Rozdział 4 ''Granica, napaść i cukierki''

Lodowa kraina zamieniła się w pustynię przyjemnego snu. Chłód i jego brat, wiatr ustąpiły, choć lodowa powłoka została nienaruszona otulając ziemię mięciutką kołderką.

Zgrabne palce Hiyori dudniły cicho o szklankę z parującym napojem. Obserwowała uważnie boga w dresie (czy on nigdy go nie zdejmie?) tłumaczącego coś niskiemu blondynowi, który co chwilę kiwał głową. Tak to wyglądało już trzeci dzień.

Bowiem zaraz po wyjściu tajemniczej siwowłosej Yukkine podszedł do swojego pana wypełniony nowymi siłami i powiedział zdecydowanie:       

-Nie chcę by to kiedykolwiek się powtórzyło. Naucz mnie korzystać z siły boskiego oręża.Proszę...

Yato uśmiechnął się. Z chłopaka będą jeszcze ludzie.

Wrócili w końcu rozmawiając jeszcze o ćwiczeniach. Nieświadomie zawiesiła wzrok na białych płatkach w czerni włosów.

-Patrz co potrafię, Hiyori!- podekscytował się młody.

Od kiedy pokój wypełnił zapach wiśni Yukine nie opuszczał dobry nastrój.Wystawił dwa palce w stronę zbliżającego się Daikoku.

- Związanie!

Olbrzym stanął jak wryty z jedną nogą jeszcze w powietrzu, z przerażeniem patrząc na niesione na tacy szklanki z herbatą, chyboczące się niebezpiecznie.

-To unieruchamia oręż. Potrafię też granicę czyli taką jakby ''tarczę na ayakashi'' i ''ukrywanie przed wzrokiem'' czyli umbra.

Uwolnił czarny wachlarz z sideł związania. Mężczyzna wyszedł mrucząc słowa niezadowolenia pod nosem.
Hiyori klasnęła z ręce.

-Wspaniale Yukkine!- wyszło trochę sztucznie- Na pewno jesteście głodni. Pójdę coś kupić, co wy na to?

-Dzięki! Dla mnie cokolwiek.

- Hiy~ori.-bóg podszedł specjalnie za blisko mając nadzieję, że się odsunie.- Koło Twojej szkoły otworzyli nowy sklep ze słodyczami... Jako ofiarę bóg Yato życzy sobie słodkie krówki!

-Ofiara zostanie spełniona. – nie odsunęła się, lepiej spojrzała nań.
Lubił te oczy. Bardziej niż jakiekolwiek inne.
Wyszła, a on śledził jej oddalającą się sylwetkę.
Chciał tylko krówki, prawda?...

Dmuchnęła przed siebie tworząc biały obłoczek pary. Mimo, że wszystko się udawało Hiyori nie mogła się w pełni cieszyć.
Bo niby przestał być bezdomny, przynajmniej na razie, znalazł oręż, Yukkiego, choć młodego to wspaniałego dzieciaka, miała też nadzieję, że gdy go poduczy zajmą się w końcu jej problemem.
Bo tylko dlatego za nim chodzi, prawda?...
Ale męczyła ją siwowłosa Ea, a dokładniej jej zachowanie. ''Znikanie'' (bo jak to inaczej nazwać?) ayakashi samym dotykiem. Nie odczuwanie zimna, co wykluczało ją z grona równie żywych jak i martwych.I te bóle brzucha...
To najbardziej martwiło Panienkę Ikki. Jako córka lekarza znała niezliczoną ilość chorób i lekarstwa na nie. Nic dziwnego, od dziecka planowała iść w ślady ojca. Mogłaby jej pomóc. Gdyby tylko nie była taka... tajemnicza.
To także był problem. Ta dziewczyna była czystą tajemnicą. Choć miała tak piękny głos, mało mówiła. W jej towarzystwie człowiekowi wydawało się, że to ona tymi czyniącymi cuda rączkami, panuje nad sytuacją. Przychodziła i odchodziła kiedy chciała, nie zdołali jej zatrzymać. Ale czegoś od nich chciała, prawda?...

Więc chyba... wróci.

Westchnęła zrezygnowana. Następnym razem nie pozwoli jej odejść bez wyjaśnień. A przynajmniej spróbuje.
Jej szkoła, choć bardzo dobra, położona była w dość podłej dzielnicy pełnej ślepych uliczek o łuszczącej się farbie, przez które skracała sobie często drogę. Przecież nikt jej nie zaatakuje, gdy zna nauki mistrza Modliszki!
Okazało się, że Hiyori, o swej delikatnej, praworządnej duszy, bardzo łatwo jednak podejść.

-Kogo my tu mamy?

Po tak długim czasie przebywania wśród zjaw nie przestraszyła się. Po prostu próbowała wyłapać mówiącego w mroku.

-Stój Rabo. Jest moja.

Czarnowłosa dziewczynka, mniej więcej w wieku Yukkine. Obok niej stał barczysty mężczyzna w staroświeckich szatach, który szybko zniknął.
Rabo.
Zapyta o niego Yato...

-Wiesz kim jestem żywy demonie?- licealistka zamarła widząc ilość znaków na jej skórze, a Nora zbliżyła się doń jak lew do zwierzyny. –Jestem orężem Yato. Strasznie się go uczepiłaś. Czemu za nim chodzisz? Czego chcesz? On jest tylko mój.

-To nie tak!- Hiyori opacznie zrozumiała dziewczynę.Nie zależało jej na Yato... w taki sposób...?-Chodzę za nim bo musi rozwiązać mój problem!- i opowiedziała jej o wypadku oraz wychodzeniu z ciała.

Mizuri słuchała jej niby zniecierpliwiona, ale ciekawa.

-Wiem jak rozwiązać Twój problem.

-Tak?- oczy nastolatki rozjaśniły się radośnie.
Zatrważająco zimna dłoń dotknęła policzek.
- Tak.
Krzyknęła. Przecież to nie bolało.Chyba, że...

×××

Głód potęgował czas. Nie żeby się nudził- ostatnimi dniami wszystko go interesowało i fascynowało- ale ćwiczenia naprawdę wykańczały siły.

Mógł z nią iść, przynajmniej czas by się tak nie dłużył...
Poleciał jak na skrzydłach zanim jeszcze dzwonek nie skończył grać.

Coś było nie tak.

-Przyniosłam krówki o które prosiłeś Yukkine!

Chciał ją wyprowadzić z błędu.
Nie zdążył. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top