Rozdział 2; ''Prośba, Junko i bose stopy''

Dzień chylił się ku końcowi.
Ognistoczerwone promienie ostatnich chwil słońca lizały łapczywie czarne korony drzew.

   Yato nie lubił zmierzchu. Była to granica między światłem, a ciemnością, gdy zacierało się mętne pojęcie dobra i zła. Hiyori, nie chcąc martwić rodziców, też postanowiła już wrócić.

-Zostań chwilę Yukkine.- poprosił Daikoku.
Bóg i licealista oddalili się nieskrępowanie rozmawiając.

-O co chodzi? 

Czarny wachlarz wychylił się jeszcze, by sprawdzić czy parka zniknęła za zakrętem i lekko się uśmiechnął.

-Chciałem tylko zapytać jak Ci się pracuje u Yato. Znam jego podejście do... pewnych spraw i jestem ciekawy jak Cię traktuje.

Yukki położył ręce za sobą i wygiął do tyłu z cichym westchnieniem.

-Nie powiem, spanie w cudzych świątyniach i praca za grosze nijak się ma do tego co miałem za ''życie po śmierci''.- ściszył głos- Ale to Yato nadał mi imię i chroni jak może. Mam tylko...

-Dobry chłopak!- zaśmiał się z ulgą mężczyzna- Może i jest trochę pacanowaty, ale to w końcu bóg. Wierzę, że dzięki Tobie wejdzie na właściwą ścieżkę i jakoś ogarnie.W gruncie rzeczy to dobry chłop.Chłopak uśmiechnął się. Do pokoju weszła Kofku zajadając się truskawkowymi pocky.

-Yatuś jest jak zagadka, nigdy nie wiadomo co mu w głowie siedzi.- mówiła między gryzami.- Nie wiem czy ktokolwiek znający jego przeszłość chciałby z nim pracować.

- Przeszłość?...- blondyn nerwowo przełknął ślinę.Lubił wierzyć, że przed nim niczego nie było. Choć jego mistrz tak często powtarzał ''Nie od wczoraj jestem bogiem!''...
Miał bardzo złe przeczucia.

- O Yatku po raz pierwszy usłyszałam z bardzo... nieprzyjemnych plotek.- z małej różowej dziewczynki zaczęła wychodzić ciemniejsza strona- Największą popularność zdobył gdy był ''bogiem do wynajęcia''.Do zabójstw.
Oczy chłopaka były wielkie. I przerażone.
-Zabijał dorosłych mężczyzn.Kobiety i dzieci.Ale też shinki.- gdy to mówiła zbliżała się doń przez drewniany stół. Teraz ich twarze dzieliły centymetry.

-Kofku.- mężczyzna chwycił ją za kark, jak chwyta się małego kotka.- Nie strasz dzieciaka.- zwrócił się do pobratymca.- To było dawno, w innych czasach. Gorszych.

Wziął swą boginię pod pachę i wyszedł pozostawiając chłopaka samego sobie w całkowitym osłupieniu. 

      Zaczynała się już martwić. Tak długo nie przychodził...
A jak coś mu się stało? Był przecież tylko małym dzieckiem!
Do tego czas jej się dłużył, bo Yato zamilkł jak zaczarowany. Czasami zastanawiała się, czy zna tą czynność, ale udowadnianie tego teraz nie było jej na rękę.

-Hiyori...

Jego zdolności teleportacji były niesamowite. W jednym momencie stał na wyciągnięcie ręki, by w sekundę później być tak onieśmielająco blisko.

-Ta...k?

Może i był nieodpowiedzialnym dresem.Ale był też mężczyzną. I to mężczyzną o idealnych rysach, oczach błękitniejszych od oceanu i zapachu na który za każdym razem reagowała tak samo intensywnie ( heloł! Co jak co, ale był tą ''idealną nadprzyrodzoną istotą'', o czym łatwo było zapomnieć).
Nachylił się nad jej uchem. Końcówki czarnych włosów łaskotały ją w szyję.

