18. Mnie też to boli.
#notimportantff
Shawn
Czułem się, jakby ktoś dał mi w pysk. A raczej Lily. Przegięła. Zdecydowanie przegięła. Już samym kazaniem Lily, by usunęła ciążę. Przyczynienie się do tego, by ją straciła, było po prostu pokazaniem jej złej natury.
Od jutra radzi sobie sama. Niech nie liczy na nic z mojej strony. Nawet na złamanego centa.
Może nie powinienem zostawiać ją na lodzie z dnia na dzień. Ale ona zrobiła coś, przez co nie zasługuje na nic innego.
Wiem, że do Lily jeszcze nie do końca to dotarło. Rozmawiałem o tym wcześniej z lekarzem. Leki, które dostała mogą tak na nią działać. Potem będzie gorzej, a ona będzie potrzebowała mnie bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej.
Poprosiłem Sky, żeby pojechała po jakieś ubrania do mieszkania Lily, bo ja nie chciałem jej zostawiać.
- Shawn... - zaczęła blondynka, która stała obok mnie z ubraniami dla mojej kruszyny w rękach. Spojrzałem na nią, a ona westchnęła cicho. - Wiesz, że ona cię będzie teraz potrzebować, prawda?
- Wiem. I jej nie zawiodę, Sky, naprawdę.
- Mam nadzieję. Nie ma teraz miejsca na twoje zawodzenie. Pewnie mówiła ci o Matthewie? - kiwnąłem głową. - Świetny chłopak. I do szaleństwa zakochany w Lily. I uwierz mi, że jeżeli ty nie będziesz w stanie zaopiekować się nią tak, jak tego potrzebuje, ściągnę go tutaj i zrobię wszystko, żeby im się udało.
- Nie oddam jej nikomu, Sky. Będę przy niej w każdym pieprzonym momencie, gdy tylko wypowie moje imię, obiecuję.
Opadłem na krzesełko, chowając twarz w dłonie.
- Coś się dzieje? - usiadła obok mnie, kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Ja też straciłem dziecko, wiesz? Mnie też to boli. Mam ochotę... nawet nie wiem na co. Wydrzeć się na kogoś, zamknąć w domu, czy iść i się najzwyczajniej w świecie najebać. Naprawdę nie wiem. Ale ona mnie teraz potrzebuje. I muszę być dla niej silny.
Poczułem obejmujące mnie ręce. Spojrzałem na Sky, która jedynie wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się słabo. Przymknąłem oczy, przytulając ją do siebie.
- To będzie dla was ciężkie, ale dacie sobie radę, Shawn. Będziecie razem, a to najważniejsze. Możecie na mnie liczyć.
- Dziękuję, Sky. Cieszę się, że Lily ma kogoś takiego, jak ty.
- Do usług.
Odsunęliśmy się od siebie. Dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze raz, co odwzajemniłem.
- Jeśli będziesz potrzebował, żeby ktoś posiedział z Lily, bo będziesz musiał wyjść, jestem do waszej dyspozycji. Albo jeśli będziesz potrzebował rozmowy, dzwoń. Choć sądzę, że nie powinieneś się kryć ze swoimi uczuciami przed Lily. Będzie czuła, że jesteście w tym razem.
- Najważniejsza jest teraz ona. Na pewno będę miał na uwadze twoją propozycję, ale będę starał się być z nią jak najwięcej. Nie zawiodę jej tym razem.
Uśmiechnęła się słabo, kiwając głową. Oboje spojrzeliśmy w stronę drzwi, które otworzyły się, a na wózku wyjechała Lily, pchana przez pielęgniarkę. Wstałem z krzesła.
- Ja ją odwiozę do sali. - Zaproponowałem, stając obok kobiety ubranej w szpitalny strój. Kiwnęła głową, a ja chwyciłem za dwa uchwyty, popychając wózek do przodu. - Wszystko w porządku, kochanie? - Nachyliłem się nieco nad nią, a ona odwróciła głowę i kiwnęła nią delikatnie.
- Oprócz tego, że straciłam dziecko, to idealnie.
Westchnąłem cicho, kładąc jedną dłoń na jej ramieniu. Przechyliła głowę, przyciskając swój policzek do mojej ręki.
- Zabiorę cię do domu i nie pozwolę, żeby ktokolwiek zrobił ci krzywdę, obiecuję.
- Nie pozwól, proszę.
Zamrugałem kilkukrotnie. Chciało mi się płakać. Naprawdę.
Weszliśmy do sali, a Lily zaczęła podnosić się z wózka. Podałem jej rękę, ale ona jedynie wywróciła oczami.
- Nie jestem niepełnosprawna - mruknęła. Usiadła na łóżku, klepiąc miejsce obok siebie.
- Dobrze, wiem to, kochanie. Co powiedział ci lekarz? - usiadłem obok niej na łóżku, obejmując ją ramieniem.
- Że wszystko w porządku. No, wszystko oprócz tego, że poroniłam. Co zrobiłam źle, Shawn? - spytała łamiącym głosem, wtulając twarz w moje ramię. Zaszlochała cicho, a z jej oczu pociekły łezki, które zaczęły moczyć moje ramię.
- Nic, kochanie. To nie była twoja wina. Lily za to odpowie, nie ujdzie jej to na sucho.
- Co zamierzasz zrobić? Nic jej nie udowodnimy. Wszystkiego się wyprze. - Wzruszyła ramionami.
- Od tego są prawnicy i sąd, słoneczko. To było celowe działanie, nie przypadek, a za zabójstwa idzie się do więzienia.
