Rozdział 3 ''York, slumsy i kwiaty wiśni''

Pani zima całkowicie zagarnęła sobie świat przykrywając białym puchem, niczym matka swe potomstwo do snu. Oddechy przechodni zamarzły tworząc obłoki, niczym z dziadziusiowych fajek.

Spojrzała na towarzysza. Uwielbiała jego obecność. Ona, w tej swojej jasnej kurteczce i różowym szaliku, on, jak zawsze, w dresie i '' puchatej ściereczce '' - czego więcej można chcieć?
Chyba tego, by w jego oczach, pod przykrywką błogiej nieświadomości, nie kryły się te smutne uczucia.

Yukkine od kilku dni całkowicie zamknął się w sobie. Skulony płakał lub tępym wzrokiem wpatrywał w dal. Do tego nocami zrobiło się okrutnie zimno, wręcz lodowato, tak, że w mediach mówili tylko o zgonach bezdomnych.
Nie mogli umrzeć, ale mogli cierpieć. Zmiękczony wielkimi oczami Daikoku pozwolił im pomieszkać u nich.
Przynajmniej na razie.

- Co nie, Hiyori? - zapytał pstrykając wyrywając ją z letargu.

-Wybacz, zamyśliłam się.

Próbowała się uśmiechnąć, ale jeden z małych piesków pociągnął ją tak, że prawie nie upadła.
Yukki nie był w stanie pełnić swojej roli boskiego oręża, więc Yato zajął się mniejszymi zleceniami.
Pomagała mu w tym.

- Mówiłem, że te kudłacze to mają dobrze, nie?- pochylił się badawczo do yorka ubranego w uroczy, druciany sweterek- Ta stara prukwa traktuje je jak dzieci! ''Serdeleczek je tylko to. Serdeleczek musi nosić sweterek.'' A co ten futrzak robi? Tylko je i sra pod siebie!

Tryknął szczeniaczka na co maluch zaszczekał zaciekle. Ugryzł go w palec, a właściciel, krzycząc wniebogłosy, kręcił się wokół próbując go zrzucić.

Zaśmiała się delikatnie dziewczęcym śmiechem.
Mimochodem zrobił to samo.Uwielbiał ten śmiech.

Wrócili do sklepu dopiero późnym wieczorem. Yato cieszył się jak małe dziecko z kolejnych zarobionych 5 Y, które dała mu staruszka od piesków.
Według licealistki powinien być: ''bogiem zabawy i piwa'' - zawsze potrafił ją rozśmieszyć.

- Hiyoriś!- różowa rzuciła się na nią tak, jakby wcale nie widziały się kilka godzin wcześniej. - Ty jeszcze nie w domciu?I co robiliście tyle czasu sa-mi?

Specjalnie podkreśliła ostatnie słowo kątem oka wpatrując się w dresa. Ależ się zarumienił!

-Pomagałam Yato w zleceniu. - odparła rezolutnie nie wyczuwając aluzji.- Zasiedzieliśmy się trochę. Ale to nie problem; tatko zabrał dziś mamę do teatru.

Mimowolnie zatarła ręce z wrogą satysfakcją na myśl, że jej rodzice siedzą teraz na spektaklu myśląc, że ich ''mała córeczka'' nudzi się w domu.

-Wrócą późną nocą. Yukkine wciąż na górze?

Po pozytywnej odpowiedzi pobiegła na górę. Oboje czekali aż tupot jej stópek przestanie być słyszalny.

-Ależ Ty szybki Yatuś!- sprzedała mu sójkę- Dopiero co ją poznałeś, a już...

-Cicho siedź!- naburmuszony odwrócił się na pięcie.

Przecież do niczego nie doszło, nie?Tylko rozmawiali...

Wejście na dach nie było żadnym problemem. Z puszką piwa, wykradzionego z lodówki, wpatrywał się w gwiazdy. Miasto dudniło w oddali, acz on słyszał tylko szum wiatru w listowiu.
W czasach gdy kwiaty wiśni nie kojarzyły mu się jeszcze ze smutkiem.

Czarna czupryna małego dziecka smagana przez wiatr. Niebo, o nierównym ściegu gwiazd, tak czyste jak tylko w wiekach niesplamionych technologią. Gasnące pod stopami miasteczko, tak urocze w swej prostocie.I zacierająca się twarz ojca trzymającego malutkiego boga w objęciach.

