15. Będę cię całował bez przerwy.

#notimportantff

Lily

Byłam naprawdę o wiele spokojniejsza. Wiedziałam, że Shawn o nas zadba. Niestety, zdawałam sobie także sprawę z tego, że nie będzie tak bajkowo, jak w filmach.

On ma dziewczynę - to po pierwsze. A po drugie, no, to jest Shawn Mendes i nic, co robi nie przechodzi bez szumu. A teraz będzie miał dziecko! I to wcale nie ze swoją partnerką.

Odłożyłam książkę na bok, słysząc dzwoniący telefon. Uśmiechnęłam się, widząc imię na ekranie.

- Cześć - odezwałam się pierwsza.

- Hej, kruszyno. - Na moje usta wpłynął jeszcze szerszy uśmiech. - Tęsknię za tobą. Wszyscy tęsknimy.

- Ja za wami też, Matt. - Oparłam się wygodniej o oparcie kanapy.

- Zawsze możesz do nas wrócić, nie widzę w tym żadnego problemu. - Westchnęłam ciężko. - Coś się stało, kochanie?

- Nie, wszystko w porządku. - Nie mogłam mu na razie powiedzieć o ciąży, bo wiem, że nie przyjąłby tego tak łatwo. Musiałabym mu też powiedzieć, czyje to dziecko. A wtedy, myślę, że nie odezwałby się do mnie przez naprawdę długi czas. Znaczy, raczej i tak się nie będzie do mnie odzywał, gdy już mu powiem, ale na razie nie jestem na to gotowa.

- Na pewno?

- Na pewno. Co u was? - Zmieniłam szybko temat. Znając mnie i mój niewyparzony język, wygadałabym się mu, jeśli zacząłby na mnie naciskać.

- Nudno bez mojej kruszyny. Tęsknię za tobą jak cholera. Wiesz, że mieszkamy naprawdę blisko siebie?

Chciałam mu odpowiedzieć, ale przeszkodził mi dzwonek do drzwi. Westchnęłam ciężko, podnosząc się z kanapy i przyciskając telefon głową do ramienia.

- Poczekaj. Muszę otworzyć drzwi i spławić nieproszonego gościa. - Przekręciłam zamek w drzwiach i otworzyłam je. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc znajomego szatyna z bukietem kwiatków w rękach. - Kurcze, muszę kończyć. Oddzwonię, obiecuję, oki?

- Jasne, kochanie. Tęsknię.

- Ja za tobą też. Na razie.

Odsunęłam telefon od ucha, kończąc połączenie. Wciąż patrzyłam na Shawna, który wpatrywał się we mnie z zaciekawionym wyrazem twarzy. Otworzyłam szerzej drzwi, wpuszczając go do środka.

- Kochanie? Tęsknię? - spytał, a ja wywróciłam oczyma. - Ktoś mi cię kradnie?

- To był Matthew.

- I dlaczego on tak do ciebie mówi? Halo, zapłodnione zaklepane!

- Zawsze tak do mnie mówił. A tobie przypomnę, że masz dziewczynę.

- Jeszcze przez trzydzieści dni. Kwiatki dla ciebie, słonko. - Podał mi bukiet różowych piwonii, a ja kiwnęłam głową w geście podzięki i ruszyłam do kuchni, żeby wstawić je do wody. Poszedł za mną. Oparł się o blat, przyglądając się moim poczynaniom. - Jak się czujesz?

- Dobrze, a jak miałabym się czuć? - wzruszyłam ramionami, napełniając wazon.

- Czytałem, że na początku możesz mieć mdłości i inne takie. Martwię się o to.

- Na razie jest w porządku, naprawdę. Co znaczy, że jeszcze przez trzydzieści dni? Powiedziałeś jej?

- Powiedziałem. I chciałem z nią zerwać, ale zareagowała zbyt... panicznie? Nie wiem, ale to nie było normalne. Zażądała dwóch miesięcy, żeby udowodnić mi, że nie powinniśmy się rozstawać.

Wsadziłam piwonie do naczynia, patrząc na niego. Nie zamierzał się z nią rozstawać? To po co mówił mi wczoraj coś innego?

- I... zamierzasz...

- Nie, spokojnie. Zrozum mnie, nie mogę postąpić z nią jak z nic niewartą zabawką, którą się wyrzuca do kosza. Gdybym to skończył to nie skończyłoby się dobrze przede wszystkim dla ciebie. Ona nie należy do spokojnych osób, a ja nie chcę, żeby cokolwiek cię denerwowało. - Podszedł do mnie i objął mnie, przyciągając do siebie. Nie chciałam mu się wyrywać. - Rozumiesz to, prawda?

- To twoje życie, Shawn. Nie mogę ci niczego zabraniać, ani niczego nakazywać.

- Nie, kochanie. Tu chodzi o nas. O ciebie, mnie i nasze dziecko. Chcę, żebyśmy byli rodziną.

