Rozdział 6; ''Ogon, chmura i przebudzenie''

Lekkość czystej duszy nie znała granic.Uśpiony świat tańczył przed jej oczami plejadą odcieni bieli i czerni.

Nie mogła nazwać tego co się stało. Puf, i była tak radosna, tak wolna, jak za wczesnych czasów dziecięcych. Nic nie mąciło jasnej duszy, widzącej i czującej więcej. Zeskoczyła zgrabnie z przewodu wysokiego napięcia machając różowym ogonem przed oczami jakiegoś pulchnego maluszkowi.

Widziały ją tylko dzieci i zwierzęta, dla dorosłych równie dobrze mogłaby nie istnieć. Czemu jej to nie martwiło?

Bo czuła to przedziwne przeświadczenie, że to już było.

Bliżej nieokreślone de ja vu kołatało się z tyłu głowy.
Jak można się martwić gdy świat tak piękny, a wszystko tak proste!

Wspięła się na najwyższy w okolicy wieżowiec zaledwie kilkoma susami. Możliwości tej formy zachwycały. Teraz mogła wszystko!Zaciągnęła się przesyconym chłodem powietrzem. Wyczuwała lekko słonawy dym z kominów, igliwie zapowiadających się świąt i...

Jego. Znała ten zapach...

***

Wylądowali miękko na spalonej ziemi. Powietrze wypełniał ciężki zapach zgnilizny osadzający się na płucach. Bóg wojny skrzywił się.

Myślami wrócił do tych lat.

Świat zbladł.
Nagle z nieba spłynął na nich cień, zasłaniając cały świat wokół.
Yato zaklął siarczyście pod nosem.

Ale młodemu nie chciało się kląć. Wręcz przeciwnie- mógłby zamilknąć na wieki. Bowiem znów ją zobaczył. Krótkie czarne włosy i te hipnotyzujące oczy odcinały się od świata, tak jakby tylko je miał wiedzieć. Już nie myślał.

-Yukkine.

Subtelny szept Yato nic nie dał. Blondyn był już daleko. Nie pozostało mu nic jak podążyć jego tropem.

Przeszli przez kładkowy most, który obwieszony był przegniłymi życzeniami kołatającymi się złowrogo na wietrze.
Nora poruszała się jakby tylko muskała ziemię, kusząc słodką goryczą nie z tego świata.
Niczym syrena. A wiecie jak kończą nieuważni marynarze.
Tubalny głos zagłuszył jego mistrza.

-Wiedziałem, że przybędziesz Yaboku.

Wręcz zabolało, gdy Yato  tak raptownie zawołał jego imię.

***

Wszystko było tak jasne, tak cudownie przejrzyste. Czuła jakby zobaczyła świat po raz pierwszy, zza różowych okularów cielesnej istoty. Mogło by tak zostać na zawsze.
Nie do końca wiedziała co nią kieruje.

Ale nim się zorientowała stała pod domem, który pokazał im zaledwie kilka tygodni wcześniej.
Kofku zdawała się co najmniej zdziwiona.

-Niestety kotku, nie wiem gdzie jest Yatuś. Zabrał Yukkiego i zniknął.

Daikoku, trochę bardziej zirytowany niż zwykle podtrzymał ramiona swojej bogini.

-Na twoim miejscu poszukałbym go.
Zbiera się burza.

Ten bóg-od-siedmiu-boleści miał kłopoty we krwi. Wybiegła na uliczkę obracając się bezradnie. Niby gdzie ma go szukać?...Ale sumienie zbyt gryzło, by zrezygnować.
Zapomniała, a przez to on mógł... Mógł zniknąć...

-Witaj.

Pamięć płatała jej większe figle. Przecież znała ten głos! Zielone oczy. Białe włosy...

-Ea Missum.

Dziewczyna uśmiechnęła się w odpowiedzi.

-Jeżeli szuka panienka Yato, proszę za mną.

***

Stal ryknęła. To co robili za pierwszym razem było tylko przywitaniem, subtelnym pokazaniem nabytych przez wieki umiejętności. Teraz zaczynała się prawdziwa walka. Szare niebo łkało delikatnie, a jakby w oddali, rysowały się dwie postaci spojone w śmiertelnym tańcu. Świat przesuwał się wokół nich, a oni, Bogowie Wojny, na granicy rzeczywistości, spełniali odwieczną rolę swoich losów. Dźwięk sparowanej stali był tak czysty, że niemal jednostajny.
Rabo miał wyraźną przewagę.
Nie chodziło nawet o większą tężyznę mięśni- jego wzrok owiany ciemnością, bił nieludzkim złem, pierwiastkiem ayakashi. Błękitne oczy zaczęły się od niego zarażać...

-Tak, Yaboku, przypomnij sobie!

Czarnowłosy ruchem agresji prawie wytrącił miecz przeciwnikowi i odskoczył do tyłu. Przetarł twarz dłonią.Nie mógł tego zrobić.Nie po to tyle wieków bronił się od piętna swojego imienia żyjąc tak marnie. Teraz miał dla kogo żyć, teraz miał przyjaciół, którzy wierzyli w niego!Dzięki nim nie zniknie!Ale na nic walka, gdy w grę wchodzi siła opętanego boga. Słowa Rabo paliły jak metal.

-Przypomnij sobie Yaboku jak było nam dobrze. Jak plądrowaliśmy, jakie rzezie czyniliśmy.Wróć do nas Yaboku!Już miał odpowiedzieć.Już miał podejść i zadać cios.Ale ją zobaczył.

Hiyori.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top