-Już wiem jak Cię nazwać. - ten głęboki, tubalny głos nawet po tak wielu wiekach wywoływał u niego ciarki:
- Ya- boku.Yaboku.

{ według geniuszu słownika google ya= ciemny, boku= prorok
Dark prophed
Ale nie ręczyłabym za to tłumaczenie c: }

-Yaboku...Wytrząśnięty z letargu spojrzał na właściciela głosu.

Krótkie czarne włosy z przepaską, której kiedyś nie miała.Te puste oczy nie wyrażające emocji.
I wiecznie zastygły uśmieszek, wcale nie radości.

-Nora.
Przekrzywiła główkę, jakby nie rozumiejąc.

- Nie nazywaj mnie tak. Kocham imię, jakie mi nadałeś.

Zasłonił się rękami, jakby mógł tak zagłuszyć jej słowa.

-Czego chcesz bezpańskie oręże?- syknął.

-Yato, wróć do domu. Ojciec zaczyna się niepokoić.- podskoczyła lekko lądując bardzo blisko. była tak malutka, że sięgała mu zaledwie do klatki piersiowej.

- To nie godne dla takiego boga zadawać się z plebsem.

Złowrogą ciszę przerwał przesłodzony głosik śpiewający '' Nyan Cat'', jedną z ulubionych piosenek Yato.
Dzięki wam Bogowie!

-Widzisz - pomachał jej komórką przed twarzą- są ludzie, którzy mnie potrzebują.

Dziweczyna skrzywiła się. Jej się nie odmawiało.
Wpadł do domu dziękując wszystkim znanym bóstwom. Nie wiedział kto dzwoni, ale ten klient zostanie obsłużony all inclusive. Za idealne wyczucie czasu!

-Panie Yato?- znał skądś ten głos.- Proszę wybaczyć, że niepokoję o tak późnej porze, ale natychmiast potrzebuję Pańskiej pomocy. Proszę wziąć ze sobą Panienkę Hiyori. Wie Pan gdzie jestem, prawda?

''Po prostu Ea" mówiła bardzo oficjalnie, ale słyszał, że zależy jej na pośpiechu.Zakończył połączenie.

-Hiyori!!!

Nie musiał wołać dwa razy. Już po chwili zniknęli by pomóc siwej dziewczynce.

Slumsy. Tak mniej więcej można było nazwać miejsce, w którym się znaleźli. Dalej stały domy z papieru, popisane niczym strony gazet, udekorowane sznurami suszącego się prania. Ku zdziwieniu kilku obszarpańców wylądowali przy dużym ognisku między blokami do którego wyciągały się szaro- bure ręce.

-E, mała, pomagieria przyfrujła! (co miało znaczyć chyba 'pomoc przyszła' ;') )

Skierowali się w stronę głosu, dobiegającego z dużego skupiska osób.
Nie ciężko było ją dostrzec. Mało kto chodzi boso przy minusowej temperaturze. No i była zadbana, nic nie zdradzało jej kontaktu z brudem.

-A jesteście!- ucieszyła się nadmiernie, tak jakby byli jej ostatnią, utęsknioną nadzieją.- Daizo zasłabł. Chciałam pomóc, ale tu jest tak zimno...
Błagam pomocy!Schyliła się w pół, tak że włosy zakryły jej twarz.

Spojrzeli na siebie porozumiewawczo.Hiyori podniosła nogi, Yato ramiona. Przenieśli faceta na prowizoryczną matę obok ogniska.

-Żyje.- powiedział sprawdzając puls. Chciał oszczędzić Hiyori dotykania trupa.
Zajęła się nim profesjonalną ręką córki lekarza obsłuchując uważnie, ze skupieniem wypisanym na twarzy. Musiał przyznać, że była w tym naprawdę dobra.
Zaśmiała się krótko.

-Jest tylko pijany. Jedyne co mu może dolegać to kac gigant po przebudzeniu.

Potwierdziło to donośne chrapanie w.w. Daizo.Tłumek odetchnął z ulgą rozchodząc się w swoje strony.
Małe rączki Ei klasnęły radośnie i wydawało by się, że odmłodniała o kilka lat.