- Myślę, że lepiej będzie, jeśli na razie nie będziemy wybiegać tak daleko w przyszłość. Na razie masz dziewczynę i przez ten miesiąc może się naprawdę wiele wydarzyć. Dziecko jest zarówno twoje, jak i moje i to, że nie będziemy razem, wcale nie oznacza, że w przyszłości zabronię ci z nim kontaktu.

- Kocham cię, to się nigdy nie zmieni. Cokolwiek by się działo. - Przyciągnął mnie do siebie, obejmując mocno. Położył swoją głowę na moim ramieniu, a ja zaśmiałam się cicho, czując jego łaskoczący oddech na szyi. - Za miesiąc już nic mnie nie powstrzyma przed staraniem się o ciebie, obiecuję. Udowodnię ci, że zasługuję na jeszcze jedną szansę.

- Nie mów mi takich rzeczy, proszę. Nie chcę się znowu rozczarować.

- Nie rozczarujesz się, obiecuję ci to. Zabieram cię na obiadek, kochanie.

- Nie jestem głodna.

- Nie obchodzi mnie to. Idziemy na obiad. A, i jeszcze jedno. - Sięgnął do kieszeni, wyciągając z niej złożoną na pół kopertę. - Twoja karta i wszystkie dane potrzebne do wykonywania płatności.

- Co? - Zmarszczyłam brwi. - O czym ty do mnie mówisz? Nie, Shawn. Nie wezmę od ciebie żadnych pieniędzy. Nie powiedziałam ci o ciąży, żeby wyciągnąć od ciebie jakiekolwiek pieniądze. Nie, nawet mi tego nie dawaj.

- Lily, nie wygłupiaj się. Wiem, że nie powiedziałaś mi o dziecku dla pieniędzy. Ale nie chcę, żeby wam czegokolwiek brakowało, tak? To są pieniądze na bieżące wydatki, na wszystkie większe zakupy pojedziemy razem.

- Nie przyjmę od ciebie żadnych pieniędzy. Nie mamy o czym rozmawiać. Zabierz to.

- Słoneczko, pozwól mi cię troszkę porozpieszczać. Zostawiam tutaj tę kartę i liczę, że z niej będziesz korzystać.

Położył białą kopertę na blacie, a ja westchnęłam ciężko. Nie chciałam tych pieniędzy. Nie potrzebowałam ich. Potrzebowałam jego wsparcia.

- Okej, chodźmy. Idziemy coś zjeść.

- Nie wiem, czy to dobry pomysł... tam będą ludzie, a ty i Lily, ja i ty...

- Słoneczko, to, że wychodzimy gdzieś razem, nie jest niczym złym, uwierz mi, dobrze? Myślę, że większość będzie zadowolona. Widziałaś komentarze pod tym artykułem o imprezie?

- Sky mi je przeczytała. Powinnam cię za to przeprosić, wyszło bardzo niefajnie.

- Wiesz, powiedziałbym raczej, że wyszło cudownie. - Jego dłoń powędrowała do mojego brzucha, a ja zaśmiałam się cicho. - Nie mogę już doczekać tego wszystkiego, co przed nami. Postaram się być najlepszym tatą na świecie.

- Damy sobie radę? Został prawie rok, zanim ono będzie z nami, a ja się tak bardzo boję.

- Wiesz... razem byłoby nam łatwiej... ale tak. Damy sobie radę. W końcu to będzie nasze dziecko. Moje i twoje. Będziemy dobrymi rodzicami, czuję to już teraz. Okej, szkoda czasu. Idziemy na obiad. Chodź.

Pociągnął mnie za rękę w stronę wyjścia z kuchni. Zabrałam telefon i sweterek, po czym wyszliśmy z mieszkania. Wsiadłam do samochodu, czekając na Shawna.

- Zapnij pas - upomniał mnie, podczas, gdy sam to robił. Kiwnęłam głową, spełniając jego prośbę. - Na co moje słoneczko ma ochotę?

Nawet nie wiem czemu nie protestowałam, gdy mnie tak nazywał. Chyba to lubiłam.

- McDonald's?

- Nie powinienem zabrać cię na zdrowe jedzenie?

- Może i tak, ale ja mam ochotę na maka. Potem zacznę jeść sałatki.

- Okej, no to zabiorę cię do maka.

- Jesteś najlepszy.

- Wiem to. Zasługuję na buziaka w nagrodę.

- Za miesiąc.

- Okej, uparciuchu. Za miesiąc będę cię całował bez przerwy. Cały czas. Mogę ci to obiecać.

- Dobrze. Jestem w stanie na to przystać - wymamrotałam, czując się cholernie onieśmielona.

Będzie ciekawie.

***

PRZEPRASZAM!

W niedzielę nie było mnie cały dzien w domu, wczoraj tez tak średnio, więc rozumeicie:/

Liczę, ze rozdział się wam podoba!!

Buzi,

mrsgabrielleexx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top