19. Kupiłam je wczoraj.

#notimportantff

Shawn

Wróciłem do domu i nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Najchętniej bym się napił, ale jeśli Lily zadzwoni, nie wsiądę za kółko po pijaku. Aż tak nieodpowiedzialny nie jestem.

Wziąłem prysznic i przebrałem się w dres, chcąc choć trochę zająć sobie czas. Dochodziła dziewiąta, więc nie zapowiadało się na to, że pójdę spać.

Usiadłem na kanapie, wyciągając telefon z kieszeni. Trzy nieodebrane połączenia od Briana, trzy od Geoffa i cała masa wiadomości. Fakt. Zostawiłem ich samych w restauracji, nie mówiąc, gdzie wychodzę.

Wysłałem im po SMSie, by ich uspokoić, że wszystko jest już okej. No, prawie okej.

Najważniejsze, że mojemu słoneczku nic nie jest. Z jej zdrowiem wszystko w porządku. No, przynajmniej pod względem fizycznym. Boję się o nią. Mam nadzieję, że da sobie z tym radę. Nie chciałem się z nią kłócić i wywierać na niej tego, żeby została u mnie na noc albo ja u niej. Może trochę czasu samej dobrze jej zrobi.

Westchnąłem ciężko, słysząc dzwonek do drzwi. Naprawdę nie mam ochoty na żadnych gości. Wstałem z kanapy i otworzyłem nieproszonej osobie.

No to fajnie.

- Cześć, kochanie. - Dziewczyna weszła do środka, nawet nie pytając o pozwolenie. W sumie to nigdy nie pytała. - Wracam od koleżanki i zrobiło się zimno... coś się stało?

- Pytasz mnie, czy coś się stało? Czy ty masz dobrze w głowie? - podniosłem głos, nawet nie próbując tego hamować. Byłem na nią cholernie wściekły i nie zasługiwała na jakikolwiek szacunek.

- O co ci chodzi? Coś się stało?

- Oh, stało się i ty doskonale wiesz, o czym mówię. Lily straciła dziecko.

Przez jej twarz przebiegł cień zaskoczenia, a potem przybrała smutną minę, choć doskonale widziałem, że próbowała maskować uśmiech, który wręcz cisnął jej się na usta.

- Oh, kochanie. Tak ci współczuję. Jak ona się czuje? Wszystko z nią okej? - spytała, tak sztucznie przejęta, że zachciało mi się śmiać. Co za aktorka.

- Posłuchaj mnie, dobrze? Lily o wszystkim mi powiedziała i to, co zrobiłaś jest niewyobrażalnie złe i głupie. Przesadziłaś. Doskonale zdawałaś sobie sprawę z tego, na czym ten miesiąc miał polegać i liczę, że już zaczęłaś szukać pracy, bo od teraz nie licz już na żadną pomoc ode mnie, jasne?

- Ale Shawn...

- Nie skończyłem. Zabiłaś moje dziecko i uwierz mi, że jeśli stan Lily będzie wystarczajaco dobry, sprawa skończy się w sądzie.

- Zrobiłam to dla nas, Shawn! - wyrzuciła ręce w powietrze.

- Zabiłaś tą małą istotkę, która rozwijała się pod sercem Lily dla nas? Przecież ten związek jest martwy! Jesteś chora psychicznie i nie chcę cię więcej widzieć na oczy. A jeśli spróbujesz się zbliżyć do Lily... - Moją wypowiedź przerwał dzwoniący telefon. Nie chciałem go odbierać, ale zdawałem sobie sprawę z tego, że to może być ona. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i szybko odebrałem.

- Shawn... - cichy głosik dotarł do moich uszu, a ja od razu sięgnąłem po kluczyki od samochodu, które leżały na komodzie. - Nie dałam rady. Przyjedziesz, proszę?

- Już jadę, kochanie. Za chwilkę będę.

Przeniosłem wzrok na szatynkę, która śmiała się cicho.

- I co? Polecisz do niej, tak? Może zróbcie sobie od razu drugiego dzieciaka! Dla niej to pewnie ogromna strata, taka okazja przeleciała jej... w sumie to pomiędzy nogami.

- Jesteś podłą suką, nikim więcej - sarknąłem, a ona wytrzeszczyła oczy. Nie spodziewała się tego. Ja w sumie też nie.

Prychnęła głośno.

- Pożałujesz tego.

