Rozdział 8; Rozmowy i misja
Chmury odsłoniły w końcu niebo nadając mu kolor indygo. Kilka promieni przedarło się przezeń oświetlając uwolnione od mroku umysły.
Przyjął kubek orzeźwiającego napoju z wdzięcznością. Kofku uśmiech nie schodził z twarzy. Jak dobrze po tylu dniach ciemności ujrzeć światło!Wyszła, by razem z Daikoku oglądać wstające słońce. Nie tylko jej ból się skończył- sługę też nawiedził spokój.Uniósł porcelanę do ust rozkoszując się jej jedynym w swoim rodzaju, boskim smakiem.
Jego błękitne oczy przesuwały się ciekawie po pozostałych.Yukkine był na przemian wykończony, zaskoczony i szczęśliwy, jakby nie dotarło jeszcze do niego, że to wszystko nie było snem. Nie Yukki, to prawa, choć i Twojemu panu zajęło chwilę, by to pojąć. Kolorowy kubek obijał się co chwilę w toaście o szklaneczkę Hiyori.No właśnie. Hiyori.Przez całą drogę wypytywała. Chciała wiedzieć wszystko, od pierwszego spotkania aż do najmniej ważnych szczegółów. Po jakimś czasie zaczęła kończyć za nich zdania, a dawno przerwana tama odeszła w niepamięć. Wspomnienia Hiyori były teraz jak czyta tafla jeziora.
Ale coś niepokoiło tą dwójkę. Nie wychwyciło by tego ludzkie oko, acz sprawny wzrok boga nie przegapił sprawy- ciągle zerkali na nią.Siedziała w kąciku, nieobecna Ea Missum. Najmniej zmęczona z nich wszystkich, choć po największym wysiłku, przeczesywała splątane włosy palcami. Kofku zaoferowała jej prysznic, który przyjęła z godną dziecka radością. Jej ciało wydzielało teraz przyjemny różany zapach.Chyba nadszedł w końcu czas rozwiązania jej zagadki.
-Ea.
Spojrzała na Yato tymi wielkimi oczami. O dziwo, wydawały się radosne.-Po co tu jesteś?
W pomieszczeniu natychmiast zrobiło się cicho.Dłonie przeczesujące włosy opadły na kolana.
-To bardzo ciężkie pytanie boże Yato. Chyba każdy żyje z innego powodu.
-Nie o to chodziło.- wtrąciła się Hiyori. - Dlaczego tu jesteś? Czemu z nami rozmawiasz i ratujesz. Co od nas chcesz.
Spojrzała tymi pełnymi wątpliwości oczami po zgromadzonych.
-Jestem niewidoczna dla świata.- szepnęła.- Istnieję, ale nie ma przy mnie nikogo, więc to tylko egzystencja. Ostatnio poczułam się szczególnie samotna...Gdy tylko o Was usłyszałam zapragnęłam was odnaleźć. Mogę czasem przyjść porozmawiać...Jeżeli zechcecie.
Spuściła główkę zawstydzona własną próżnością.Chciała tylko... porozmawiać? ''Zatkało ich'' to mało powiedziane. Ten cały trud i energia, tylko po rzecz tak małą?Nagłe wzruszenie wstrząsnęło jej duszą.
-Witaj w spółce Yato!
Dłoń Hiyori ujęła silnie bladą pomagając jej wstać.A po twarzach wszystkich przetoczył się uśmiech.
Jednak w hallu Domu Bóstw nadal panowało wielkie poruszenie. Zgłuszone szepty i przepychanki omijały jednak boginię w czarnym płaszczu, której włosy skrzyły na wietrze.
Była najwyższą boginią wojny. Sam ten przydomek nie zachęcał do zwady z nią.A może to odwieczne starania świętego oręża przyczyniły się do jej względnego spokoju?...Dziś jednak i ona była jakaś bardziej spięta niż zazwyczaj. To było oczywiste- wydarzyła się przecież rzecz okropna. Zginął Bóg.Kazuma westchnął cicho. Jakiś bożek od siedmiu boleści przestał pustoszyć Bliski Brzeg, a oni robią wielką aferę. I jeszcze niepokoją Veenę...W końcu wszystko umilkło. Kolumny świateł roztarły kontury postaci.Rozpoczęło się Boskie Zgromadzenie.
