Rozdział 2: Pierwsza noc
W końcu dojechaliśmy do szpitala. Dziewczynę od razu zabrano na salę operacyjną a moje ciało do jakiegoś pokoju obok.
Nie dbałem o nie, bo coś mi podpowiadało, że lekarze i tak stwierdzą zgon, więc poszedłem za dziewczyną.
Ooonnnaaa zzzgggiiinnniiieee
Kto to powiedział?! Rozejrzałem się po tym białym korytarzu.
Gdy znalazłem źródło dźwięku o mało nie zwymiotowałem.
Był to jakiś jednooki glut, który siedział lekarzowi na ramieniu. Ble!
Gdy ten glut spojrzał w moją stronę poczułem na sobie wzrok dziesiątek oczu. Straszne uczucie.
Ładnie pachnie
Glut zeskoczył z ramienia i wolno ruszył w moją stronę. Chwila czy TO COŚ się powiększa?!
Ładnie pachnie
Coś mi mówiło, że nie mam ochoty się do tego zbliżyć. Pobiegłem wzdłuż korytarza ale drogę zastąpiło mi drugie dziwactwo. Zostałem odcięty! Była to małpa z głową żaby i nienaturalnie wielką lewą ręką. Co to kurwa jest?! Zacząłem się cofać, jednak do glutka dołączył kolejny "kolega", którego wygląd przypominał krzyżówkę ośmiornicy z jakimś czworonożnym stworzeniem.
Ładnie pachnie
Tym razem to już nie był jeden czy trzy głosy ale wiele! Bardzo wiele! Zanim się spostrzegłem otoczyły mnie już kilkanaście tych stworów. Cofnąłem się tak, by być opartym o ścianę. Ku mojemu zdziwieniu plecy nie dotknęły kamienia a szkło. Okno! Wziąłem rozbieg i niewiele myśląc (w końcu jestem martwy) wyskoczyłem wybijając szybę.
Gdy spadałem uświadomiłem sobie, że spadam z czwartego piętra! No ładnie. Ale wait! Przecież jestem martwy! Czyli teoretycznie nie powinno mi się nic stać?
Teoretycznie.
Gdy od asfaltu dzieliło mnie ok pół metra nie wytrzymałem i zamknąłem oczy czekając na koniec.
Ten jednak nie nadszedł. O dziwo wylądowałem całkiem gładko, na ugiętych nogach i lekko podpierając się dłonią. Od kiedy ja tak potrafię?
Ładnie pachnie
Nie odważyłem się nawet odwrócić w stronę dźwięku tylko od razu pognałem przed siebie. Niestety przede mną znajdował się mur! Nie za wysoki, tak na oko dwa metry ale jednak! Nie mając zbyt wielkiego wyboru, bo w końcu czyim marzeniem jest zawrócenie mając za sobą zgraję bliżej niezidentyfikowanych istot, skoczyłem starając się złapać kant muru.
Efektu się kolokwialnie mówiąc nie spodziewałem.
Nie dość, że przeskoczyłem mur bez podpierania się to jeszcze bez problemu udał mi się fikołek i czyste lądowanie.
Nie zadając sobie trudu na przemyślenia w stylu "A skąd ja do cholery to potrafię?" biegłem dalej przed siebie. Jedynie miejskie lampy rozświetlały ponure ulice Tokio. Pozwoliłem sobie na chwilę poznawczą odwracając się. Pierwsze potwory właśnie schodziły ze szpitalnego muru!
Coś lub ktoś złapał mnie za ramię.
Ładnie pachnie
Kolejna poczwara! Szybkie kopnięcie od boku (tzw. mawashigeri przyp. aut) i pobiegłem dalej. Budynki zaczęły zlewać mi się w jedno. Nie dobrze. Opadałem z sił.
Ładnie pachnie
Zaskakujące ile te dwa słowa są w stanie dodać człowiekowi energi. Ale nie jestem w stanie tak przez wieczność, muszę coś wymyślić. Ładnie pachnie. Ładnie pachnie? Ładnie pachnie! Zapach! No jasne! Może to nie działa na zmarłych ale nie mam wyboru.
Wbiegłem na najbliższą uliczkę. Oczywiście ślepy zaułek. Nie ważne nie mam możliwości odwrotu.
Zrobiłem chyba najbardziej zwariowaną rzecz w moim życiu (co z tego, że pamiętam jedynie kilka godzin) - wskoczyłem do śmietnika.
Śmierdziało i to okropnie. Ale to dobrze. Starałem się opanować oddech. Ból w ramieniu zaczął dawać mi się we znaki. Czułem jak moje ramie płonie. Odruchowo złapałem ranę dłonią.
Błąd. Koszmarny błąd.
Momentalnie ból przeniósł się na nią. Niestety w śmietniku poza smrodem panowała stu procentowa ciemność.
Trudno. Zajmę się tym jutro.
Teraz muszę spaaaać....
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top