Trzasnęła drzwiami, a ja pokręciłem głową. Jak można być tak złym? Chwyciłem bluzę, która leżała na komodzie obok kluczyków i wyszedłem z domu, zamykając za sobą drzwi. Wsiadłem w samochód, nawet nie zważając na szatynkę, która wciąż stała na moim podjeździe.

Myślę, że podczas jazdy do Lily fotoradar zrobił mi niejedno zdjęcie i mandaty przyjdą do mnie już niedługo, ale trudno. Zaparkowałem pod jej blokiem i szybkim krokiem ruszyłem do środka. Drzwi były otwarte. Pewnie zapomniała ich zakluczyć. Wszedłem do jej mieszkania i zatrzymałem swój wzrok na drobnej szatynce, która siedziała na podłodze, oparta plecami o kanapę.

Miała zgięte kolana, a do swojej klatki piersiowej tuliła jakiś biały kawałek materiału. Usiadłem obok niej, obejmując ją ramionami i przyciągając do siebie. Zaszlochała głośno, wtulając się we mnie.

- Już jestem, kochanie. Już jestem i nigdzie się nie wybieram. - Pocałowałem ją w czoło, głaszcząc po plecach.

- Zobacz. - Podniosła niewielkie ubranko, zachłystując się powietrzem, a mnie coś ścisnęło w sercu. Śpioszki. - Kupiłam je wczoraj. Śliczne, prawda? - zaniosła się płaczem.

- Tak, śliczne, kochanie.

Cała się trzęsła. Dygotała, jakby próbując się jeszcze bardziej schować w moim uścisku. Wiedziałem, że prędzej, czy później to wszystko w niej strzeli. Jest zbyt wrażliwa.

- Weszłam do sypialni i je zobaczyłam - wydukała, ściskając je w dłoni. - I nie wytrzymałam. Bardzo dużo mi się podobało, wiesz? Ale postanowiłam kupić tylko jedne, tak na początek. Chciałam je pokazać mamie i powiedzieć o ciąży. Ale nie zdążyłam. A ten maluszek już ich nie ubierze. Przeze mnie.

- Nie mów tak, słoneczko. To nie twoja wina.

Mi też pękało serce. Najchętniej po prostu rozpłakałbym się jak dzieciak. Patrzyłem na te naprawdę malusieńkie śpioszki i serce bolało mnie, gdy myślałem o tym, że tak malusieńkie byłoby moje dziecko. Nasze dziecko.

- Moja. Zabrałam temu maluszkowi szansę na urodzenie się.

- Hej, posłuchaj mnie, okej? To nie twoja wina. Nie mogłaś nic zrobić. Lily nie jest normalna. To jest tylko i wyłącznie jej wina. A teraz oddychaj głęboko i uspokój się.

- Łatwo ci mówić.

- Łatwo mi mówić, fakt. Mnie też to dotknęło, uwierz mi. Ale to twoje zdrowie jest teraz najważniejsze. Nic nie zrobimy już z tym maluchem. Ale mamy przed sobą całe życie, Lily.

- To było nasze dziecko, Shawn. Nie potrafię po prostu być spokojna.

- Będziemy mieli dziecko i to niejedno. Będą śliczne i będziemy je bardzo kochać. Na pewno. Ale jeśli nie przestaniesz się denerwować i twój stan zdrowia się pogorszy, może być naprawdę źle. Stres nie jest teraz wskazany, kochanie.

- Będziemy mieli dziecko? - podniosła wzrok i spojrzała na mnie swoimi pełnymi łez oczyma. Kiwnąłem głową, uśmiechając się do niej i ocierając łezki z jej policzków. - Czy to jakaś propozycja?

- Jeśli tylko zechcesz, będziesz musiała mnie znosić do końca życia. Tym razem tak naprawdę do końca życia. Bez żadnych innych dziewczyn. No, chyba, że małych panienek Mendes.

- Chcę być po prostu szczęśliwa, Shawn.

- To chcemy tego samego. To jak? Znowu mogę nazywać cię tylko moim słoneczkiem?

- Możesz.

Uśmiechnąłem się, splatając nasze dłonie razem. Wciąż idealnie do siebie pasowały.

- Tym razem już na zawsze, Lily. Zapamiętaj to.

****

Ialalala

Liczę, ze wam się podoba! Lecę mieszać bigos!

Buzi,

mrsgabrielleexx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top