-To jedyne z osób, które tak długo pamiętają o moim istnieniu.- słyszał jak serce dziewczyny przyspiesza.- Kofku, może i wygląda niepozornie, ale to bogini biedy z ogromną mocą. Potrafi dać popalić.Gdybym wpadł w kłopoty...idź do nich.

Odsunął się, a widząc rumieniec na twarzy dziewczyny sam się zarumienił. Trwali tak chwilę nie wiedząc co uczynić.I zrobiłoby się niezręcznie, gdyby nie:

- Yato!
To był Yukkine. 

Dlaczego nie zauważyła jak był podminowany?
Bo wciąż czuła ten jedyny w swoim rodzaju zapach.

-O Yukki!- jej gestykulacja przeszła na poziom ''typowej Japońskiej dziewczynki''- Dobrze, że jesteś, martwiłam się! Chodźmy do domu, bo zaraz będzie...

-Wiedziałaś?! 

Zatkało ją.Chłopak miał łzy w oczach.

- O czym?...
Jej zdziwienie było prawdziwe.Nie wiedziała.

-On zabijał ludzi, Hiyori. – jego głos ociekał goryczą.- Mogłem się tego spodziewać po ''bogu'' wojny. Ale on to robił na zlecenie! Kobiety, dzieci, co to dla ''wielmożnego Yato'', nie?!- jego gniew narastał.- Mało tego Hiyori.On zabijał shinki!

Yato czuł ból i strach młodego. Wiedział jednak, że wynikają one z historii jego życia i Yukkine mu wybaczy.
Za to Hiyori...Spojrzał, choć nie chciał. Jej wzrok mówił wszystko.

-Yukkine...

Chłopak nie dał mu dojść do głosu.

- Może i musiałeś zabijać ludzi, inne czasy, ogarniam.- jego głos stopniowo się podnosił.- Ale shinki? Skazałeś ich na piekło śmierci już po niej! A ja Ci ufałem!...Ty nie wiesz jak to jest umrzeć...

Ostatnie zdanie było swoistym szeptem. Ale, w idealnej wieczornej ciszy, i tak je dosłyszeli.

-A Ty wiesz?!- ryknął Yato.Nie miał prawa pamiętać.Nie mógł pamiętać!

-Pamiętam niewiele.Ból i ...A potem miesiące unoszenia się w bieli bez możliwości kontaktu. Sam jak palec!- spojrzał na boga wzrokiem gotującym się od emocji.- Znajdę innego pana, nie mordercę!

Nie przyznał się, że oprócz bólu czuł zmartwienie. Martwił się o kogoś, kogo zostawił na tym świecie.
Kogo? Nie wiedział.
Nie żeby go to obchodziło.Długo jeszcze słyszeli jak jego trampki uderzają o asfalt.

-Hiyori... - nie za bardzo wiedział jak zacząć tą rozmowę.Poczuł realny wręcz ból, gdy pod płaszczykiem złości, dostrzegł w jej oczach strach.

-Robiłeś to?

Nie chciał kłamać.Choć, tak naprawdę, bardzo chciał wymazać ze swojej kartoteki dawne uczynki.Ale nie mógł.

-Tak.

Przysunął się o dwa kroki. I dokładnie o tyle się odsunęła.Przerażenie. To ono malowało się w krystalicznie różowych oczkach.

-Daj mi wytłumaczyć.- znalazł w końcu odpowiednie słowa, choć nie potrafił opanować drżenia.- Nie wiem po co mu to powiedzieli, ale tak, to prawda. Robiłem to dawno temu.Żyłem w przeświadczeniu, że muszę to robić...Skończyłem z tym. Nie chcę już zabijać. Teraz jestem innym bogiem.
Spuścił wzrok. Był... smutny. Chciał tylko by znów uśmiechała się do niego tym jej słodkim uśmiechem.
-Nie... bój się mnie.

Odwróciła się plecami, by nie widział emocji targających jej wnętrzem.
Bała się, ale nie jego tylko o niego.
Nie rozumiała go, ale czuła, że jego przeszłość nigdy go nie opuści. Że będzie musiał raz na zawsze z nią zawalczyć i nie wiedziała czy w niej wygra.
Zacisnęła pięści. Nie może tu płakać...
Nie czas na łamanie się! Najważniejsze jest teraz znalezienie roztrzęsionego chłopca.

