Rozdział 1 ''Tabliczki, fartuszek i niespodziewany gość''
Ptaki skrzeczały ledwo dosłyszalnie, ułożone w piękny klucz, opuszczając Kraj Kwitnącej Wiśni. Kolorowe tabliczki zapraszające do sklepów kiwały na wietrze.
Nie znała wcześniej tej dzielnicy. Położona na obrzeżach miasta, malownicza, kryła w jednej ze swych uliczek typowo japoński targ. I to najwyraźniej tam ciągnął ich Yato ze swą nieodgadnioną miną.
Cisza obijała się po uszach.
Yukkine miał wrażenie, że gdyby chciał usłyszałby serce dziewczyny obok uderzające miarowo.
Nie żeby go to obchodziło.
-Kofku?! Jesteś tu?!
Nim jeszcze nie skończył jakaś różowa plama przemknęła przez uliczkę i rzuciła się mu ramiona, omal go nie przewracając.
Gdyby oczy mogły wychodzić z orbit na zawołanie już swoje zbierali z podłogi.
-Kto...? – Hiyori nie mogła wydobyć z siebie słowa widząc jak Yato okręca wokół nieznajomą.
- Jak tak na nich spojrzeć... - zamyślił się Yukkine- Nie gadaj Yato...!
Bóg uśmiechnął się ze złowrogą satysfakcją.
- To moja dzie-wczy-na!
Spojrzeli na siebie z niedowierzaniem.
- Tak, jestem dziewczyną!-krzyknęła.
To było niezaprzeczalne. Różowe włosy, różowa spódniczka i różowe buciki- nie zdziwiłabym się gdyby w poprzednim wcieleniu ta osóbka była landrynką.
-Ależ się cieszę, że przyszedłeś Yatuś! Yatuś, Yatuś, przyszedł do mnie Yatuś!
Mała, różowa dziewczynka śpiewała, bóg wojny i deprawacji głaskał ją po głowie, a półdemon i gościu zmieniający się w miecz udawali statuy z gipsu. Dla postronnego obserwatora musiało to wyglądać conajmniej komicznie.
- Oto Kofku, wielmożna bogini z tysiącem wyznawców.- chwalił, a ego różowej rosło.- O, szanowna, przychodzę prosić o pomoc! Widzisz, ostatnio przyjąłem tą zbłąkaną duszyczkę do grona mi uległych. – Kofku ciekawie popatrzyła na blondyna- Ale moja sytuacja nie pozwala na jego godny rozwój...
-Chodzi o pieniążki?- jej wielkie oczka były tak radośnie naiwne- Bierz, bierz Yatuś!
Z różowego (bo jakże by inaczej) portfela wysypały się drobniaki. Bożek padł na ziemię zbierając je łapczywie.
- Yato to ...! – Hiyori znów zabrakło słów. Wiedziała, że jest czasem beznadziejny, ale żeby aż tak?
Bum! Coś uderzyło z impetem w czarną czuprynę. Bezwładna twarz plasnęła cicho o ziemię.
- Znów Ty?! Oddawaj kasę, ale już! – i sytuacja stałaby się groźna gdyby ten wielkolud o twarzy gangstera nie miał na sobie przymałego fartuszka z różowym: ''Kiss the cooker'', a w ręku jaskrawą patelenkę XXS.
-A to Daikoku, jej oręż. Brutal i pe...- nie zdążył skończyć, bo pisnął jak dziewczynka, gdy wielka stopa przytuliła jego twarz do betonu.
- Hej wy! Czekajcie no!- krzyknął do skradających się komicznie ''partnerów zbrodni'' Yato.
Odwrócili się niezbyt zadowoleni, nadal czujni.
-Chodźcie do środka. Pogadamy.
Mogłoby być naprawdę miło. Pomieszczenie wykonane w przyjemnym dla oka stylu było ciepłe i pięknie pachniało słodkimi kadzidełkami. Oboje dostali herbatkę, tak dobrą, jakiej nie piła od dawna.
Ale atmosfera była gęsta.
Nie odczuwała tego oczywiście radosna bogini szczebiocząca jak mała dziewczynka i ciesząca się zwyczajnie, że ktoś ją odwiedził. Mężczyzna pozostał jednak czujny.
- Jakie nosicie imiona?
- I-Iki Hiyori. – wyjąkała.
Błękitne tęczówki śledziły jej plecy.
- A ty, chłopie?- zwrócił się do blondyna.
- Yu... kinne.- wyprostował się próbując nie okazać strachu.
Yato podpełzł do niego jak dżdżownica i szepnął teatralnym szeptem:
- Nie patrz mu w oczy.-dramatyczna pauza.- On lubi dzieci.
Oczy Hiyori zrobiły się dwa razy większe i natychmiast zasłoniła dzieciaka w geście obronnym przy wtórującym jej rechocie Kofku.