Podniosła wzrok, patrząc na mnie. Pociągnęła nosem i pokręciła głową.
- Nie chcę. To byłoby dla mnie za dużo. Ten cały proces i to wszystko. Chcę, żeby ona po prostu zniknęła z mojego życia. Rozumiem, że ty masz względem niej jakieś zobowiązania, ale ja nie - wyszeptała.
- Nie mam względem niej żadnych zobowiązań - zacząłem, wzdychając ciężko. - O całej tej sytuacji porozmawiamy później, w domu, na spokojnie. Jeśli nie będziesz chciała wnosić pozwu, w porządku. To twoje dobro jest teraz najważniejsze. Ona od teraz musi radzić sobie sama. Od teraz jesteś tylko ty i nikt inny.
- Tylko ja? - uśmiechnęła się słabo, a ja kiwnąłem głową i zbliżyłem swoje usta do jej czoła, składając na nim długi pocałunek.
- Tylko ty. Będę cierpliwy, słowo harcerza. Kiedy będziesz gotowa i dasz mi zielone światło, przysięgam, że zabiorę cię do najbliższego jubilera, po czym klęknę i ci się oświadczę.
Zachichotała cicho, a ja przybiłem sobie piątkę w duchu. Śmieje się. Chcę, żeby się śmiała. Nie oczekuję od niej żałoby. Wolę, żeby dawała sobie z tym radę, bo nienawidzę, gdy płacze.
- Może lepiej nie oświadczaj mi się na razie. Powolutku, Shawn.
Drzwi otworzyły się, a do środka wszedł lekarz z kilkoma kartkami w rękach. Uśmiechnął się słabo, podchodząc do nas.
- Wszystko przekazuję panu. Wypis i wszelkie zalecenia, których pana partnerka powinna przestrzegać. Teraz najważniejszy jest odpoczynek. Zalecam też wizytę u psychiatry, jeśli pani stan psychiczny nie będzie najlepszy. Wiem, że psychiatra brzmi dość mocno, ale on zapisze pani leki na uspokojenie, dobra rzecz, naprawdę. No chyba, że to nie będzie konieczne. - Kiwnąłem głową, przyjmując do wiadomości to wszystko, co do mnie mówił. To były ważne rzeczy. Podał mi kartki, które trzymał. - To teraz proszę wrócić do domu i położyć się spać.
- Tak zrobimy. Dziękuję za opiekę nad nią.
- To mój obowiązek. Mam nadzieję, że następnym razem zobaczymy się na porodówce. Powodzenia.
Lily podziękowała cicho, po czym lekarz zostawił nas samych. Do środka weszła Sky, która podała szatynce ubrania, które jej przywiozła. Zostawiliśmy ją samą, by mogła się w spokoju przebrać.
Po kilku minutach wyszła z sali, oznajmiając, że możemy jechać. Chwyciłem jej dłoń, ściskając ją mocno. Wyszliśmy przed szpital.
- Ja przyjechałam swoim autem - oznajmiła blondynka, wyciągając kluczyki z torebki. - Będziecie mnie dziś potrzebować?
- Nie, jedź do domu. Jest już ósma, więc i tak się położę - stwierdziła Lily, podchodząc do przyjaciółki i przytulając ją mocno. - Dziękuję.
- Nie masz za co, od tego jestem - zaśmiała się Sky, odsuwając się od mojego słoneczka. - Opiekuj się nią. - Pogroziła mi palcem, mrużąc oczy, a ja przyłożyłem dłoń do serca.
- Słowo harcerza. - Objąłem niską szatynkę ramieniem, przyciągając ją do siebie. - Jedziemy do domu, kochanie.
Sky ruszyła w stronę swojego samochodu, a ja zaprowadziłem Lily do mojego. Otworzyłem jej drzwi. Dziewczyna wsiadła do środka. Zatrzasnąłem drzwiczki i okrążyłem pojazd, wsiadając na miejsce kierowcy.
- Zabiorę cię do siebie, okej? - Odpaliłem silnik, wyjeżdżając z miejsca parkingowego.
- Nie, chcę jechać do siebie.
- Lily...
- Chcę jechać do siebie, Shawn. Proszę.
Westchnąłem cicho. Niech jej będzie. Mieszkała dwie ulice dalej, więc już chwilkę później staliśmy pod jej blokiem. Wysiedliśmy z samochodu. Sky w szpitalu podała mi klucze do jej mieszkania, więc Lily poczekała, aż otworzę drzwi i weszła do środka.
- Zostanę z tobą, dobrze?
- Nie. Chcę zostać sama, Shawn.
- Lily...
- Nie bój się, nic sobie nie zrobię. Potrzebuję zostać sama.
- Na pewno? Kochanie, nie wiem, czy to dobry...
- To dobry pomysł. Obiecuję, że jeśli będę cię potrzebowała, zadzwonię.
Kiwnąłem słabo głową, podchodząc do niej i obejmując ją w talii.
- Dzwoń nawet w nocy, jasne? - potaknęła głową, a ja posłałem jej uśmiech. - Kocham cię. - Przyłożyłem moje usta do jej czoła, całując je krótko.
***
Hejjj!
Napisałam, to wstawiam :D
Jak Lily i Shawn sobie poradzą z tą sytuacją?
Ja lecę robić tosty i piszę następny!
A, i, czy ktoś stąd pamięta o cxyms takim, jak Christmas Mistake? Chcielibyście, żebym do tego wróciła?
Buzi,
mrsgabrielleexx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top