-Idę szukać Yukkine. – nie czekając na odpowiedź skoczyła na pobliską lampę.
Poszedł za nią. Skoro jeszcze z nim rozmawia to była szansa, że mu wybaczy.

      Kopał pojedyncze kamienie, nie zważając na zdziwienie ludzi, w których buty trafiły.
W dupie miał to wszystko.W dupie miał nowych ''przyjaciół''.W dupie miał życie po śmierci.
A najbardziej w dupie miał mistrza, który nie dość, że beznadziejny, to go oszukiwał.
I to oszustwo bolało najmocniej. Mimo, że ręce w nieszczelnych kieszeniach kurtki zaczęły już przymarzać, parł dalej przez skąpane w mroku miasto.Na początku nie zwrócił na nią uwagi. Zwykła żebraczka, jakich wiele. Podchodziła do ludzi, ciągnąc ich za rękawy i wściekając się gdy odchodzili obojętni.
Dopiero to co mówiła go zaciekawiło.

-Halo! Proszę pani!- krzyczała zdesperowana ciągnąc kolejną osobę.
- Proszę nie udawać, że nie istnieję!Czy ktoś może mi pomóc?!

Zanim zdał sobie sprawę wgapiał się w nią z otwartymi ustami.

- Ty! Blondyn w zielonej kurtce!

I zanim zdążył nawiać już go złapała. Była w jego wieku lub starsza, o głowę wyższa.
Dlatego padł jak długi, a ona wraz z nim.

Zmartwiona twarz dziewczynki...... otoczona wianuszkiem włosów.

Po chwili zamroczenia otworzył oczy. Przyjęła to z wyraźną ulgą.

-Sorki, czasami nie pamiętam, że nie jestem już malutka!- Wstała podając mu dłoń. Przyjął ją.- Każdy udaje, że mnie nie widzi! Wiesz, moi rodzice są rozwiedzeni. Raz w tygodniu tatuś odbiera mnie ze szkoły, odrabiamy lekcje i gramy w gry. Potem jadę z mamusią do domu. Zgubiłam telefon i nie mam jak do niej zadzwonić, że to już. Pożyczyłbyś mi swój?

-Nie mam.- odparł zgodnie z prawdą.
–Nie możesz iść na piechotę?

-Mamusia nie lubi, gdy chodzę sama.- zasmuciła się.
Coś w nim pękło.

- Mogę pójść... z tobą. –miał nadzieję, że nie usłyszała.A jednak.

-Dziękuję!- wyraźnie poprawił jej się humor.- To idziemy!

Więc poszli. Trajkotała coś o tym ile to już czekała, o rodzicach i szkole, a on, niby nie zainteresowany, przytakiwał co chwilę, tak naprawdę uważnie wsłuchany w jej słowa.
Weszli na mostek. Jego wzrok przyciągnęła przyblakła już tabliczka otoczona kwiatami i zniczami.

"Dnia 11 listopada 2010 roku zmarła tu Hino Yunko. Miała 13 lat.
Bądź dobry i miły, bo szczęście tak szybko przemija.
Kochający rodzice."

-Jak... jak masz na imię?

Chciał się tylko upewnić.

-Junko.- uśmiechnęła się. – Miło mi Cię poznać.

I już wiedział.
Szli dalej. Przecież nie mógł jej powiedzieć...
''Nie żyjesz.Nie ma już mamusi, ani tatusia.Nie ma niczego co znasz.''
Zacisnął pięści. Nie, nie wyprowadzi jej z błędu. Będzie grał do póki będzie mógł, a potem...
Coś się wymyśli.

-O, patrz, kotek!- jej długie nogi w trzy kroki znalazły się przy ''zwierzaku'', który pobiegł w bok.

-Junko, nie!

To nie był kot. Fioletowa kita schowała się za zakrętem, a czerwono-żółte oko błysnęło szyderczo.Dobiegł tak szybko jak mógł.

