11. Powiedz mi tylko gdzie.

#notimportantff

Shawn

- Jeszcze tutaj, Shawn! - Lily pociągnęła mnie do kolejnego sklepu, w którym koniecznie musiała coś kupić. Rozumiecie, prawda? Ko nie cznie.

To już ostatni. Piąty ostatni. Za każdym razem okazywało się, że zapomniała o tym jednym sklepie. Wolę nie myśleć, ile dzisiaj już wydała na te ubrania.

I nie kupiła żadnej bielizny. Ani nawet nic, co by mi się podobało. Same buty, torebki i jakieś płaszcze i marynarki, których ja według niej w ogóle nie rozumiem.

Nie lubiłem jej stylu i ona doskonale o tym wiedziała.

Ale nie zamierzałem na siłę go zmieniać, bo to jej ma się podobać, a nasz związek nie opiera się tylko na moim zadowoleniu, tak?

- To może ty wejdź i kup co chcesz, a ja poczekam na ciebie, dobrze? Masz kartę. - podałem jej plastik, a ona kiwnęła głową i weszła do środka.

Odnalazłem wzrokiem kanapę, stojącą niedaleko i usiadłem na niej, opierając się wygodnie.

Od dwóch tygodni nie miałem żadnego kontaktu z Lily i naprawdę zaczynałem zastanawiać się nad tym, jak mógłbym zdobyć jej numer. Brian powiedział mi, że dostanę go dopiero wtedy, gdy zerwę z Lily.

A to wcale nie takie proste.

Najpierw chciałbym porozmawiać z moim słonkiem i upewnić się, czy ona tego chce. Moja obecna dziewczyna nie jest taka jak ona i nie będzie się potrafiła po prostu rozstać. Zrobi jej wojnę, nawet jeśli do siebie nie wrócimy. Jest na nią po prostu koszmarnie wściekła.

Jeśli Lily chciałaby dać nam jeszcze jedną szansę, nie wahałbym się ani chwili. Bylibyśmy w tym razem i nie pozwoliłbym, żeby doświadczyła jakichś niemiłych sytuacji. Ale jeśli nie pozwoli mi być przy sobie, to poczekam, aż mojej dziewczynie trochę przejdzie ta zazdrość i nie będzie o wszystko obwiniać Lily. Tak, czy siak, nie widzę dla nas żadnej przyszłości.

To naprawdę chore, jak jedno spotkanie zmieniło cały mój punkt widzenia. Myślałem, że już nic do niej nie czuję, że już jest okej, ale kiedy ją zobaczyłem i znowu do siebie przytuliłem. Cóż, na pewno zdałem sobie sprawę z tego, że za moje zachowanie i za to wszystko, co jej zrobiłem, powinienem dostać w ryj. I to porządnie w ryj.

Oj, Mendes, nabroiłeś. Jeśli ona da ci jeszcze jedną szansę, będziesz największym szczęściarzem na świecie. A ona najbardziej wyrozumiałą i najcudowniejszą dziewczyną, jaka istnieje.

I tak nią jest.

- Okej, mam, to już wszystko. - Podniosłem wzrok, patrząc na szatynkę, która uśmiechała się do mnie szeroko. Te zakupy sprawiały jej naprawdę taką radość, jakby to było nie wiadomo co.

- Okej, wracajmy. - Wstałem z siedzenia, a ona kiwnęła głową. - Odwieźć cię do siebie, czy jedziemy do mnie?

- Do ciebie. Nie lubię siedzieć sama w mieszkaniu, dobrze o tym wiesz.

Wiedziałem też, do czego zmierza. Chciała, żebym zaproponował jej wspólne mieszkanie. Sam o tym myślałem jeszcze niedawno. A potem spotkaliśmy się z Lily. I wszystkie moje plany się zmieniły.

Skinąłem jedynie głową. Wyszliśmy z galerii. Na całe szczęście mój samochód stał dość blisko, więc nie musiałem słuchać jej narzekania. Nienawidziła chodzić po parkingu. Uważałem to za trochę urocze, ale równie wkurzające.

- Możemy wjechać do Starbucksa po kawę? Nie wyspałam się dzisiaj.

- Okej. - Skręciłem w odpowiednią ulicę. Też byłem zmęczony i najchętniej położyłbym się spać, ale leniwe popołudnie z Lily nie wchodziło w grę. Ona wciąż była takim wulkanem energii jak na początku naszej znajomości. Miało to swoje plusy, ale minusów też nie brakowało.

- Zimno dzisiaj - stwierdziła, a ja wzruszyłem ramionami. Jej zawsze było zimno.

- Mówiłem, żebyś ubrała się cieplej, Lily.

