10. Shawn ci pomoże

#notimportantff

Lily

Następne dwa tygodnie były istnym dramatem. Zaczęłam szukać pracy, co wcale nie było taką łatwą sprawą, jak sobie myślałam. Cóż, może trochę dlatego, że minęły dopiero dwa dni, ale i tak.

- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - Sky pomachała mi ręką przed twarzą, a ja spojrzałam na nią i kiwnęłam głową.

- Mówiłaś o tym nowym sklepie, słuchałam cię. Możemy tam pójść jutro. Nie ma problemu.

- Jesteś ostatnio tak bardzo rozkojarzona, matko. Co oni zrobili z tobą w tym Mississauga? A może to nie wina Mississauga, tylko pana Mendesa, hmm?

- Sky, skończ. Już i tak się dużo nasłuchałam. Mam wrażenie, że wszyscy mnie nienawidzą. Nie chcę, żebym była odebrana jako rozbijaczka związku.

- Wszyscy cię nienawidzą? - parsknęła śmiechem, a ja kiwnęłam głową, opierając brodę na dłoniach. - Ty czytałaś komentarze ludzi gdziekolwiek?

- Nie, po co mam się stresować. - Wzruszyłam ramionami, a ona wyciągnęła telefon z torebki. Wywróciłam oczyma. Oho, zaczyna się.

- To ja ci poczytam - odchrząknęła, wlepiając swój wzrok w ekran telefonu. Odczekałam chwilę, bo Sky zapewne musiała wyszukać to, co chciała mi przeczytać. - Okej, to słuchaj uważnie. Gotowa?

- No dawaj.

- Trzymał ją, jakby bal się, że mu ucieknie. Trzymaj ją, Shawn tak całe życie, proszę. Czy to nie urocze? - spojrzała na mnie, uśmiechając się z satysfakcją, a ja wykrzywiłam usta w sztucznym uśmiechu.

- Jak mój kot.

- Ale ty nigdzie nie miałaś kota.

- No właśnie, Sky.

- Jesteś okropna. Okej, czytamy dalej. - Wlepiła wzrok w telefon, a ja westchnęłam cicho. - Niech oni do siebie wrócą, proszę, jego dziewczyna do niego nie pasuje. Lily, słoneczko, walcz. - Spojrzała na mnie znacząco, podkreślając ostatnie słowo.

- Czego wy ode mnie wymagacie? Sky, on jest z nią szczęśliwy. Nie będę mu niszczyć związku.

- Kochasz go, co?

- Kocham. I co mam z tym zrobić? Nie wiem, czy nawet chciałabym do niego wrócić, bo to się za każdym razem kończy katastrofą. Ona jest zadowolona, on też, a ja w końcu ruszę do przodu. Będzie okej, Sky.

- Oj, dzieciaku. Nie tego cię ciocia uczyła. - Pokręciła głową, po czym spojrzała na mnie, jakby ją oświeciło. - Właśnie, dziecko! Lily, czy wy się zabezpieczyliście?

Spojrzałam na nią moim wzrokiem czy-ty-jesteś-w-ogóle-poważna, ale zaraz po tym wytrzeszczyłam oczy. Kurwa mać.

- Nie wiem.

- Jak to nie wiesz? Bierzesz tabletki? - pokręciłam głową, przełykając ciężko ślinę. - A on? Pomyślał choć trochę?

- Nie wiem, to się działo tak szybko. Sky, cholera, nie, to niemożliwe. Przecież nie mogę być w ciąży, to byłoby śmieszne. Jakieś cholernie śmieszne zrządzenie losu, co nie? - nie wiem, kogo próbowałam przekonać, ale zaczynałam naprawdę panikować. Cholera jasna. Na co mi to było?!

Dziewczyna przygryzła wargę, patrząc na mnie, w sumie to nie wiem, czy ze współczuciem, czy czym. Pogłaskała mnie po ramieniu, uśmiechając się słabo.

- Spokojnie. Pójdziemy do apteki, kupimy testy. To pewnie nic takiego, na pewno nie jesteś w ciąży, ale upewnimy się i będziesz spokojna. Chodź, nie panikuj.

Jak miałam nie panikować? Przecież to będzie dramat, jeśli ja naprawdę będę w ciąży. Czysty dramat.

Po co chciałam się na nim mścić? Teraz zostanę sama z dzieckiem. Niech to będą tylko moje durne paranoje, proszę.

