mnie pod tym stołem, to boli.

- To ma boleć - odgryzł się blondyn.

Normalni dwudziestolatkowie. Normalka.

- Mamy nadzieję, że przyjmiesz nas w tym swoim nowym mieszkanku na jakąś parapetówkę - rzuciła Sidney, a ja od razu kiwnęłam głową. - To cudownie - klasnęła w dłonie.

Kelnerka przyniosła nam nasze zamówienia, za co wszyscy podziękowaliśmy. Za każdym razem zamawialiśmy to samo, a byliśmy tu naprawdę częstymi bywalcami, więc nawet nie pytano nas już o nasze zamówienia.

- Ja byłbym się w stanie nawet przeprowadzić do Toronto, gdybym wiedział, że mam dla czego - mruknął Matthew, a ja spojrzałam na niego, czując wyrzuty sumienia.

Nie zerwaliśmy, bo on tego chciał. Zerwaliśmy, bo ja tego chciałam. Byliśmy razem półtorej roku temu. Wydawało mi się, że jestem gotowa na nowy związek, ze jestem w stanie zacząć od nowa. Okazało się, że nie do końca. Shawn wciąż śnił mi się w nocy, czułam wyrzuty sumienia za każdym razem, gdy pocałowałam Matta, a kilka razy prawie zwróciłam się do niego imieniem mojego byłego chłopaka.

Być może teraz byłabym w stanie zacząć od nowa, ale nie chciałam znowu zranić Matthewa. Był dla mnie zbyt ważny. Jako przyjaciel, może ktoś odrobinkę więcej, ale wciąż mega ważny.

- Matt...

- Spokojnie, kochanie, ja rozumiem. - uśmiechnął się do mnie smutno, ściskając moją dłoń, która leżała na stole. Spojrzałam na niego, po czym oparłam głowę o jego ramię.

- Miło się na was patrzy.

- Na mnie się zawsze miło patrzy. - wzruszyłam ramionami, wywołując śmiech u moich przyjaciół. - Cholera, ale ja będę za wami tęsknić.

- To nie wyjeżdżaj.

- Nie mogę, Sid. Sky już od trzech tygodni organizuje mi jakieś powitalne party, nie mogłabym jej tego zrobić.

- My się tu byśmy tobą lepiej zaopiekowali - prychnął Paul, a reszta bez zastanowienia przyznała mu rację.

- Nie przekonacie mnie do zostania, przepraszam. Chcę już wrócić do Toronto. Tam też mam przyjaciół i rodzinę.

Kiwnęli głowami, choć wiem, że moja odpowiedź ich nie satysfakcjonowała. Ja też ich kochałam, gdyby nie oni, te trzy lata byłyby istną porażką i myślę, że istnieje spore prawdopodobieństwo, że wciąż użalałabym się nad sobą i zastanawiała, co zrobiłam źle i w czym ona była lepsza ode mnie.

Teraz po prostu wiem, że to nie we mnie był problem. Problem był w nas obojgu. Zamiataliśmy wszystko pod dywan. Wydawało nam się, że rozmawiamy o problemach, a tak naprawdę te najistotniejsze uciszaliśmy w naszych głowach.

Gdyby powiedział mi, że coś do niej czuje, wszystko wyglądałoby inaczej.

- Lily, czy ty nasz w ogóle słuchasz? - spytała Rachel, a ja spojrzałam na nią przepraszająco, kręcąc głową.

- Nie, wyłączyłam się, przepraszam. Coś mówiłaś?

- No jakby? Dzisiaj wieczorem na tym festiwalu gra Charlie Puth, masz ochotę iść, czy niezbyt?

Wzdrygnęłam się. Znałam go naprawdę dobrze, był supportem na trasie, na której poznaliśmy się z Shawnem.

- O której?

- O ósmej. Blake jest w stanie załatwić dla nas wejściówki na kulisy, jego wujek jest nagłośnieniowem.

- Jasne, brzmi dobrze. Chyba nie ma lepszego sposobu na pożegnanie się od pójścia na dobry koncert, prawda? - uśmiechnęłam się słabo.

Znowu pozwoliłam sobie na pomyślenie o Shawnie. I znowu nie potrafiłam wrócić do mojego świata tutaj. Znowu wracałam do tego, z którym nie powinnam mieć już nic wspólnego.

***

hejka!

Przepraszsm, ze tak późno, ale o 20 wróciłam do domu i szybko go kończyłam, a jeszcze musiałam trochę ogarnąć dom hahah

Matt - tak, czy nie?

DZIEKUJE ZA WASZA AKTYWNOŚĆ, TO DLA MNIE NAJCUDOWNIEJSZA RZECZ NA ŚWIECIE!!!!

Buzi,

mrsgabrielleexx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top