-Dziękuję, bardzo dziękuję!- uśmiechnęła się do nich tym nadzwyczajnie pięknym uśmiechem.- To ja chyba pójdę...

- Nie.- zanim znów zdążyła uciec Yato złapał ją za nadgarstek. Natychmiast puścił.Może to dziwne, ale jako jeden z niewielu bogów miał wyjątkowo ciepłe dłonie.Jej były zimniejsze od nieboszczyka.

-Zapomniałam zapytać...- spróbowała spojrzeć mu w oczy. Nie umiał wyczytać z nich emocji. - jak się czuje Yukki?

I to chyba zapieczętowało ich znajomość.

***

Nie powiem, Daikoku miał niezłą minę gdy ją zobaczył. Mniej więcej porównywalną do znalezieniu w bieliźnie Kofku czegoś nie-różowego (nie żeby szukał :3 ). Więc po prostu stał tam, wryty w podłogę, jak gipsowy posążek. Bogini biedy wykazała trochę więcej zrozumienia.

-O, to Ty!- podbiegła doń w tych swoich spadających skarpetkach.- Ea Missum, dobrze pamiętam?

-Tak, proszę Pani.

Kofku, jak to Kofku, chwyciła w swoje dłonie jej, rozgrzane trochę po marszu przez miasto. Ea spojrzała na nie z wdzięcznością.Nie wiedział skąd urwała się ta dziewczyna, ale musiała mieć potwornie ciężkie życie.

-Mogłabym porozmawiać z Yukkine? Obiecuję, że nie zajmę wiele czasu...

Proźba była zbędna. Stał tam, na szczycie schodów, chwytający za serce, zapłakany chłopiec o napuchniętych oczach i dłoniach zwartych w pięści. Trząsł się z emocji i zimna przenikających przez białą, pogniecioną yukatę sypialną.

-Czemu nie uratowałaś też jej?- jego głos był opanowany, ta myśl rzeczywiście go męczyła.- Możesz jakoś... pokonać ayakashi. Czemu jej nie uratowałaś?!

Zielone oczy nadal nie zmieniły swego spokojnego wyrazu. A czwórka gapiów wpatrywała się w to zdarzenie, niezwykłą więź emocji bólu i odkupienia.

-Nie zdołałabym.- widząc jego nie rozumiejący wzrok zapytała.- Jak to się stało Yukki?

-Biegliśmy... ale ona była za wolna... potknęła się. I ją dorwały.

Zacisnął pięści do białości knykci.

-A co zrobiła po upadku? -nie mógł odpowiedzieć, bo nie wiedział.- Uśmiechnęła się. Stała na tym chodniku od miesięcy i od dawna podejrzewała. Ale wiedziała, że jak wróci sama stanie się coś złego.Niszcząc tamtego ayakashi uwolniłam jej dusze.

-Czyli teraz...- w zapłakanych oczach pojawiła się nadzieja.

-Jest już na dalekim brzegu. Szczęśliwa.

Blondyn podczas tej rozmowy schodził powoli tak, że był teraz tylko o stopień nad nią.

-Dziękuję.- wyszeptał ledwie słyszalnie, już nie płacząc.
Dotknęła jego twarzy pod kością policzkową. Zarumienił się pod dotykiem kobiecych palców.

-Nie ma za co.- uśmiechnęła się. Wszystko stało się jakby jaśniejsze, a pokój wypełnił zapach kwiatów.
Kwiatów wiśni.
Siwa zerknęła na Yato znacząco. Podeszła do czwórki wolno, a gdzieś za kotarą zieleni jej oczu zamajaczyło uczucie bólu. Zgięła się w pół łapiąc za brzuch, prawie słaniając na nogach.

-Ea...- podbiegła doń Hiyori podtrzymując ją za ramię.
Znów zerknięcie wdzięczności.

-To nic.- uśmiechnęła się trochę wymuszenie.- Pójdę już.

Pozwolili jej odejść niezdolni do wykonania ruchu. Przechodząc obok Yato poruszyła ustami, a on zrozumiał.Rabo powrócił.

***
***
Postanowiłam, że na tydzień będą pojawiać się po dwa rozdziały. Bo czemu nie ;)
Muzykę dobieram specjalnie do rozdziału. Opłaca się posłuchać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top