-
Tyy... !- wielkie pięści uderzyły w stół wprawiając filiżanki w nieprzyjemne drżenie.
I sytuacja mogła się stać naprawdę nieprzyjemna, bo te pięści mogły zlać na kwaśne jabłko jego mistrza (nie żeby go to ruszało).
Ale zadzwonił dzwonek, delikatny jak ptasie trele.
- Wybaczcie na chwilę!- różowe buciki odbiły się echem po korytarzu łączącym część mieszkalną ze sklepem.
Wielkolud i jego pani podeszli do lady, a reszta wychyliła zza drzwi. Ale nie normalnie-jak ludzie w starych komediach- jedna głowa nad drugą z niezbyt wybitnymi minami.
Czemu podsłuchiwali? Przez ciekawość? Możliwość?
Osobiście uważam, że zadziałał sam los.
-Kangei (tz. witaj)- przywitała się przybyła niskim głosem z ledwo dosłyszalnym obcym akcentem- Zastałam Panią Kofku?
Kiwnęła głową.
- Tak to ja. Czego potrzebujesz ko-cha-na?!
Patrząc cały czas na wprost nieznajoma kontynuowała.
-Poproszę zupę miso na wynos.
Daikoku poszedł do części kuchennej, gdzie w wielkim garze gotowała się już wonna zupa. Po chwili przyniósł ją w termicznej, zamkniętej misce i papierowej torbie.
- Mogę o coś zapytać?
-Pewnie.- odparł Daikoku nieco rozluźniony.- Wal.
-Czemu oni się ukrywają?- zapytała wskazując jaśniutkim, dziecięcym wręcz palcem na trójkę wyglądających zza framugi.
Wyszli więc; zaciekawiona Hiyori, sceptyczny Yato i neutralny Yukki.
-Kim jesteś?- zapytał Daikoku, którego rozluźnienie zniknęło, jak hel z przekutego balonu.
Nie powinna ich widzieć.
-Missum Ea. Po prostu Ea. –kąciki kobiecych ust podniosły się.
Yato wolał dmuchać na zimno.
Oparty więc na biodrze, niby nie zainteresowany zlustrował ją dokładnie- od beżowych botków zakończonych futerkiem, czarne jeansy na zgrabnych nóżkach do eleganckiego płaszczyku z flauszu aż po jasnofioletowy szaliczek zawiązany pod szyją. Nic niepokojącego.
Ale, spojrzał na twarz, a ta twarz była... niezwykła. Jej oczy, niczym łąka kryły niesamowitą głębie człowieka starego, pod tą niewymuszoną warstwą uprzejmości. Na siwych włosach topniały płatki śniegu.To nie była sztuczna siwizna, choć dziewczyna mogła być maksymalnie o rok strasza od jego Hiyori. Te włosy, lekko falowane, sięgające za ramiona, szare jak grafit ołówka, wyglądały jakby spadł nań cały ciężar życia, z którym sobie nie poradziła.
-Nie jestem nikim specjalnym.- odparła po chwili, jakby w odpowiedzi na jego rozmyślania.- Za to wy jesteście. Kofku, występująca pod pseudonimem Ebisku i jej shinki czarny wachlarz, Daikoku.- każdą osobę wyliczała na palcach.- Ty jesteś Sekki. Imię jako człowieka: Yukkine. Więc musisz być narzędziem wielkiego Yato, boga wojny i deprawacji.
Wyżej wymienionemu oczy zaświeciły się jak latarnie.
- Znasz mnie?!
-Oczywiście.- uśmiechnęła się ze... smutkiem? Gdzieś w głwie Yato pojawiło się wspomnienie, które jednak natychmoast zgasło.- Tylko Twojego imienia jeszcze nie poznałam.
-Ikki Hiyori.- różowooka podała nieznajomej rękę, która przyjęła ją tak jakby robiła to po raz pierwszy.
-Panienko Ikki, wiesz, że wyciekła Ci dusza?- wskazała różową kitę.
-Znowu?!- żachnęła się i spojrzała na Yato wzrokiem mordercy.Uśmiechnął się przepraszająco.
-Ja już pójdę.Do... zobaczenia!
Kilka srebrnych monet potoczyło się po ladzie z głuchym brzdękiem.
Gdy licealistka wybiegła przed sklep już jej nie było.Yato i Kofku spojrzeli po sobie porozumiewawczo.
Z tą dziewczyną było coś nie tak.
***
Tak oto rozpoczynamy pierwszym rozdzialikiem. Uwielbiam dobre cosplay, więc troszkę ich tu będzie.
Kim jest tajemnicza dziewczyna z siwymi włosami? Jak ułożą się jej relacje z bohaterami?
To już w następnym rozdziale--->
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top