- Wiem, ale miałam super pomysł na to, jak się ubrać i kurtka by to popsuła. Nie podoba ci się?

- Wyglądasz świetnie - posłałem jej uśmiech, a ona wykrzywiła się na swoim fotelu i pocałowała mnie w policzek.

Zaparkowałem pod kawiarnią, do której chciała wejść, gasząc silnik.

- Leć, wiesz, co lubię.

- Nie idziesz ze mną?

- Nie, kochanie, nie chce mi się. Masz kartę, idź, proszę.

- No okej.

Wysiadła z samochodu, a ja oparłem głowę o zagłówek fotela, wzdychając ciężko. Ja naprawdę lubię tę dziewczynę. Ale chyba te trzy lata temu zbyt mocno oceniłem te uczucia. Myślałem, że to początek tego, co czułem do mojego słoneczka, ale to było po prostu zauroczenie jej innością. Jej energią i podejściem do życia.

Moje serce cały czas należało i należy do Lily.

Wzdrygnąłem się, słysząc dźwięk dzwoniącego telefonu. Wyciągnąłem go z kieszeni i zmarszczyłem brwi, widząc nieznany numer. Andrew ostrzegał mnie przed odbieraniem takich telefonów, ale świadomość tego, że to mógł być jeden z najważniejszych telefonów w moim życiu, zdecydowanie wygrała.

Przeciągnąłem po zielonym pasku i przyłożyłem urządzenie do ucha.

- Halo? - odezwałem się jako pierwszy, gdy po kilku sekundach w słuchawce wciąż panowała cisza.

- Shawn? - usłyszałem cichutki głos i poczułem, jak moje serce momentalnie przyspiesza.

- Lily, cześć. Coś się stało?

- Ni... właściwie to tak. Miałbyś dla mnie chwilę? Chciałabym porozmawiać - głos jej się trząsł, a mnie to bardzo niepokoiło.

- Jasne. Kiedy?

- A kiedy ci pasuje? Chciałabym jak najszybciej, ale nie chcę ci psuć żadnych planów, dostosuję się.

- Nic mi nie zepsujesz. O której ci pasuje? Muszę tylko kogoś odwieźć do domu i ja jestem wolny, i całkowicie do twojej dyspozycji.

Lily się obrazi, ale trudno.

- O piątej? - odsunąłem telefon od ucha i spojrzałem na godzinę. Okej, zdążę.

- Jak najbardziej. Powiedz mi tylko gdzie.

- Wolałabym, żeby to było miejsce, gdzie nikt nas nie usłyszy. Podeślę ci mój adres, dobrze?

- Oczywiście. Czekam. Do zobaczenia.

- Do zobaczenia, Shawn.

Usłyszałem dźwięk pikania, informujący, że połączenie zostało zakończone. Wziąłem głęboki oddech. Zobaczę ją dziś. Za niecałą godzinę.

Muszę kupić kwiatki.

Spojrzałem na szatynkę, która otworzyła drzwiczki samochodu i wsiadła do środka. Podała mi kubek, a ja uśmiechnąłem się w podzięce.

- Dostałem ważny telefon, muszę cię odwieźć do ciebie, mam spotkanie dzisiaj.

- Nie możesz tego przełożyć? Proszę? - spojrzała na mnie swoimi proszącymi oczkami, ale ja pokręciłem głową.

- Nie mogę, to ważne. Przepraszam.

- Jak długo ci to zajmie?

Chciałbym, żeby jak najwiecej czasu.

- Nie mam bladego pojęcia.

- Wpadniesz do mnie wieczorem?

Wzruszyłem ramionami. Miałem nadzieję, że jedyne, po co do niej wpadnę wieczorem, to po to, żeby jej powiedzieć, że z nami koniec. Naprawdę.

- Zobaczę. Okej, jedziemy, bo się spóźnię.

Odwiozłem ją do domu, pomagając jej wnieść zakupy. Trochę tego było. Pożegnałem się z nią szybko i od razu wyszedłem. Musiałem jeszcze zdążyć kupić kwiatki. Trzeba robić dobre wrażenie.

Kupiłem duży bukiet różowych róż, bo ona je kochała. Nie lubiła czerwonych, bo były zbyt oklepane.

Spojrzałem na adres, który wysłała mi w SMSie. Niezbyt daleko, ale miałem kawałek miasta do przejechania.

Okej, Shawn, to może być rozmowa twojego życia. Nie spierdol tego.

***

Heeej

Co tam u was?

Mnie dzisiaj csly dzień tak boli brzuch ze nie wytrzymam:(

Liczę, ze poprawicie mi humor!

Buzi,

mrsgabrielleexx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top