Uregulowałyśmy rachunek w kawiarni, w której siedziałyśmy i wyszłyśmy na dwór, zastanawiając się, do której apteki najlepiej będzie pójść. W końcu ustaliłyśmy, do której będziemy miały najbardziej po drodze. Sky kazała mi zostać na dworze i nawet do niej nie wchodzić, bo doskonale wiedziała, że w takich sytuacjach nie umiem nic wydukać. Weszła tam sama i wyszła po kilku minutach z reklamówką w dłoni. Spojrzałam na nią zaskoczona.

- Ile ty tego wzięłaś?

- Siedem. Tak dla pewności.

- Sky...

- Proszę cię, nie przesadzaj. Tu chodzi o dziecko Shawna Mendesa, poważna sprawa.

- Liczę, że żadnego dziecka nie ma, Sky. Naprawdę. Nie chcę teraz - mruknęłam cicho, zabierając z jej rąk reklamówkę.

- Wiem, głupolu, nie denerwuj się. Zaraz się okaże.

Ruszyłyśmy w stronę mojego mieszkania i naprawdę całe szczęście, że spotkałyśmy się dzisiaj w ten kawiarni, która jest najbliżej od mojego miejsca zamieszkania, bo byłam okropnie zniecierpliwiona. Serce biło mi tak szybko, że myślę, że to można by było gdzieś odnotować w rekordach świata. O ile istnieją jakieś rekordy dotyczące bicia serca.

Weszłyśmy do środka, ściągając z siebie kurtki.

- Jak mam to zrobić? - usiadłam na kanapie, chwytając jedno pudełeczko w dłoń i czytając instrukcję.

- Nie wiesz, jak się robi testy ciążowe, naprawdę? Idziesz robić siku i tyle.

- Ale mi się nie chce sikać.

- Lily, idź do łazienki i sikaj na te plastiki, bo się wkurzę.

Burknęłam cicho pod nosem, ale wstałam z sofy, zgarniając ze sobą wszystkie pudełeczka i poszłam do łazienki. Bałam się tego, co pokażą te testy, ale chyba wolałam mieć to już za sobą.

Zrobiłam to, co mi instrukcja kazała i rozłożyłam je na podłodze. Usiadłam po turecku, wołając Sky i ustawiając budzik na za pięć minut. Moja przyjaciółka usiadła obok mnie. Obok mnie leżały trzy testy, których miałam pilnować, obok niej cztery.

Starałam się na nie nie patrzeć przed czasem, żeby nie stresować się jeszcze bardziej, choć nie wiem, czy to w ogóle było możliwe.

Miałam wrażenie, jakby czas zwolnił kilkukrotnie. Te pięć minut ciągnęło się niemiłosiernie, a mój żołądek ćwiczył już wywijanie koziołków.

- Co jeśli będą pozytywne? Mam dopiero dwadzieścia lat.

- Nie chcesz tego dziecka w ogóle?

- To nie do końca tak, że wcale. Nie usunę go, jeśli ono faktycznie tam jest, ale boję się, że jestem w tej ciąży i tego, jak dam sobie radę, rozumiesz, prawda? - kiwnęła głową.

- Shawn ci pomoże. On cię z tym na pewno nie zostawi. I proszę cię, nie mów, że nie zamierzasz mu o tym mówić, bo to byłoby totalnie beznadziejne.

- Jeśli będę w ciąży, powiem mu. Ale mam szczerą nadzieję, że to nie będzie konieczne.

Sky potaknęła, a ja wzdrygnęłam się, słysząc dźwięk alarmu. Spojrzałyśmy na siebie, po czym ona wyłączyła ten wkurzający budzik. Okej, Lily, to już.

Oddychaj. To jest konieczne do życia. Wdech i wydech.

Spojrzałam na trzy prostokąty leżące przede mną prostokąciki. Przyjrzałam się im dokładnie i odetchnęłam głośno. Dwa negatywne i jeden pozytywny.

To chyba znaczy, że nie jestem w ciąży, prawda?

- Nie jestem w ciąży, prawda? - uśmiechnęłam się słabo do Sky, która skrzywiła się, wskazując na testy, które leżały przed nią.

- Chyba jednak jesteś, Lily. Wszystkie z dwoma kreskami.

Zamrugałam kilkukrotnie, kręcąc głową. Nie, proszę, nie, to nie może być prawda. Ona żartuje prawda?

Przeniosłam swój wzrok na te kawałki plastiku, które leżały przed nią i jęknęłam głośno.

Nie żartowała.

***

Och choleraXD

Gabryska co ty narobilas?

Może trochę szybko, ale nie cieszcie się tak, czy cos, bo nie będzie wcale łatwo ani fajnie.

Czekam na wasze opinie i liczę, ze się wam podoba, bo napraede wkładam w to całe serduszko:(

Buzi,

mrsgabriellee xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top