poręcone świderki czyli lubość

lubiłem ją, bo lubiłem lubić, a ona nie lubiła lubić, więc mnie nie lubiła.

lubość jest taka pokręcona. jak moje ulubione (i wszechobecna ta lubość) lody, takie świderki kolorowe, na które mówiłem kiedyś kręcioły. po złoty trzydzieści albo złotówkę z hakiem (tak mówią dorośli, gdy chcą być cool). wiem, bo kupowałem je w lato, teraz też bym kupował, ale jest jesień, a jesienią nie jem lodów, bo może mnie złapać przeziębienie. przeziębienia nie są cool, ale też mają trochę zawijasów, których nie rozumiem.

lubość jest jak się kogoś lubi, a jak się nie lubi, to nie ma lubości. (czy skoro ja ją lubiłem, a ona mnie nie lubiła to znaczy, że była lubość czy jej nie było?). proste? proste. proste jak patyk, który zostaje po zjedzeniu świderka. albo nie. bardziej jak pałka do podpierania storczyka. mam takiego storczyka w pokoju, nazywa się witek bo wyglądał mi jakoś na takiego witka. tak bez powodu, ale nie wszystko musi mieć chyba powód, prawda? no na przykład taka lubość.

lubości nie da się narysować. nie jest jak witek, bo go można szybko przerzucić na kartkę. no dobra, to nieprawda. wcale nie umiem rysować storczyków, zawsze wychodzą mi krzywe i brzydkie, a to źle, bo są piękne. ale nie zawsze da się uchwycić piękno na papierze, chociaż czasem chyba tak. nie jestem dobrym artystą (kiedyś mówiłem arystokratą), więc nie potrafię wiedzieć. takim pokręconym kręciołem jestem.

lubość to jest taka mniejsza miłość jakby, ale niekoniecznie tak dosłownie. ja ją lubiłem (nie umiem przyznać przed sobą, że nadal lubię), ale nie była to chyba miłość. albo może taka malutka. nie mam pojęcia, bo miłość też jest pokręcona tak jak lubość, jak świderek i jak płatek mojego witka, który odpadł jakoś tydzień temu. ona mnie nie lubiła, więc chyba nie była to też mniejsza miłość, ale może ona mnie mocno miłowała, jak mówiła, że mnie nie lubi? nie wiem. podobno lubość i miłość chodzą parami. jeśli to prawda, to bardzo dobrze. bardzo dobrze. bardzo dobrze jak dobra jest malinowa kasza manna z ośmioma łyżkami cukru, taka słodka. chociaż chyba miłość i lubość nie zawsze są słodkie, nie wiem. ale jeśli chodzą parami to dobrze, bo łatwiej będzie mi je wtedy znaleźć. jak idziemy do parku ze szkoły to zawsze ustawiamy się parami i nasza wychowawczyni nas widzi doskonale, nawet szukać nie musi.

lubość to takie nieopisywalne uczucie, którego nie umiem opisać. wiem tylko, że jak ją lubiłem to chciałem ją przytulić (nigdy mi nie pozwoliła) albo zanieść jej plecak do szatni. ale są różne lubości. nie znam ich nazw i rodzajów, z resztą nazw i rodzajów lodów, kasz i storyczków też nie znam, ale chyba nie ma jednej lubości, bo każdy może lubić taką swoją lubością. taką własną. moja lubość też była swoja, chyba, ale raczej tak, no na pewno nie jej (bo nie chciała mojej lubości).

lubość jest taką sobie lubością i jak się lubi to jest lubość, a jak się nie lubi no to nie ma lubości! proste? proste jak najprostsza prosta kreska na świecie (szkoda tylko, że nigdy kreski nie wychodzą mi prosto, tak samo jak płatki storczyka witka).

nie wiem, czy jednostronna lubość jest lubością, ale jeśli tak to ja darzyłem (nadal to robię, ale nie umiem się do tego przyznać, pff)  ją lubością, a ona mnie nielubością. jeśli lubość jednostronna nie jest lubością, to to, czym siebie darzyliśmy było zwykłym pokręconym świderkiem. takim krzywym i roztopionym.

//nie, nadal mnie tu na codzień nie ma, ale chciałam to wstawić, ok?

ps. dziękuję. 555 to bardzo ładna (i dla mnie pokęcona) liczba

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top