- Witajcie bracia i siostry.- odezwał się tubalny głos. - Zgromadziliśmy się dziś w sprawie nie cierpiącej zwłoki.Wszyscy pamiętamy bożka śmierci, Rabo, swojego czasu siejącego na Ziemi chaos.
Po sali przetoczył się szept. Niektórzy młodsi bogowie rzeczywiście mogli nie pamiętać, przecież wieść o nim przepadła ze trzy stulecia wcześniej.Głos kontynuował:
- Dzisiejszego ranka został on zamordowany. Sprawca pozostaje nieznany.
Szepty narosły na sile. Spojrzał na Vennę. Trochę mocniej zaciśnięte wargi, ten wyraz twarzy- po wiekach obserwacji czytał z niej jak z otwartej księgi.Był pod wrażeniem jej pozornego spokoju
- A cóż nam do tego?- odezwała się damski skrzekliwy głos.
- Nie każdy może zabić boga. Może to zrobić tylko inny przedstawiciel rasy.Dlatego was tu wszystkich zebraliśmy.
Teraz już nikt nie szeptał. Głosy sprzeciwu poniosły się po sali. Sam by się nie odezwał, to przecież nie przystoi...I Bishamonten stała w tej samej pozycji, nieporuszona.
- Czyżbyście posądzali nas o ten haniebny uczynek?- nikt nie śmiał mówić razem z nim. Wzbudzał strach, choć słyszeli jedynie ten głęboki, przechodzący do cna głos. - Wszyscy wiemy, że to nikt z nas.Czyli morderca hasa na wolności.
Ostatnie słowa zawisły w powietrzu niczym groźba.
- Tak być nie może!- piski wysokich tonów prawie raniły uszy.- Wiem, że ten bożek wiele dobra nie uczynił, ale może nie chodzić o niego. My możemy być następni!Ktoś musi powstrzymać tego zabójcę bogów!
-Rzeczywiście.- odparł gospodarz.- Ktoś musi go pojmać, choćby dla wyjaśnienia sytuacji.Czy któreś z was bogowie chce się podjąć tej misji?
Nie zdążył zareagować.Zaciśnięcie pięści, krok na przód. Wiedział co się teraz stanie.
- Zgłaszam się.-Czy to Ty, Szanowna Bishamonten? Cóż...Miałbym obiekcje co do Twojej kandydatury...
Nagły przypływ emocji kazał Kazumie ratować honor pani. Uciszyła gestem dłoni.
- Nadaję się do tego zadania lepiej niż ktokolwiek na tej sali. Mam wielowiekowe doświadczenie tropicielskie, a ilość moich sług zwiększy wydajność.Proszę mi pozwolić. Wywiążę się z powierzonego mi zadania, to Obietnica boga.
Obietnica boga była wartością niepodważalną. Nie mogli odmówić, gdy takie słowa wypowiadała najwyższa bogini wojny.
-Niech się dzieje wola. Znajdź go Bishamonten i przyprowadź pod sprawiedliwy osąd.
Tak rozpoczęła się spirala, która wypaść miała z obiegu ponosząc za sobą rzesze bólu i śmierci. Wybiegł za nią, podążając za tak dobrze znanymi włosami. Nie śmiał kwestionować jej słów, ale, boże, co wyprawia ta kobieta?Czy nie mogła choć spytać swego sługi o radę?...
-Veena... dlaczego to zrobiłaś?Przyspieszyła kroku, a oplotło sylwetkę.
- Wiem kto to.Yato szykuj się.
***
Oto koniec pierwszego sezonu. Na blogu ( http://nsbff.blogspot.com/2016/12/swiateczna-ova.html ) macie jeszcze ''Świąteczną ovę'', która nie wnosi jednak wiele do fabuły.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top