Zgięta w pół ''kici kiciała'' cicho. A za nią był największy kotek jakiego kiedykolwiek widział.
Który ślinił na nią kły. 
***

                              Nie dość, że właśnie okrutnie ją wystraszył, to jeszcze się ociągał. Musieli szybko znaleźć Yukkine!

-Prędzej Yato! Jest już późno, a on jest sam...

-Nie jest sam.-odparł kpiąc z prawa grawitacji, bez problemu utrzymując się na skośnym daszku. – Ale jest zaniepokojony. Zdruzgotany. I przestraszony.
Bo Yukkine boi się ciemności.

-Skąd to wiesz?- cała jej wiara w boga jeszcze nie wróciła, więc wolała byś nieufna.

-Boga i shinki łączy specyficzna więź. Bóg czuje emocje oręża i ponosi na sobie konsekwencje jego złych uczynków.
Odbili się szybując nad kolejnymi budynkami.

- Jakie są te konsekwencje?

Nie zdążył odpowiedzieć. Ból ściął z nóg powodując, że spadł jak długi na daszek.

-Hej!- krzyknęła nieźle przestraszona lądując obok niego. Podtrzymując ramię pomogła mu wstać.

- To są konsekwencje.

Musiała przyznać, że nie tak wyobrażała sobie życie boga.

-Dasz radę iść?- podobała mu się ta opiekuńczość w jej głosie.Z lekka olewatorsko machnął ręką, pokazując,  że tak.

-Słyszysz? 

Słyszała. Po tak długim okresie przebywania z bóstwami znała je na pamięć.
Szepty ayakashi.

Ruszyli oboje, ale to Yato wpadł pierwszy za zakręt podtrzymując dziewczynę za przedramię.

Yukkine leżał tam, ze łzami na policzkach, patrząc w szydercze oczy grupy potworów.
Widząc to licealistka chciała podbiec, ratować go.Zablokował jej drogę ręką.Przeczucie nie myliło.Nie wiedzieli skąd przyszła, a, co ważniejsze, skąd wiedziała, że ktoś jej potrzebuje. Widzieli tylko burzę szarych włosów.-Nie bój się Yukki. Pomogę.Krzyk uwiązł mu w gardle, gdy postąpiła kilka kroków wyciągając rączkę do potwora. Patrzył na nią jak w transie, nie mogąc wykonać ruchu.Jej dłoń dotknęła wgłębienia przy niematerialnej szyi. A stwór nie pisnął nawet, gdy pojedyncze kawałki jego skóry wznosić się zaczęły w powietrze i, niczym popiół z ogniska, znikały z cichym sykiem, tak jakby nigdy nie istniały.Reszta ayakashi rozpełzła się natychmiast.

-Jesteś ranny? – zapytała zaplatając ręce z tyłu.

-Nie.

Jego głos był tak roztrzęsiony i charczący, że sam z trudem go poznał.Odeszła szybkim krokiem kogoś, komu się spieszy.

-Yukkine! – Hiyori podbiegła do chłopaka troskliwie go rozpytując. Yato podszedł dużo wolniej.

-Co... to było?- próbował zebrać się do kupy chłopak wskazując miejsce gdzie zniknął potwór.

-Wiedzieliście w co była ubrana?- spytał dresiarz.

Ubrana? Hiyori zamyśliła się.Najbardziej w oczy rzucały się nagie stopy. Dłuższą chwilę zajęło jej przypomnienie sobie dość krótkiej, bardzo prostej, ciemnozielonej sukieneczki związanej w pasie, jak worek pokutny.

-Tak.-odparła.

-Ona nie odczuwa chłodu. –pauza miała podkreślić jego słowa. – Nie jest człoekiem. Nie jest też demonem.Jest o wiele potężniejsza niż myślałem


***

Jedziemy z drugim rozdziałem :D 
Jeżeli ktoś jest ciekawy- Junko nie pojawi się w więcej w tej historii, była tylko epizodem w życiu Yukkiego. Co innego Ea. Ona, jak się zapewne domyślacie, pojawi się niejednokrotnie.

Przeczytałeś? Skomentuj --> 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top